ECCLESIA ROZSZCZEPIONA
Podzieleni biskupi nie bronią Polaków
NCzas! Numer 14 (985) z 04 kwietnia 2009
Wywiad z ks. Małkowskim o najnowszej publikacji IPN poświęconej ks. Jerzemu Popiełuszce, selektywnej lustracji ludzi Kościoła i potrzebie jedności wśród biskupów
- Historycy IPN zaprezentowali tom dokumentów "Aparat represji wobec ks.
Jerzego Popiełuszki 1982-1984", w którym pojawiła się informacja, że ks. bp Kazimierz Romaniuk i ks. bp Alojzy Orszulik zostali zarejestrowani przez SB jako osobowe źródła informacji. Tę wiadomość, w jakimś sensie wyrwaną z kontekstu, powielały media ogólnopolskie. Co się za nią kryje?
- Funkcjonariusze SB sami lub przez podstawione osoby mogli urabiać opinię księży biskupów lub pracowników kurii odnośnie ks. Jerzego czy innych księży. Biskupi mogli takie opinie przyjmować za dobrą monetę. Przypuszczam, że tak właśnie było.
- To znaczy, że funkcjonariusze SB kreowali opinie biskupów, które później nie byty weryfikowane?
- Kreowali opinie, które miały elementy prawdy, to znaczy były wiarygodne, ale służyły manipulacji. Zdarzało się, że biskupi wdawali się w rozmowy z esbekami na zasadzie przekazywania pewnych błahych informacji, tak żeby nikomu nie zaszkodzić - i liczyli, że otrzymają potrzebną im wiedzę. Jako przełożeni chcieli mieć dane o księżach. Wszystkiego nie mogli sami ogarnąć, a istniało przekonanie, że Służba Bezpieczeństwa ma kusząco dobry wywiad. Ta wymiana informacji była wzajemna. Jeden z księży, który był zarejestrowany jako TW bezpieki, a jest obecnie proboszczem dużej parafii w Warszawie, 30 lat temu chwalił się, że wie dużo o księżach, bo informacji udziela mu sama SB. Widać było, że tę wiedzę chętnie przyjmował.
- Biskup Kazimierz Romaniuk poinformował, że spotykał się z przedstawicielami SB z racji pełnionej funkcji rektora Seminarium Duchownego. Czy mógł uniknąć tych rozmów? Czy musiał podejmować te kontakty?
- W moim przekonaniu nie musiał. Byli inni przedstawiciele władzy, z którymi być może trzeba było jakieś kontakty podtrzymywać. Jeżeli ktoś się zgłosił jako funkcjonariusz SB, nie należało z nim rozmawiać.
- W jakim świetle stawia biskupów Romaniuka i Orszulika podanie informacji, że zostali zarejestrowani przez SB jako osobowe źródła informacji?
- Widziałem ostatni program "Misja Specjalna" w TVP na temat Okrągłego Stołu. Tam widać było księdza biskupa Orszulika, który przekazuje zakąski i ze wszystkimi się wita. Czuł się tam jak ryba w wodzie. Jego rola wyraźnie przekraczała funkcję obserwatora z ramienia Episkopatu. Słuchałem też prelekcji arcybiskupa Gocłowskiego, który był dumny ze swojej roli przy Okrągłym Stole. To wydarzenie z 1989 roku stało się pewną odskocznią dla niektórych osób, które zrobiły karierę w Kościele.
- Opowiadał Ksiądz historię kobiety, która podawała się za matkę jednego z księży, a była agentką SB. Przychodziła do ks. biskupa Romaniuka i przekazywała negatywne opinie o swoim rzekomym synu kapłanie.
- Celem wizyt owej kobiety u biskupa Romaniuka było oczernienie księdza, który za jakiś czas zrzucił sutannę. Zrobił to z różnych powodów - nie tylko z tego, że był źle widziany przez biskupa Romaniuka. Ale był to element gnębienia tego kapłana poprzez przekazywanie fałszywych informacji za pomocą podstawionej osoby. Łatwowierność biskupa spowodowała, że nie sprawdził telefonicznie, czy ta kobieta jest rzeczywiście matką owego księdza. Chętnie i łatwo niektórzy biskupi przyjmowali opinie podsuwane im przez Służbę Bezpieczeństwa.
