Dramat liryczny CHWASTY POLSKIE CZYLI WIGILIA NARODOWA część trzecia
BOGDAN LICHY
CHWASTY POLSKIE CZYLI WIGILIA NARODOWA
Goście szopki
Wiwat ! Niech żyje! Brawo! Hurra!
Jan Bohatyrowicz
Przyszła! No ładnie! My, spóźnieni.
Literat
Zawsze piękniejsza niż natura
w maju odwiertów dar strumieni
przesytem tkana koniunktura.
Jak spadający gwiazdą omen
płoszy ukrytą w dziupli sowę,
by drabiniasty wóz nad domem
stawiać na niebo granatowe.
W rzeki rozlana i jezioro
w podziemne wody, w nurt głębiny,
skąd tęcze barwy krople biorą
na krew niedźwiedzia , sok jeżyny
I liści zwojem w szum wiatraków
na partyturze harf różańca
stroi rozwiany śmiechem ptaków
bruzd złoty kurz w porywie tańca.
Wróżka
Witajcie, smutni i kochani,
chwilą na chwile w zaistnieniu,
tak rozproszeni jak zebrani
przez moment w jasnym zachwyceniu.
W zachwycie prawda najcenniejsza,
gdyż nie przyjmuje żadnej racji,
a tylko kładzie się na wierszach
w dotyku czystej inkarnacji.
W wierszu życzenie i znaczenie,
w nim urzeczenia tkwi liryka.
Omija wiarę, zamyślenie
istoty rzeczy nie dotyka.
Z zachwytu moc i świat się bierze
potem o lustro jest odbite,
tą szansą, która ma nadzieje
że wiecznie może być zachwytem.
W niej wasze drogi i złudzenia,
upadki oraz szumne wzloty
burze, napory i dążenia
pragnienia, żądze i ochoty.
Modlitwa oto by pod górę,
iść utrwalając groźny masyw
zapominając, że na chmurę
wylano krasę i atłasy,
przez co jej wiotkość tak niezwykła
w tym że przemija, gdy trwa jeszcze,
kiedy wydaje się, że znikła,
a mimo wszystko pada deszczem.
Na dole kamień, ślad kamienia
na górze ptaki , wiatr i chmura
zaklęte w ciemny czar istnienia
nie żadną prawdą wzorów, która
obrazem życia w prawdzie wiernym,
gdy przekazuje lub zabrania,
ale zupełnie czymś odmiennym,
obrazem prawdy umierania.
*
Kordian
O Pani Nasza w zachwyceniu!
kosz kwiatów ten dla ciebie mamy
i bezimiennie lecz w imieniu
o trzy pytania się pytamy
Jan Bohatyrowicz
Zwyczajem wstążki który sławi
mrok, grozę chwili wiatrem nowym,
dziś trzy pytania ci postawi
gość przypadkowo honorowy.
*
Poeta
Pewnie herezje sens wygłasza
przed formą treść rzucając miastu
Pierwszym pytaniem Pani Nasza,
czym kwiaty różnią się od chwastów,
Wróżka
Każde pytanie w dobrej cenie.
Odpowiedź prosta. Tym czym lustro,
różni spełnienie i marzenie,
w zdarzeniu czyniąc rzecz i mnóstwo.
Cóż można więcej. Nocnym kwiatem
księżyc, gdy znika i się zjawia
i mnóstwo w świecie i nad światem,
dziwi zadziwia oraz sprawia.
Lecz księżyc, który w kwiat zakwita
co zaraz łatwo się okaże
mnogością, jaka w nim obfita
składa się z mnóstwa różnych zdarzeń.
I kwiaty kwitną w takt księżyca
stąd ich tęsknota gorejąca,
chwastom zaś nie przyznano lica
bowiem są one dziećmi słońca.
Poeta
Drugie pytanie Nasza Pani
w przyczynie mocno duchy męczy
Choć bezcielestnie jednak rani,
czy chwast być może kwiatem tęczy
Wróżka
To nie możliwe, więc dlatego
cudowne w woli i intencji
a niekonieczne stad niczego
dla cudu nikt nic nie poświęci.
