Relacja z Syrii. Pomyślmy o cenie wolności.
"Krew syryjska jest taka tania."... Mówił o tysiącach zmasakrowanych Syryjczyków i tym że dopiero śmierć tych dwóch zachodnich dziennikarzy przykuła uwagę społeczności międzynarodowej.
Będąc pod wrażeniem tego co usłyszalem pomyślałem że przetłumaczę to dla tych którzy słabiej władają angielskim. Oto relacja od wewntąrz z walk w Syrii opowiedziana w wywiadzie dla publicznej amerykańskiej rozgłośni NPR 9 marca 2012. Oryginału w języku angielskim można posłuchać tu : http://www.npr.org/blogs/pictureshow/2012/03/09/148308382/flight-from-syria-a-photographers-story.
(na fot. dziecko w mieście Homs zranione szrapnelem przez armię pod rozkazami rządu syryjskiego )
Oto relacja francuskiego fotografa Wiliama Danielsa który tam był i uciekł. Był on wśród grupy dziennikarzy którzy zostali w ostatnim miesiącu przeszmuglowani do miasta Homs. Po kilku godzinach od przybycia przeżył atak który zabił dwóch jego towarzyszy podróży: Marie Colvin and Remi Ochlik. Po kilku dniach udało mu się stamtąd wydostać wraz ze zranioną francuską dziennikarką Edith Bouvier. William Daniels był tam na zlecenie magazynu Times i jest teraz z powrotem w Paryżu. Poprosiłam go aby opowiedział o dniach po ataku kiedy to ukrywali się w Homs.
- W czasie tych 5 dni przebywaliśmy w ukryciu w jednym pokoju, nie widzieliśmy zbyt dużo ponieważ było bardzo, bardzo niebezpiecznie wychodzić na zewnątrz z powodu ostrzału artyleryjskiego ale także z powodu snajperów. Tak więc przez te 5 dni widziałem głownie szpital. Ten szpital jest codziennie celem ataków artyleryjskich, nie ma bieżącej wody. Codziennie mamy nowe ciężko ranne osoby cywilne. mamy dziec… i nie można operować poważnie zranionych ludzi. Jest to bardzo rozpaczliwe położenie.
- To co nazywasz szpitalem, zakładam że jest to w istocie rodzaj prowizorycznej kliniki?
- Tak.Ppprostu taki prowizoryczny szpital, trzy pokoje, 2-3 lekarzy i 2-3 pielęgniarki. To było po prostu mieszkanie. Sądzę że to było biuro Czerwonego Krzyża przed wojną.
- Chciałabym cię William zapytać o pierwszy raz kiedy spróbowaliście uciec z Homs, jak rozumiem przz ten same rury wodociągowe którymi dostaliście się do miasta? Wysokość rury ok 150 cm, ranna dziennikarka Edith Bouvier na noszach, niesiona przez 4 syryjskich aktywistów. Jak to było?
- Posuwaliśmy się bardo wolno bo Edith było bardzo ciężko nieść. Lidzie nie mogli się normalnie wyprostować. Tak więc niesienie kogoś jak się samemu jest skulonym jest bardzo męczące. Byliśmy bardzo bardzo powolni i byliśmy na końcu długiego konwoju, bo w kanale był wielu wielu ludzi. Gdy byliśmy jak sądze bardzo blisko wyjścia usłyszeliśmy strzały z kałasznikowa a także wybuchy bomb. Następnie niektórzy aktywiście którzy byli zna mi podeszli i powiedzieli coś po arabsku, wyglądali na bardzo przestraszonych i odeszli żeby pójść z powrotem do Babahamar… i ci którzy nieśli Edith byli też bardzo przestraszeni is odeszli. Tylko jeden został z nami. Wyglądał na bardzo zmartwionego, położył kałasznikowa na ciele Edith i powiedział "one minute" co miało po prostu chyba oznaczać że wróci za chwilę, " ja nie uciekam , będę szukał pomocy". Tak więc on odszedł, i spędziliśmy 10-15 minut razem w ciemności…
- I skończyło się to tak że musieliście skierować się z powrotem do Bab Amr, do dzielnicy będącej pod ostrzałem artyleryjskim, jak się tam dostaliście?
- usłyszeliśmy jakieś hałasy i zobaczyliśmy potem kilka motocykli. Bły 2-3 motocykle w tej rurze i wsadziliśmy Edith na jedne z nich, zdjęliśmy ja z noszy i musiiliśmy zostawić wszystkie jej rzeczy w szególności torbe która należała to Remis co było ciężką decyzją, I wróciliśmy w ten sposób do Bab Amr.
- Zostawiliście tych kilka rzeczy osobistych które udało się ocalić po fotografie który został zabity, Remis Ochlik?
- Tak i to było dal nas bardoz bolesne, bo obiecaliśmy wcześniej że zrobimy co tyko możliwe żeby przywieźć ze sobą jego rzeczy osobiste. Jak byliśmy z powrotem w Bab Amr wyśniliśmy to żołnierzom wolnej armii (free army soldiers) i obiecali że postarają się je odzyskać. Kilka dni później, kiedy już byliśmy poza Bab Amr ktoś przybył z torbą, co było bardzo emocjonalnym momentem dla nas.