- A można było się poruszać pośród tych opinii i nie ulec manipulacji?
- Myślę, że tak. Gdy mam do czynienia z przełożonymi w Kościele, jestem przekonany, że są ludźmi dobrej woli i wierzą w Chrystusa. Myślę, że nie chcą nikogo krzywdzić, a jeśli nawet, to takie krzywdy wychodzą później człowiekowi na dobre. Z moich akt wynika, że SB i Urząd ds. Wyznań starały się o to, żeby wysłać mnie do pracy na Wólkę Węglową - w nadziei, że jeśli tam trafię, nie będę głosił rekolekcji i kazań. Później prędko się okazało - wskutek życzliwości proboszcza, który mnie tam przyjął - że moje możliwości nie były ograniczone. Po jakimś czasie proboszcz powiedział mi, że kiedy biskup Romaniuk wysyłał mnie na Wólkę, stwierdził, że na pewno tego przydziału nie przyjmę. Była w tym jakaś intencja zaszkodzenia mojej osobie. Kiedy przydział przyjąłem - bo moją zasadą jest posłuszeństwo wobec przełożonych - proboszcz okazał mi dużą życzliwość, a przeniesienie nie okazało się karą. Wtedy w SB, co wynika z moich akt, zastanawiano się, w jaki sposób przez wzbudzanie intryg, fałszywych oskarżeń i konfliktów sprawić, żebym musiał stamtąd odejść. A ja nie odszedłem. Jestem na Wólce od stanu wojennego.
- Jaki z tego wniosek?
- Dzięki posłuszeństwu nawet coś, co wydawało się krzywdą, wychodzi na dobre.
- Panuje takie przekonanie, że negatywne oddziaływanie służb specjalnych kończy się na 1989 roku. Ksiądz był osaczany przez SB. Czy dziś służby działają podobnie?
- To jest tak jak z diabłem. Jemu najlepiej się działa, kiedy ludzie nie wierzą w jego istnienie. Dziś także widzę pewne skutki czyjegoś oddziaływania. Za komuny miałem znacznie większe możliwości wypowiadania się niż teraz. Dziś urabia się powszechną opinię wśród księży, że ks. Małkowski nie powinien wygłaszać homilii w Kościele. Na przykład w parafii Św. Stanisława Kostki w Warszawie jest tak szczelna blokada, że nawet nie wpuszczają mnie do konfesjonału.
- W publikacji IPN podano, że ks. Jankowski był kontaktem operacyjnym SB...
- Ja z księdzem Jankowskim większego kontaktu nie miałem. Mnie odstręczał jego styl i sposób bycia. Widziałem oczywiście pewne pozytywy tej postaci. Miał przecież rozbudowane kontakty. Odpychał mnie też jego związek z Lechem Wałęsą, bo bardzo wcześnie nabrałem podejrzeń, że Wałęsa jest człowiekiem uwikłanym.
- Ksiądz stwierdził, że małe zło w postaci rozmowy z esbekiem przynosi w przyszłości większe zło. Co to oznacza?
- Funkcjonariusz SB przedstawiał się jako reprezentant władzy, który może pomóc w konkretnych sprawach, np. wyjazdu zagranicznego, zdobycia materiałów budowlanych, stopnia naukowego czy awansu. Być może tak było, ale czegoś oczekiwał. Ta cena była zbyt duża.
- Czym w efekcie jest to większe zło?
- Po latach powstało zło uzależnienia od dawnych oficerów prowadzących. Z dawnego syndykatu zbrodni wyrósł aparat, który działa w tej chwili w Polsce i może na zasadzie szantażu czy poszukiwania dawnych zależności wykorzystywać to, że ktoś był TW bezpieki i teraz nie chce ujawnić pewnych zaszłości. Ale jest zmuszany, żeby pewnych decyzji nie podejmować, a pewne podejmować.
- Czy biskupi zarejestrowani w dokumentach byłej SB są dziś szantażowani? Wiedzą, co się wokół nich dzieje?