Lecz gdy rozkwita śpiew skowronka
a potem znika w końskiej grzywie
żalu się pali mleczna łąka
chwastem milczącym uporczywie.
Brzmi tętent kopyt, kark i szyja
podków diamenty, gra muzyka,
gdzieś w głębi serca czar się wzbija
i lustro marzeń się zamyka.
Kwiat pozostając nadal kwiatem
nasienie rodzi złotouste,
które gdy owoc daje latem
jest ono jego własnym lustrem
Zachwyt dla życia sam nie żyje
grzmi umieraniem w tym, co żywe,
lecz gdy od lustra się odbije
jak cierń w pragnieniu tkwi podziwem.
Wystarczy z łuku puścić strzałę.
Ta w górę leci hen na niebie
i z góry widząc światy małe
podziwem sama jest dla siebie.
Nie ma już łuku i cięciwy,
a pęd pochwały, gna po strunie
i zachwyt nie umiera żywy
tocząc się w podziw w bezrozumie.
I w uwielbieniu swego ciała
pożąda łuku i cięciwy,
a w myśli siebie już widziała
sensem gdy w grobie wiecznie żywy.
Żądając władzy nad zachwytem
pakt podpisuje mocy słowa
i siły rodzi niespożyte,
by nad istnieniem zapanować
Tymczasem droga strzał i strzały
z łuku puszczanych od zarania
lękiem przed którym będą stały
w otchłań odchodząc umierania.
W tym słowo ciężar ma i jasność,
kiedy zachwytem czas unosi
w absurdzie kładzie się by zasnąć
wiarą wieczności łask nie prosi.
Precz lecą chwasty, końska grzywa
znika na własne zatracenie
nie mogąc kwiatem nigdy bywać
lecz tęczą kwiatów i marzeniem.
I może, gdy się kwiat zaręczy
z tą tęczą kwiatów losu trwogą
ich dzieci jako kwiaty tęczy
powiodą duchy własną drogą.
(chwila ciszy)
Trzecie pytanie? Milczy głucho!?
Poeta
Kiedy się boje Nasza Pani
Wróżka
Możesz powiedzieć mi na ucho
przez chwile więc będziemy sami.
( do poeta szepcze co do wróżki)
Życie, raj trwoga i odwaga
Otchłań i wieczne umieranie
Prawda i miecze, serce, waga
w wigilie nasze tu spotkanie.
słowo pragnące oznaczenia,
które na wieczność zapamiętasz,
gdy magia kryje sens stworzenia
i czarem pisze elementarz,
twoim ontycznym jest ogrodem,
gdzie moc w zupełnym oderwaniu
wielkości sadzi podstawowe
tak w związku, fakcie czy w przesłaniu
ów ogród, elementarz szopka
osobność rodził lęku kruchą,
by niezależnie kto, co spotka
mógł on pomnażać wolę duchom.
Słowo i rzeczy, świat i wy tu,
w polu i w lesie w dziuplach, norach
dziećmi moimi są zachwytu
z ojca ohydy i potwora.
W soczystość dnia i bezmiar nocy
cisza milczeniem sen opowie,
wola jest moja ojca moce
toastem płynąc w wasze zdrowie.
(wróżka podnosi puchar i znika)
*
Poeta
Pani nie znikaj! Zostań z nami
Ksiądz Robak
Nie martw się synu, tak już trzeba
kiedyś powróci, gdzie górami
bezwstydny bezład się wylewa.
Wiedz że nic, nigdy ani zawsze
Bóg też….
Malarz
A co ksiądz takie rzeczy?
Ksiądz Robak
Dziś kiedy czasy są łaskawsze,
przy książce można lub przy świecy,
usiąść, rozważać i rozmawiać,
główną pokusą oszalałą
mnożyć powielać i pomnażać.
Każdemu mało, mało, mało.
Poeta
Życie jest trudne proszę księdza
i nieustanne wciąż wydatki
fortuna to okrutna jędza
bez przerwy nowe wkłada szmatki.
Księdzu wygodniej niema żony
i oczy wznosi ku zbawieniu
Ksiądz Robak
Ksiądz nie od razu jest zbawiony
.ma też nie jedno na sumieniu.
