Skin doktorzy z Pejotenu
Na początku nie zapowiadało się źle, było dwóch spin doktorów, dwie damy parytetowe oraz paru politycznych szamanów-celebrytów, w tym jeden politolog-ornitolog. Do tego kilku muzealników, ale tak zanurzonych w czasie przeszłym dokonanym, że w życiu doczesnym mało się udzielali. Jak na normy życia politycznego w naszym nieszczęśliwym kraju, ten skład nie odbiegał od średniej partyjnej kanapy, ale też nie był siermiężny.
Przez jakąś chwilę było nawet lepiej niż na samym starcie, zwłaszcza że apostazja z partii-matki odbyła się tuż przed wyborami samorządowymi, co wprawiło media w zrozumiałą ekstazę. Jakieś sondaże się ukazały z siedmioma procentami poparcia i natychmiast zostały uznane za długo oczekiwany spontaniczny przełom na scenie politycznej. Co prawda spontaniczny przełom nie chciał się przełamać bardziej niż na te kilka procent, jednak wszystkie tefaueny, tokefemy i eremefy otworzyły się na oścież, co rokowało dalszy postęp.
Pierwszy zgrzyt nastąpił, gdy ujawniły się pewne wątpliwości co do deklarowanego ideowego dziedzictwa po tragicznie zmarłym prezydencie. Okazało się bowiem, że dziedzictwo dziedzictwem, ale sprawy poważne rozłamowcy konsultowali z nihilistą z Biłgoraja, twórcą i twarzą przemysłu pogardy wobec tegoż samego dziedzictwa. To spowodowało dysonans poznawczy nawet wśród najbardziej entuzjastycznie nastawionych wobec autorów nowego otwarcia w polskiej polityce. Jednak „nasza telewizja” i „ta druga telewizja” szybko zakrakała malkontentów, że to niby pierwsze koty i nie ma tego złego, a wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Tak uzbrojeni moralnie pejotenowcy brylowali na łamach i ekranach, dyskontując swoją martyrologię wygnańców oraz podkreślając niegodziwość prezesa, co było niezawodnym glejtem dostępu do mediów. Pojawił się jednak następny niepokojący sygnał – pomimo kolosalnego rozgłosu i darmowej reklamy procenty Pejotenu, chociaż i tak mizerne niczym ofiara anoreksji, jeszcze bardziej podupadły i ustabilizowały się mniej więcej na poziomie piwa bezalkoholowego.
Zatem zaczęły się niesnaski, swary i schizmy, tym większe, że wszyscy chcieli być sekretarzami generalnymi, a nie bardzo było kim rządzić. Najpierw znarowili się muzealnicy, którzy owszem, chcieli bardzo uczestniczyć w nowym rozdaniu, ale nie za cenę złożenia daniny podłości Antypisowi, czyli wzięcia udziału w nagonce na pamięć o prezydencie. Potem gdzieś rozmyli się sławni spin doktorzy, gdyż nie pozwolono im zagrać głównych skrzypiec. Ich spin doktorska renoma była już co prawda nieco naruszona przez tak zwany ząb czasu, ale zawsze był z nich większy pożytek, niż gdy nie udzielają się wcale. Teraz natomiast deklarują się jako życzliwi kibice, co należy odczytać: skoro jesteście tacy mądrzy, to radźcie sobie sami, jeszcze przyjdzie koza do woza. Wyraźnie straciły rezon i zgubiły rytm medialny obie damy parytetowe, które do tej pory pełne werwy i pomysłów, ostatnio zajęły się prawie wyłącznie dementowaniem pogłosek o wewnętrznych sporach i podziałach.
Na domiar złego wkrótce okazało się, że nie wystarczy spostponować prezesa, że jest jeszcze jedno niezbędne ogniwo na drodze ewolucji od opozycji antysystemowej do opozycji postępowej. Koszmarny sen ornitologa stał się faktem, gdy okazało się, że te dwa czy trzy marne procenciki Pejotenu wyrwane zostały partii rządzącej, a nie opozycji. Mała stabilizacja przekształciła się w małą apokalipsę. A to zaczęło przynosić wymierne skutki – tefaueny, tokefemy i eremefy stały się jakby mniej przytulne. Bo znalazły sobie innego pretendenta, który po prawdzie nie jest bardziej świeży niż oni, ale rokuje większe nadzieje, bo wypróbowany w niejednym rozdaniu i ustroju.
