Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
Sposób w jaki dokonała się zmiana ustroju w dawnej Czechosłowacji jest nazywany „atłasową rewolucją”. Zastanawiam się czy męczeństwo też może być atłasowe. W ostatni dzień koszmarnego dla nas roku 2010 (Smoleńsk) listonosz przyniósł stos listów z życzeniami świątecznymi i wezwanie z IPN. Zostałem poproszony, aby jako świadek złożyć zeznania w sprawie „zbrodni komunistycznej popełnionej w latach 1983-1984 w Barczewie przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego, polegającej na fizycznym i psychicznym znęcaniu się nad pozbawionymi wolności Piotrem Bednarzem, Romualdem Szeremietiewem i innymi”. Wróciły wspomnienia z tamtego okresu.
Latem 1983 roku trafiłem do więzienia w Barczewie (wcześniej od stycznia 1981 r siedziałem w Areszcie Śledczym na ul. Rakowieckiej w Warszawie). Wraz ze mną w Barczewie osadzono Edumunda Bałukę, Patryka Kosmowskiego, Jerzego Kropiwnickiego, Andrzeja Słowika, Leszka Moczulskiego i Tadeusza Stańskiego. Po pewnym czasie przywieziono Władysława Frasyniuka. Nasze cele znajdowały się w wybudowanym przez Niemców w latach trzydziestych pawilonie. Każda miała powierzchnie ok. 6,5 m2. Za Niemców były przeznaczone dla jednego więźnia (nas trzymano po 2 lub 3). Zimne, zagrzybione, całkowicie zastawione pryczami, stołem, śmierdzącym kubłem (nie było kanalizacji). Drewniana podłoga, przegniła, położna na betonie wylanym bezpośrednio na ziemi. Pawilon ten służył do osadzania więźniów niebezpiecznych ukaranych dyscyplinarnie oraz więźniów chorych na żółtaczkę zakaźną, a także dla przestępców hitlerowskich (siedział E. Koch, po naszym przyjeździe został przeniesiony w lepsze warunki do separatki szpitalnej). Wszystkich osadzonych dozorowali wspólni strażnicy, którzy pobierali dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia, a więźniowie chorzy zakaźnie i zdrowi korzystali ze wspólnej łaźni.
Zapytałem naczelnika więzienia, czy w takich warunkach powinni być trzymani więźniowie polityczni. Odparł, że w PRL nie ma żadnych więźniów politycznych i będziemy traktowani tak jak inni „kryminaliści”. Okazało się jednak, że nawet tego nie będzie. Na początku grudnia 1983 r. na polecenie z Warszawy „przykręcono śrubę”. Zabrano nam przywiezione z Rakowieckiej własne książki, ubrania, koce i odebrano hurtem wszystkie uprawnienia regulaminowe przysługujące więźniom kryminalnym. Nie mogliśmy np. pisać listów do domu, spotykać się z bliskimi i adwokatami. Mnie dodatkowo odmówiono zgody na pisanie pracy doktorskiej.
Podjęliśmy czynna akcję protestacyjną. Więzienie chciało nas spacyfikować. Większość czasu przetrzymywani byliśmy w kajdankach. Kuto nas w sposób szczególnie dotkliwy – do tyłu, przekuwając jedynie na noc ręce do przodu. Zdarzało się, że oprócz zakucia w kajdany zaklejano nam plastrem usta w identyczny sposób, jak robili to hitlerowcy rozstrzeliwujący Polaków. Zakładano nam kaftany bezpieczeństwa, twierdząc, że jesteśmy psychicznie chorzy. Stosowano też specjalne urządzenie krępujące, wykorzystywane przy wykonywaniu kary śmierci przez powieszenie. Używano gazy paraliżująco-łzawiące. Świadomie oblewano nam gazem oczy z odległości kilku centymetrów w celu uszkodzenia wzroku. Pamiętam słowa klawisza: „Daj mu mocniej po ślepiach niech oślepnie”. Byliśmy wielokroć zamykani do specjalnej celi. Było to pomieszczenie o pow. 5 m kw., bardzo szczelne, bez okien i dostępu powietrza. Już po kilku minutach osoby osadzone odczuwały brak tlenu. Wtedy obserwujący nas przez wizjer klawisz otwierał drzwi i... można było oddychać. Takie podduszanie trwało godzinami. Stański nazwał tę celę „bunkrem głodowym” bowiem zdarzało się, że zamkniętym nie podawano posiłków. Np. w dniach 29 marca do 2 kwietnia 1984 roku osobom przebywającym w tym pomieszczeniu nie podano jedzenia. Podstawą prawną zastosowania takich metod było podobno zarządzenie ministra sprawiedliwości z 1975 roku pozwalające na stosowanie takiego rodzaju tortur.