Nie to co myślisz. Ludzie mówią
On też człowiekiem jest i słaby.
Ptaki niebieskie piórka gubią
a w stawie gdzieś kumkają żaby.
Na drodze kurz i śnieżne błoto
Jutro podobnie jest do dzisiaj.
Mała dziewczynka mówi cio to
do serca przytulając misia.
Światła migoczą, mkną pojazdy
gablot wysokich szklane wieże
i magnetyczną kartę każdy,
z domu wychodząc z sobą bierze.
A nie daleko, gdzie się boje,
nawet pomyśleć o tym teraz,
kryje się przeznaczenie moje,
które do wnętrza się dobiera.
Chciałoby wmówić mi, że mogę
spokojnie zasnąć w swojej wierze
przy tym handlować Panem Bogiem
jak bank gdy procent z usług bierze.
Ale najgorsze w tym wrażenie,
że Boga mamy zamkniętego
do dyspozycji na życzenie
chleba naszego powszedniego.
I straszna mnie ogarnia trwoga,
kiedy przychodzi ktoś z żądaniem
chcąc parę kilo Pana Boga
kupić, gdyż trudne ma zadanie.
Nie wiem mój drogi, czy w godzinie,
życia odwróci się wyniki
skoro w nagrodzie, karze, winie
naprawa kwestią jest techniki.
Spójrz, przecież wiara i kościoły
nie są by wchodzić po drabinie,
gdzie żywot wiedzie się wesoły
a myśl się sama rodzi w czynie.
Lecz przeznaczeniem jest człowieka
demony, ogromy i istnienie.
Ono na dzieło wielkie czeka,
które i w którym jest zbawienie.
Ja tylko z tobą… nikt po zatem…,
Nie martw o duszę się zbawioną
na niebo spójrz w miliardy świateł,
a potem zajrzyj w nieskończoność.
Czy ty naprawdę będąc szczery,
choć fragment Boga możesz ująć
lub wyobraźnią Go litery
dotknąć myślami naśladując
Wiara nie Rzym to ani Żydzi,
lecz ufność w lęku gdy się skrada
Niech ci wystarczy, że Bóg widzi
patrzy i wszystkich sprawy bada.
Ty już nie musisz się dobierać
dłubać przy zamkach lub pod progiem,
która pasuje tam litera
i w jaki sposób ona Bogiem.
modlitw pokłonów mu nie zanoś
ani ofiary mu nie trzeba
lecz zaufanie wciąż to samo
gdyż piekło też za sprawą nieba
Malarz
Ksiądz takie dziwne rzeczy gada?
A skąd i dokąd się wybiera?
Mnie nawet słuchać nie wypada.
Diabeł w sutannę się przebiera.
Chciałby być może, żeby człowiek
w przepaście runął ?- Tak wynika
By zakręciło mu się w głowie.
Został bez swego przewodnika
(Kiedy poeta wygłasza swoją sentencje ksiądz odchodzi a na jego miejsce pojawia się drugi ksiądz)
Ksiądz Piotr
Skąd idę pytasz i gdzie zmierzam?
Z więzienia, gdzie przy Ostrej Bramie
Dusza poety i żołnierza
samotnie wspiera krzyża ramię.
Idę naprzeciw burz ogromów
strasznych rozpaczy i nicości
i tam gdzie jeszcze nie ma domów,
za stołem nie przyjmują gości
Gościnność, zwyczaj już wypiera
Choć zawierała ona siłę,
co na pytanie się otwiera
jak światy widać przez mogiłę.
Gość jest wtargnięciem na dno duszy
Rozsypie dawny mur budowy,
śpiącą odwagę z postaw ruszy
Dom stawiać powód daje nowy.
Rzecz bowiem nie w tym kto jak słucha
Czy stare w nowe się zamienia?
Ale w otwarciu się na ducha
który demonem przeznaczenia.
Wam się wydaje, że jest taki
sposób od górnie już przyznany
co widmo grobu i robaki
w wieczności zmieni białe ściany.
Wieczności domy nie istnieją.
