AGENTURA W POLSCE KONTROLOWANA PRZEZ ROSJĘ
AGENTURA W POLSCE KONROLOWANA PRZEZ ROSJĘ
Leszek Pietrzak „Zakazana historia” – „Rosyjska Wieś”:
Zlikwidowane w 2006 roku Wojskowe Służby Informacyjne były kontrolowane przez Rosję.
Gdy na początku lat 90 wycofano z Polski sowieckie wojska, euforia była tak wielka, że nikt nie zastanawiał się nad skutkami półwiekowej obecności Sowietów na naszym terytorium. Problemu nie dostrzegały szczególnie powstałe w 1991 roku Wojskowe Służby Informacyjne. Ich kierownictwo nigdy nie uznało tego problemu za priorytet, a przez 15 lat WSI nie zlokalizowały żadnego rosyjskiego szpiega.
Problem sowieckiego dziedzictwa nie był także dostrzegany przez ministrów obrony narodowej nadzorujących działalność WSI.
Władcy ZSRS mieli świadomość, że wycofując swoje wojska z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, nie mogą utracić sowieckich wpływów.
Dlatego ostatnie lata pobytu w Polsce Rosjanie postanowili wykorzystać do budowy infrastruktury operacyjnej, która mogłaby być użyteczna w przyszłości. Działając przy sowieckich jednostkach wojskowych komórki GRU i KGB intensywnie pozyskiwały agenturę i operacyjnie zbierały informacje o polskich obywatelach.
Pracę operacyjną prowadzono nie tylko wśród oficerów w okolicznych jednostkach Wojska Polskiego, ale również wśród ludzi mieszkających w otoczeniu tych jednostek. Nie unikano też nawiązywania „więzów przyjaźni” z przedstawicielami polskiej administracji, czemu sprzyjały prowadzone wówczas oficjalne rozmowy rosyjskich wojskowych z lokalnymi władzami. Głównym celem miało być stworzenie bazy operacyjnej, czyli tzw. agentury zamrożonej, która mogłaby zostać uruchomiona, gdy jednostki Armii Radzieckiej nie będą już stacjonowały na terytorium RP.
Już w latach 1994 – 1996 rosyjskie GRU i KGB zaczęły uaktywniać „zamrożone” kontakty operacyjne. Nagminnym zjawiskiem w latach 90. było organizowanie przez polskich oficerów suto zakrapianych spotkań z poznanymi wcześniej, a teraz przyjeżdżającymi do Polski oficerami Armii Radzieckiej. Nasze służby nie wykazywały jednak większego zainteresowania „turystycznymi” wycieczkami oficerów do naszego kraju. Doskonałym przykryciem dla wizyt „radzieckich kolegów” był nielegalny handel.
Rosyjska działalność szpiegowska była często maskowana za pomocą spółek handlowych z udziałem kapitału rosyjskiego, które powstały na początku lat 90. Znaleźli się wśród nich rosyjscy wojskowi. Spółki te, co najmniej kilkaset, działały przede wszystkim w zachodniej Polsce, gdzie wcześniej stacjonowały rosyjskie garnizony. Niejednokrotnie łatwo wchodziły w obszary działalności związane z wojskiem. To one oferowały swoją pomoc polskim firmom zajmującym się tzw. obrotem specjalnym. Nieprzypadkowo też wielu polskich potentatów w tej branży korzystało z pomocy firm rosyjskich.
Sowiecka infrastruktura operacyjna w Polsce mogła być uzupełniona grupą oficerów LWP, która w czasach PRL przeszła przeszkolenie, lub zdobyła wykształcenie dowódcze w byłym ZSRR. Wielomiesięczne pobyty naszych oficerów w kontrolowanych przez Rosjan ośrodkach sprzyjały zdobywaniu na nich „haków”, co z kolei ułatwiało werbunek. Rosjanie jednak nie od razu korzystali z „pomocy” Polaków. Zwerbowanych oficerów pozostawili w „zamrożeniu” na wiele lat. Kierowali się bowiem uzasadnionym przypuszczeniem, że absolwenci tych kursów mogą być poddani kontroli polskich służb. Proces ich uaktywniania rosyjscy zwierzchnicy rozpoczęli dopiero podczas wyprowadzania sowieckich wojsk z Polski. Wówczas to kadrowi pracownicy KGB i GRU zaczęli intensywnie odświeżać przyjaźń z kadrą nowopowstałych WSI.