- Pozwól że zapytam o coś jeszcze, rozmawiałam z syryjskim aktywistą, Abu Bakr, który był w tym samym domu w ktorym zabito dziennikarzy i w którym zraniona została Edith Bouvier…. i powiedział on: " Krew syryjska jest taka tania.". Mówił o tysiącach zmasakrowanych Syryjczyków i tym że dopiero śmierć tych dwóch zachodnich dziennikarzy przykuła uwagę społeczności międzynarodowej. Jako ktoś kto była tam wtedy jako zachodni dziennikarz, co ty o tym myślisz?
- Zgadam się z tym. Całkowicie się z tym zgadzam. Dlatego właśnie myślimy z Edith że musimy teraz mówić o tym co się tam dzieje. Ten człowiek ma rację: krew syryjska kosztuje znacznie mniej niż inna krew.
- Z tego jak byłeś w Home. co mógłbyś nam powiedzieć o syryjskich aktywistach? Kim oni są i o co walczą?
- Aktywiści są po po prostu młodymi cywilami, którzy wiedzą nieco i internecie i multimediach. Codziennie na prawdę, na prawdę ryzykują codziennie swoim życiem aby wysłać obrazy do wielkich mediów, włożyć na youtube, na internet. Większość czasu ja się po prostu ukrywałem nie mogłem wyjść żeby zrobić zdjęcia, tylko czasem mogłem pójść do tego szpitala. Natomiast ci aktywiści wychodzą każdego dnia na zewnątrz. To są po prostu bohaterowie.
- Co oni mówią o tym dlaczego to robią?
- Nie mogą nic innego zrobić to jest ich ostatnia broń którą mogą się ochronić: obraz, radio, fotografia…
- Czy ci cywilni aktywiści z którymi przebywałeś mówili coś o wolnej armii syryjskiej złożonej z żołnierzy którzy porzucili armię syryjską? Czy działają oni w wspólnie z nimi?
- Tak, oczywiście działaliśmy z nimi razem, z armią wolnej Syrii i to właśnie żołnierze armii wolnej Syrii pomogli nam ewakuować się z tego miejsca.
- Patrzyłam na wideo które nakręcono wczoraj w Homs i wyglądało to całkowicie jak wymarłe miasto. Wielkie leje po wybuchach, powykręcane wraki samochodów budynki rozwalone bombami…. brak ludzi z wyjątkiem bardzo bardzo nielicznych samochodów które przejeżdżały od czasu do czasu…. Czy to jest podobne do tego do co widziałeś w tym krótkim okresie gdy byłeś w Bab Amr?
- Z pewnością… teraz jest chyba jeszcze gorzej, ale jak tam byliśmy to było wymarłe miasto, i jaka zaczynasz szukać to zdajesz sobie sprawę że są tam gdzie nie gdzie ludzie, cywile którzy tam mieszkają. Jednej nocy poszliśmy do dużej piwnicy i było tam 150 osób, w większości kobiety i dzieci siedzące tam po ciemku, z bardzo małą ilością światła, Nie mogli oni wyjść na zewnątrz. Wiele dzieci było chorych,ale nie mogli oni uciec z miasta. To jest jak pułapka.
- Czy jak tam byłeś nie martwiło cię że aktywiści którzy z tobą byli zwiększali swoje ryzyko poprzez pomaganie ci, poprzez ukrywanie cię?
- Oczywiście! Oni ryzykowali swoim życiem żeby nas uratować. Wciąż powtarzali, że fakt iż przyjechaliście do nas jest czymś bardzo mocnym i naszym obowiązkiem jest was chronić. Jestem pewien że wielu ludzi którzy nam pomagali już nie żyje.
- …jesteś tego pewien?…
- nie, nie mam na to żadnego dowodu, ale domyślam się że tak jest…
- Wiliam Daniels, dziękujemy za dzisiejszą rozmowę.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1286 odsłon
Komentarze
Autor
12 Marca, 2012 - 13:04
Gdzie rusek wejdzie (broń) tam krew się leje.
Re: Relacja z Syrii. Pomyślmy o cenie wolności.
12 Marca, 2012 - 14:18
Prognozy
Można śmiało rzec, że jest już po Obamie.
Nawet gdy go nie odstrzeli terrorysta.
Clintonowa na fotelu pozostanie,
bo Obama to ukryty islamista.
Nigdy nie był z niego Aleksander Wielki.
Zwykły idol tylko - zwycięzca castingu.
Specjalista marketingu, reklam wszelkich,
lecz nie człowiek, który stanąłby na ringu.
A pieniądze bardzo gniotą, naciskają
i nie zniosą długo przedziwnego stanu.
Czy kolejny raz marines pozwiewają
po Wietnamie - tym razem z Afganistanu?
Teraz losy prezydencji tej się ważą.
Albo Iran, albo znowu rejterada
i najbliższe dni, tygodnie nam pokażą -
Czy coś gruchnie? Czy znów będą tylko gadać.
Jeśli gruchnie - to Sarkozy może wygrać,
a i Merkel się umocni na sprzeciwie.
W nadzwyczajnych sytuacjach łatwiej wybrać,
więc decyzjom ryzykanckim się nie zdziwię.
Marek Gajowniczek