Po kilku miesiącach nasz protest zakończył się sukcesem. Okupionym jednak dużymi stratami: Kropiwnicki i Słowik głodówkami spowodowali trwałe uszkodzenie zdrowia, Piotr Bednarz rozpruł sobie nożem brzuch, a ja trafiłem do szpitala z poważną niewydolnością serca. Ponadto pod sfingowanym zarzutem pobicia klawisza przygotowano kolejny proces i miałem spędzić za kratami następne kilka lat.
Kiedy o tym wszystkim myślę spoglądam na stronę internetową z wypowiedzią prezydenta Komorowskiego. Skrytykowany za zaproszenie gen. Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego podkreślił, że w przeciwieństwie do swoich adwersarzy ma osobiste doświadczenia związane ze stanem wojennym, w wyniku którego trafił do obozu internowania. Prezydent mówił: "Być może część tego wściekłego ataku na mnie to po prostu przejaw jakiegoś kompleksu tych, którzy albo czmychnęli za granicę w okresie stanu wojennego i stamtąd byli bohaterami zza płota, albo tych, którzy nigdy nie zaryzykowali niczego i stan wojenny przeczekali spokojnie mocząc nogi w miednicy z ciepłą wodą" Rzeczywiście Komorowski był od grudnia 1981 do czerwca 1982 internowany w obozie w Jaworzu. Mamy opis obozu: „Ośrodek w Jaworzu był jednym z kilku zaledwie obozów internowania stanu wojennego, który umieszczono nie w więzieniu, lecz w wojskowym domu wczasowym podległym dowództwu wojsk lotniczych. (...) Był to obóz niewielki, liczba internowanych rzadko przekraczała 60 osób. (...) Cechą najbardziej charakterystyczną, odbiegającą od przeciętnej innych obozów był skład osobowy Jaworza: przebywali w nim intelektualiści - pisarze, artyści, naukowcy i - jak się po kilku latach okazało - przyszli politycy z pierwszych miejsc w kraju. Ośrodek odosobnienia w Jaworzu, jako jeden z bardzo niewielu w kraju, odpowiadał warunkom internowania zapowiadanym przez władze stanu wojennego: dwa pawilony spełniały standard wczasowy, w pokojach ok. 10 m2, z przedpokojem mieszczącym szafę i umywalkę, mieszkały 3 osoby. Dwa prysznice i cztery kabiny WC na piętrze przypadały na 20-30 osób. Czystość w pokojach, na korytarzu i w pomieszczeniach sanitarnych utrzymywali sami internowani. W oknach nie było krat, pokoje były otwarte, panowała swoboda poruszania się po korytarzach i wewnątrz pawilonu - ale już nie swoboda wychodzenia na zewnątrz, na teren bez muru i wieżyczek strażniczych. Spacery odbywały się pod nadzorem, w kółko po wyznaczonym terenie. Posiłki, przyrządzane smacznie, podawano do stolików w stołówce. Osobistą kontrolę nad obozem sprawował adiutant gen. Kiszczaka, pułkownik Romanowski - on eskortował transport helikopterami z Warszawy do Jaworza, on też odwiedzał regularnie obóz. Stała, SB-cka część załogi Jaworza, nie ulegała zmianie ... (..) Opiekę duszpasterską nad obozem sprawował początkowo sam ordynariusz diecezji koszalińskiej, bp Ignacy Jeż; (...) W obozie istniała doskonała samooroganizacja dla zagospodarowania czasu: działała ,,wszechnica jaworzyńska?, której wykłady odbywały się początkowo codziennie - później dwa razy w tygodniu, co sobotę odbywały się wieczory PEN-Clubu, a także wieczory poezji, seminaria historyczne i filozoficzne, spotkania okolicznościowe, działały lektoraty językowe. W Jaworzu - i tylko w nim - pojawił się poważny problem, którego nie znały inne obozy. Była w nim świadomość wyraźnego uprzywilejowania w stosunku do innych miejsc odosobnienia...”
