Wolne słowo

Obrazek użytkownika Krystian Frelichowski
Idee

Wiosną ubiegłego roku, z racji obchodów Wydarzeń Bydgoskich, jeden z dziennikarzy spytał mnie, czy

jest coś takiego z tamtych czasów, czego mi dziś brakuje. Odpowiedziałem bez wahania: wolnego słowa, dostępu do rzetelnej, nie przekazywanej w języku nowomowy, informacji. To śmieszne, ale w głębokim PRL – u, w latach stanu wojennego mimo wszechobecnej cenzury dostęp do prawdy był dla mnie niemal nieograniczony. Wystarczyło włączyć radio, pokręcić gałką i odnaleźć Wolną Europę, Głos Ameryki czy Radio Londyn, a po sierpniowym wybuchu wolności, kiedy to stałem się kolporterem prasy i wydawnictw niezależnych, byłem już w pełni usatysfakcjonowany. Dzięki szerokiemu spektrum czasopism drugiego obiegu mogłem bez przeszkód poznawać racje działaczy lewicowych, chrześcijańskich, liberalnych, a przez to samodzielnie, w oparciu o fakty, tworzyć swój indywidualny światopogląd. No a literatura. Na rynku podziemnym można było znaleźć szereg wspaniałych opracowań historycznych, filozoficznych, socjologicznych. Nawet powieści nie brakowało. Jak to wygląda dzisiaj? Można bez ustanku za pomocą pilota zmieniać telewizyjne kanały. Jednak niezależnie od stacji, (no może z czasowym wykluczeniem telewizji publicznej, której żywot jest już policzony), na jaką trafimy, sączy się z niej ten sam, podawany w nowomowie propagandowy jad. Trudno szukać w nich rzetelnej informacji. Te same prawidła dotyczą prasy codziennej, tytułów wiele, ale wybierać nie ma, w czym. Owszem, kiedy powstawała wolna Polska, pojawiło się kilka tytułów nie wpisujących się w filozofie okrągłego stołu. Ich żywot był jednak krótki. Niszczono je procesami, a gdy to nie skutkowało pojawiał się tajemniczy inwestor. Wykupywał pakiet większościowy udziałów, obiecując lepszą szatę graficzną pisma, wyższy nakład, po czym doprowadzał je do bankructwa. Ten los spotkał m.in. „Życie „ Wołka oraz wydawany w Bydgoszczy „Ilustrowany Kurier Polski”. Ostatnia na rynku Gazeta Polska walczy w sądzie o przetrwanie. Podobnie wygląda rynek wydawniczy, znikneły z niego wspaniałe powieści Józefa Mackiewicza, z dzieł Sergiusza Piaseckiego można zdobyć tylko te łagodniejsze. Rok 1984 Georga Orwella bywa jeszcze osiągalny na półkach księgarń, ale dostępne tłumaczenia nie pozwalają współczesnemu czytelnikowi zgłębić tajników nowomowy. Będąc osobą biorącą aktywny udział w życiu społeczno - politycznym kraju uczestniczę w różnych spotkaniach, kongresach, zjazdach. Kiedy potem wysłuchuję w środkach masowego przekazu relacji z tych wydarzeń, zastanawiam się często, o czym oni mówią, czy ja naprawdę brałem w tym udział? Przecież było zupełnie inaczej. Przypomnijmy sobie jak strasznie opluwano nieżyjącego już Prezydenta Polski. Dopiero po jego tragicznej śmierci media upubliczniły jego wspaniałe przemówienia, opowiadały o życzliwości, z jaka pochylał się nad ludźmi i mówiły o kunszcie, z jaka prowadził politykę zagraniczną.
Nawet prawda przekazywana ustnie w spotkaniach bezpośrednich natrafia na przeszkody. Czego jednym z wielu przykładów są spotkania dr. Sławomira Centkiewicza. Często w ostatniej chwili odmawia mu się dostępu do uzgodnionych już sal konferencyjnych, w których miał spotkać się ze swoimi czytelnikami, a jego wizyty media z reguły pomijają milczeniem. Podobnie było też z wizyta państwa Joanny i Andrzeja Gwiazdów w naszym mieście. Wśród 200 osobowej widowni, na spotkaniu nie było, ani jednego przedstawiciela ogólnodostępnych mediów. Czyżby się bali, atmosfery wolności, żywo przypominającej tą z lat osiemdziesiątych, która na chwilę zagościła w Bydgoszczy?

Brak głosów

Komentarze

#162108