Chleją
Chleją na potęgę. Kto? oczywiście lemingi.Byłem na wakacjach, typowych dla mnie. A więc żagle, tym razem na Mazurach, Szlak Wielkich Jezior. Od Węgorzewa, do Rucianego i Karwicy na jeziorze Nidzkim i z powrotem.Poczyniłem przy tym pewne obserwacja. Coraz więcej coraz droższych jachtów wyposażonych w coraz bardziej wymyślne urządzenia. Ja tylko nie mogę wyjść z podziwu, po cholerę na jachcie na Mazurach ktoś instaluje echosondę, radar, CB-radio i jeszcze jakieś inne duperele.Widziałem kilka przypadków działań załóg tych drogich jachtów (wynajęcie na dobę takiej jednostki oscyluje w okolicy 700 zeta), które mogły przyprawić o palpitację.Jacht 33 stopowy czyli o długości 10 metrów (to też dziwaczna maniera mierzyć jachty wód śródlądowych w sposób typowy dla jachtów morskich) wyposażony w silnik o dużej mocy, ster strumieniowy podpływa w czasie dobrej pogody do nabrzeża, a dwaj młodzi ludzie na nim siedzący nie mają nawet pomysłu jak to cudo techniki zaparkować prawidłowo.Potem gdy już się udało im pomóc jeden z nich rzucił, że to "straszna kolumbryna". Skoro taka straszna to po cholerę brałeś człowieku jednostkę nad którą nie jesteś w stanie zapanować. Widocznie jakieś inne względy, najpewniej prestiżowe, zmuszają tych ludzi do wynajmowania takich "kolumbryn".A przecież za te same pieniądze można wynająć jacht w Chorwacji czy gdzie indziej na Morzu Śródziemnym.Ale najlepsze następuje trochę później, gdy zaczynają się wieczorno nocne zabawy. Na Mazurach zawsze się spożywało dużo alkoholu, ale to co prezentują właśnie ci z tych dużych jednostek nie mieści się według mnie w pojęciu picia ale właśnie CHLANIA. I to chlania na umór. Takiego chlania na zapomnienie. I te opowieści, które się słyszy.To wszystko ma jeden mianownik. Zaleźli za wysoko jak na swoje możliwości mentalne i podświadomie zdają sobie z tego sprawę. Są sfrustrowani i chleją aby tą frustracją stłumić. I to nie jest tylko frustracja spowodowana brakiem umiejętności operowania takim jachtem, ale wynika ona z całego ich życia, pracy którą wykonują i tych wszystkich rzeczy, które doprowadziły ich do tego, że ich stać na to żeby wynająć jacht za 700 zeta za dobę.Jeszcze jedno, więcej chleją ich dziewczyny. Jedna z zasłyszanych opowieści.Raut w Hiltonie dla radców prawnych."... i wiesz, ta Janka idzie pijana w dym z Heńkiem, który ją ma odprowadzić i najpierw ona pierdolnęła na glebę, a potem on na nią, bo wisiała mu na ramieniu, a on też był najebany. ..."No tak się "bawią".Venenosi bufones pellem non mutantAndrzej.A
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2394 odsłony
Komentarze
Andrzej.A
21 Lipca, 2012 - 11:31
Pustotę życia trzeba czymś wypełnic, jako że natura ponoć nie znosi próżni :)
Kiedy się nie ma pomysłu na to wypełnienie, to najłatwiej to zrobić wódką. Nie wymaga za wiele wysiłku.
Trafne spostrzeżenia
21 Lipca, 2012 - 12:03
Wśród moich znajomych lemingów (wszędzie się tacy znajdą)panuje dość dziwna opinia na temat atrakcyjności urlopu. Nieważne, "gdzie się było i co się robiło" - ważne, ile się zapłaciło. Spędzasz wakacje w górach i nocujesz w schroniskach? Ale nuuuda!
Znam to zjawisko od dawna.
21 Lipca, 2012 - 17:36
I dlatego się wypisałam, chyba nie za późno, skoro dostrzegam to łajno i dziś.
Nihil novi
21 Lipca, 2012 - 17:51
tak samo wyglada Europa Zach. czy USA. Weekendy to chlanie i narkotyzowanie sie do kompletnej zwaly.
Ja trochę obok bo mi się coś przypomniało + refleksja
22 Lipca, 2012 - 02:48
[quote]Jacht 33 stopowy czyli o długości 10 metrów (to też dziwaczna maniera mierzyć jachty wód śródlądowych w sposób typowy dla jachtów morskich)[...][/quote]
To pewnie pochodna tej samej fantazji, która załogom przycumowanych jachtów typu Conrad kazała do późnej nocy ryczeć w "Zęzie" w Sztynorcie - "dziesięć w skali Beauforta" ; )))
Refleksja.