- Początkowo biskupi słyszeli zapewnienia ze strony Czesława Kiszczaka, że akta bezpieki na ich temat zostały zniszczone. Później się okazało, że te akta tylko częściowo zostały zlikwidowane. Tu wychodzi naiwność tych hierarchów, którzy uwierzyli słowom Kiszczaka, specjalisty od kłamstwa. Dziś akta są wydobywane selektywnie, ale niektórzy hierarchowie mogą uważać, że ich akta nie zostaną ujawnione. Obecny układ władzy jest tak skonstruowany, że nikt nie ma interesu w tym, żeby kompromitować na przykład biskupa Życińskiego czy biskupa Pieronka. Natomiast grupa trzymająca władzę może być zainteresowana tym, żeby kompromitować biskupów orientacji narodowej, prawicowej. Na tej zasadzie uderzono w biskupa Stanisława Wielgusa. Może mu się należało, ale jego zachowanie w czasie tej sprawy świadczyło o braku charakteru. Dziś arcybiskup Józef Michalik chwali biskupa Wielgusa za godne zachowanie w związku z tamtą sprawą. Jest jakaś solidarność korporacyjna wśród biskupów, która negatywnie rzutuje na możliwość rozliczenia się z przeszłością.
- Jaki jest dla polskich katolików negatywny skutek solidarności korporacyjnej biskupów?
- Taki, że Kościół nie zajmuje mocnego i zdecydowanego stanowiska wobec szybkiego demontażu państwa polskiego i pewnych bardzo istotnych zagrożeń dla bytu narodowego Polski i Polaków. Kościół powinien zachować się analogicznie do tego, jak się zachował w sierpniu roku 1920, kiedy pojawiło się zagrożenie ze strony bolszewików. Teraz ten neobolszewizm, neosocjalizm w innym wydaniu jest zagrożeniem nie mniejszym. Kościół powinien wezwać np. do krucjaty różańcowej, odpowiedzieć się po stronie ludzi, którzy być może nie w pełni zdają sobie sprawę z tego zagrożenia. Kiedy Polacy, którzy obecnie dali się nabrać na sztuczki polityków, wreszcie się obudzą, będą mieli żal do Kościoła, że ich nie bronił. A w tej chwili hierarchowie Polaków nie bronią, gdyż utracili jedność. Jeden czy drugi czasem powie coś mocno w Radiu Maryja, jak to robi biskup Edward Frankowski czy biskup Stanisław Stefanek. Natomiast cały Episkopat się nie wypowiada. Obserwujemy tu zmodyfikowaną poprawność polityczną, która oczywiście nie dotyczy wszystkich spraw - na przykład ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Tutaj biskupi wypowiadają się mocno i jednoznacznie. Poprawność polityczna biskupów rzutuje jednak na kształt polityki Unii Europejskiej wobec Polski i służalcze zachowanie polskich władz wobec ośrodków zagranicznych.
- Jak Ksiądz odebrał informację przekazaną po zakończeniu wyborów przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, że sprawa lustracji w polskim Kościele jest zakończona?
- Nie powinno być tego komunikatu. Jeżeli biskupi nie chcą się wypowiadać na ten temat, to niech lepiej milczą. Dobrze żeby się wypowiedzieli, ale nie w tym duchu, że sprawa jest zakończona. Siłą rzeczy niektóre akta będą wydobywane selektywnie.
- Jaki może być skutek selektywnej lustracji?
- Jednym z celów selektywnej lustracji - prowadzonej nie przez Kościół, tylko przez nie wiadomo kogo, na przykład uwikłanych dziennikarzy - może być oddziaływanie na ludzi, szczególnie młodych, przeciwko Kościołowi. Odwraca się uwagę od tego na przykład, że trzy czwarte dziennikarzy i dwie trzecie profesorów współpracowało z SB. A tylko jedna dziesiąta księży podjęła się takiej współpracy. Stopień uwikłania księży był też zupełnie odmienny. Inaczej trzeba patrzeć na łajdaka, dla którego łajdactwo stało się sensem życia, a inaczej na człowieka uwikłanego, który nie jest łajdakiem.
- Do czego są potrzebni grupie trzymającej władzę w Polsce biskupi, którzy boją się lustracji?
