Recenzja z koncertu z agenturą w tle

Obrazek użytkownika Aleszumm
Humor i satyra

Recenzja z koncertu z agentura w tle

Mądrzy ludzie powiadają, iż w sądach, jak w zwierciadle odbija się zawinione, lub nie, ludzkie życie, ze wszystkimi jego przejawami, jak nieskonsumowana miłość, zupełny jej brak, lub jej czarna strona. Oczywiście roi się od przestępców, wykroczeń, konfliktów na różnym tle – małżeńskim, biznesowym, czy pospolitym kryminalnym, z wielokrotnością odmian przestępczych. Wszystkie te sprawy sąd musi rozwiązywać wyrokiem. Przed sądem nie odbywają się spektakle wzięte z różnych kabaretów, czy też humoreski wzięte z pysznych książek Marka Twaina. Obowiązuje powaga sądu, jego niezawisłość. A brak poczucia humoru sędziego? Pozostawmy to ocenie sprawozdawców sądowych. Oto liczne przykłady zapisane w różnych procesach i sprawkach. Wydobył je na światło dzienne krakowski adwokat i równocześnie recenzent … muzyczny Jerzy Parzyński. W swojej karierze prawniczo – muzycznej miał mnóstwo zwykłych „wpadek” z recenzjami muzycznymi i procesami… które się nie odbyły. Jeżeli na „wpadki” stać prezydenta RP, dlaczego nie może ich mieć recenzent.
Oto sam miód procesowy:
„Świadek Iksińska powiedziała mi, że pewnie nie wierzę, ale ona jest jeszcze dziewicą, którą to propozycję dla spokoju przemilczałem”.
„Oskarżony pod moimi drzwiami urządzał złośliwe wybuchy fizjologiczne, czasem sam, a czasem w duecie z żoną”.
„Pozwany bił swoją żonę, z którą miał troje dzieci przy pomocy sznurka”.
„Strony, jako małżeństwo zamieszkiwały w osobnych mieszkaniach, a pozwany w miarę upływu lat przychodził do żony coraz rzadziej”.
„Współżycie fizyczne stron ustało tylko jednostronnie, tzn. z winy pozwanego”.
„Pozwana zdradzała powoda z cudzoziemcami, utrzymywała z nimi stosunki cielesne, nie znając języków obcych”.
„Jednym ze sposobów leczenia pozwanej jest bicie, jak to uzgodniłem z lekarzami, czego z przyczyn podeszłego wieku od dosyć dawna nie stosuję”.
„Mój mąż zachowuje się często jak Kaczor, bije mnie, straszy gestapo i że mi da w łeb jak tej Bidzie z UB”.
„Gdy przyjdzie z powrotem PIS podrożeją wszystkie laptopy tego jak mu tam Ziobry”.
„Oskarżony rzucił w oskarżyciela prywatnego butelką po napoju wieloowocowym”.
„Sprawę z panią pozwaną załatwiliśmy po polsku, to znaczy nie spisaliśmy żadnej umowy, a ona nie dała mi pieniędzy”.
„Oskarżony bił oskarżycielkę prywatną normalnie po twarzy, a ta nie krzyczała”.
„To prawda, ze przeskoczyłam ladę w Pewexie, ale nie w celu kradzieży jak twierdzi milicja, lecz prosiłam kierownika o azyl polityczny”.
„Całe życie mieszkałem u siebie w domu prywatnym, a dopiero teraz jak się ożeniłem w publicznym, bo dostałem przydział”.
„Oskarżyciel prywatny leżał na podłodze we wspólnym korytarzu, nic nie mówił, tylko dawał rękami fałszywe znaki, że umiera”.

„Teatrem zajścia miedzy stronami był klozet we wspólnym mieszkaniu”.