W połowie kwietnia 1981 r. żona Bronisława Komorowskiego skierowała prośbę o udzielenie przepustki jej mężowi ze względu na śmierć dziadka. Komorowski dostał przepustkę i ją przedłużał prowadząc rozmowy z esbekami. Moja żona też występowała o przepustkę dla mnie w związku z pogrzebem babci. Nawet jej nie odpowiedziano. Może dlatego, że rodzice mojej żony nie mogli ją wesprzeć w tych staraniach; ojciec inżynier, w czasie wojny był w Szarych Szeregach, żołnierz AK, matka bibliotekarka – w latach 50. nie przyjęto jej na polonistykę bowiem była córką przedwojennego policjanta.
A skoro wspomniałem żonę. Mówi Komorowski: „Ale najbardziej byłem z niej dumny, kiedy siedziałem internowany. Ania znalazła Jaworze na mapie, dojechała tam 31 grudnia 1981 roku, brnęła kilka kilometrów przez śnieg, z plecakiem dotarła do ośrodka." Moja Iza nie mogła w grudniu 1981 r. odwiedzać mnie w więzieniu. Sama znalazła się za kratami. Z racji nazwiska ( była tylko szeregowym członkiem „Solidarności”) została o północy z 12/13 grudnia 1981 r. skuta przez esbeków kajdankami i następnie zawieziona do więzienia. Samochodem ciężarowym z plandeką w zimie, z Leszna – gdzie wówczas mieszkaliśmy - do Ostrowa Wlkp., odległość ponad 100 km. Witali ją w kryminale strażnicy z psami, trzymano w celi stosując surowy regulamin więzienny. Nie było żadnych paczek i tym podobnych fanaberii. Jak się okazało żonę zamknęli, aby wymusić podpisanie lojalki. Nie dała się złamać – zdawała sobie sprawę, że w ten sposób chciano uświnić nasze nazwisko – w „Trybunie Ludu” napisaliby, że Izabela Szeremietiew popiera stan wojenny. Po wyjściu z więzienia spotkał ją prezent od tzw. naszych. Kolega pojechał do działającego przy Kościele ośrodka pomocy represjonowanym. Powiedział, że zgłasza osobę bez środków do życia, która ma męża w więzieniu, a sama niedawno wyszła z internowania. Usłyszał: „oczywiście trzeba pomóc, jak ta pani się nazywa”. Podał nazwisko: Szeremietiew. „To nazwisko nas nie interesuje” – usłyszał.
Komorowski szczyci się dzielną żonę, która pierwsza „przedarła się” do Jaworza i dostarczyła mu paczkę. Moja żoną musiała z Leszna Wlkp. do Barczewa pod Olsztynem (gdzie siedziałem) najpierw pokonać 700 km pociągiem, co trwało ponad dobę i mogła mi dostarczyć 3 kilogramową paczkę, jak przewidywał regulamin, a w niej to, co mogła kupić na kartki, odejmując sobie od ust. Zdarzało się kilka razy, że pod bramą więzienia mówiono jej, iż odebrano mi prawo do widzenia i musiała wracać z niczym. Do dziś pamiętam, jak kiedyś przyjechała do mnie zimą, miała na nogach grube skarpety i letnie buty z odkrytymi palcami. Nie miała pieniędzy na kupno zimowych butów.
Tak, tak, byliśmy obaj z Bronkiem prześladowani przez reżim gen. Jaruzelskiego, gdy inni wtedy nogi moczyli w miednicy, za płotem oczywiście.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3293 odsłony
Komentarze
Re: Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
1 Stycznia, 2011 - 00:51
Panie Romualdzie, dziękuję za przypomnienie kto jest kto i życzę, by dzięki panu, ludzie przejrzeli na oczy.
Ponad to, życzę na Nowy Rok, dużo zdrowia, szczęścia rodzinnego i powodzenia w polityce dla dobra ojczyzny!!! Pzdr.
żywi, drogi Ministrze, powinni dawać świadectwo...
1 Stycznia, 2011 - 03:30
... dopóki żyją i... jest komu... To naprawdę podwójna okazja, która może się nie POwtórzyć.
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
@Autor
1 Stycznia, 2011 - 03:55
Dziękuję za ten tekst i prosze przyjąć serdeczne życzenia noworoczne
Szczur Biurowy
Maciej Świrski
@Autor
1 Stycznia, 2011 - 04:38
Ta wypowiedź Komorowskiego jest wyjątkowo obrzydliwa i obraźliwa. Tak ciężko uwierzyć, że takie monstrum, taka kreatura, jest dziś prezydentem Polski, reprezentuje ją na Swiecie, a wielu Polaków musi się czerwienić. Za niego i za jego wyborców.
