Wojciech Sumliński dla Fronda.pl: o Komorowskim i rosyjskich szpiegach

Obrazek użytkownika Kowalsky
Artykuł

Bronisław Komorowski był współodpowiedzialny za to, że nadzór nad strategicznymi łączami Telekomunikacji przejęła rosyjska firma GTS – mówi Wojciech Sumliński. Z reporterem śledczym rozmawia Jakub Jałowiczor.

 

Niektórzy zarzucają Bronisławowi Komorowskiemu, że nie błyszczy inteligencją. Inni twierdzą, że tylko takiego udaje, ale w rzeczywistości dobrze wie, czego chce. Jak jest według pana?

 

Niewątpliwie Bronisław Komorowski ilekroć się odezwie, to się kompromituje. Jeżeli podejmuje się jakiegoś działania, to często to działanie wgląda tragikomicznie. Jeśli wypowie jakiś bon mot, to nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. W moim przekonaniu nie udaje tego. Wskutek moich ustaleń i kontaktów z Bronisławem Komorowskim powiem tak: w moim głębokim przekonaniu Komorowski sam z siebie nie osiągnąłby w życiu takiego stanowiska, jakie osiągnął. W swojej książce „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” podaję szereg argumentów wskazujących na to, że za plecami obecnego prezydenta stoją lub stali do niedawna ludzie, którzy bardzo mocno pracowali nad tym, żeby mógł osiągnąć swoją pozycję. To ludzie ze służb tajnych. Sam Bronisław Komorowski nie miałby na to szans i umiejętności. Myślę, że każdy gołym okiem widzi to, że Bronisław Komorowski po prostu nie nadaje do tego, żeby być prezydentem 40-milionowego kraju.

 

 

Kiedy zaczęły się związki Bronisława Komorowskiego ze służbami specjalnymi? Jedni wskazują na to, że z „resortowej” rodziny pochodzi jego żona, więc wszystko zaczęło się już w młodości obecnego prezydenta. Inni mówią o parabanku Janusza Palucha, w który Komorowski zainwestował pieniądze, które straciłby, gdyby nie pomoc WSI. To już lata 90.

 

Z moich informacji wynika, że pierwsze kontakty Bronisław Komorowski miał już pod koniec lat 80. Nie wiem, czy wcześniej, to niewykluczone. Ja także skłaniam się ku temu, i o tym piszę w swojej książce, że istotną rolę odegrała tutaj małżonka pana prezydenta. Natomiast kontakty z takimi wojskowymi jak płk Aleksander L., gen. Tadeusz Rusak, gen. Bolesław Izydorczyk i wielu innych to już przełom lat 80. i 90. Niewątpliwie już na początku lat 90. Bronisław Komorowski miał te kontakty na tyle ugruntowane, że za niektóre z tych osób wręcz ręczył, domagał się, żeby w tej - podobno nowej - rzeczywistości piastowały poważne funkcje. Na przykład w 1990 r. Komorowski naciskał na Jana Rokitę, by tenże uczynił pana Rusaka szefem Urzędu Ochrony Państwa w Krakowie, czyli w miejscu z wielu względów newralgicznym dla służb. I tak się stało. Rusak został z protekcji Komorowskiego pierwszym szefem UOP w Krakowie. A przecież to był rok 1990 i wydawało się, że tych ludzi powinno dzielić wszystko. Jeden był wielkim opozycjonistą, drugi - bardzo zacietrzewionym człowiekiem, który miał bardzo radykalne pomysły na rozprawianie się z opozycją w latach 80. Zaraz po nastaniu wolnej Polski pan Komorowski ręczy za człowieka, który, wszystko by na to wskazywało, powinien być jego absolutnym politycznym i nie tylko politycznym przeciwnikiem.

 

Niedawno Telewizja Republika pokazała należący do Aleksandra L. dyplom ukończenia kursu KGB w Moskwie pochodzący z 1981 r. Kontakty z ludźmi pokroju L. oznaczały obracanie się w orbicie kontaktów moskiewskich.

 