- Biskupi decydują o podejmowaniu pewnych zadań duszpasterskich. Nadają przecież kierunek pracy Kościoła. Jeżeli Kościół jedne tematy podejmuje, a innych nie, to może być dla władzy wygodne. Bogu dzięki, że Kościół broni rodziny, małżeństwa i życia. Niektórzy biskupi na Zachodzie na te tematy milczą. Nasz Episkopat jest lojalny wobec papieża Benedykta XVI, ale jeśli chodzi o zagrożenie państwa i bytu narodowego, biskupi się wycofali i pozostawili te sprawy demokracji. Ta demokracja zmierza szybko do nowego totalitaryzmu. Przed tym trzeba ostrzegać. Tymczasem zauważamy zachowania chwiejne, jak chociażby postawa ks. kardynała Stanisława Dziwisza wobec ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Brakuje hierarchy, który czułby się odpowiedzialny za Polskę.
- Mamy tu kryzys przywództwa?
- Brakuje interrexa. W sytuacji nierządu Kościół powinien wejść w taką rolę. Wśród ordynariuszy nie widzę jednak takiej postaci przywódcy.
- Kto mógłby być taką osobistością?
- Biskup Edward Frankowski jest sufraganem, ale jego znaczenie w Episkopacie nie jest takie, żeby mógł taką godność otrzymać. Natomiast duże nadzieje wiążę ze sprawą, po ludzku sądząc beznadziejną, intronizacji Chrystusa jako króla Polski. Biskupi wyraźnie do tego wezwali. W tej sprawie niestety Radio Maryja wprowadza zamęt, mówiąc o intronizacji Serca Chrystusa. W innych sprawach postawa tego radia jest bardzo dobra, ale w tej kwestii mamy zamieszanie. Z kolei pod presją kardynała Dziwisza krakowski ksiądz Piotr Natanek głosi intronizację Chrystusa Króla Wszechświata, co zupełnie zmienia sens zagadnienia. Ks. Tadeusz Kiersztyn, który w sensie teologicznym bardzo prawidłowo widzi tę sprawę, jest marginalizowany. Nie ma tu jednoznacznego domagania się, aby wola Chrystusa wyrażona wobec służebnicy Bożej Rozalii Celakówny została wypełniona. Trzeba intronizować Chrystusa na króla Polski. Gdyby biskupi jednym głosem zażądali tej intronizacji, to te tchórzliwe i byle jakie władze poddałyby się temu naciskowi. Była już taka możliwość za rządów PiS.
- Jaki byłby skutek intronizacji?
- Przede wszystkim ogromny skutek duchowy. Jeżeli uznana jest najwyższa władza Jezusa Chrystusa, z tego wynikają pewne konsekwencje. Nie wolno uchwalać praw sprzecznych z Dekalogiem. Nie można się podporządkować Unii Europejskiej, która forsuje neo-pogańskie ustawodawstwo. Nie można przyjmować traktatu lizbońskiego.
- A może hierarchia kościelna ma jakiś cel w tym, że nie porusza takich tematów, nie wznieca sporu. Do dziś panuje opinia, że szczęśliwie przeszliśmy przez zmianę ustroju bez ofiar, a obecny pokój i równowaga sił stanowią wielką wartość.
- Ale przecież masowe ofiary są. Cały naród staje się taką masową ofiarą. Nie wiem, co byłoby, gdyby z rozmów się wycofano, ale wiem że Okrągły Stół był kłamstwem i zdradą. Komuniści umówili się ze stroną reprezentowaną chociażby przez Jacka Kuronia, że pomogą sobie w eliminowaniu opozycji katolicko-narodowej - i mamy tego skutki.
- Dziękuję za rozmowę.
http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1218&Itemid=46
NCzas! Numer 14 (985) z 04 kwietnia 2009
Wywiad z ks. Małkowskim o najnowszej publikacji IPN poświęconej ks. Jerzemu Popiełuszce, selektywnej lustracji ludzi Kościoła i potrzebie jedności wśród biskupów
- Historycy IPN zaprezentowali tom dokumentów "Aparat represji wobec ks.
