SAMOTNY REJS "OPTY"
CASABLANCA - LAS PALMAS
856 mil
25 I - 12 II 1967
Na spotkanie z Atlantykiem
Jest dzień 25 Stycznia 1967 roku. Zrobiłem ostatnie zakupy - warzywa, owoce, świeży chleb. Prezes SNC (Societe Nautique de Casablanca) kpt. żw. Welly, podrzucił mnie samochodem do portowej policji, żebym nie tracił czasu na chodzenie, znajomi zaprosili na obiad. Jeszcze telefon do konsula kpt. żw. Dyrowicza. O godzinie 15.15 zapuszczam silnik, zabierając ze sobą życzenia szczęśliwej drogi od obecnych w klubie. "Opty" powolutku, statecznie ruszył w swój pierwszy samotny oceaniczny rejs. O godzinie 15.55 stawiam grot, fok i bezan. Przesuwają się znajome dzielnice miasta. Na redzie jeszcze kilka statków. Nieco w bok znajoma sylwetka polskiego masowca, długiego 14-tysięcznika. Biorę kurs prosto na niego. Przez lornetkę odczytuję nazwę "Włókniarz". Celuję prosto na rufę. Widzę, że na pokładzie zaczął się ruch. Marynarze są wyraźnie zaintrygowani widokiem jachtu, który wali na nich prosto jak do abordażu. Może ktoś zauważył już polską banderę. W każdym razie, gdy zbliżylem się do "Włókniarza", na pokładach rufowych zebrał się już przyzwoity tłumek. Ktoś spytał: - Co za jacht ? - "Opty". - Hej, koledzy, to Teliga! Ze statku posypały się pozdrowienia. Zasalutowałem banderą. "Włókniarz" odsalutował. - Teliga, trzymaj się ! - krzyknął ktoś. Kochany chłop. Nie wiedział, że jego okrzyk powtarzałem nieraz w ciężkich chwilach. Było mi jakoś dziwnie. Przepłynąłem zaledwie parę mil, a czułem, że serca tych marynarzy są już ze mną. Trzy długie sygnały. "Opty" idzie szybko. Na lądzie zabłysła latarnia morska El-Hank, zaczęły migotać uliczne latarnie. Jak rojowiska świetlików rozsypanych po brzegu szczodrą ręką, zapaliły się światła domów mieszkalnych i nocnych lokali usadowionych nad brzegiem. "Opty" szedł samodzielnie, zszedłem więc pod pokład na kolację. PO powrocie na pokład zobaczyłem już tylko latarnię morską i łunę nad miastem. Przede mną ciemny ocean i ciemne, zasnute chmurami niebo....................................
51 lat wczoraj właśnie minęło jak Kapitan Leonid Teliga wyruszył w swą podróż dookoła świata. Pozwoliłem sobie dać tutaj u nas, w TYM Niepoprawnym, Pięknym Miejscu, fragment książki Kapitana, tej książki, której okładka jest ilustracją do tego wspomnienia Wspaniałego ŻEGLARZA, Wielkiego Polskiego Patrioty, Żołnierza. Pisarza, Tłumacza, Poety,.....Który przed laty, zanim żeglarzem stał się, był kiedyś zakochany w Elizie, (zwaną Puńką), i tak o Tym zakochaniu pisał:
Powróciłem po latach, wieczorem. I jak obcy spoglądałem dookoła. I przed domem twoim stoję milcząc, patrzę w okna i ciebie nie wołam. Nie pamiętam tych topól przed gankiem. ledwie jakieś badyle zielone drzewa rosną i mierzą me lata twoje lata i moje nieznane. Zaplątały się w liściach wspomnienia uciec od nich trudniej niż od ludzi, więc przed domem twoim stoję milcząc i nie wołam, by twoich nie zbudzić.
Nawet w Dzienniku "Opty", gdzieś z Oceanu Indyjskiego, zjawia się Puńka. Zostały w Lolku te grodziskie nastroje, jak w każdym pozostają młodzieńcze uczucia i wspomnienia. Może, jeśli były piękne i dobre, wierność im daje człowiekowi siłę.......