Nikt ich zbudować nie jest w stanie
Na gruzach prawdy wiatry wieją
na nieskończone budowanie
Poeta
Jakieś to trudne. Może? Nie wiem
lecz prostych ludzi to przekracza.
Ksiądz Piotr
Co ty się martwisz. Mów za siebie.
i kijem rzeki nie zawracaj.
*
Malarz
Panie Rafale pan w mundurze?
Gdzie wojsko jedzie ?
Rafał Olbromski
Naprzód w drogę!!
Poeta
Na grobach kwitną białe róże
i dzwony biją na pożogę
Ojczyzna, Honor, Bóg i Wiara
Bladość nerwowe niedokrwienie.
Chór wielu głosów śpiewa na raz,
a jeden idzie na stracenie.
Rafał Olbromski
Czego morale mi narusza
i ducha hart zdradziecko mami.
jak jeszcze nie był tam gdzie w uszach
honory czyni śmierć kulami.
Mądrości same nic nie tworzą.
Wiersze. poezja i wzdychanie.
Losem historii kości orzą
Wieczne niech będzie zmiłowanie.
Głęboki lemiesz w ziemie wnika
przewraca ją na drugą stronę
Stąd w rzędzie stoją czasownika
czaszki na łyso ogolone.
Literat
Gdzieś nagle krowa zaryczała.
(krowa -działo dalekosiężne używane przez Niemców w powstaniu warszawskim)
Głos
Ratunku!!!! Ludzie!! Jezu drogi!!
Literat
Dziewczyna w gruzach, w krwi leżała
z butelką wbitą między nogi
*
(Malarz z poetą i błaznem idą dalej)
Malarz
Panowie co tam patrzą w studnie?
(spotykają kilka osób nachylonych nad studnią)
Wpadł ktoś czy może słowo mocy
na dno wrzucone przez południe
prawdę odbija o północy?
Latarnik
Ślepiec ten z lirą, który chorał
między strunami trzyma czasu
to wieszcz jest panie, Wernyhora
on mowę ptaków zna i lasu.
Ten drugi Konrad, Kordian trzeci
młodzi i hartem dzierżą czyny.
Gwiazdy czekają, kiedy zleci
w środek mrocznej cembrowiny.
Poeta
I co tam widać?
Konrad
Zamęt, kierat
Duchy bezbrzeżne, duchów mrowie,
które szukają winnych teraz
bo ktoś ich przywiódł na pustkowie
Ktoś im obiecał wieczny żywot
w zamian za udręczone kości.
Prawdę prawdziwsza niż prawdziwą,
koniec udręki niepewności.
Ktoś, komuś szczęście przyobiecał.
Nagrody, ciepłe życie w raju,
a ci tymczasem jak do pieca
jedni przez drugich się spychają.
Jeden drugiego na dół zrzuca
gdzie płonie ogień wielkiej złości
rozpaczy wytapiając płuca,
z wiary nadziei i miłości.
I nawet ci co to nikogo
najmniejszej muchy nie skrzywdzili,
lecz wiedli żywot swój ubogo
w tym ogniu piekła strasznym byli.
Kordian
A przecież z dziada i pradziada
za słowem szli przez święte gaje
Głos przypowieści opowiadał
jak bogu chwałę się oddaje
jak żyć należy i co komu,
gdzie święte palą ogni znicze,
jak chronić spokój swego domu,
przed boskim staje się obliczem,
i teraz tą nagrodę bierze
za posłuszeństwo bogom słowa,
w których tak kiedyś wierzył szczerze
w dobrych uczynkach uszanował.
Głos
Niech sypia się jak na dno trumny
posagi księgi ,krzyże skrzydła
wagi, insygnia i kolumny
dzwony, ołtarze malowidła.
Konrad
Dosyć wystarczy mi tej kaźni.
Już czoło potem mam pokryte,
patrząc, jak w mękach niczym w łaźni
topi się boski autorytet.
*
Stary wiarus
Ja stary wiarus wam to powiem
Nikt z was jak widać nie frontowy.
Paniczom tylko dzieła w głowie,
a tu nastawiać trzeba głowy.