I takim właśnie teatrem z klozetem była znajomość Aleksandra z Beatą P.
Gdy Aleksander poznał panią Beatę P. nie spodziewał się, co go może jeszcze w życiu spotkać. Aleksander nie unikał grzechu, ale też nie zrażał go podeszły wiek Beaty. Beata to szczupła, wysoka kobieta, była chemiczna blondynka, z siwymi odrostami, z wystającą szczęką, małpim zgryzem, w wieku powyżej 75 lat. Aleksander wietrzył w tej znajomości oryginalny romans. Do pierwszego spotkania dwojga z inicjatywy Beaty doszło w… klasztorze siostrzyczek. W ten sposób Beata chciała pokazać swoje cnotliwe zamiary. Ale długo nie wytrzymała, zaaranżowała spotkanie z Aleksandrem w „maleńkiej, cichej tej kawiarence”, jak w starej piosence. Tam poznawali się Beata z Aleksandrem przez wiele godzin, do zamknięcia kawiarni. Aleksander z natury skromny i wstydliwy nie znał sztuki kochania jako zalotnik, tym bardziej ręczny. Przeciwnie, Beata należała do znakomicie wyszkolonych ręcznych zalotniczek, co spowodowało w czasie owego spotkania u Aleksandra wielokrotność uczuć wyższych. Nie było w czasie tego spotkania czasu na zwierzenia. Następnym razem Aleksander dowiedział się więcej. Beata to wybitna artystka, założycielka „Stowarzyszenia Artystycznego” H w Krakowie, ul. K25 działająca w zespole kameralistów „HCWD”. W tym zespole produkuje się na półbasówce, wraz z mężem M P – alt. Beata odkrywając swoje karty artystyczne, ujawniła również i finansową stronę jej zaangażowania w zespole. Licznymi koncertami w kraju i za granicą dorobiła się dużego majątku. Aleksandrowi skromnemu renciście zaszumiało w głowie, gdy Beata zaproponowała mu pójście przez życie ręka w rękę, na jej koszt oczywiście. Mile widziałaby występy Aleksandra w zespole na jakimś instrumencie powiedzmy na basie. Aleksander oczywiście się zgodził, przecież wystarczało by mu nawet pół basa. Uradowana Beata zaproponowała stworzenie nowego osobistego zespołu dla zastąpienia altu M P w bas Aleksandra. Po niedługich rozmowach Aleksander na artystyczny początek otrzymał owe pół basa. Pozostał jedynie problem lokalu dla podjęcia prób artystycznych. Tu ruszył głową Aleksander. Ma przecież dużo znakomitych krakowskich znajomości z właścicielami krakowskich średniowiecznych kamieniczek. Beata wynajęła przy pomocy znajomości Aleksandra piękny lokal w kamienicy średniowiecznej w samym sercu Krakowa, tuż, tuż przy Rynku Głównym. Zapłaciła pierwszy czynsz i złożyła kaucję za dwa miesiące. Aleksander pytał: czynsz tak, ale po co kaucja? Czy nie należy mi się zaliczka i rewanż za taki piękny wynajem? Gdyby Aleksander otrzymał tę kaucję zapewne nie byłoby o czym pisać, a tak, posłuchajmy. Pierwszy koncert nowy zespół urządził w podkrakowskim Kłaju. Sala była nabita, Beata świeżo ufryzowana z figlarnym blond loczkiem również na głowie. Jej półbasówka wyczyniała cuda, Aleksander śpiewał ruskie modne piosenki. Na przyjęciu u wójta było bardzo sympatycznie. Wójt powiedział: „jesteście wspaniałą parą, a co z M”? Beata odpowiedział, że z M zrezygnowała, bo jest oszołomem rydzykowym i PiSowym. Wójt nagle wrzasnął: „ a ty stara dalej w SB job twoju za moju”? „Ty tego M załatw jak H i B”. Po czym wójt uśmiechnął się do Aleksandra: „pilnuj starej, niech się nie hydrzy i nie pindrzy za bardzo, bo ją mogą na naszej wierchuszce usadzić i chała będzie z waszych koncertów, a i twoich diengów Aleksander niet”. Nazajutrz Aleksander dowiedział się od Beaty, iż kiedyś, kiedyś z tym wójtem robiła w SB, ale dzisiaj już nie, bo teraz każą jeździć tu i tam, a ona chce jeździć tam i tu i brać lepsze diengi niż tu i tam. Zrozumiano? Pytała Beata.
Aleksander wszystko rozumiał, a jeszcze więcej, gdy mu Beata wytłumaczyła, że była współuczestniczką sprzeciwu wraz ze S.D. i J. P. obchodów w Krakowie „Dni katyńskich”, twierdząca, iż istnieją dowody, że zbrodni pod Katyniem dokonali hitlerowcy, a Hitler był mężem stanu. Według B. P. ustalenia w Jałcie należały się Stalinowi za jego heroizm w czasie II wojny światowej. Gdyby nie Stalin nie byłoby Polski – twierdzi Beata.
Skąd te pieniądze myślał Aleksander, czy z działalności bieżącej, czy z przeszłości, bo z koncertów takich jak w Kłaju, Pcimiu, czy Grójcu na pewno nie.

A tu nagle zaczęło się plątać życie Beaty z Aleksandrem. Beata było coraz bardziej wymagająca, Aleksander, jednak rencista nie mógł nadążyć. Dostał nawet kompleksów męskości i chodził do lekarza. Lekarz go zapytał na jednej z wizyt: „ile pan ma lat”?
Aleksander „tyle, ale mam kolegę o rok starszego, który opowiada, że jeszcze może, panie doktorze”. „To niech pan tez opowiada” – rzekł doktor.
Gdy się cała miłość Beaty z Aleksandrem kończyła, to zaczęły się do niego telefony od właściciela lokalu, że Beata nie płaci czynszu, że wszystko zwala na Aleksandra itd.
Potem nastąpiły bezwstydne listy do żony Aleksandra, do jego dzieci i co najgorsze do siostrzyczek, u których odbyło się pierwsze ich spotkanie. Listy stwierdzały m.in. o wyłudzeniach pieniędzy przez Aleksandra od niej biednej i nieszczęśliwej kobiety, o groźbach Aleksandra związanych z jej przynależnością do Platformy Obywatelskiej, że niby od agentury rządzącej w Polsce bierze pieniądze, a dawniej służyła wraz z „Krwawą Luną” – Julią Brystygierową w NKWD, a potem była w Związku Patriotów Polskich podnóżkiem Wandy Wasilewskiej, co później okazało się smutną prawdą dla Beaty P.
Nie mógł już Beaty P. bronić jej przyjaciel z NKWD Jerzy Putrament. Czy proces Beaty P. się odbędzie, Na razie jest recenzja.
Aleszumm

Brak głosów