Jerzego Popiełuszki 1982-1984", w którym pojawiła się informacja, że ks. bp Kazimierz Romaniuk i ks. bp Alojzy Orszulik zostali zarejestrowani przez SB jako osobowe źródła informacji. Tę wiadomość, w jakimś sensie wyrwaną z kontekstu, powielały media ogólnopolskie. Co się za nią kryje?
- Funkcjonariusze SB sami lub przez podstawione osoby mogli urabiać opinię księży biskupów lub pracowników kurii odnośnie ks. Jerzego czy innych księży. Biskupi mogli takie opinie przyjmować za dobrą monetę. Przypuszczam, że tak właśnie było.
- To znaczy, że funkcjonariusze SB kreowali opinie biskupów, które później nie byty weryfikowane?
- Kreowali opinie, które miały elementy prawdy, to znaczy były wiarygodne, ale służyły manipulacji. Zdarzało się, że biskupi wdawali się w rozmowy z esbekami na zasadzie przekazywania pewnych błahych informacji, tak żeby nikomu nie zaszkodzić - i liczyli, że otrzymają potrzebną im wiedzę. Jako przełożeni chcieli mieć dane o księżach. Wszystkiego nie mogli sami ogarnąć, a istniało przekonanie, że Służba Bezpieczeństwa ma kusząco dobry wywiad. Ta wymiana informacji była wzajemna. Jeden z księży, który był zarejestrowany jako TW bezpieki, a jest obecnie proboszczem dużej parafii w Warszawie, 30 lat temu chwalił się, że wie dużo o księżach, bo informacji udziela mu sama SB. Widać było, że tę wiedzę chętnie przyjmował.
- Biskup Kazimierz Romaniuk poinformował, że spotykał się z przedstawicielami SB z racji pełnionej funkcji rektora Seminarium Duchownego. Czy mógł uniknąć tych rozmów? Czy musiał podejmować te kontakty?
- W moim przekonaniu nie musiał. Byli inni przedstawiciele władzy, z którymi być może trzeba było jakieś kontakty podtrzymywać. Jeżeli ktoś się zgłosił jako funkcjonariusz SB, nie należało z nim rozmawiać.
- W jakim świetle stawia biskupów Romaniuka i Orszulika podanie informacji, że zostali zarejestrowani przez SB jako osobowe źródła informacji?
- Widziałem ostatni program "Misja Specjalna" w TVP na temat Okrągłego Stołu. Tam widać było księdza biskupa Orszulika, który przekazuje zakąski i ze wszystkimi się wita. Czuł się tam jak ryba w wodzie. Jego rola wyraźnie przekraczała funkcję obserwatora z ramienia Episkopatu. Słuchałem też prelekcji arcybiskupa Gocłowskiego, który był dumny ze swojej roli przy Okrągłym Stole. To wydarzenie z 1989 roku stało się pewną odskocznią dla niektórych osób, które zrobiły karierę w Kościele.
- Opowiadał Ksiądz historię kobiety, która podawała się za matkę jednego z księży, a była agentką SB. Przychodziła do ks. biskupa Romaniuka i przekazywała negatywne opinie o swoim rzekomym synu kapłanie.
- Celem wizyt owej kobiety u biskupa Romaniuka było oczernienie księdza, który za jakiś czas zrzucił sutannę. Zrobił to z różnych powodów - nie tylko z tego, że był źle widziany przez biskupa Romaniuka. Ale był to element gnębienia tego kapłana poprzez przekazywanie fałszywych informacji za pomocą podstawionej osoby. Łatwowierność biskupa spowodowała, że nie sprawdził telefonicznie, czy ta kobieta jest rzeczywiście matką owego księdza. Chętnie i łatwo niektórzy biskupi przyjmowali opinie podsuwane im przez Służbę Bezpieczeństwa.
- A można było się poruszać pośród tych opinii i nie ulec manipulacji?