[quote]Na Mazurach zawsze się spożywało dużo alkoholu, ale to co prezentują właśnie ci z tych dużych jednostek nie mieści się według mnie w pojęciu picia ale właśnie CHLANIA. I to chlania na umór. Takiego chlania na zapomnienie. I te opowieści, które się słyszy.[/quote]
Ja nie wiem jaka jest różnica miedzy "dużo alkoholu", a chlaniem, ale w czasach (niesłusznie uznawanych za minione), w których o sfrustrowanych lemingach w ludzkiej skórze nikt nawet nie śnił, chlanie na Mazurach było równie powszechne. I to na umór.
Pamiętam bo z jednej łajby musiałem spieprzać po tygodniu - nie wyrobiłem tempa picia, braku snu, nielegalnych nocnych rejsów i paru innych okoliczności nienadających się do publicznego cytowania ; )
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
Potwierdzam. We Wiartlu jest taka knajpa z piwem (głównie)
22 Lipca, 2012 - 10:06
"Pod sosnami" (bodaj, bo dawno mnie tam nie było). Zaciągnęło się któregoś dnia i musiałam przeczekać tam z dziećmi ulewę.
Trochę to trwało, bo wyglądało na oberwanie chmury. Obserwowałam więc towarzystwo żaglówkowe przy ławie obok, które przyjechało z Jaśkowa uzupełnić zapasy wszelkie: i te w butelkach i te we krwi.
Lało, lało i lało i jeden od żaglówkowiczów się zniecierpliwił, oznajmił, że on to pi...oli i ruszył w drogę nad Nidzkie o własnych czterech nogach (na dwóch już nie był w stanie się utrzymać).
Jak ktoś był we Wiartlu to wie, że tam droga biegnie w dół, a w trakcie ulewy pobocza asfaltu przypominały rwące potoki.
Spojrzał na to nasz bohater na czterech, w pijanym widzie uznał, że ma przed sobą rzekę, więc się położył i "przepłynął" drogę wpław.
Wiele piosenek po pijaku wyśpiewałam, ale takiego widoku moje zmysły nie widziały i nie zapomną.
@ Ossala - o Wiartlu
22 Lipca, 2012 - 20:55
Byłam w Wiartlu, a właściwie tam, gdzie kończy się Nidzkie - potem była przenoska, a właściwie przewózka - bo kajak miał tez w wyposażeniu kółka - przez las, na następną wodę.
W miejscu, gdzie się kończyło Nidzkie i trzeba było wysiadać i wyciągać kajak - było ujście kolektora ścieków. Wprawdzie lokalnego, ale zawsze. Wyobraź sobie, jaka to była "uciecha".
A przedtem - jezioro tam się mocno zwęża - z trzcin wypłynęła przed nami łabędzica z małymi. My z konieczności musieliśmy płynąc za nią. Bardzo nie spodobało się to jej partnerowi (widzisz, jaka jestem trendy z tym partnerem?), który wychynął za nami. Syczał, skrzydła rozkładał, a ja umierałam ze strachu, bo my w kajaku byliśmy niżsi od niego. Bałam się, czy męża nie zadziobie, bo to on siedział za mną. Na szczęście łabędzica po jakimś czasie skręciła w trzciny.
Re: Ja trochę obok bo mi się coś przypomniało + refleksja
22 Lipca, 2012 - 20:36
To ja powiem tak. Swoje konstatacje na temat ilości spożywanego alkoholu porównuję do swoich czasów studenckich, czyli początku i połowy lat 80. Obozy studenckie Politechniki Warszawskiej, owszem pito dużo, ale właśnie nie na umór. Nie wiem, może byłem w dziwnym środowisku, ale wśród ludzi gdzie się obracałem, to fakt, że ktoś nie był w stanie ustać na nogach bo za dużo wypił był uznawany za gruby nietakt - również na Mazurach.
Ktoś za dużo wypił, to szedł grzecznie spać i tyle.
A jeszcze jedno. Dziewczyny w tamtych czasach piły wyraźnie mniej. Bo teraz to właśnie dziewczyny więcej chleją - to również obserwacja z tego wyjazdu na Mazury.
@ ossala
To musiał być przebojowy widok, faktycznie do zapamiętania na całe życie.
Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A
Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A