KOLOROWANKA – wróg naszych dzieci

Obrazek użytkownika Maria Kowalska

Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, dlaczego naszym dzieciom każe się od wczesnego dzieciństwa zamalowywać niezliczoną ilość gotowych obrazków.

Kolorowanka to gotowy wzór obrazka w postaci konturów, którego wolne pola należy pokryć barwami.

Kolorowanki w wielkiej ilości każe się wypełniać dzieciom od przedszkola, gdzie są jeszcze dobrowolne i  w szkole, gdzie są zadawane i egzekwowane pod karą postawienia złego stopnia i to nawet do czwartej klasy. Proponuje się je również jako zajęcie nieobowiązkowe w czasie wolnym zamieszczając np. w czasopismach dla dzieci. Występują jako zadanie samodzielne lub towarzyszące nauce niemal wszystkich przedmiotów, nawet matematyki, języków obcych czy religii. Nie ma prawie podręcznika, w którym nie występowałyby kolorowanki.

Ich szkodliwość polega na tym, że:

Zabierają dzieciom cenny czas dzieciństwa,

Zabijają własną wyobraźnię

Przygotowują myślenie do podporządkowywania się narzuconym schematom, czyli kształtują myślenie szablonowe.

Mogą być narzędziem indoktrynacji

Zamiast kolorowanek proponuję dla dzieci:

Rysunek z wyobraźni

Naukę kaligrafii

Odzyskany czas można poza tym przeznaczyć na prawie zupełnie obecnie wyrugowane ze szkolnictwa podstawowego elementy np. naukę wierszy,  piosenek, gry na instrumentach.

Uzasadnienie:

Jedynym argumentem za kolorowankami, jaki udało mi się uzyskać od nauczyciela nauczania początkowego był ten, że dziecko rzekomo „wyrabia sobie rączkę”.

Pomimo jednak niezliczonej ilości wyprodukowanych przez kolejne już roczniki  kolorowanek nie widać jednak, aby dzięki temu obecni absolwenci lepiej lub ładniej pisali. Wręcz przeciwnie.

Jeśli ktoś chce się nauczyć ładnie rysować i malować, to musi właśnie dokładnie to ćwiczyć, zaczynając od prostej kreski i okrągłego koła. Na zajęciach z nauki rysunku dla przyszłych architektów nie ma kolorowanek.

Jeśli ktoś chce się nauczyć ładnie pisać, to musi ćwiczyć kaligrafię - jakoś nikt nie może dostrzec prostej zależności, która dla naszych przodków była oczywista.

Nauczyciele przedwojenni, a nawet ci z okresu Peerelu popukaliby się w czoło na takie pomysły.

Kolorowanki przyszły do nas wraz z transformacją jako element większej całości: przekształcenia Polski w strefę buforową, a ludności Polski w bezmyślną, łatwo podporządkowująca się, niewykształconą i tanią siłę roboczą.

Przerażające jest to, że ani rodzice, ani nauczyciele nie widzą nic złego w kolorowankach.

Rodzice wierzą autorytetowi nauczycieli, a nauczycieli uczy się na studiach i kursach pedagogicznych o zaletach takiej metody. Tylko nikt nie chce samodzielnie i logicznie pomyśleć i powiedzieć: przecież to bzdury, król jest nagi.

Zalety, owszem są. Dzieci siedzą cicho, bo są zajęte. Robią to początkowo chętnie, bo obrazek od razu ładnie wychodzi, bez wysiłku. Jak wiadomo, każdy woli żeby było łatwo szybko i przyjemnie oraz po najmniejszej linii oporu. Starsze zaczynają się trochę nudzić, ale nie próbują się buntować.

Nauczycielka języka obcego puszcza dzieciom na lekcji jakiś dialog do odsłuchania i w tym czasie każe kolorować obrazki. Ma święty spokój, a godziny lecą. To przykład z prywatnej szkoły.

Jaki zakres oddziaływania mają pojedyncze głosy wołających na puszczy? 

Od lat walczę w swoim środowisku z kolorowankami i innymi bzdurami zajmującymi dzieciom cenny czas, jak choćby niezliczone robótki ręczne przeważnie z surowców wtórnych, ale nie znajduję zrozumienia u nauczycieli, a rodzice poza przytakiwaniem nie odważają się sprzeciwiać.

Gdy znalazłam w podręczniku do j. angielskiego dla klasy pierwszej dwadzieścia całostronicowych kolorowanek do wykonania w jednym semestrze i stanowczo zaprotestowałam, nauczycielka z wyższością odpowiedziała, że nie jestem metodykiem nauki języka i się nie znam.

 

Wnoszę, aby jako element naprawy edukacji w Polsce włączyć postulat likwidacji kolorowanek jako metody nauczania.

Polecam przy okazji bardzo dobry pomysł na naprawę systemu edukacji w Polsce autorstwa Markowej. Niech takie ważne postulaty nie zaginą w otchłani sieci, ale niech będą wciąż przypominane, aby były „na wierzchu” i „pod ręką”, gdy przyjdzie czas na konkrety. Pozdrawiam autorkę.

http://niepoprawni.pl/blog/4768/biedne-dzieci

PS. Już prawie dwa lata temu pisałam, że mamy stan jak za okupacji i zaborów i apelowałam o drugi obieg w edukacji (tajne komplety)

http://niepoprawni.pl/blog/3787/potrzeba-niezaleznego-nauczania-historii-%E2%80%93-na-wzor-okupacyjnych-tajnych-kompletow

a także tu:

http://niepoprawni.pl/blog/3787/czy-przeciw-polsce-toczy-sie-wojna-analiza-wlasna

Brak głosów