Reforma sprawiedliwa i demokratyczna cz. 1
Nowy rząd ostro bierze się za reformowanie systemu prawnego, wymiaru sprawiedliwości, a nawet Konstytucji. I chwała mu za to. Warto więc przyjrzeć się czekającym go problemom i na skalę swoich możliwości spróbować go w tym zbożnym dziele wspomóc.
Te reformy są konieczne, bo bez tego nikt normalny nie ma motywacji do jakichkolwiek działań propaństwowych, a nawet działań odpowiedzialnych w ogóle.
Trudności grożą poważne, bo i wróg wewnętrzny i liczni wrogowie zewnętrzni nie chcą zmian, które przywróciłyby siłę naszemu Państwu, a Narodowi dały nadzieję na przetrwanie i to w swojej tożsamości. Nie da się też oddzielić tej pracy od zaspokajania potrzeb bieżących, a więc i od tego, co się dzieje w Europie i świecie.
Przykład mamy tu z Węgrami, które choć próbują tylko wyciągać sobie z całego tego bałaganu jakieś nitki gwarantujące im w ogóle przetrwanie jako państwu tak małemu, że dalekiemu od samowystarczalności, to i tak co trochę spotykają się z bardzo groźnymi pomrukami mającego globalne ambicje lewactwa i sponsorujących tą patologię życia społecznego oligarchii korporacyjno-syjonistyczno-globalnych, zwłaszcza banksterstwa.
Przede wszystkim to oligarchie tu muszą poczuć powiew konkurencji i rosnącą determinację i siłę moralną Narodu.
Wbrew opinii rozsiewanej przez naszych wrogów, zmiany kosmetyczne nie będą satysfakcjonowały nikogo prócz przestępców i zdrajców, bo i Europa i cały lewacki świat już dogorywa, a dogorywaniem z nim nie pomożemy ani jemu, ani sobie. Jedyna więc mądra perspektywa, to jak za Solidarności w 1980-tym: „... więc róbmy tak, jak gdyby nasz był wiek. Pod wolny kraj spokojnie kładź fundament".
1. Przełamać systemowe wynaturzanie demokracji.
Największym oszustwem czasów współczesnych (liczonych od ukonstytuowania się się USA) jest zahamowanie już zaszczepionej w Europie demokracji i nawrót do skompromitowanej ideologii republikanizmu przedchrześcijańskiego wyrażającego nieumiarkowaną zachłanność oligarchii.
W starożytnym Rzymie 75% to byli niewolnicy. Wolna reszta zasilała zawodową armię zbójnickiego imperium, cierpiała tyranię, walczyła o byt drobnymi usługami, i była na okazjonalnym socjalu. System stojący na prawie powodował takie nasilenie demoralizacji i patologii, że choć nie brakowalo tych, co chcieli go podtrzymywać przy ogromie ludzkich krzywd i zbrodni to wszystko musiało upaść. Starczy wspomnieć Nerona, Kaligulę, czy Klaudiusza.
Nastąpił dziś powrót do republikanizmu najgorzej rozumianego - opartego o literę, cyfrę i symbolikę „prawa” stanowionego z widzimisię aktualnego kacyka, a co najgorsze, to „prawa” wynoszonego na pozycję ludzkiej wartości.
Skutkuje to wynaturzeniami tak intensywnymi, że sytuacja się powtarza - nie brakuje osób zmanipulowanych niewolniczo, gotowych się bić w imię „państwa prawa” i to nie tylko bez patrzenia o jakie to prawo chodzi, ale i z cierpiętniczym całowaniem ręki, która ich bije, nawet jeśli to prawo mu szkodzi.
Można przytoczyć przykład na to. Niedawno wśród oficerów armii USA przeprowadzono test, w którym przepytano ich na okoliczność lojalności wobec społeczeństwa lub rządu na wypadek konfliktu wewnętrznego. Większość opowiedziała się po stronie rządu (i pracę utrzymała).