Do 1998 roku WSI nie podjęły żadnych kroków oceniających i weryfikujących ludzi, którzy w przeszłości odbyli szkolenia w ZSRR. Głównie dlatego, że większość osób z kierownictwa WSI sama przeszła takie szkolenia. Jeszcze w 1998 roku w WSI służyło 158 oficerów po sowieckich kursach i to za zwyczaj na kierowniczych stanowiskach.
To oni nadawali kształt WSI i decydowali o karierze innych oficerów. Kiedy w 1994 roku Polska uczestniczyła w „ Partnerstwie dla pokoju”, coraz częściej dochodziło do oficjalnych kontaktów oficerów WSI z przedstawicielami służb krajów NATO. Przeszłość polskich oficerów przeszkolonych na Wschodzie była jednak od dawna znana zachodnim służbom, co budziło niechęć zachodnich sojuszników. Nie mieli oni też do Polaków zaufania.
Przykładem niech będą zdarzenia z lat 90. kiedy m.in. Niemcy nie wyrazili zgody, by atache’ w Kolonii był płk. Cezary Lipert, absolwent kursu GRU. Z kolei strona kanadyjska niechętnie odniosła się do kandydata płk. Dobrosława Mąki, dwukrotnego uczestnika kursów GRU. Dopiero w 1998 roku gdy zaczęto obawiać się następnych kompromitacji, kierownictwo WSI (gen. Tadeusz Rusak) w ramach operacji „Gwiazda” zaczęło identyfikować zagrożenia dla WSI ze strony absolwentów radzieckich akademii i kursów specjalnych. Wtedy około 50 oficerów służb wojskowych, obawiając się pytań o edukację w ZSRR, zwolniło się i przeszło w stan spoczynku. Gdy w 2001 roku SLD wygrał wybory zaniechano akcji „Gwiazda”.
W WSI nadal służyło 66 oficerów po sowieckich szkoleniach ( na eksponowanych stanowiskach) i nadal nie stanowiło to przeszkody w robieniu przez nich kariery. Przykładem może być były szef WSI gen. Bolesław Izydorczyk. WSI miały informacje świadczące o jego kontaktach z oficerami rosyjskich służb specjalnych. Gen. Izydorczyk, dzięki wsparciu ludzi z otoczenia prezydenta Kwaśniewskiego i bierności ówczesnego szefa WSI gen. Tadeusza Rusaka, otrzymał, - mimo „poważnych wątpliwości” – stosowne poświadczenie bezpieczeństwa i wyjechał do Brukseli, gdzie miał dostęp do największych tajemnic NATO.
Opuszczając w 1993 roku Polskę Sowieci pozostawili infrastrukturę operacyjna opartą na dwóch cennych kanałach informacyjnych.
Pierwszy, związany z aktywnością KGB i GRU w ostatnim okresie pobytu Armii Radzieckiej w naszym kraju, polegał na budowie sieci informacyjnej nastawionej na funkcjonowanie polskiej armii.
Drugi był znacznie niebezpieczniejszy bo ukryty wewnątrz niej – opierał się na absolwentach sowieckich uczelni i kursów specjalnych.
Te dwa kanały dawały Rosjanom ogromną przewagę w relacjach z polskimi służbami. Dzięki nim sowieckie służby mogły identyfikować i neutralizować operacyjne działania WSI. Jeszcze gorsze było to, że mogły posłużyć się „polskimi kolegami” do rozpoznania systemów dowodzenia NATO (Polska weszła do nich oficjalnie w 2004 roku).
Nie bez powodu minister obrony Federacji Rosyjskiej gen. Paweł Graczow powiedział:
„W Polsce mamy samych przyjaciół, a wśród nich są ludzie zaufani”. W tym kontekście rozwiązanie WSI było spóźnionym początkiem budowy suwerennego bezpieczeństwa narodowego.
