Bruksela - podsumowanie konfliktu

Obrazek użytkownika WTQ
Kraj

Po blisko tygodniowej awanturze pomiędzy środowiskiem premiera oraz mediami, a prezydentem RP na temat jego wyjazdu na szczyt w Brukseli nadszedł chyba czas aby całą tą sytuację podsumować. Trzeba w końcu wyciągnąć jakieś wnioski z całej tej sytuacji, a także wykazać, czyja racja została na wierzchu. 

Realny konflikt pomiędzy premierem i prezydentem (dokładnie w takiej kolejności) zaczął się w mediach, w momencie gdy środowisko premiera zaczęło dawać jasne sygnały, że prezydent nie pojedzie, nie został zaproszony itp itd. Do tej sytuacji nie warto chyba wracać, albowiem była ona wałkowana niemal we wszystkich mediach wielokrotnie.

Warto natomiast przypomnieć, kto komu "kłody pod nogi rzucał". Od samego początku brak zaproszenia, brak wpisania prezydenta i jego współpracowników na listę gości, pomimo faktu, że z innych krajów Europejskich delegacje były zarówno rządowe, jak i prezydenckie. Idąc dalej najbardziej rozdmuchany chyba konflikt o samolot i choroba pilota, a po pojawieniu się głowy państwa w Brukseli kolejne kłody pod nogi w postaci zablokowania prezydenckiej limuzyny na parkingu w Brukseli, czy nawet nie dopisanie współpracowników prezydenta jako oficjalnych gości przez ministra Schetynę, który za takie rzeczy był odpowiedzialny, w wyniku czego Prezydent w czasie konferencji ustąpił miejsca ministrowi finansów, aby samemu udać się do czekających przed gmachem urzędników.

Z drugiej strony jakie kłody rzucił prezydent pod nogi Donaldowi Tuskowi? Pierwszą i chyba najmocniejszą było jasne oświadczenie w jednym z wywiadów dla TVN, że ma zamiar jechać na szczyt UE. Poza tym i słowami prezydent mógł zrobić znacznie więcej... mógł, ale nie zrobił. Mógł przecież z racji zajmowanego stanowiska zabrać Tuskowi samolot i kurtuazyjnie zaprosić go do wspólnego lotu. Mógł, ale postanowił konfliktu nie generować. Podobnie mógł wypowiadać się wyjątkowo agresywnie pod adresem współpracowników premiera Tuska, którzy na każdym kroku starali się przypisać prezydentowi jego prawa i obowiązki, że o krytyce Palikota już nie wspomnę. Mógł, ale jednak nie robił tego. Podczas wywiadu był uśmiechnięty, nastawiony pozytywnie do ekipy rządzącej i wielokrotnie zaznaczał, że ma wolę współpracy.

Wczorajsze zdarzenia mające miejsce po posiedzeniu, na którym prezydent nie uczestniczył daje nam więcej światła na tę całą sytuację. Rzekomo po tym posiedzeniu prezydent wrócił do ekipy rządowej i poprosił o relację z tych obrad, gdyż chciał dowiedzieć się, co na nich było mówione. W odpowiedzi usłyszał od Donalda Tuska: "Chcieć, to Ty sobie możesz". Informacja taka została podana do mediów z dwóch różnych źródeł, z których jednym z nich był sam prezydent. W moim personalnym odczuciu jest to delikatnie rzecz ujmując niegrzeczne. Mógłbym także pokusić się o bardziej wyszukane słownictwo, jednak ani z posła Palikota, ani z posła Niesiołowskiego przykładu brać nie zwykłem.

Podsumowując  całą sytuację uważam, że został wygenerowany konflikt, który dodatkowo był podjudzany i utrzymywany na pierwszych stronach gazet i programów telewizyjnych przez media. Konflikt, który nie został sprowokowany przez prezydenta, bo szczyt w Brukseli odwiedzali także inni prezydenci, tak też i nasz miał do tego pełne prawo. Konflikt został wygenerowany przez stronę rządową (ironią losu tą samą stronę, która propagowała politykę miłości i uśmiechu ), czego dowodzą liczne kłody, jakie zostały prezydentowi pod nogi rzucone. 

Wierzę, że cała ta awantura miała na celu osłabić (po raz kolejny) wizerunek prezydenta Kaczyńskiego w oczach społeczeństwa, a także postawić Donalda Tuska w korzystniejszym świetle. Wszystko to prawdopodobnie zostało przygotowane przez rządowych speców od PR, aby zapewnić premierowi poparcie, które w przyszłości miałoby go wynieść na fotel prezydencki.

 Każdy ma prawo do marzeń...  

Brak głosów

Komentarze

nie mieszałbym tuskowych pi-arowców. To na pewno robota takich Arabskich czy Nowaków, których jedyną cechą jest pustostan pod strzechą. To, że Tusk dał się im przekonać do
aż takich numerów świadczy jedynie o tym, że jego żądza zaspokojenia własnych ambicji to poziom, w który normalny człowiek nie chciałby wdepnąć.
Okowita

Vote up!
0
Vote down!
0

Okowita

#6427