Zarazem cała ta sprawa wykazała systemowe odejście w Ameryce od demokracji ku republikanizmowi, czyli od władzy i pierwszoplanowego dobra narodu, ku bezwzględnej władzy oligarchii. Jest w tym i przykład na odejście ustrojowe od opierania się władzy o moralność, a zmerzanie jej ku stawianiu na powszechność obowiązywania prawodawstwa stanowionego przez nią samą, a więc i na faszystowsko-satanistyczną, lewacką odwrotkę motywacyjną w postaci wyniesienia prawa nad moralność.
Dochodzi już do rozróżnienia cywilizacji łacińskiej (a więc opartej o kulturę chrześcijańską, z typową dla niej wyższością sprawiedliwości nad prawem rozumianym przedchrześcijańsko) i dzisiejszej cywilizacji zachodniej, już tylko nominalnie wspominającej chrześcijaństwo, a skupiającą się na micie surowości „prawa rzymskiego” z czasów jego wyprania z ludzkich wartości, czasów stanowienia tego „prawa” przez rzymską oligarchię (reprezentowaną przez senatorów) i pod jej wyłączne interesy, a zarazem o dzisiejszą kulturę protestancką w wersji zaproponowanej przez filozofa protestantyzmu Kanta wkraczającej w kwestii prawodawstwa (ku wygodzie i totalnej wszechmocy władzy) również w zakres obyczaju, tradycji i systemu ludzkich wartości z tendencją do normalizowania prawodawstwem wszystkich dziedzin działalności zwykłego człowieka.
Dzisiejsi „demokraci” nie zdają sobie sprawy, że psując republikanizm (odchodzeniem od prawodawstwa wynikającego z potrzeb sprawiedliwości i ludzkich wartości wyższego od niej rzędu i zasady wyższości całego systemu moralnego nad prawodawstwem), wcale do demokracji nie wracają. I nie wrócą, dopóki nie zaczną od sprawiedliwości (najpierw stając z Bożą pomocą na gruncie prawdy jedynej) i nie zdecydując się już w niej pozostać (z Bożym błogosławieństwem).
W ogóle to reformowane dziś Państwo musi porozbijać wszelkie niemoralne z punktu widzenia życia obywateli i trwałości państwa wielkie twory polityczno-ekonomiczno-gospodarcze, zwłaszcza prywatne monopole i zmowy typowe dla systemu oligarchicznego, a ustanowić rzeczywistą wolną konkurencję typową dla demokracji i niezmienne, jednoznaczne proste zasady obowiązujące wszystkich, zwłaszcza polityków, czyli według zasady równości rozumianej demokratycznie, czyli w harmonijnym jego związku z wolnością i braterstwem, oraz odpowiedzialnością za innych członkow wspólnoty i jej całość.
Niezależnie od tego, to państwo musi odzyskać monopole państwowe z rąk prywatnych, z rąk zwłaszcza wszelkich instytucji ponadnarodowych, a w codziennej praktyce przynajmniej władzę decydowania o licencjach na funkcjonowanie firm w zakresie władztwa monopolu państwowego (zaczynając od górnictwa, energetyki i obronności) i uczynienia głównym źródłem swoich dochodów (z tendencją by państwo utrzymywało się samo, a niewielkie podatki stanowiły tylko jakiś bufor dla potencjalnych zakłóceń ciągłości jego sprawnego funkcjonowania).
2. Powstrzymać ideologiczne wypaczania demokracji.
Republikanizm jest systemem typowo oligarchicznym, władzą magnaterii, możnowładców, dysponującą prywatną dużą siłą materialną, w przeciwieństwie do demokracji, którą cechuje nadrzędna pozycja narodu nad oligarchią (w Polsce ustanowiona już w XIV wieku przez Kazimierza Wielkiego (a ugruntowana na przełomie wieku XV i XVI, kiedy dopiero odkrywano Amerykę)) i duża siła duchowa, oraz własność narodowych dóbr wspólnych, w tym państwa.