Ja tylko przypomnę, że Bronisław Komorowski w mojej sprawie, którą media nazwały aferą marszałkową przyznał w prokuraturze i podpisał własną ręką, że spotykał się z dwoma oficerami służb tajnych: Aleksandrem L. i płk Leszkiem Tobiaszem mając świadomość, że jeden z tych dwóch oficerów (mowa o Aleksandrze L.), mógł być powiązany z rosyjskim wywiadem. Bronisław Komorowski miał taką świadomość. Można powiedzieć, że Komorowskiego zadenuncjował ówczesny rzecznik rządu Paweł Graś, który bał się tej sprawy i ze wszystkich sił chciał się z niej wyplątać. Graś został zapytany o to, dlaczego sprawą zajęła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a nie Służba Kontrwywiadu Wojskowego, skoro rzecz dotyczyła tajemnic wojskowych. Odpowiedział: sprawą zajęła się ABW, a nie SKW, bo mieliśmy wiadomość, że jeden z tych dwóch oficerów może mieć związki z rosyjskim wywiadem. A skąd ta wiadomość? - pytamy. A pan Graś mówi: od Bronisława Komorowskiego. Później zapytaliśmy o to Bronisława Komorowskiego, który to potwierdził. Bał się chyba skłamać w tym miejscu. Często zasłaniał się niepamięcią, ale tu akurat potwierdził i podpisał własną ręką, że spotykał się z pułkownikiem Aleksandrem L. i z pułkownikiem Leszkiem Tobiaszem mając świadomość, że jeden z nich może być współpracownikiem rosyjskiego wywiadu. Te kontakty pana Bronisława Komorowskiego rzeczywiście są zdumiewające. Powinny natychmiast zakończyć karierę polityczną prezydenta, a on sam powinien się gęsto tłumaczyć przed prokuratorem W każdym normalnym kraju by się tak stało. Przypomnijmy, że Józef Oleksy za kontakty z rosyjskim szpiegiem Ałganowem ustąpił z urzędu, choć twierdził, że nie wiedział, iż Ałganow jest agentem. A Komorowski przyznał, że miał takie informacje i nie przeszkadzało mu to w spotkaniach z Aleksandrem L. Przypomnę też historię pana generała Izydorczyka. Nikt nie chciał podpisać jego nominacji na ważne stanowisko w NATO. Dostał tę nominację tylko i wyłącznie wskutek nacisku Bronisława Komorowskiego. A przecież nie były wtedy tajemnicą kontakty pana Izydorczyka z wysokimi rangą przedstawicielami GRU. Miało być takie spotkanie na Podkarpaciu. A jednak Bronisław Komorowski tego pana protegował stanowisko, które dawało mu możliwość do zapoznawania się z natowskimi tajemnicami.

 

 

 

Jest taka historia, o której napisał w 2007 r. na blogu Janusz Palikot. Komorowski miał z nim polować na głuszce 300 km od Moskwy w towarzystwie jakichś ludzi z KGB. Czy badał pan tę sprawę? Wie pan, o co chodziło z tym polowaniem i czemu Palikot się czymś takim pochwalił publicznie?

 

Nie, tej sprawy nie badałem. Natomiast nie dajmy się wpuścić w maliny. Janusz Palikot od czasu do czasu powie coś przeciw Bronisławowi Komorowskiemu, ale to teatr. Palikot niczego nie robi bez porozumienia z Komorowskim. Tutaj mógł akurat coś chlapnąć. Ci panowie tak mają, zwłaszcza Komorowski, że czasem, przyznają się do rzeczy, do których świadomie przyznać by się nie chcieli.

 

 

Wydawało mi się jeszcze niedawno, że sprawa związków Komorowskiego z WSI jest w pewnym sensie wyjaśniona – kto się tym interesuje, ten wie, a kto nie chce wiedzieć, zdążył już sobie wyprzeć pewne fakty ze świadomości. Jednak na początku tego miesiąca instytut IBRiS podał wyniki badań dotyczących tego, co w trwającej kampanii wyborczej najbardziej interesuje Polaków. Okazało się, że tematyka WSI interesuje 63 proc. ludzi i jest dla wyborców jedną z najważniejszych spraw. Czy pana książka i w ogóle związki Komorowskiego z wojskówką to jest coś, co może mieć wpływ na wynik wyborów prezydenckich?

 

 

 

Ja w swojej książce podaję wiele faktów, które są porażające i myślę, że dyskwalifikują Komorowskiego jeśli chodzi o zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska w państwie. Podaję jego rolę w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Był wówczas ministrem obrony narodowej i był współodpowiedzialny za to, że nadzór nad strategicznymi łączami Telekomunikacji mogła przejąć rosyjska firma GTS. Także nad łączami ataszatów wojskowych. Chodzi tu więc nie tylko (o ile można użyć słowa „tylko”) o te związki, o których się już publicznie mówi. Nie chodzi tylko o podjęcie działań osłonowych w stosunku do przestępczej organizacji Pro Civili, której działania doprowadziły do wielu zagadkowych zgonów i do defraudacji liczonych nawet nie w milionach, a w miliardach złotych. Tu chodzi o znacznie szersze spektrum działań Bronisława Komorowskiego, które doprowadziły do wielu sytuacji, na których zawsze zyskiwał ktoś inny, a traciło państwo polskie. Chciałbym podkreślić, że to nie jest książka, w której wziąłem sobie na cel pana Komorowskiego i założyłem sobie, że muszę coś znaleźć. To jest książka, która krok po kroku bardzo spokojnie pokazuje moje dziennikarskie śledztwo, które zaczęło się w roku 2006, a dotyczyło fundacji Pro Civili. Krok po kroku dochodziłem do tego, by poznać, kim naprawdę jest Bronisław Komorowski i jak daleko jego wizerunek odbiega od tego, co jest przedstawiane w mediach. Myślę, że w ten sposób powstała bardzo rzetelna książka. Podpisuję się pod każdym zdaniem i każde zdanie jestem w stanie udowodnić w każdym uczciwym sądzie. Uważam, że dotąd nie było publikacji o Bronisławie Komorowskim, która pokazywałaby tak wiele z tego, co skrywano na temat tej postaci.  

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)