Trzy kroki w przód i dwa do tyłu,
gdyż tak historia się porusza
Kołnierz w koszuli lepiej wyłóż
i …Naprzód marsz! Na ramie! dusza!
(zebrani ustawiają się w szeregu)
A gdzie przed szereg! Niech i w wierze.
Słyszał komendę? Coś się śniło?
Kordian
Melduje panie oficerze
że Boga nie ma i nie było.
Stary wiarus
A kogo myślisz to obchodzi?
Po co chcesz mącić spokój duszy
Nie znasz zasady by nie szkodzić?
Kiedy się weźmie i poruszy.
kamień na którym wieki leżą
i zwalą się obronne wieże,
co wtedy powiesz swym żołnierzom
że wierze w to że w nic nie wierze.
Kordian
Tak właśnie panie pułkowniku.
Wszystko się dzieje w wyobraźni,
gdyż duchy, których jest bez liku
czynią że księża tacy ważni.
Budują światy obietnicy
nagrody, wieczność i omamy.
Pod kluczem w wielkiej tajemnicy
zamknięte stoją mocy bramy
Stary Wiarus
I co wam przyjdzie z tej wykładni,
że wierzysz w to że w nic nie wierzysz?
Bardziej jesteście w czymś dokładni,
czy może coś się lepiej mierzy.
Kordian
Melduje panie generale
że tak i nowe czasy wróży
bo jeśli Boga nie ma wcale
to nikt się Bogiem nie posłuży.
A nawet jeśli on istnieje
to wiara nic tu nie pomoże,
bo jabłko spada, gdy dojrzeje
a nie gdy wieje wiatr na dworze.
W tym sensu wiary tkwi testament
gdyż kanon, prawdę i potwora
kamienie tworzą i atrament
przez wyobraźnie, lecz gdy chora,
zaczyna liczyć że przez wiarę,
Bóg zaraz słowo zmieni w czyny
i w kotle wiary grzejąc parę
poruszy tryby swej maszyny.
lecz Bóg jest wiarą nieistnienia
co sama mocą tajemnicy,
a to co dzieje się lub zmienia,
u Boga wcale się nie liczy.
Melduje panie oficerze,
że nie istnieje Bóg człowieka
liczby. istnienia, ale w wierze,
która przez cisze się nawleka.
Najlepiej z Bogiem, to się rozstać
swoimi zająć się sprawami.
O nic nie pytać, żadna postać
i żadne módlcie się za nami.
Jeśli kto mądry niechaj słucha,
a ja nie będę się powtarzał
Boga oddzielić mi od ducha
i won mi zaraz od ołtarza.
*
Latarnik
Kordian ma proste rozwiązania
Musztry. Komendy. Górą nasi
Najlepiej głosi się kazania,
a potem wszystko się kitwasi.
A niechby nawet! Skok i runie
w odchłaǹ bagnetów najeżonych.
I tak problemów nie usunie.
Zostają długi, stare żony…
Najgorsza ta niestrawność, kolka,
haluksy, butów nie założę.
Jeszcze polonez, ale polka,
mazur (macha ręką w zrezygnowaniu)
O! Ranne wstają zorze
albo godzinki… Panno Święta
Głos babci
Włóż kapcie!
Latarnik
Gdzie są okulary
Aj ,biedna kostka znów zwichnięta.
Trudno się mówi. Człowiek stary
Eh!! gdyby tak można jeszcze raz
Raczej się z nikim nie zamienię.
(liczy pieniądze)
Mieszkanie, woda, światło. gaz.
A za co kupić mam jedzenie?
Zycie dla młodych jest uszyte
Oni to jeszcze maja parę.
Dla nas wartości są ukryte
w liturgii słowa, kiedy stare
się robią i na starość, niczym
te zasuszone kwiatki w grzechach,
których na pewno nikt nie liczy
jak wysuszony miąższ orzecha,
te kwiatki słowa jak latarnie
lub jak świetliki nocna porą…
….jeszcze ktoś może skończyć marnie
Trzymać latarnie zapaloną!!!!!
*
Cezary Baryka
Kim więc jesteśmy drży pytaniem,
dokąd idziemy, czyje dzieła?
Czym jest odpowiedź, jakie na nie
i czyja ręka je podjęła?