Najlepsze życzenia Noworoczne, Panie Romualdzie!
contessa
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
Re: Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
1 Stycznia, 2011 - 08:48
Pamiętam jak młodziutkiego Piotra Bednarza "wypchnięto" przed kamery dziennika telewizyjnego. Był w białym golfie. Bezradny wobec oprawców - TRIUMFUJĄCYCH.
Mieliśmy łzy w oczach jak zachodnie radiostacje podały wiadomość o jego ciężkim stanie po samouszkodzeniu.
Tak strasznie okrwawione ręce ma ten dyktator "Priwiślańskiego kraju" "doradca" demokratycznie wybranego prezydenta RP.
Niesamowite !
1 Stycznia, 2011 - 09:39
Wiecej takich opowiesci, moze w koncu te bronki (postacie wybierajace Bronka) przejrza.
Panie Romualdzie, wszystkiego dobrego w 2011. !
richo
richo
Bronek Komuruski
1 Stycznia, 2011 - 10:38
ma żonę z dobrego rodu,dlatego jako internowany był na wczasach, natomiast Pan jako Polak nie mógł liczyć na wyrozumialość.Po pewnym czasie bronek zrobił Pana przestępcą i na tym świecie jest bezkarny.Póżniej będzie znacznie gorzej.TAM już nie można recenzować.
Re: Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
1 Stycznia, 2011 - 10:56
Dziękuję p. Romualdzie za kontekst, który pozwala oceniać kto był miły władzy i z kim ona wiązała nadzieje. Złota klatka, welurowe kajdanki i konfabulacja na temat pochodzenia, to "prawda" na której "postrojono" obraz ponoć naszego prezydenta.
Kolega został internowany tylko za wywieszenie flagi narodowej z kirem w miejscu publicznym po morderstwie na "Wujku". Trzymano go z innymi internowanymi w ostrą zimę w baraku, gdzie woda lała się po ścianach. Internowani słabszego zdrowia zaczęli mieć kłopoty zdrowotne i niczego ponoć nie dało się zmienić. Dopiero solidarny strajk głodowy zmusił klawiszy i ich przełożonych do zmniejszenia zagęszczenia cel i poprawę ogrzewania.
Pański opis pozwolił mi zrozumieć, że było gorzej niż powszechnie się o tym mówi i stosowane praktyki były tożsame z tymi z okresu stalinizmu; widać zadbano o ciągłość szkolenia kadr w więziennictwie.
Takie opowiesci jak
1 Stycznia, 2011 - 18:16
p. Szeremietiewa i Pana uswiadamiaja , z jaka POLSKA mamy dzisiaj do czynienia podobno "wolna", dbajaca o swioch wojownikow.
Zgadzam sie calkowicie z teoria , ze stan wojenny spawacz & Co. wywolal glownie po to, by wykonczyc prawdziwych patriotow w Solidarnosci, tych co by mogli przeszkadzac w geszeftach okraglostolowych.
Wielu z nich bylo maltretowanych po wojnie za udzial np. w AK, pozniej za dzialalnosc opozycyjna do 89 r. A po 89 odstawieni w zapomnienie , czesto bez srodkow do zycia z utraconym zdrowiem.
A ich oprawcy czy oprawcow wspolpracownicy maja sie dzisiaj dobrze w przeciwienstwie do swoich ofiar.
Tak wiec to nie jest zadna ani wolna ani sprawiedliwa Polska.
Mialem przyjemnosc przed Swietami byc na spotkaniu organizowanym przez grupe SOLIDARNI 2010 w Brukseli z Ewa Stankiewicz i J. Pospieszalskim.
ktorzy na zlecenie TVP wyprodukowali na 30 lecie SOLIDARNOSCI 15 krotkich spotow z tymi wlasnie NIEPOPRAWNYMI dzialaczami PRAWDZIWEJ Pierwszej Solidarnosci.
Wspaniale , poruszajace i wzruszajace wywiady z tymi zapomianymi bohaterami , polskimi patriotymi - lecz dzisiaj za sprawa takich Tuskow i Komorowskich & Co , przegranymi.
