Wirus lewactwa zainfekował media. Takiej walki z polskimi świętościami nie pamiętam za komuny

Obrazek użytkownika Andy-aandy
Artykuł

 

Wirus lewactwa zainfekował media. Takiej walki z polskimi świętościami nie pamiętam za komuny

Nie wiem, jak Państwo, ale ja jeszcze pamiętam, że nawet w PRL, za nędznej komuny, był w mediach (czyli kilku radiowych i telewizyjnych kanałach państwowych, „Trybunie Ludu”, gazetach lokalnych i tygodnikach drukujących Urbana) taki czas, gdy robiło się nieco mniej siermiężnie i kłamliwie, a bardziej – świątecznie. Oczywiście – miało to miejsce przed świętami: Bożego Narodzenia i Wielkanocą. Nie, żeby od razu wychodziły do kamer przeróżne szuje i przepraszały za niszczenie ludziom karier, ale przynajmniej nie było, albo prawie nie było – tego wszystkiego, co dziś w internetowym skrócie nazywamy „hejterstwem”. Nie było takiej nagonki na księży, nie drwiono z Jezusa, jeśli mówiono o Bogu, to jednak z szacunkiem, nie mieszano z błotem Kościoła.

No, ale to był PRL, ustrój koszmarny, kraj biedny i Sowieci gotowi byli wejść w każdej chwili, zwłaszcza, gdyby towarzysz Jaruzelski o to poprosił. A jednak, powtórzę, tego wszystkiego, co mamy dziś, nie było. Zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki stało się efektem jednak pewnych wynaturzeń (Urban, Kiszczak to wynaturzeń tych symbole), nie zaś stałego, nieprzerwanego niszczenia autorytetu Kościoła.

Dziś żyjemy podobno w „najlepszej Polsce, jaką mieliśmy w dziejach”, jak mówi Radosław Sikorski.

(...)

O Wałęsie napisać, że sikał do chrzcielnicy – wyrok śmierci lub wygnanie.

Ale z Syna Bożego żarty ciągnąć na antenie, w rodzaju lewackiego pisemka dla półgłówków – o tak, za to Czyż może spodziewać się – właśnie, czego? Orderów? Od prezydenta, który „jest za życiem”? Ciepłych słów pani Środy czy panny Szczuki? Szacunku Jacka Żakowskiego, który emitowanie kolęd przed Bożym Narodzeniem nazywa „torturowaniem słuchaczy” na „sadystycznym poziomie”, a zapraszanie wtedy przez media osób duchownych „nie mniej wkurzającą inwazją „czarnych ludzików” w koloratkach”? Pewnie tak.

I pewnie wódeczkę postawi Czyżowi chętnie Krzysztof Pieczyński, kiedyś świetny aktor, dziś idący ramię w ramię z „Nie” zagubiony w labiryncie własnej nienawiści marny komediant, który mówi, że „Krzyże, ceremonie, kadzidła, dzwony - to czarna magia, dzięki której Kościół zawładnął duszami dwóch miliardów ludzi. Państwo powinno więc zapewnić obywatelom ochronę przed Kościołem”.

Problem w tym, panie Pieczyński, że to nie Kościół atakuje, ale sam jest atakowany. Przez takich jak pan, golibroda Nergal, redaktor Czyż, redaktor Żakowski, redaktor Lis i ich patron duchowy - Doktor Wieprzowina, który ostatnio przebrał się za biskupa.

(...)

autor: Krzysztof Feusette

Publicysta "wSieci"

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.3 (4 głosy)