Ani banalne ,ani proste.
w nich wolność więźniem miała
być i połączyć uczuć mostem
wrażliwość ducha ,duszy ,ciała
lecz wszystko rozstrzelały cele
bieda , bogactwo, dom, podróże
Czy robić jedną rzecz, czy wiele?
w czym mi ktoś, a ja, komuś służę.
Skończono czy też nieskoǹczono
Pruchno i piasek, mdłości, nuda.
Woda co krwią ją zabarwiono
patrząc czy uda się ,nie uda?
Ten ustawiczny brak wartości,
który się w wymiar nie przekłada
czyni ,że czas gdy mieli kości
słysz jak dusza przez sen gada.
Wielbłądom wiatr pustynny wieje.
Piasek przelewa żółć goryczy,
Pamięć przez pola, lasy dzieje
echem i w echu wartość liczy.
I deski słojem pachną drzewnym
domu gdzie szczęścia zatknął wiechę,
los w tym jak bardzo niepotrzebnym,
kiedy z tej wagi ma pociechę.
Ten dom na różne ludzkie gusta
nie musi z nikim być związany,
gdyż jest nim przestrzeń szansy pusta
a na niej wiszą puste ściany.
Głęboka obojętność domu
który być może, lecz nie musi
kamieǹ węgielny świt atomu
trwałym wiązaniem cząstki kusi.
Gustaw
Post factum zmarłym kreśli loty
ale na Białej Góry szczycie
kiedy na szali cielec złoty
a złoty czyjeś znaczą życie
Łamią się kości charakteru
przez co duch treści puszcza lejce
przychodzi nam o sprawach wielu
nie myśleć wcale, tylko więcej
nie wracać się, lecz świętym darem
dzieła cień ukryć w masyw góry
w podziwie, który jak sztandarem
poruszy wiatr literatury.
Łopocząc sławą, jak wiatrakiem
jesteśmy tu i wciąż będziemy.
To nie są sprawy byle jakie,
bo nie zginęła, gdy żyjemy.
Koniec i spokój, dobra rada
czerwone kwitną w polu maki
śnieg na wigilie biały pada
i drogi na krzyż w czarne znaki.
Gdyż to są akty oraz akta
Wiwat! Na zdrowie !, Nalać wina!
Chłopy! Mieszczanie, Damy, Szlachta
Matki, Kobiety i dziewczyna.
(Gustaw wznosi toast i lekko zawiany prowadzi rozmowę z błaznem)
*
Filozof
W chaosie nie istotny chaos
jemu jest całkiem obojętne,
czy coś się stało, czy nie stało
brzydko czy dobrze, żle czy pięknie
Uczynność faktów , ad potentia,
która nie musi lecz być może
ogólność, która jak esencja
czynienie czynów czynić może
sama, tak jakby z ciała w ciało
tłok węża sykiem zrzuca skórę
chcieć chcąc chce aby się nie chciało
jeszcze i jeszcze … stąd ponure
i trudne stają się zadania
konieczność o konieczność tyka,
a nikt nie widzi rozwiązania
ani jak z tego bieg wynika.
*
Pijak
Na cóż nam takie dyrdymały
filozoficzny bełkot w niczym
dobrze ze jestem wytrzymały.
Ktoś chyba bęcki tu zaliczy.
*
Malarz
Pewnie najlepiej w mordę zaraz
i z kopa kujawiaczek ci ja.
Co może śmierci dać ofiara,
którą pytania dźwięk zabija
*
Poeta
Szumi wąż szumi przez gałęzie
z zielonych łusek maska twarzy
że tak jak dawniej nic nie będzie
więcej i nigdy się nie zdarzy.
Nieodwracalna każda chwila
niepowtarzalne umieranie
w otwartej paszczy krokodyla
co raz się stało nie odstanie.
Umarły z grobu nie powróci
Wódka wypita na weselu!
Kamień, gdy w złości w kogoś rzucisz
zawsze dosięgnie swego celu.
Potwór cię czeka.
Azzasello
Do tatusia!
Choć moje dziecko. bądź rozumne.