- Myślę, że tak. Gdy mam do czynienia z przełożonymi w Kościele, jestem przekonany, że są ludźmi dobrej woli i wierzą w Chrystusa. Myślę, że nie chcą nikogo krzywdzić, a jeśli nawet, to takie krzywdy wychodzą później człowiekowi na dobre. Z moich akt wynika, że SB i Urząd ds. Wyznań starały się o to, żeby wysłać mnie do pracy na Wólkę Węglową - w nadziei, że jeśli tam trafię, nie będę głosił rekolekcji i kazań. Później prędko się okazało - wskutek życzliwości proboszcza, który mnie tam przyjął - że moje możliwości nie były ograniczone. Po jakimś czasie proboszcz powiedział mi, że kiedy biskup Romaniuk wysyłał mnie na Wólkę, stwierdził, że na pewno tego przydziału nie przyjmę. Była w tym jakaś intencja zaszkodzenia mojej osobie. Kiedy przydział przyjąłem - bo moją zasadą jest posłuszeństwo wobec przełożonych - proboszcz okazał mi dużą życzliwość, a przeniesienie nie okazało się karą. Wtedy w SB, co wynika z moich akt, zastanawiano się, w jaki sposób przez wzbudzanie intryg, fałszywych oskarżeń i konfliktów sprawić, żebym musiał stamtąd odejść. A ja nie odszedłem. Jestem na Wólce od stanu wojennego.
- Jaki z tego wniosek?
- Dzięki posłuszeństwu nawet coś, co wydawało się krzywdą, wychodzi na dobre.
- Panuje takie przekonanie, że negatywne oddziaływanie służb specjalnych kończy się na 1989 roku. Ksiądz był osaczany przez SB. Czy dziś służby działają podobnie?
- To jest tak jak z diabłem. Jemu najlepiej się działa, kiedy ludzie nie wierzą w jego istnienie. Dziś także widzę pewne skutki czyjegoś oddziaływania. Za komuny miałem znacznie większe możliwości wypowiadania się niż teraz. Dziś urabia się powszechną opinię wśród księży, że ks. Małkowski nie powinien wygłaszać homilii w Kościele. Na przykład w parafii Św. Stanisława Kostki w Warszawie jest tak szczelna blokada, że nawet nie wpuszczają mnie do konfesjonału.
- W publikacji IPN podano, że ks. Jankowski był kontaktem operacyjnym SB...
- Ja z księdzem Jankowskim większego kontaktu nie miałem. Mnie odstręczał jego styl i sposób bycia. Widziałem oczywiście pewne pozytywy tej postaci. Miał przecież rozbudowane kontakty. Odpychał mnie też jego związek z Lechem Wałęsą, bo bardzo wcześnie nabrałem podejrzeń, że Wałęsa jest człowiekiem uwikłanym.
- Ksiądz stwierdził, że małe zło w postaci rozmowy z esbekiem przynosi w przyszłości większe zło. Co to oznacza?
- Funkcjonariusz SB przedstawiał się jako reprezentant władzy, który może pomóc w konkretnych sprawach, np. wyjazdu zagranicznego, zdobycia materiałów budowlanych, stopnia naukowego czy awansu. Być może tak było, ale czegoś oczekiwał. Ta cena była zbyt duża.
- Czym w efekcie jest to większe zło?
- Po latach powstało zło uzależnienia od dawnych oficerów prowadzących. Z dawnego syndykatu zbrodni wyrósł aparat, który działa w tej chwili w Polsce i może na zasadzie szantażu czy poszukiwania dawnych zależności wykorzystywać to, że ktoś był TW bezpieki i teraz nie chce ujawnić pewnych zaszłości. Ale jest zmuszany, żeby pewnych decyzji nie podejmować, a pewne podejmować.
- Czy biskupi zarejestrowani w dokumentach byłej SB są dziś szantażowani? Wiedzą, co się wokół nich dzieje?
- Początkowo biskupi słyszeli zapewnienia ze strony Czesława Kiszczaka, że akta bezpieki na ich temat zostały zniszczone. Później się okazało, że te akta tylko częściowo zostały zlikwidowane. Tu wychodzi naiwność tych hierarchów, którzy uwierzyli słowom Kiszczaka, specjalisty od kłamstwa. Dziś akta są wydobywane selektywnie, ale niektórzy hierarchowie mogą uważać, że ich akta nie zostaną ujawnione. Obecny układ władzy jest tak skonstruowany, że nikt nie ma interesu w tym, żeby kompromitować na przykład biskupa Życińskiego czy biskupa Pieronka. Natomiast grupa trzymająca władzę może być zainteresowana tym, żeby kompromitować biskupów orientacji narodowej, prawicowej. Na tej zasadzie uderzono w biskupa Stanisława Wielgusa. Może mu się należało, ale jego zachowanie w czasie tej sprawy świadczyło o braku charakteru. Dziś arcybiskup Józef Michalik chwali biskupa Wielgusa za godne zachowanie w związku z tamtą sprawą. Jest jakaś solidarność korporacyjna wśród biskupów, która negatywnie rzutuje na możliwość rozliczenia się z przeszłością.
