Klaszcząc
Koniec wakacji. Niedługo wrzesień, miesiąc pamięci, kolejny miesiąc z pamięcią, niestety. Ostatni spóźnialscy wracają umęczeni z upragnionych wczasów. Jakże często zadowoleni. Sowicie opłacili swój wypoczynek, wymęczyli się, wypocili na tym wymarzonym upale, gdzieś na południu Europy lub dalej, powracają więc w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Wczasy odfajkowane. Miał być wypoczynek i był wypoczynek, choćby się waliło i paliło, choćby z nieba lał się żar. M. lub K. lub inne A. czy G. (gdzie tam się było) zaliczone. Powracają tym szczęśliwsi, że na lotnisku musieli koczować ze 14, czy 20 godzin. Na walizach, torbach. W tłumie i upale, bo klimatyzacja działała ledwo, ledwo, kible od razu zasyfione i śmierdzące. Jakaś awaria samolotu, czy inna siła wyższa. Jak było na w czasach? Wspaniale! Cudownie? Niesamowite wspomnienia. Żałujcie, że z nami nie byliście. Jest się czym pochwalić, pokazać zdjęcia czy filmiki znajomym, przyjaciołom. A ja patrzę przez okno. Pada deszcz. Szumi niezmienny. Tłucze o okna. Niebo szare. Jakoś tak szło, kiedyś. Już wiem:
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Tak pisał Leopold Staff. Kiedyś. Dawno temu. Ale dziś znowu pada. Deszcz dzwoni o szyby, jesienny, niezmienny… Polska kojarzy mi się z jesienią: tą jasną, ciepłą, ubraną w kolorowe liście i tą smutną, szarą, deszczową sieczoną kroplami dżdżu. Jak dziś. Rosja? To zima, sroga zima. Niemcy? Więzienie. Ukraina? Z kolorem, smakiem i zapachem krwi, to upa-kraina. Usa – z kłamstwem, z załganym, zaćpanym klaunem z czerwonym nosem. Błazen nie dający się zgonić ze sceny; zaćpany gnojek, uparcie odgrywający rolę w sztuce, która dawno temu przebrzmiała. Kiedyś wielka Brytania? Z pubem, gdzie Brytole upijają się w tłumie, czyli w samotności. Sprytnie udają, czyniąc to, co u nas ci co piją do lusterka. Żydzi? Wzgardliwi oszuści, kłamcy, obłudnicy, słowem - faryzeusze. Francja? Pustka. Jakby między Renem a Pirenejami nie było nic. Zabytki” Tak tych nie brakuje: dawno temu zbudowane zamki, miasta, kościoły i katedry. I nic. Pustka, poza gangami śniadych czy czarnych handlarzy narkotyków.
Ale przecież jest już ładna pogoda. Od kilku dni. Ostatnie tchnienie lata gładko przechodzące we wczesną jesień. Tegoroczne lato było dziwne. Lato bez sezonu ogórkowego. Prezent od polityków. Niedługo, za półtora miesiąca kolejne wybory. Nieustanna kampania wyborcza. Politycy wszelkiej maści nie mają wakacji to i nam ich nie dali. Odpoczynku od siebie i swoich problemów. Kiedyś, w spokojniejszych latach, miesiące letnie: od końca czerwca do końca sierpnia to był uświęcony tradycją tak zwany sezon ogórkowy. Czas odpoczynku, również od polityki i polityków. Gdy głównym tematem były ogólnie ogórki, inna zielenina i nowalijki. Dlaczego tak drogo? Braki lub klęska urodzaju. Wieczna niedola rolnika, któremu zawsze wiatr w oczy wieje, czy pogoda dobra, czy zła. Inny temat, to na przykład wypadki samochodowe czy inne nieszczęśliwe zdarzenia, tych nigdy nie zabraknie. Pogoda lub jej brak – temat rzeka. Nowe leki na raka wreszcie. Specyficzna cechą tej pory roku jest nie tylko wysoka temperatura, lato jakoś obfituje w cudowne, nowo odkryte leki na raka, nowotwory wszelkiego rodzaju. Środki na potencję i łysienie także w wielkiej obfitości się objawiają. W ostateczności potwór z Loch Ness. Za komuny mieliśmy swojską wersję potwora, niejaką Płastugę w mazurskich jeziorach.
Właściwie to dziwne, ale także za komuny był sezon ogórkowy, gdy członkowie Biura Politycznego udawali się na zasłużony wypoczynek do Soczi i innych ośrodkach dla wybranych, czerwonych notabli. Główne, letnie tematy to były: ogórki lub sznurek do snopowiązałek. Problem znikającego sznurka do snopowiązałek komunie nie udało się rozwiązać do samego końca. Są tacy, co twierdzą, że ten sznurek to przysłowiowa słomka co złamała kręgosłup postępowej władzy. No i Płastuga, czyli nasz, swojski potwór z Mazur. Dziś mamy kombajny zbożowe, snopowiązałki zniknęły. Ostanie egzemplarze dogorywają, gdzieś tam rdzewieją samotnie, w krzakach, porzucone pod jakąś szopą. Wraz ze snopowiązałkami zniknął problem sznurka. Poza rozpaczliwym poszukiwaniem sznurka do snopowiązałek w zasadzie niewiele się zmieniło przez te dziesiątki lat. Tyle się zmieniło, a niewiele się zmieniło. Pocieszające. Lub przeciwnie.