Wcześniej czy później będziesz musiał,
gdy z samych gwoździ zbije trumnę.
Życie to nie jest żaden schemat,
tak czy inaczej ustawiony
lecz jednostronne przegłębienie
w otchłani bezden niezmierzony.
Malarz
Lecz potwór chociaż nieskończony
to przecież też się gdzieś zaczyna,
nieodwracalnie przełożony
przez jednoznaczne „in nomina”
Na wszystkich „in nomina” czyha.
Węży kłąb karmiąc w rozpadlinie.
Mrokiem wilgoci wzrok oddycha
i korzeń pełznie po maszynie.
Poeta
Spróbujmy złapać tam gdzie szyja
gładko przechodzi w wielkie oczy.
Nie będziesz przecież go zabijać,
a tylko jadu mu utoczysz
Sok gada ,nerw gruczołów mleczy
truciznę sączy w krew cichutko,
co nie zabije to uleczy
Wolisz być wdową czy rozwódką?
Małżonką? Matką. Może siostra?
Nieznanych kobiet cała rzesza.
Malarz
Kochanka bardziej jest obrotna
zimowe sople lodu wiesza
i śniegu kołdrę kładzie białą
przez co wrażenie daje miłe
że mi ogrzeje serca ciało
gdy chłodem lodu go przeszyje
W czapkę ubrana śnieżno- szklistą
za szybą tkanki tętno ścina
i bryłą szklaną w uroczystość
zanurza skuty ząb rekina.
Błazen
Tak in nomina moc przeklęta
fragmenty rwie na strzępy woli
by raz wpuszczona uczuć mięta
nie mogła wrócić się ku woli.
Gdyż in nomina tępym ciosem
co tworzy puste sensu słowo
kreśli je , zawsze wiążąc z losem
w rozpacz bezwzględną i matową.
Śmieć ducha rodzi sił dynamizm,
który o życie stale woła
w konwulsji zmienia się w organizm
a linia się wygina w koła.
*
Filozof
Orbita kształty ma owalne
a prosta tylko ją przecina
i to wydaje się normalne
tylko gdzie prosta się zaczyna?
A może prosta to złudzenie
a tylko próba sił czy zdoła
gdzieś hen polecieć nieskończenie,
aby się kształtem ugiąć koła
Skoro więc rzeczy tak się mają,
to musi istnieć taki moment
skąd formy orbit zaczynają
biec każda w inną swoją stronę.
lecz kiedy gubi się mandala
co wzorzec ruchu mnożyć umie
rośnie wrażenie, że się spala
i w odchłaǹ zaraz straszną runie.
stąd wzorzec ruchu oraz moment
są jakby jednym i tym samym
przez głębokości przełożone
rozpaczą w której lęk spadamy
Wzlot i upadek w takim razie
ruch oraz moment początkowy
winny odbijać się w obrazie
napięciem różnic wymiarowym.
A wobec miary wszystko blednie
kto bowiem lubi być swym świadkiem
i brać na siebie los, tragedie,
gdy utożsamia się z upadkiem.
W tym stała X potrzebą ramy.
Bogów wezwany autorytet,
kiedy on model niezachwiany
układa drogą w skale litej.
*
Jagna (w welonie z dzieciątkiem)
Lulaj mi lulaj mój malusi
nie musisz wcale być istnieniem.
Przyłóż swą główkę do podusi
ponad rozmiary i przestrzenie.
Przypadkiem ciebie urodziłam ciebie
w śnie niespełnienia jak kokonie
wirem hormonów, kiedy w chlebie
początek patrzy na swój koniec
i chaos wdarł się w sen, gdzie cisza
tam niespełnienie chciał zobaczyć
lecz zaraz uciekł gdy usłyszał
płacz dziecka. Klątwę rzucił pracy
a że mu widać było widać mało
druga, co była śmierci lekiem
by jedno drugie pożerało
trzecią, więc lulaj w sianko miękkie
*
Głos
Kobieto przestań płakać Anioł
po części ciemny tak jak jasny
Przed moim domem szedł i stanął
w klątwie przeznaczeń los twój własny
*
Pijak
Co taki nastrój minorowy?