Choć republikanizm tak widziany jest wypaczeniem idei demokracji jako sprawiedliwości wspólnotowej i idei funkcjonowania państwowości, idei możliwej do przeniesienia do życia publicznego w państwie, idei powszechnie na obszarze cywilizacji łacińskiej uznanej, to z kolei jego wypaczenie jest powszechnie dziś nazywane demokracją. To psucie tego i tak marnego republikanizmu zaczęło się w USA już w połowie XIX wieku i postępuje, przez codzisiejsze ustroje państw z zasady z demokracją nie mają już nic wspólnego, może poza samym technicznym sposobem wyłaniania władz państwowych „przedstawicielskich” spośród kandydatów (których dopuszczają oligarchie), czyli wybór poparty przez większość w głosowaniu, wybór w praktyce jego stosowania zmierzający nie do demokracji, a do dyktatury większości głosujących.
Jedynie co tu wzrasta, to zarozumialstwo samych lewackich psui, którzy profanują tu szlachetną ideę demokracji manipulując opinią publiczną, aby w praktyce wyrażała wolę oligarchii i niegodnym używaniem nazwy demokracja. Przekonani, że tak można zapewne nie znają zasady „błędu alternatywy”, która podnosi, że przeciwieństwem dla dobra jest zło, ale przeciwieństwem dla zła jest inne zło. Dobro bowiem jest tylko punktem w bezmiarze możliwości czynienia zła dla danej sytuacji (i dlatego jak ktoś już zejdzie ze złej drogi, to bez Bożej pomocy na nią wrócić nie da rady, choćby i chciał).
Z jednej więc strony trwa więc walka narodu z oligarchią o demokrację rzeczywistą, a z drugiej walka oligarchii tylko o utrzymanie retoryki demokracji według narracji prezentowanej przez lewactwo służebne oligarchom, walka by pod treść tego słowa podkładać całkiem inne znaczenia, a w utajeniu trwa walka o zawłaszenie dóbr wspólnych narodu przez oligarchię oraz ustanowienie republikańskiego dyktatu. (Tu od razu zastrzegę, żeby myśląc o USA wciąż promieniujących przykładem pamiętać, że tam „demokraci” to tylko tyle, co „oligarchia postępowa”, a republikanie”, to tylko tyle, co „oligarchia konserwatywna”).
Trwa więc w Polsce oszustwo, że mamy demokrację, a za jej fasadą stajemy się w szybkim tempie spolaryzowani do walk wewnętrznych, wzmacniamy się w wewnętrznych sprzecznościach, słabniemy i zniechęcamy się do jakiejkolwiek aktywności politycznej (zresztą nie sami z siebie, a wskutek zmierzających ku temu manipulacji przez media). Dotyczy to zwłaszcza blisko połowy wyłączającego się z życia publicznego elektoratu, narzekającego co prawda na wszystko, ale sceptycznego co co możliwości powstrzymania oligarchi w jej totalitarystycznym już oszołomstwie.
Nawet trudno im się dziwić (jedynie przypominać im trzeba, że „Biada rękom opuszczonym”), skoro to już spowodowało sabotaż wewnętrzny ze strony oligarchii polegający na demoralizacji sił autentycznie demokratycznych przez finansowanie ideologii lewackiej, zdecydowanie wrogiej prawdziwej demokracji. Nadto spowodowało korupcję władz państwowych z instalowaniem oligarchicznej i zdradzieckiej na rzecz sił zewnętrznych agentury we władzach państwowych, ekonomi, przemyśle i mediach - już na etapie przygotowań do zbrodni Okrągłego Stołu, a zaraz potem ukształtował się system władzy samopodtrzymujący, zamknięty na zmiany, z symbolicznym tylko dobieraniem do swojego grona nowych twarzy „politycznych”.
