Bezstresowa dyktatura

Obrazek użytkownika WTQ
Kraj

Często wspominam, jak Ojciec opowiadał mi o latach swojej młodości w głębokim PRLu, kiedy to życie dziecka wcale takie kolorowe nie było. Każdego dnia chodził do szkoły, w której nauczyciele byli lekko mówiąc szorstcy, a czasem nawet brutalni. W tamtych czasach nikt nikomu większych wyrzutów nie robi, jeśli dziecko ze szkoły wróciło z siniakami.

Baa, bywało i tak, że jeśli dziecko wróciło ze szkoły z pręgami na rękach, które pochodziły od nauczycielskiej rózgi, to w domu dostawał w tyłek na poprawienie od rodziców. Ostatecznie tamte dzieciaki wyrosły na ludzi. Potrafią ustąpić starszym miejsca, ukłonić się w pas przed dawnym belfrem, a także na mieście jakiegoś urwisa skarcić za niestosowne zachowanie.

Tymczasem obecna młodzież, wychowywana w sposób bezstresowy, która na nieszczęście zdaje sobie sprawę ze swoich dużych praw zaczyna zachowywać się kompletnie odmiennie. Zamiast mieć szacunek do nauczyciela, potrafi go szykanować i nakładać mu śmietnik na głowę. Zamiast tworzyć wspólną mini-społeczność jaką jest klasa, tworzą kilka szkolnych gangów. Zdarzyły się i przypadki znacznej agresji, w wyniku której rówieśnicy często wracali pobici do domu, a inni popełniali samobójstwa przez kolegów (przykładem może być nawet gimnazjalistka z Gdańska). O zachowaniu młodzieży na ulicach lepiej byłoby nie wspominać. Chodza po ulicach, plują, klną, często palą albo nieskrępowani piją alkohol, a w autobusach zajmują miejsca nawet dla matek z dzieckiem. Mało kto odważy się im uwagę zwrócić, bo można za to oberwać. Takie rośnie nam społeczeństwo, pełne agresji i pogardy, a lada dzień i oni będą mieli dzieci... jakim przykładem wówczas będą świecić?

Na to wszystko, ministerstwo pracy chce jeszcze przyłożyć własnych starań, aby dzieci stresować się życiem, ani rodzicami nie musieli. Wszak każde dziecko zasługuje na beztroskie dzieciństwo prawda? A to, że wybije komuś okno, porysuje samochód albo spali psa... zdarza się. Najważniejsze, aby dziecko było uśmiechnięte.

Wracając jednak do ustawy jaką proponuje ministerstwo, przewiduje ona, że za rodzicielskiego klapsa, rodzić może trafić w najlepszym wypadku na szkolenie, a w najgorszym może stracić prawa rodzicielskie, a wszystko to w imie obrony przed przemocą w rodzinie. 

Jednak czy przemocą w rodzinie można nazwać klapsa lub słowną reprymendę dziecka? Czy stwierdzenie "synku, to co zrobiłeś nie było dobre, tak nie wolno", po czym dziecko się rozpłacze to już przemoc, w wyniku której musimy poddać się resocjalizacji? Klaps od lat towarzyszył rodzicom w wychowywaniu dzieci i doskonale wiem po sobie, a uświadczyłem tej kary tylko kilka razy w życiu, że to skutkuje. Wówczas dziecko zapamiętuje sobie, że to co zrobiło nie jest dobre i powtarzać tego nie można.

Zgadzam się jednak, że obecnie coraz więcej słychać o przypadkach pobić, albo wręcz zabójstw małych dzieci przez rodziców. Ale zastanówmy się, ile procent z tych przypadków przypada na rodziny starsze, a ile na młodych rodziców. Osobiście uważam, że przemoc w rodzinie pojawiła się w momencie, w którym "bezstresowe" pokolenie założyło własne rodziny i żyjąc w przeświadczeniu, że to oni są najważniejsi na świecie (do czego byli przez całe dzieciństwo przyzwyczajani), potrafili rzucić płaczącym dzieckiem o ścianę tylko dlatego, że zagłuszało im telewizje.

Klapsy, słowne reprymendy, a nawet pasek towarzyszy wychowywaniu dzieci od setek lat i nigdy nie powodował wielkich problemów. Dopiero w ostatniej dekadzie w dobie bezstresowego wychowania pojawiły się problemy pod hasłem "przemoc w rodzinie". I szczerze wątpię, że o klapsa chodzi, obawiam się bardziej, że to bezstresowo wychowana młodzież zakładająca rodzinę jest przyczyną tej agresji, a nie klaps czy nawet pasek.

Dla pocieszenia mogę jedynie dodać, że na zachodzie jest jeszcze gorzej. W Irlandii, w której znajduje się obecnie spora część moich znajomych często dochodzi do zwyczajnych aktów wandalizmu. Dzieciaki w wieku buntu potrafią wyjść na ulicę grupą, zatrzymywać samochody wyrzucając z nich kierowców, a następnie je podpalać. Ani rodzice, ani policja nie jest w stanie nic im zrobić. Oczywiście dzieci te były przez całe życie wychowywani bezstresowo, a wszystko co robili było zawsze przez rodziców chwalone.

Czy taka Polska nas czeka? I czy takiej Polski faktycznie chcemy? Nie zawsze to, co robi większość jest dobre. A najgorsze jest to, że do takich wzorców chce się ludzi przymusić prawnie, a w razie sprzeciwów pozbawi się ich praw rodzicielskich...

Brak głosów

Komentarze

że jakby taki giroj dostał przy wszystkich po łapach, poklęczał na grochu, na dodatek został w kozie w szkole i jeszcze musiał czyścić wszystkie latryny tamże, to inaczej śpiewałby. A tak, to będzie robił pewne rzeczy, dopóki nie wydarzy się coś naprawdę poważnego. Szkoła musi ukazywać pewne normalne stosunki społeczne, a nie spełniać we wszystkich punktach fikcję a la dr Spock.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#5032

Dr. Spock przyznał się do błędu po latach...

Vote up!
0
Vote down!
0
#5034

swojego czasu jakiś arystokrata spotkała Jean'a Jacquesa'a Rousseau. Powiedział mu, że wychował swojego syna według jego filozofii. No i co odparł jeden z les philosophes: "Szkoda mi pana".

Tak samo stwierdził dr Benjamin Spock.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#5038

że na podobny temat napisałem jakiś czas temu:

http://doktorno.boo.pl/content/generacja-jazgotu
http://doktorno.boo.pl/content/nie-był-ludzik-czyli-generacja-jazgotu-atakuje

Vote up!
0
Vote down!
0
#5035

jak się widzi te czasopisma dla nastolatków/nastolatek, to co tam widać. Kult materializmu, nihilizmu, promiskuityzmu, no i najzwyklejszej w świecie chały jak plastikowych śpiewaków rodem z "Hitów na Czasie" czy pseudorockowych zespołów. No i strach człowieka będzie, co to będzie za kilkanaście lat. Przecież to już jest postępujące lewaczenie społeczeństwa.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#5040