Wróżka zniknęła same smutki
Trzeba uderzyć czymś do głowy
może kieliszek mocnej wódki.
Już lepiej piwko…Nie? literat..?
My tu czyścimy stary basen.
Chudy to Batiuk, tam Pradera
a te klamoty też są nasze.
Literat
Słyszałem, brak jest zaskoczenia
co związek ścisły ma z morałem
W ujęciu jak się staje, zmienia,
że coś straciłem i wygrałem.
Pijak
Panie, ja morał razem z pointą
w butelce mam zamknięte w szafie
choć sens z przed nosa mi sprzątnięto
to winą zawszę w czoło trafię.
Czyje ? Nie ważne? Byle skutkiem
Z przybytku głowy nie ubywa
byle łzy świeżym doić smutkiem
i w bync procenty lać paliwa.
Kto by tam czekał na cud jaki.
Czas wszystko zmieni w zapomnienie
Tam gdzie zimują w worku raki
i czyjeś rusza się sumienie,
Poeta
Bez kwintesencji też żyć trzeba
ruch gwiazdom kręci ekliptykę
i ptakom skórki rzuca chleba
noc gdy przechodzi w dzieǹ z wiatykiem
*
Wojski
Prosimy państwa na pokoje
Polonez tuż panowie panie!
Poldek
Chwile, sałatkę tylko dojem
Duduś
Chyba już kończy się zebranie?!
Poldek
I dobrze ile można siedzieć?
Godziny lecą jak motyle
i jeszcze wściekną się sąsiedzi
po nocy to się śpi i tyle
Pijak (zwraca się do Poldka )
Gier nie masz, na krzywego ryja?
Piraty mi potrzebne nowe
Nudno, gdy stale się zabija.
Brak wiary nam komputerowej.
(patrzy w stronę szopki)
Nadal wciskają te starzyła?
Nietoperz sowa i okruchy.
I na co im urosły skrzydła?
Poszły do diabła! , A kysz duchy!!
(Szopka rozpada się postacie uciekają i słuchać śmiech)
*
Poeta
Z czego tu żarty? Kto się śmieje
Ciurkiem przez dziurkę cedzi przetak
i kocie futro wiedźmy lenieje
bo śmieszny diabeł też poeta.
Diabeł
A jeśli diabeł?
Poeta
To najwyżej
Dobrze się mówi przez zwątpienie
Jeden w skrytości rany liże
a innych wola, gryźć kamienie.
Diabeł
Czemu mi znowu brednie miota
i komunały wciska w kieszeń,
konkretna dla was jest robota
żadnych mi wzruszeń i uniesień.
Siądziesz spokojnie i napiszesz
rzecz o istnieniu prosto z mostu
a nie tam jakieś mętne cisze
żywioł wyżęty z wodorostów.
Poeta
Tylko, że nie wiem nic na temat.
Diabeł
Nie szkodzi wszystko podyktuje
Może być wierszem ?
Poeta
Co Poemat
Diabeł
Jak trzeba to przeliteruje
Dość już tych waszych wygibasów
teologicznych dysput wrony
czas przyszedł całkiem innych czasów
następnych drzwi otworzyć strony.
Filozof
I postać stała się widoczna.
Jaśniąca światłem, jakby z dala
a wewnątrz świetlnej, druga mroczna
o twarzy wilka lub szakala.
Obie postacie ręce miały,
w których trzymały rzecz. gdy znaczy
i choć się wokół obracały
pleców nie mogłem ich zobaczyć
I tak podając te liczydła
z ręki do reki sobie wzajem,
tworzyły one jakby skrzydła
gdy jedno w drugie coś podaje.
Zrobił się poszum jakiejś siły
bez wiatru, który je ogarnął
w świecącą kule się zmieniły,
która w środku była czarną.
A wewnątrz sześcian, co starannie
poprzez trójkąty podzielony
dzielił się w głąb i nieustannie
na wszystkie naraz kręcąc strony.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 750 odsłon
Komentarze
Podoba mi się
12 Lutego, 2010 - 00:26
Zwłaszcza "wróżka", filozof i pijak.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Bardzo mi jest miło
12 Lutego, 2010 - 03:44