Ale nie w tym roku, nie w tegorocznym sezonie wakacyjnym. Mamy wybory. Kilka dni temu przeczytałem notkę, która mnie szczerze ucieszyła. Angielscy naukowcy używając najnowocześniejszych metod szukają potwora z Loch Ness. Tym razem go znajdą! Z pewnością! Potwór z Loch Ness nie ukryje się przed potęgą współczesnej nauki! Anglicy nie mają wyborów. My tak. W telewizjach rządowych i tych, opozycyjnych nieustanie szczekają gadające głowy, nie bacząc na czas wakacyjnej kanikuły, plotąc ciągle jedno i to samo. Jak nakręceni. Ciągle jedno i to samo. Za albo przeciw, zależnie do miejsca siedzenia czy to w koalicji rządowej, czy w opozycji totalnej. Wystarczy spojrzeć, kto zacz, a wiadomo z góry, co powie Właściwe to mogliby nagrać swoje wypowiedzi i puszczać je z taśmy czy dysku. Albo nagrać program publicystyczno - polityczny i odtwarzać go losowo zmieniając kolejność wypowiedzi. Nie od rzeczy byłoby skorzystanie z tzw. sztucznej inteligencji. Program komputerowy korzystając z zapisanych dyskusji sam ze sobą by dyskutował w nieskończoność argumentując za każdą ze stron politycznego sporu nie gorzej niż dyskutanci – politycy i polityczki. Wszyscy by skorzystali, politycy, polityczki no i nieszczęśni słuchacze. Choć spontaniczność dyskusji sporo by ucierpiała. Przynajmniej do kolejnej aktualizacji oprogramowania.
Trzeba zauważyć po raz kolejny wyższość pań nad panami. W dyskusjach politycznych panie są nie do przegadania. Zresztą czy w innych dyskusjach jest inaczej? Panie są górą w dyskusji. Muszą mieć ostanie słowo. Jeszcze w dyskusjach męsko – damskich panie nieco się powstrzymują, szczególnie strofowane przez dziennikarza. Ale jeżeli dyskutują same panie – polityczki i dziennikarka też jest płci ładniejszej, to hulaj dusza, piekła nie ma. Płynie potok słów. Jak pani – polityczka dorwie się dogłosu, to nic jej nie powstrzyma. Leje się słowotok i nie ma znaczenia, że pani w zasadzie mówi ciągle to samo. Upaja je dźwięk własnego głosu? Bo na pewno nie sens tego, co plotą. W tym co plotą nie żadnego sensu, ale jest zgodne z przykazami, czyli linią partii. Panie niczego oryginalnego nie wymyślą, ale co im każą wypełniają szczerze – do deski do deski. Atoli interlokutorka ani myśli dać się pokonać i też zaczyna trajkotać swoje. A może tak gadać i godzinę albo dwie. Ile potrzeba. Koleina dyskutantka nie mogąc się doczekać przerwy i dopuszczenia do głosu sama także zaczyna pleść swój strumień słow. Dziennikarka nie zamilczy, ale przerywa, napomina, upomina, i nadaje swoje mimo iż żadna dyskutantka jej nie słucha. I tak mamy polityczną współczesna dyskusję w wydaniu lepszej płci. Dwie, trzy baby gadające na raz, bez znaczenia co mówi ta druga, o czym jest spór, każda musi wypowiedzieć swoje. I mówi w kółko to samo, terkocząc jak kołowrotek. I tak płynie ten babski strumień świadomości, te słowotoki, ta kakofonia dźwięków. Współczesne wydanie magla.