- Jaki jest dla polskich katolików negatywny skutek solidarności korporacyjnej biskupów?
- Taki, że Kościół nie zajmuje mocnego i zdecydowanego stanowiska wobec szybkiego demontażu państwa polskiego i pewnych bardzo istotnych zagrożeń dla bytu narodowego Polski i Polaków. Kościół powinien zachować się analogicznie do tego, jak się zachował w sierpniu roku 1920, kiedy pojawiło się zagrożenie ze strony bolszewików. Teraz ten neobolszewizm, neosocjalizm w innym wydaniu jest zagrożeniem nie mniejszym. Kościół powinien wezwać np. do krucjaty różańcowej, odpowiedzieć się po stronie ludzi, którzy być może nie w pełni zdają sobie sprawę z tego zagrożenia. Kiedy Polacy, którzy obecnie dali się nabrać na sztuczki polityków, wreszcie się obudzą, będą mieli żal do Kościoła, że ich nie bronił. A w tej chwili hierarchowie Polaków nie bronią, gdyż utracili jedność. Jeden czy drugi czasem powie coś mocno w Radiu Maryja, jak to robi biskup Edward Frankowski czy biskup Stanisław Stefanek. Natomiast cały Episkopat się nie wypowiada. Obserwujemy tu zmodyfikowaną poprawność polityczną, która oczywiście nie dotyczy wszystkich spraw - na przykład ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Tutaj biskupi wypowiadają się mocno i jednoznacznie. Poprawność polityczna biskupów rzutuje jednak na kształt polityki Unii Europejskiej wobec Polski i służalcze zachowanie polskich władz wobec ośrodków zagranicznych.
- Jak Ksiądz odebrał informację przekazaną po zakończeniu wyborów przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, że sprawa lustracji w polskim Kościele jest zakończona?
- Nie powinno być tego komunikatu. Jeżeli biskupi nie chcą się wypowiadać na ten temat, to niech lepiej milczą. Dobrze żeby się wypowiedzieli, ale nie w tym duchu, że sprawa jest zakończona. Siłą rzeczy niektóre akta będą wydobywane selektywnie.
- Jaki może być skutek selektywnej lustracji?
- Jednym z celów selektywnej lustracji - prowadzonej nie przez Kościół, tylko przez nie wiadomo kogo, na przykład uwikłanych dziennikarzy - może być oddziaływanie na ludzi, szczególnie młodych, przeciwko Kościołowi. Odwraca się uwagę od tego na przykład, że trzy czwarte dziennikarzy i dwie trzecie profesorów współpracowało z SB. A tylko jedna dziesiąta księży podjęła się takiej współpracy. Stopień uwikłania księży był też zupełnie odmienny. Inaczej trzeba patrzeć na łajdaka, dla którego łajdactwo stało się sensem życia, a inaczej na człowieka uwikłanego, który nie jest łajdakiem.
- Do czego są potrzebni grupie trzymającej władzę w Polsce biskupi, którzy boją się lustracji?
- Biskupi decydują o podejmowaniu pewnych zadań duszpasterskich. Nadają przecież kierunek pracy Kościoła. Jeżeli Kościół jedne tematy podejmuje, a innych nie, to może być dla władzy wygodne. Bogu dzięki, że Kościół broni rodziny, małżeństwa i życia. Niektórzy biskupi na Zachodzie na te tematy milczą. Nasz Episkopat jest lojalny wobec papieża Benedykta XVI, ale jeśli chodzi o zagrożenie państwa i bytu narodowego, biskupi się wycofali i pozostawili te sprawy demokracji. Ta demokracja zmierza szybko do nowego totalitaryzmu. Przed tym trzeba ostrzegać. Tymczasem zauważamy zachowania chwiejne, jak chociażby postawa ks. kardynała Stanisława Dziwisza wobec ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Brakuje hierarchy, który czułby się odpowiedzialny za Polskę.