Tu trzeba przytoczyć przykład z USA, gdzie tamtejszy prezydent stwierdził, że dostęp obywateli do internetu stwarza zagrożenie dla demokracji. I co ciekawe, to powiedział prawdę – jedynie nie dodał, że chodzi mu o demokrację w znaczeniu już przedefiniowanym przez lewactwo, a faktyczną demokrację fasadową. Taka jest logika, że chcący naprawiać demokrację prawdziwą muszą pozbawić istnienia tą drugą, zepsutą i już pozorną. Konflikt jest więc na poziomie moralności, a nawet na poziomie prawości, czyli samego ustalania co jest dobrem a co złem. Bowiem kiedy nie ma wspólnej moralności – a ta zawsze skupiona jest wokół dobra wspólnego - to to, co jest dobrem dla jednego, może być przez drugiego postrzegane jako zło i odwrotnie - dobro jednego pozostaje dobrem drugiego kiedy pozostają we wspólnym dobrym duchu.
3. O mechanizmie samolegitymacji, samopodtrzymującym faktyczne oszustwa prawne.
W zdrowym społeczeństwie stanowiony jest powszechnie akceptowany ład życia publicznego o mocy samopodtrzymującej go w trwaniu jego życia dzięki moralności i wspólnej tożsamości, czy ogólnie mówiąc systemu wartości w typowym dla wspólnoty hierarchicznym ich uporządkowaniu, czyniącym sposób dokonywania wyborów chroniących sprawy ważniejsze typowym dla tej wspólnoty.
To w rezultacie oszukańczego zabiegu z ustrojem politycznym, a więc cichą, „pełzającą” (powolne gotowanie żaby) podmianą systemu demokratycznego na republikańsko-oligarchiczny (a tu już w dyktowanej przez oligarchię „narracji rzeczywistości przez prawo”), już „poprawność polityczna” (dokładnie to stojące za tą ideologią lewactwo ulokowane w mediach szeroko pojętych, włącznie z wszelkimi instytucjami mającymi wpływ na kształt naszego życia publicznego, zwłaszcza kulturę, sztukę i naukę, modę i rozrywkę) nabiera zdolności dyktowania obywatelom motywowanych ideologicznie praw i obowiązków (włącznie z przywilejami w randze „praw” samozatraceńczymi, krzywdzącymi nie tylko innych, ale i ich samych, i ich potomstwo) w zakresie ich codziennego stosowania, a nawet wprowadzania karnych represji za ich nieprzestrzeganie sankcjonowanych prawodawstwem państwowym (typową jest tu „mowa nienawiści”, ze swej natury niedefiniowalna, więc i terrorystyczna, wymuszana siłą bez względu na sprawiedliwość).
Odbywa się tu stanowienie tych „praw i obowiązków” bez koniecznych w społeczności wolnych ludzi w pelni świadomych i w pełni dobrowolnych umów, a więc znów na zasadzie „powolnego” tworzenia i sankcjonowania faktów dokonanych na drodze czysto prawniczej, wypranej z moralności.
Mechanizm samolegitymacji, „samopodtrzymujący” występujące tu oszustwa sięga narzucenia obywatelom państwa przekonania, że „demokratycznie” można sobie uchwalać wszystko, nawet to, co sięga kwestii moralnych, zwłaszcza kwestii istnienia kłamstwa i zła w polityce, relacji między interesem i potrzebą a wartościami, i między samymi wartościami ludzkimi i wspólnotowymi, kwestii tego co w ogóle jest sprawiedliwością, prawością czy moralnością, człowieczeństwem, wolnością, powołaniem, własnością, naturą i życiem, władzą i prawem.
Tymczasem niepodważalna hierarchia ludzkich wartości wskazuje iż demokracja to forma sprawiedliwości – jest więc władcza nad polityką, ale służebna wobec prawości, moralności i człowieczeństwa dojrzałego.
