O PAMIĘCI ZAPACHÓW, SMAKÓW I OJCOWIŹNIE
Zaczęłam dziś porządki wiosenne w ogrodzie.
I w związku z tym naszła mnie refleksja - można sporo zapomnieć, ale pamięć zapachu i smaku jest wieczna.
Bo ogród przypomnial o sobie aromatem wiosennej, zroszonej deszczem ziemi. Kwitną już przebiśniegi, wyłażą kiełki cebulicy syberyjskiej i krokusy. Kosy, sikory, dzwońce i czeczotki robią rejwach przy karmniku. Z lasu dochodzi bębnienie dzieciołów i ptasi świergot. Psy i koty wykłócają się o najlepsze słoneczne plamy do wygrzewania.
Ziemia ma swój specyficzny zapach, a po deszczu staje się on jeszcze silniejszy.
Chociaż miałam wtedy ledwo pięć lat, pamiętam zapach tłustych zamojskich lessów po długotrwałej ulewie. Pamiętam stojące wszędzie bajorka, bo jak wiadomo krajobraz tamten jest pełen wądołów. I śmieszne, łaciate świniaki, które wyłamały zagrodę i truchtem pognały do jednego z bajor, aby zażyć ciepłej kąpieli. I pomalowane farbką chałupy z kwitnącymi przed nimi piwoniami i ostróżkami. Wyłuskane z kłosa młodego jęczmienia mączyste, miękkie ziarno. Jeszcze ciepłe, udojone do kubka mleko. Świeżo upieczony chleb. Młode ziemniaki z masełkiem. Chrzęszczące, buraczane liście wrzucane krowie do żłobu. Zapach stajni i szczypiących miękkimi wargami koni proszących o głaskanie.
I mimo że dawno nie byłam w Tatrach, chodzi za mną zapach górskich, porośniętych łopuchem kamienistych ścieżek przy rwących strumieniach. I porośnięte goryczką łąki na Kominiarskim Wierchu. I nadzwyczajny smak poziomek i malin uzbieranych po drodze. I smrekowe lasy w dolinach we mgle. Smak zsiadłego mleka i grulów. I zapach suszącego się siana na ostrewkach w Gorcach.
I zapach piachu na plaży w Dębkach, kiedy wpierw trzeba wygrzebać chroniący przed wiatrem grajdoł. Smak powietrza, gdy idzie się samym brzegiem, a fale liżą stopy. Smak gorzkawo-słonej morskiej wody szczypiącej w oczy. Aromat rozgrzanych letnim upałem sosen nadbrzeznych. Wysuszonych jagodzisk. Igliwia deptanego leniwą stopą.
Ilekroć zdarza mi się wyjechać z kraju, najdalej po dwóch tygodniach zaczyna mi się cknić i chciałabym już wracać do domu. Choćby tam, gdzie jestem, było najpiękniej.
Ten kraj jest we mnie wdrukowany. I tak sobie myślę - chociaż brzmi to przeraźliwie pompatycznie - że to jest chyba ta miłość Ojczyzny.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1286 odsłon
Komentarze
Sigmo!
15 Marca, 2011 - 23:21
Robisz tak dokumentny rachunek sumienia jakbyś wybierała się w daleką podróż, ba, nawet jakby tę ostateczną. Wiem nie najszczęśliwsze zagajenie, ale przecież jeszcze tak wiele zapachów, smaków i widoków przed Tobą, tu i ówdzie.
Nie kładę nic na kropkach, bo przyroda już Cię w ogródku obdarowała. Trzeba czasami przystanąć, rozejrzeć się wokoło, zauważyć i zapamiętać, i powracać choćby tylko we wspomnieniach.
tadman
15 Marca, 2011 - 23:21
Czasy są chyba ostateczne, to i rozważania takowe ;)
Ale zupelnie serio - prace ogródkowe wprost zmuszają do rozmyślań tyczących spraw podstawowych - a cóż bardziej podstawowego niż świadectwa zmysłów. No i do zwolnienia tempa i rozejrzenia się po Bożym świecie. Piękny jest
Pozdrawiam serdecznie
Sigma
Refugium
16 Marca, 2011 - 00:41
Świecimy. - Depozyt na całe życie, Sigmo. Nasze osobiste refugium.
- Kim byśmy byli, jakie było by nasze imię gdyby tego nie było? A zdarzało się po wielekroć. - Co byśmy zrobili, gdyby nie było tego blasku? Gdybyśmy nie mieli dokąd pójść?
Tylu godzi się na obkurczanie znaczeń, trzeba posłuchać jak brzmi w kontekście cudu, który pięknie opisujesz - ta "polityka regionów", te "małe ojczyzny", te "działania lokalne"... itp-ple-ple-ple.
Gorzej: stado pilnuje się samo, wiążąc się półprawdami, kłamstewkami, korupcyjkami, układzikami, które natychmiast przyjmują swe dorosłe, groźne formy. Wybacz, że coś takiego wplatam, ale mi się kojarzy jak żołnierzowi na warcie.
Trzeba nam pamiętać, młodych uczyć, że: "łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić". I posłuchać Jana Pawła II. "Wolności nie można tylko posiadać, nie można jej zużywać. Trzeba ją stale zdobywać i tworzyć przez prawdę."
A ja? Gdy myślę o mojej Ojczyźnie?
leży pijaniutki Promethidion w łące nad Dunajcem
odpędza bociana od starej wątroby
i nie wie czy niebo zielone
przez Boga
jej oczy
od trawy
I jeszcze to - obok Herberta, Tadeusz Nowak na zawsze. Na wieki wieków. Amen.
Serdeczności
drago
dragomir
16 Marca, 2011 - 07:55
Dziękuję za możliwość wejrzenia w Twoje osobiste refugium. I w "to niebo malowane
w pawie kukułki i w anioła"
A Dunajec znam - raz nawet latem chciałam sobie skrócić przezeń drogę i wywaliłam się w nurcie razem z rowerem. Dzieciństwo i młodośc to czas sportów ekstremalnych. Potem już człowiek uważa na siebie. O ile przeżyje;)
Z Bogiem
Sigma
Sigmo...
16 Marca, 2011 - 23:23
...mój upadek dunajecki nastąpił za przyczyną nienagannej gościnności Naszych Kochanych Gospodarzy.
Był lekki, łagodny, dobry jak tamta Ziemia, która usuwając mi się spod stóp zadecydowała, bym sobie kapeckę odsapnął...
Dziękuję również za Twoją gościnę
drago