- Mamy tu kryzys przywództwa?
- Brakuje interrexa. W sytuacji nierządu Kościół powinien wejść w taką rolę. Wśród ordynariuszy nie widzę jednak takiej postaci przywódcy.
- Kto mógłby być taką osobistością?
- Biskup Edward Frankowski jest sufraganem, ale jego znaczenie w Episkopacie nie jest takie, żeby mógł taką godność otrzymać. Natomiast duże nadzieje wiążę ze sprawą, po ludzku sądząc beznadziejną, intronizacji Chrystusa jako króla Polski. Biskupi wyraźnie do tego wezwali. W tej sprawie niestety Radio Maryja wprowadza zamęt, mówiąc o intronizacji Serca Chrystusa. W innych sprawach postawa tego radia jest bardzo dobra, ale w tej kwestii mamy zamieszanie. Z kolei pod presją kardynała Dziwisza krakowski ksiądz Piotr Natanek głosi intronizację Chrystusa Króla Wszechświata, co zupełnie zmienia sens zagadnienia. Ks. Tadeusz Kiersztyn, który w sensie teologicznym bardzo prawidłowo widzi tę sprawę, jest marginalizowany. Nie ma tu jednoznacznego domagania się, aby wola Chrystusa wyrażona wobec służebnicy Bożej Rozalii Celakówny została wypełniona. Trzeba intronizować Chrystusa na króla Polski. Gdyby biskupi jednym głosem zażądali tej intronizacji, to te tchórzliwe i byle jakie władze poddałyby się temu naciskowi. Była już taka możliwość za rządów PiS.
- Jaki byłby skutek intronizacji?
- Przede wszystkim ogromny skutek duchowy. Jeżeli uznana jest najwyższa władza Jezusa Chrystusa, z tego wynikają pewne konsekwencje. Nie wolno uchwalać praw sprzecznych z Dekalogiem. Nie można się podporządkować Unii Europejskiej, która forsuje neo-pogańskie ustawodawstwo. Nie można przyjmować traktatu lizbońskiego.
- A może hierarchia kościelna ma jakiś cel w tym, że nie porusza takich tematów, nie wznieca sporu. Do dziś panuje opinia, że szczęśliwie przeszliśmy przez zmianę ustroju bez ofiar, a obecny pokój i równowaga sił stanowią wielką wartość.
- Ale przecież masowe ofiary są. Cały naród staje się taką masową ofiarą. Nie wiem, co byłoby, gdyby z rozmów się wycofano, ale wiem że Okrągły Stół był kłamstwem i zdradą. Komuniści umówili się ze stroną reprezentowaną chociażby przez Jacka Kuronia, że pomogą sobie w eliminowaniu opozycji katolicko-narodowej - i mamy tego skutki.
- Dziękuję za rozmowę.
http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1218&Itemid=46
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 795 odsłon
Komentarze
wilre, taki rozszczepiony a co gorzej POstrzępiony TW Filozof i
10 Czerwca, 2009 - 23:37
jemu podobni to wielki problem dla polskiego Kościoła a szczególnie dla obecnie księży młodych i przyszłych!
Dla mnie szczególny przypadek to POstępowiec i kumpel Michnika
abp Życimski.
Byłem zdegustowany tym, że udał się w miniony weekend na spotkanie modlitewne młodzieży corocznie organizowane przez o. Górę nad jez. Lednickim.
pzdr
antysalon
@ gorący kartofel,
11 Czerwca, 2009 - 06:02
-
temat - sierota,
tj. istota wypowiedzi odważnego księdza Małkowskiego,czy
ks. duszpasterza Ormian w Polsce, oraz innych straceńców.
Składam podziękowamie tym Obywatelom i Wiernym, którzy są z tymi Pasterzami.
Pozdrawiam
STEIN
,,żeby głosić kłamstwo, trzeba całego systemu, żeby głosić prawdę, wystarczy jeden człowiek”.