Ten material nakrecony przez ES i JP powinien byc przez TVP pokazywany w godzinach najlepszej ogladalnosci (a nie jak to bylo w sierpniu 2010 okolo 16, bez zapowiedzi, bez przygotowania o co sie rozchodz)
Mlodziez w szkolach powinna to ogladac.
Panie Romualdzie , Pan swoje przeszedl do 89 a pozniej za sprawa gajowego rowniez w "wolnej" juz Polsce.
Ale nad tymi z tych spotow ES i JP, przynajmniej nad wiekszoscia z nich , to juz tylko siasc i plakac.
Rowniez z wscieklosci , ze do czegos takiego moglo w ogole dojsc.
richo
richo
Re: Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
1 Stycznia, 2011 - 12:36
Dziękuję za to świadectwo prawdy.
Opieki Bożej w nowym roku!
Pozdrawiam
Sigma
Szeremietiew
1 Stycznia, 2011 - 13:11
Dzięki za notkę.
Dla Pana i Bliskich Najserdeczniejsze Życzenia Noworoczne.
Pozdrawiam
jwp
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Profesor Szeremietiew.
1 Stycznia, 2011 - 15:21
Prawda ujrzy światło dzienne, a nieraz życzenia spełniają się - życzę aby ujrzała w Nowym 2011 Roku.
Życzenia Noworoczne
http://www.youtube.com/watch?v=X-Ig16LeqP8
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków
Re: Sylwestrowa opowieść o atłasowym męczeństwie
1 Stycznia, 2011 - 18:03
Jeżeli atłas to to samo co aksamit, to OK.
Jerzy Zerbe
No tak
1 Stycznia, 2011 - 19:22
czeską rewolucję nazwano "aksamitną", a nie atłasową - trochę pokręciłem. Jednak istota, czyli miękkość i łagodność w dotyku charakteryzuje obie tkaniny więc prosżę o wyrozumiałość. Byłoby gorzej, gdyby czeska rewlucja była np. lniana, siermiężna, a ja bym plótł o atłasach, na szczęście dla mojej kiepskiej pamięci nie była. A poza tym to chyba jednak sprawa drugorzędna.
RSz
RSz
Dlatego ta łajza mówi o swoim moczeniu nóg w misce.
1 Stycznia, 2011 - 19:12
Dlatego ta łajza tak chętnie wspomina o tym co robił w tym ośrodku wczasowym, gdy inni byli katowani w więzieniach.
On mówi o swoim moczeniu nóg w ciepłej wodzie w misce.
Pozdrawiam
Obibok na własny koszt
PS
Tak jak Pan również otrzymałem "zaproszenie" do IPN.
======================================================
Nunquam sapiens irascitur.
Obibok na własny koszt
znam tę prozę tych rzekomo "moczących nogi w miednicy"
1 Stycznia, 2011 - 21:20
pzdr
antysalon
Życzenia.
1 Stycznia, 2011 - 22:04
Jestem pełna podziwu dla Pana wyrozumiałości i cierpliwości wobec losu, który Panu zgotowano.
Pana historia potwierdza, że III RP nie jest dla kochających ją obywateli. Pamiętam jak przyklejano Panu twarz sprzedawczyka. Mam nadzieję, że Pan te wszystkie dziwne przypadki swego życia opisał. To bardzo ważne by świadectwo prawdy przetrwało dla następnych pokoleń.
Proszę przyjąć dla Pana i Jego bliskich najlepsze życzenia
spokojnych dni pełnych miłości, prawdziwych przyjaciół, którzy nie opuszczają w potrzebie i opieki Opatrzności Bożej. Prawym ludziom w III RP jest ona bardzo potrzebna. Do Siego Roku. Łączę wyrazy najwyższego szacunku.
Aurelia z Poznania
Panie Romualdzie
2 Stycznia, 2011 - 19:23
Wyrazu szacunku za Pana rzeczową postawę. To świadectwo przewraca obraz PRLu, któremu próbuje się przyprawić kretyńską, ale nieszkodliwą gębę. Nie mówi się o ofiarach, ich ciepieniu i cierpieniu rodzin prześladowanych za przekonania. Gdy uczciwie chce się walczyć z powszechnym klikierstwem jest się niszczonym fałszywymi oskarżeniami. Panie Profesorze życze Panu spełnienia planów w Nowym Roku, dużo zdrowia i szczęścia w rodzinie. terka
- terka
!
3 Stycznia, 2011 - 00:37
Dziękuję za miłe słowa. Życzenia z serdecznością odwzajemniam.
RSz
RSz