od kolebki aż po grób - jeszcze o dzieciach

To, że państwowo-prywatna mafia urzędników oraz "krewnych i znajomych królika" łupi nas na każdym kroku to jedno, to, że niszczy świadomość, to drugie.
Pisałem, że od kolebki po grób, bo tak właśnie jest.
Na każdym kroku płacimy (wzrastające) haracze. To właściwie zalegalizowany (!) "reket".
Za nasze pieniądze ogłupia się i demoralizuje dzieci. Od przedszkola, przez szkoły podstawowe i średnie, aż po studia (vide przypadek, a raczej nie przypadek, Baumana).
Dziś maturzysta, który nie wie o co chodzi w Hamlecie (coś mu świta, że przeczytał jakieś streszczenie), a także nauczyciel, który nawet nie słyszał o książkach i autorach, które "za naszych czasów" (za komuny!) były lekturami lub przynajmniej omawiane były w podręczniku, to norma.
Jaka norma?!
Wychowuje się "obywateli" wedle zasady "róbta co chceta", "płaćta" i morda w kubeł.
Przyszedł mi do głowy pewien przykład.
Znów od dzieciństwa po grób.
Co roku przez media przetaczają się fale dwóch tematów.
Ile to wydajemy na stroje i prezenty komunijne oraz jak głupio i śmiesznie wywalamy kasę "na groby".
Może faktycznie poddajemy się czasem zasadzie "zastaw się, a postaw się", ale płacimy ze swojego portfela i dobrowolnie, bo to pierwsze jest prywatnym świętem związanym przyjęciem przez dziecko sakramentu, po raz pierwszy świadomie (chrzciny też bywają wyśmiewane), to drugie to pamięć (o bliskich, ale także o bohaterach).
Na tym trudniej urzędasom położyć łapę (choć wszystkie wydatki i tak są opodatkowane), a tradycja zawadza im nie mniej, niż kiedyś komuchom.

-------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"