Polski dramat demograficzny

Obrazek użytkownika Kowalsky
Artykuł

 W pierwszym półroczu urodziło się o 20 tys. mniej Polaków, niż zmarło. Tak źle nie było od 1945 roku.

W 2013 roku liczba zgonów może aż o 40 tys. przekroczyć liczbę urodzonych nad Wisłą dzieci. Wskazują na to najnowsze dane GUS za I półrocze. W tym czasie urodziło się 183 tys. dzieci (to o 9 tys. mniej niż przed rokiem), a zmarło 202 tys. Polaków (o 7,6 tys. więcej).

Jeśli ta tendencja się utrzyma w całym roku, urodzi się w nim ok. 360 tys. dzieci, a umrze ponad 400 tys. osób. Do tej pory w powojennej historii Polski najgorzej pod tym względem było w 2003 roku. Ale wtedy ubytek wyniósł „zaledwie" 14 tys.

Niewielką przewagę zgonów odnotowaliśmy także w latach 2002 oraz 2004–2005. W pozostałych latach po II wojnie światowej przeważała liczba urodzeń.

 

Rekordowe przyrosty, przekraczające 0,5 mln osób, były w latach 1953–1958, później na przełomie lat 70. i 80. Wtedy „nadwyżka" noworodków wynosiła ok. 350 tys. rocznie.

Ale i w 1990 roku, już po upadku PRL, przyrost był dodatni i wynosił 157 tys. Jeszcze w 2010 r. sięgnął 35 tys.

– Politycy powinni się wreszcie obudzić i błyskawicznie działać – mówi Joanna Krupska,  prezes Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, organizacji, która od lat zabiega o prowadzenie polityki rodzinnej.

Eksperci tłumaczą, że Polacy nie decydują się na dzieci, gdyż boją się kryzysu, niepewności, bezrobocia, nie mają poczucia stabilizacji.

– Państwo polskie traktuje dzieci jak luksusową konsumpcję. Mimo że to ono najbardziej korzysta na tym, iż przychodzą na świat – ocenia Stanisław Kluza, demograf ze Szkoły Głównej Handlowej.

Prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, które szacuje koszt wychowania jednego dziecka na kwotę blisko 200 tys. zł, mówi, że rodzinom w decyzji o posiadaniu dziecka przeszkadzają m.in. wysokie narzuty na pracę.  – Skoro mamusia i tatuś muszą połowę swojej pensji oddać państwu, to nie stać ich na utrzymanie potomstwa – mówi sarkastycznie Gwiazdowski.

Prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego, dodaje, że za małą liczbę przychodzących na świat dzieci odpowiada też emigracja. – Wyjeżdżają głównie młodzi, a to oni przecież posiadają potomstwo. Skoro ich nie ma, nie ma też dzieci – mówi.

Oprócz dramatycznie małej liczby narodzin – Polska zajmuje pod tym względem 212. miejsce na 224 kraje świata – na ubytek naturalny wpływa też to, że zaczynamy się starzeć. A im więcej starych ludzi, tym więcej zgonów. Jeśli ich liczba przekroczy w tym roku 400 tys., co jest niestety prawdopodobne, też będzie to pierwsza taka sytuacja w czasach powojennych.

Do tego, by władze zajęły się działaniami na rzecz rodzin, nawołują eksperci, coraz większa liczba polityków, Kościół – w ostatnią niedzielę kard. Kazimierz Nycz mówił, że demografia to największe wyzwanie Polski.  Przekonują, że polityka prorodzinna to już nie ekstrawagancja, ale kwestia racji stanu. Rząd w tej sprawie rozpoczął działania, ale jak na razie nie są one na miarę wyzwań.

 

http://www.rp.pl/artykul/956150,1046830-Polski-dramat-demograficzny.html

Brak głosów