Literatura:
Leszek Pietrzak „Zakazana historia” „Rosyjska „wieś” 2011
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2038 odsłon
Komentarze
Szkoda, że nie połączył Pan...
25 Czerwca, 2012 - 06:15
w jeden ciąg prosowieckiej i agenturalnej postawy Wałęsy, przekazywania Rosji ziemi po bazach sowieckich w Polsce i obalenia rządu Olszewskiego. A to wszystko, jeden historyczny ciąg. Trzeba jasno powiedzieć. Rosja rządzi Polską, dzięki prezydenturze Wałęsy. Postawa Tuska czy Komorowskiego na kolanach, to tylko następstwa, wcześniejszej zdrady sprawy polskiej.
PO OWOCACH ICH POZNACIE....
25 Czerwca, 2012 - 09:06
Ja kiedyś, ładnych parę lat temu natrafiłem na bardzo ciekawy artykuł w dużej polonijnej gazecie z Nowego Jorku " Nowy Dziennik ".
To kiedyś była płachta o rozmiarach trybuny ludu.
Tam chyba na dwu stronach była specyficzna spowiedź jakiegoś wysokiego stopniem oficera, nie pomnę nazwiska ani dokładnego stopnia ale pamiętam szokujące dla mnie liczby, które ten oficer przytaczał.
To był człowiek, można użyć chyba takiego określenia... zbiegły na Zachód, czyli spowiedź to była aparatczyka, który przez długie lata współpracował blisko z sowiecką agenturą.
Wspominał w swojej wypowiedzi, że na jednego funkcyjnego polskiego przypadało 3 - 4 ruskich nadzorujących prowadzących.
Nie pamiętam czy chodziło o SB czy o WSI czy tez o te obie przestępcze służby działające wbrew interesom POLSKI a tylko i wyłącznie na korzyść Rosji.
Od 45
Pan tutaj w Swoim wpisie podaje bardzo skromne liczby.
Ja pamiętam z tamtej spowiedzi agenta, że po wyjściu krasnej armii za czasów bolka w Polsce pozostało od 5000 do 6 tysięcy agentów zaśpionych, którzy eszelonami nie wrócili do siebie.
Zostali tutaj.
Jak on mówił w tej swojej długiej wypowiedzi oni, ruscy przeniknęli głęboko w Polski " żywioł ".
Doskonała znajomość polskiego języka, polskie legendy, polskie nazwiska.
I tak to wygląda właśnie.
Pani Ewa Stankiewicz kiedyś wspominała ' że przeglądała jakieś archiwa, chyba z IPN.
I tam zwróciła uwagę na nazwiska....
I to były takie nazwiska podobno, że Ona czytając Czuła, że coś jest na rzeczy.
A ja wspomnę z dawnych czasów parę nazwisk ministerialnych. Od resortu rolnictwa...
Był kiedyś ministrem niejaki Kłonica....
Zastąpił go później niejaki Śmietanko....
A od kultury był Motyka...
Brzmi jak dowcip. Ruski.
Przypadkowa zbieżność nazwiska z funkcją ?
Nie sądzę.
Oni nie zaszyli się gdzieś w Pcimiu czy na puszczy.
Te tysiące ruskich agentów spenetrowało wszystkie polskie dziedziny życia. Newralgiczne miejsca.
I robią swą krecią robotę wszędzie.
A kim są i po czym ich poznać ?
Po owocach !
Pamiętacie wszyscy pewnie wypowiedź niejakiego, podobno profesora, Nałęcza obecnego doradcy pod żyrandolem po smoleńskiej tragedii...
- nie ma za wysokiej ceny, którą Polska powinna zapłacić za dobre stosunki z Rosją -
Czy te słowa nie ukazują jasno i dobitnie kim jest człowiek
je wypowiadający ?
A takich " człowieków ", tych zgniłych jaj, krasna armia zostawiła nam około 6000.
I MAMY TO CO MAMY.
bolek winowaty, i cała ta ferajna po czerwcowym liczeniu
się " tuskowych panów " okrągłomagdalenkowych.
Czesi, Słowacy, Węgrzy pogonili swołocz na wschód.
A u nas swołocz ma się dobrze...
Albo jeszcze lepiej.