W 2007 r. stare wróciło, w innej sukience i charakteryzacji - a teraz jest restauracja postkomunistycznego porządku
Gdy prof. Radosław Markowski odlatuje, w oddali widać zarys gułagu i obozów, słychać wrzaski Nocy św. Bartłomieja
(...) komunizm wcale nie został obalony, tylko płynnie przekształcony. Bułgaria, Rumunia czy Czechy wcale nie były ostatnimi w odrywaniu się od komuny. Ostatnia była Polska, która wolne wybory miała dopiero w 1991 r., a już dwa lata później komuna wróciła do władzy. Dlatego tamte państwa „w jeden rok miały i nową konstytucję, i nową władzę, i pozbyły się większości aparatczyków”, zaś w Polsce pierwszą „nową władzę” obaliła 4 czerwca 1992 r., komuna dogadana ze swoją agenturą i broniąca jej interesów. A od 1993 r. już sobie trwała legalnie i oficjalnie, decydując o tym, kiedy ma być przyjęta i jaka będzie konstytucja. Radosław Markowski głosi więc bajki dla durnych bachorów.
Profesor Markowski właściwie cały czas opowiada bajki. Twierdzi na przykład, że „dzisiaj niesłychanie istotne jest, aby ludzie zobaczyli, że nastąpiła dyskontynuacja”. Dyskontynuacji po komunie nie było w 1989 r. ani nawet w momencie przyjmowania konstytucji. Dyskontynuacja nastąpiła w 2005 r. – wraz z wygraną PiS, ale już w 2007 r. stare wróciło, znowu w innej sukience i charakteryzacji. W miarę trwała dyskontynuacja nastąpiła w 2015 r., ale przez 8 lat wywoływało to bezwzględne ataki, graniczące z paranoją.
Po 15 października 2023 r. nie mamy do czynienia z dyskontynuacją, tylko z restauracją postkomunistycznego porządku. Prof. Markowski robi sobie z nas jaja, gdy twierdzi, iż „PiS gra na to, by ten okres [przejściowy] się przedłużał, żeby ludzie nie do końca wiedzieli, czy to już jest to nowe, czy jeszcze nie”. Nie chodzi o nowe, tylko o stare. O recydywę starego, czyli rzeczywistości, którą prof. Markowski (i wielu innych) uznaje za swoje naturalne środowisko, ale ono naturalne (w sensie demokratyczne i antykomunistyczne) absolutnie nie jest. To jest przedłużenie komuny, tylko w innych formach. I tak poprzebieranej, żeby nie było widać, co tam jest w środku. (...)
Odlot to najprzyjemniejszy skutek wyborów, jednak nie wolno zapomnieć o żądzy krwi, czyli o odwecie. Jak nie ma zemsty, to ludzie nie czują się nasyceni i zaspokojeni. Zemsta jest zatem obowiązkowa: „rozliczenie tego ośmiolecia” W taki sposób, aby nie sprawiać wrażenia „że nic się nie robi albo robi się połowicznie”. Żadnego obcyndalania się: „trzeba robić bardzo stanowczo i bardzo zdecydowanie”. Czyli wybór jest między Nocą św. Bartłomieja a gułagami bądź obozami koncentracyjnymi. I broń Boże, żeby się w to mieszali prawnicy, „bo oni ponadnormatywnie trzymają się litery prawa”. Żadnej litery, żadnego prawa! Za łeb i do łagru albo przynajmniej do ciupy! A z tymi zaganianymi tak żadnych rozmów. Ignorować! Puszczać mimo uszu! (...)
Stanisław Janecki
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 75 odsłon