Boję się
Boję się. Boję się, gdy patrzę na uśmiechającego się Ławrowa, który może powiedzieć wszystko co chce i komu chce ("Kim ty k..a jesteś by mnie pouczać?" skierowane do brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, Davida Milibanda). Boję się, gdy patrzę na Sarkozyego, który jeździ do Moskwy i po każdym powrocie ogłasza, że wszystko zostało rozwiązane, a Rosja i tak robi swoje.
Boję się, gdy widzę jak słaby okazuje się Zachód. Boję się, gdy... No po prostu, boję się!
Może w moim strachu jest trochę przesady, przyznaję. Może w strachu moich znajomych, którzy słysząc ryk odrzutowców nad Warszawą przez kilka sekund pomyśleli: "Chryste, wojna!" też jest trochę przesady- to też przyznaję. Ale pewne jest, że niebotycznie podniósł się poziom groźby wybuchu kolejnego światowego konfliktu. Że to co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niewyobrażalne, teraz stało się całkiem realne. Bo jeżeli Rosja robi co chce, nie ogląda się na nikogo, a Zachód rozkłada bezradnie ręce, to czy nie mam prawa się bać?
Najpotworniejsze są analogie historyczne. Gdy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy, to czy ktokolwiek spodziewał się, że ten sam człowiek zaledwie 6 lat później spowoduje początek największego konfliktu w historii ludzkości? Nie. Owszem, dostrzegano, że ma on "dość" ostre poglądy, ale wszyscy uznali, że to sprawa wewnętrzna Niemiec. Na czym wypłynął Hitler? Na niezadowoleniu społecznym związanym z rządami Republiki Weimarskiej. Na obniżeniu poczucia dumy narodowej. Na biedzie, na hiperinflacji niszczącej niemiecką gospodarkę w latach 20. Na tym, że Niemcy przestali się czuć potęgą. On dał im nadzieję na powrót do imperium, postawił na kult siły. Co się stało w 1938 roku, gdy Niemcy dokonały Anschlussu i przyłączyły Austrię do siebie? Zachód powiedział: "Sprawa wewnętrzna Niemiec". Co się stało, gdy Niemcy zaczęły głosić, że Sudety powinny być ich? Zachód się temu nie sprzeciwił. Bez udziału Czechosłowacji, w Monachium, postanowiono oddać Hitlerowi strategiczny teren, na którym były rozmieszczona potężna linia umocnień. Ograbiono i pozostawiono samą Czechosłowację i biernie przyglądając się jej aneksji, ogłoszono SWOIM: "Przywozimy wam pokój!". A potem? Minął rok. Nastało lato 1939 roku, lato, o którym ludzie je pamiętający mówią: "Cudowne lato. Rzadko się zdarza tak przepiękne lato. Wyjątkowo ciepłe i zielone.". Przyszedł 1 września. Wybuchła wojna. W ciągu następnych sześciu lat zginęło kilkadziesiąt milionów ludzi.
Najpotworniejsze są analogie historyczne. Gdy w 2000 roku Putin doszedł do władzy, to czy ktokolwie się spodziewał, że doprowadzi on słabą, biedną Rosję do potęgi? Potęgi opartej na ropie i gazie, której ceny skuteczne Rosja podniosła? Może znaleźli się tacy analitycy, nie pamietąm. Wiem jedynie, że za Jelcyna Rosja była słaba i bezradna. Na tym wypłynął Putin. Na niezadowoleniu społecznym związanym z rządami Jelcyna i jego familii. Na tym, że po latach ZSRR, kiedy to Matuszka Rossija była głównym rozgrywającym świata, nastały lata biedy, słabości, zepchnięcia na margines. Putin dał Rosjanom to, co potrzebowali. Nie wyższe renty, emerytury, więcej dróg, więcej mieszkań, tańszej wody. Dał im imperium, cara, więcej rur gazowych, dłuższe gazociągi, nowe odwierty. Rosja imperium! Znów potężna! Rosjanie go pokochali i to nawet mimo sprawy Kurska, nawet mimo tego, że choć żyje im się lepiej, w miastach coraz bardziej bogato (na wsi coraz bardziej biednie), to poziom ich życia nadal daleki jest od "europejskiego".
Co się stało, gdy Rosja zaatakowała Czeczenię? Zachód powiedział: "Sprawa wewnętrzna Rosji". Co się stało, gdy Rosja wkroczyła do Gruzji i ogłosiła niepodległość Abchazji i Osetii Południowej? Zachód zamiast ostrego stanowiska przyjmuje opcję tzw. dialogu, nie rozumiejąc, że z Rosją nie ma dialogu. Opcja dialogu to opcja kompromisu. Zgody na coś i oczekiwania na coś innego w zamian. Rosja wszystkie dary przyjmie, ale da ochłapy. Świat zachodni daje się postawić w roli Indian, którym, nomen omen, europejscy kolonizatorzy dają paciorki i skażoną whiskey, a w zamian zabierają ziemię, złoto, wszelkie bogactwo. Sarkozy niczym Chamberlain, jeździ na teren drugiej strony i wracając do własnego państwa ogłasza: "Przywozimy pokój!". Tyle tylko, że co potem? Minie rok? Nastanie piękne lato 2009 roku, lato, o którym ludzie, będą mówić: "Cudowne lato. Radzko się zdarza tak przepiękne lato. Wyjątkowo ciepłe i zielone." I? Co dalej?
Żywmy nadzieję, że ta potworna powtórka z historii zatrzyma się odpowiednie wcześnie. Że Rosja, mocno osłabiona przez obecny kryzys gospodarczy, kiedy to ceny ropy i gazu spadły drastycznie, kiedy zagraniczni inwestorzy zaczęłi z niej uciekać i giełda moskiewska poszła gwałtowne w dół, nie będzie mogła sobie pozwolić na kolejny polityczny va banque. Oby. Oby Zachód się opamiętał. Oby Rosja nie była mocna. Ale czy to możliwe?
AUTOR: Tomasz Piechal
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4605 odsłon