To z trwania w sprawiedliwości w ogole i z nich demokracja bierze swoją legitymację do działania (ale tylko wtedy, gdy im służy) – działania w sferze polityki, a więc roztropnego i odpowiedzialnego gospodarowania dobrami wspólnymi narodu, administrowania najważniejszym z tych dóbr – państwem, sprawowania nim władzy przedstawicielskiej względem narodu, stanowienia zasad funkcjonowania ekonomii i gospodarki, ładu życia publicznego, oraz niezbędnego w tym zakresie prawodawstwa i konkretnych rozwiązań odnośnie sposobu zaspokajania naszych potrzeb społecznych oraz potrzeb związanych z bezpieczenstwem i trwaniem samego państwa. Tylku tu sięga mandat demokratyczny – nie sięga w zasady sprawiedliwości, moralności i człowieczeństwa dojrzałego – ma nie przeszkadzać obywatelom w realizacji ich życia duchowego, ich powołań, a nawet je ułatwiać.
To oszustwo samopodtrzymujące władze jest potężne, bo władza się najpierw samolegitymizuje, a później uchwala swoją legitymację, po czym opłacane przez nią lewactwo i z użyciem zawłaszczonych w interesie tej władzy mediów nadających swój przekaz medialny na rynek publiczny (z użyciem środków propagandowych manipulujących opinię publiczną) dokonują aktu weryfikacji tego systemu (faktycznie to przed sobą samym) z niezmiennym „wynikiem” samolegitymacji władzy. Następuje więc akt samopodtrzymania systemu – najpierw propagandowo i przez zniechęcanie społeczeństwa do oporu przeciw pozbawiania go możliwości trwania w swojej wolności i realizacji swoich powołań, a następnie już z użyciem różnego rodzaju (z początku łagodnych) środków przymusu, a w końcu i zbrodniczych środków terroru.
Wspierane ogromnymi środkami finansowymi lewactwo działa bez świadomości i woli samych objętych tym dyktatem, a nawet terroryzmem medialnym, dającym lewactwu dużą skuteczność demoralizatorską w Narodzie nawet bez potrzeby stanowienia formalnego prawodawstwa (choć jest w stanie wymuszać uchwalanie praw i obowiązków, zakazów i nakazów, podatków i zwolnień od nich, kontroli i ich zaniechań i wszelkich przywilejów i dyskryminacji wygodnych im i tym, których wskażą czy szkodzących innym).
Początkowo wystarcza im sama praktyka terroryzmu medialnego – ulegający mu przyjmują reklamowany styl życia „na tu i teraz”, zwalniający (w gruncie rzeczy samozwalniający) ich z odpowiedzialnego myślenia o przyszłości - oraz praktyka sądownicza (wspierana przez skorumpowane antynarodowo władze państwowe i wrogie narodowi sfery ekonomiczno-gospodarcze zmierzające do pasożytowania na dobrach wspólnych, liczące na pobratymcze związki z patokracją globalistyczną), praktyka pozbawiona nadzoru ze strony autentycznego społeczeństwa obywatelskiego, organizacji i ruchów autentycznie obywatelskich skupiających duchową elitę narodu.
To w rezultacie tego zabiegu lewacka ideologia „poprawność polityczna” wywyższana zostaje do rangi wartości nadrzędnej nad ludzkimi wartościami - uzurpując sobie możliwości nie tylko poprawnopolitycznej, a nawet „prawnej” ingerencji w samą treść sfery ludzkich wartości. (To nie tylko uzurpacja, ale i fałsz wymuszany przemocą i terrorem, zmierzający do przedstawiania wypaczonej idei, zmierzającej do interesu wąskiej grupy beneficjentów, jaką zawsze jest ideologia, jako idei prawdziwej, moralnej, nakierowanej na dobrą przyszłość i życie tych co w swojej wolności zechcą ją realizować).
Faszyzm dzisiejszy - przynajmniej w sensie budowy świata z nieograniczoną władzą „nadludzi” trwa już w całej pełni z powodu samej tylko lewackiej ideologii „poprawności politycznej”. Nieuleganie lewackim narracjom rzeczywistości, niezgadzanie się na fałszywe legitymacje tak mediów, jak ideologii, „praw” i władz to warunek już konieczny powstrzymania grożących nam, zwykłym ludziom zniewolenia i zagłady.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1553 odsłony