Ten Papież nie bałby się smoleńskiego krzyża
(...) Odpowiedź na pytanie, kiedy papieżowi było trudniej, w PRL czy w III RP, nie jest, wbrew pozorom, prosta. Za komuny był masowy entuzjazm, poczucie wolności, przypominanie Polakom o ich historii porywało.
Był Sierpień ’80, była pierwsza Solidarność z jego zdjęciem na bramie Stoczni Gdańskiej, z mszami odprawianymi dla strajkujących robotników, z drugim obiegiem przypominającym książki zakazanych pisarzy, w tym tych z rodowodem w przedwojennej Polsce.
A w III RP było różnie. 1991 rok. Notowania polskiego Kościoła lecą na łeb, na szyję. Media mówią, że czarni zastąpili czerwonych. Ostentacja bogactwa niektórych księży i agresywne wypowiedzi kojarzonych z Kościołem polityków też robią swoje.
Pielgrzymka papieża z 1991 r. należy do najtrudniejszych. A i sam papież nie ułatwia zadania. Mówi o rzeczach niepopularnych. Aborcji, rozumieniu wolności. Są oklaski, ale klaszcze wąska grupa zaangażowanych.
Papież krzyczy na Polaków, bo ma poczucie, że paradoksalnie po 1989 r. jego wysiłek na rzecz zaszczepienia na nowo tradycyjnej polskości zderzył się z dużo skuteczniejszą od dotychczasowej propagandą tych, którzy owszem, nie chcą powrotu PRL, ale odrodzenia się tradycyjnej Polski nie chcą nawet bardziej.
Ci, którym wydawało się, że w 1991 r. papież ostatecznie przegrał, mylili się. Podczas pielgrzymek w 1997, 1999 i 2002 z niesamowitym entuzjazmem, kontrastującym ze spokojem starszych, witali go młodzi ludzie. Ojciec Święty wygrywał autentycznością, brakiem hipokryzji. Był duchowo młodszy od tych, którzy głoszą łatwiejsze systemy wartości.
(...)
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 228 odsłon