Przynajmniej panie się nie pobiją na tle politycznych sporów. Co panom się czasami zdarza. Głupie są te chłopy. Zawsze można wyłączyć telewizor albo zmienić kanał. Ja wolę wyłączyć dźwięk, oglądać babską pyskówkę na wizji, w wersji Sauté, bez jakże męczącego dźwięku. Zażartych dyskusji politycznych nie brakuje i nie zabraknie przez następne półtora miesiąca. Do samych wyborów. Po wyborach będzie zresztą to samo. Zawsze są jakieś wybory przed nami. Te wybory są przecież najważniejsze od trzydziestu lat. Każde kolejne wybory są najważniejsze. Polityków, jak sportowców ocenia się po aktualnym rankingu. Liczą się tylko bieżące wyścigi. Przeszłość nie istnieje, przyszłość bez znaczenia. Gdy wygrasz, gdy ogłoszą cię zwycięzcą! Wtedy chwała! Gloria jak z nieba. Trwaj chwilo! Po nas choćby potop. Politycy wszystkich partii mają ważną cechę. Z wielką zręcznością wmawiają wszystkim, że to co jest korzystne dla nich, dla polityków, jest dobre dla wyborców. Kto staje w szranki? Które partie stają do wyścigu? Dużo by mówić, choć słów nie trzeba wiele. Partia rządząca, która sam z siebie oddała władzę obcej stolicy, a przezywana jest partią nacjonalistyczną i ksenofobiczną. Jakież to niesprawiedliwe i krzywdzące. Teraz ta sama partia i jej przewodniczący, prawie prorok, i premier – wieczny chłopiec, startują do wyborów pod hasłem, jakżeby inaczej, obrony suwerenności! Drugi pomysł to zmiana 500 na 800. Czemu nie 1200? Albo 1500? Nazwijmy ją partią białą. Choćby dla żartu. Główny rywal, partia postępowa, europejska, partia opozycji totalnej. Ci nic nie oddadzą, bo już wszystko oddali. Zrobią posłusznie i z pocałowaniem ręki, co im obce potencje każą. Ich rudy wódz, były „krul europy”, wysłany z poleceniem, by przyprowadzić Polaków do pańskiego stołu, by pokornie zbierali spadłe okruszki i odpadki odrzucone przez tych lepszych. Niech to będzie partia niebieska, jak flaga zjednoczonej Europy. Partia niebieska, partia opozycji totalnej przegrała sześć czy siedem kolejnych wyborów. A teraz znowu startuje pod tym samym hasłem poganiana i smagana przez tego samego trenera i wodza. Do ilu razy sztuka? Siedmiu, ośmiu? Do skutku? Kolejnych przegranych wyborów platforma obywatelskiego postępu pewnie nie przetrwa. Co innego jej rudy eks – krul europy, kiedyś kiepski polityk, dziś jeszcze gorszy kabareciarz. Ten spadnie na cztery łapy w każdych okolicznościach. W dbaniu o swoje interesy jest mistrzem. Zarobi nawet na opowiadaniu kiepskich dowcipów.
Dalej trzecia partia, nowa twarz, nie skalana władzą i nie obciążona rozumem. W każdych wyborach zawsze występuje ta trzecia siła, ci inni, lepsi, co nie powtórzą błędów innych. Partia przeciw systemowa, czy alternatywa dla SYSTEMU. Ile to już było tych partii antysystemowych, co po wyborach albo gładko wtapiały się w system, albo znikały jak kamfora? Dziś mamy partię chłopaczków w krótkich porciętach. Dalej partia czerwono – zielona: osamotnieni lewacy i byli ludowcy połączeni w parę w śmiertelnym strachu przez polityczną nicością. I partia jadowicie czerwona, post, post, post-komunistów skrzyżowana z gejami, lesbijkami i innymi dewiantami. Do wyboru, do koloru. Co wybrać? Na kogo oddać swój bezcenny głos? I to kusi, i to nęci. Głupcy czy zdrajcy? A może pryszczaci chłopaczkowie z komunałami w gębie i piwem w dłoni? Lubo czerwoni dewianci? Czy wiecznie głodni, zieloni latyfundyści parlamentarni?
Wybory, jak wybory. Czy poprzednie były lepsze, czy gorsze? I kolejne, i tak dalej do tych pierwszych, półdemokratycznych. Te były naprawdę ważne. Dziś mamy demokrację. Co prawda niektórzy głoszą, że jak oni wygrywają to jest demokracja, a jak przegrywają to nie ma demokracji. Ale to też nic nowego. Ktoś wygra, ktoś przegra, ale kto, to bez większego znaczenia. Ani nic mi nie dodadzą, ani nie ujmą. Jeśli już, to niewiele. Trzeba się przyłączyć i grać. Prawda, grając można przegrać. Ale kto nie gra, ten na pewno nie wygra. Najgorzej mają ci, co stoją z boku. Zawsze płacą, niczego nie dostają. Tak to już jest. Tak było i tak będzie. Przyłączyć się i klaskać zwycięzcy, ile sił w dłoniach. Tak rzecze pospolita mądrość.
Klaskaniem mając obrzękłe prawice,
Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny;
Wzdychały jeszcze dorodne wawrzyny,
…
Było w ojczyźnie laurowo i ciemno
…
Gdy palec Boży zaświtał nade mną,
Żyć mi rozkazał w żywota pustyni.
Inny to wiersz i inny autor: Cyprian Kamil Norwid. Przy jego, przy tamtych wyborach, te dzisiejsze to bajka. I tego warto i trzeba się trzymać.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 125 odsłon
Komentarze
Ślicznie (zwłaszcza o deszczu) i jak dużo słowotoku o słowotoku.
28 Sierpnia, 2023 - 16:44
Mam pytanie : czy Bieliński to Bielińska?
Apoloniusz
Do wyboru, do koloru. Dziś
29 Sierpnia, 2023 - 09:12
Do wyboru, do koloru. Dziś każdy jest tym, kim chce być. Dziewczynka czy chłopiec to kwestia wyboru. A płci jest chyba ze 200. Choć tych, co uważają się za Napoleonów pakują w kaftany i zamykają w wariatkowie. Krzycząca niesprawiedliwość.
Ogień zwalczaj ogniem. A słowotok, ten zły, cudzy, zwalczaj słowotokiem, tym swoim, dobrym. Tak kręci się światek.
Pozdrawiam
Bielinski