Cóż było zrobić, skoro w takim stanie rzeczy zostało jedynie paliwo antypisowskie, żeby utrzymać się na powierzchni? Zabrakło spin doktorów, ale w zamian znaleźli się chętni skin doktorzy, obficie bryzgając na partię-matkę, byłego szefa i rodzinę. W nadziei, że coś przylgnie, a oni zasłużą na przychylność Ministerstwa Prawdy. Liczy się tylko skuteczność. I tu kolejne rozczarowanie bezwzględnych aspirantów, bo w segmencie nienawistnej retoryki wobec PiS jest ciasno jak diabli i poziom wyśrubowany niebotycznie.
Jednak decydującym czynnikiem postępującego uwiądu, jest fakt, że Pejoten nie ujął Polaków, nie zachwycił, nie zajął miejsca w ich sercach ani umysłach. Nie miał nam nic do zaoferowania oprócz paru nazwisk, co nienowe i determinacji w antypisowskiej nagonce. Ani pomysłu, ani siły przyciągania, zero inspiracji, a za to dużo zajadłego resentymentu do byłych kolegów. Tymczasem rządząca partia obywatelska uszczkniętych jej procentów nie wybacza nigdy, zwłaszcza że ciągle ma lepszy wybór niż paru spoconych w pogoni za popularnością skin doktorów ze skłonnościami do kabaretu politycznego.
I pomyśleć, że taki bieg wypadków już dawno przewidział jeden zwyczajny leśnik, żaden spin doktor ani nawet rzemieślnik. Na stypendiach w żadnych Oksfordach i Kembridżach nie przebywał, a swój rozum ma. Leśnik z PSL od samego początku nie miał wątpliwości co do losu Pejotenu: - „... ich dramat polega na tym, że dziś są hołubieni, bo zabierają trochę głosów PiS, ale żeby być silni, muszą też zabrać PO, a jeśli zaczną zabierać PO, to skończą szybko fatalnie. Ja to wiem, oni jeszcze nie”. I wszystko się sprawdziło co do joty. Oni też już to wiedzą.
Owszem, jeszcze skin doktorzy robią dobre miny. Pospiesznie powielają stare programy i pomysły. Jakieś referendum konstytucyjne. Odruchowo kopną PiS. Coś tam bredzą o egzekutywie, jakieś ruchy tektoniczne ogłaszają w polityce. I może nawet coś z tego wyniknie, ale przecież dla nich nie zrobi różnicy. Bo nad nimi woda już zamarza.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1585 odsłon
Komentarze
Gratuluję :)
8 Marca, 2011 - 19:23
Cudny tekścik :)
Opinie wszelakie w nim zawarte podzielam.
Pozdrawiam !
Dama Pik
Dama Pik
8 Marca, 2011 - 19:29
Pozdrawiam serdecznie:)
seaman
seaman
Tekst rzeczywiście świetny... coś nawet jakby nowy powiew
8 Marca, 2011 - 19:33
literacki na NP.
Wraz z "dychą" pozdrowienia dla autora.
Ł-H
8 Marca, 2011 - 19:37
Dzięki. Również pozdrawiam serdecznie.
seaman
seaman
Woda pod nimi nie zamarza a rozmarza
8 Marca, 2011 - 20:11
Lód po którym stapaja , cieniutki.A sa na środku jeziora.
Nathanel
WYŁĄCZ TVN, WŁĄCZ ROZUM.
po wyborach czesc PEJOTL-enowcow
8 Marca, 2011 - 21:56
przejdzie do PO . A juz napewno obie panie alfa zostana wciagniete na czlonka.
rewelers
9 Marca, 2011 - 09:30
to ciekawe, jak oni się rozprowadzą, kiedy już będzie wiadomo na pewno, że nie dlani ch sznur samochodów rządowych.
seaman
seaman
Nathanel
9 Marca, 2011 - 09:28
Ale przecież efekt będzie ten sam:)
seaman
seaman
Pejoten to efemeryda
9 Marca, 2011 - 00:06
Zgadzam się ze wszystkimi uwagami autora. Pejoten to efemeryda, która zniknie w momencie kiedy salonowi przestanie być użyteczna. Gdyby pejotenowcy chcieli i potrafili urwać cokolwiek Platformie, to nawet byłbym ich choćby cichym kibicem. Jednak takie teksty jakimi wali np. Migalski (który przecież dostał od Jarosława życiowy prezent) nie wróżą zbyt dobrze. Lider partii z zasadami jaką jest Prawo i Sprawiedliwość musi mieć to coś co ma Jarosław. Jarosław Kaczyński jest mężem stanu, a Pani Kluzik może być co najwyżej ministrem. Pani Kluzik, ani nikt z jej otoczenia nie ma zadatków na lidera prawicy. Nie ma bo nie może mieć. Na taki dar trzeba sobie zasłużyć, a jeszcze lepiej się z nim urodzić.
RP
9 Marca, 2011 - 09:31
Nawet nie co porównywać z JK, bo to inna liga, klasa, kaliber i format.
seaman
seaman