Tyle wspomnienia na dziś. Książkę "Samotny rejs "Opty" zredagował na podstawie zapisków Leonida Teligi, jego starszy brat Stanisław. Kapitan, nie zdążył...... Może żegluje gdzieś Tam w bezkesie niebieskiego oceanu ? Może spotkał tam innych samotników ? Może spotkał Slocuma, Wagnera ???
AHOJ ! KAPITANIE
pamiętamy. i Nie zapomnimy. NIGDY !
https://us.search.yahoo.com/yhs/search?hspart=itm&hsimp=yhs-001&type=smy...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2180 odsłon
Komentarze
Dzięki za przypomnienie, Poeto!
26 Stycznia, 2018 - 18:15
Kapitana Teligi nie zapomnimy!
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska
Wspomnienia.....jak echo z dawnych dni, zapamiętanych chwil
26 Stycznia, 2018 - 21:39
Nie zapomnimy Katarzyno. Tak się dziwnie złożyło, że kilka dni temu zacząłem czytać sobie po raz kolejny TĘ Książkę, którą kupiłem lata temu, chyba wtedy, gdy pracowałem w ZPG w Gdyni. To był rok zdaje się 1974. Zawsze po pracy wędrowałem z mojego Portu do portowej kwatery, gdzie mieszkałem na Małym Kacku. Na Sieradzkiej......To była długa wędrówka, no ale Gdynia Piękna Była, i pewnie wciąż jest, choć nie byłem tam już od lat. W tej mojej wędrówce, zachodziłem dnia każdego prawie, do Księgarni - Róża Wiatrów. Chyba na ulicy ta księgarnia była Starowiejskiej, choć głowy uciąć sobie za to nie dam. Po przeciwnej stronie dużej Hali Targowej w Gdyni, gdzie też lubiłem zachodzić. Tam w Tej Róży Wiatrów kupiłem moją książkę, no i jak widać jest ona wciąż ze mną. Jak i słowa Kapitana Teligi. Cały czas takie dziwne wrażenie mam, jakbym tam był z Nim razem na "Opty". Nie wiem czym to wytłumaczyć. Może tym, że widziałem chyba jacht podobny do "Opty" w hangarze CWM, na Śląskiej, gdzie jacht Kapitana Teligi był budowany ? Miejsce zostawiło ślad w moim wnętrzu, w mojej duszy - widzę je teraz też, no i pewnie dlatego słowa z tej książki Kapitana, wywołują takie echo.....
Byłem kiedyś żeglarzem, członkiem harcerskiej drużyny żeglarskiej w szkole w Skierniewicach, no i nawet "kapitanem", szefem załogi łódki, Omegi IF 63, w Spływie z Krakowa do Fromborka w ramach operacji 1001 Frombork. My, chłopaki ze Skierniewic, rozpoczęliśmy ten spływ od Warszawy. Komendantem CWM, był wtedy chyba Harcmistrz Tołwiński. Ta moja harcerska, żeglarska aktywność zaprowadzała mnie czasem do Gdyni, do Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP. Podczas jednej takiej wizyty, tam, w hangarze CWM, widziałem jak budowano Konika Morskiego..... Jeszcze mi się marzy na stare lata jak wygram może w Totto Lotto, taka łódka i życie na niej. Będzie się nazywać moja łódka - AMBER..... No i chciałbym, jak nadejdzie TEN czas, zrobić podobnie jak uczynił Kapitan Joshua Slocum, o którym Wspomina Leonid Teliga. Joshua Slocum - Pierwszy Żeglarz, Który samotnie opłynął Naszą Kulę Ziemską. I opisał..... Mam w ręku teraz jego ksiażkę "SAILING ALONE AROUND THE WORLD"..... Gdy przyszedł jego czas, wypłynął z portu i ślad po Nim zaginął......
Pozdrawiam Katarzyno
O Poeto!
26 Stycznia, 2018 - 22:10
Twoje wspomnienie do łez mnie wzruszyło! Wróciły i moje wspomnienia!
W roku, w którym płynął Kapitan Teliga - urodziła się moja Córa. Kapitan dawał nam, zamkniętym w komunistycznym "raju" jakieś poczucie wolności, jakiś wiew swobody.
Moja Córa też była "wolnościowcem" - z komuną "walczyła" jak umiała: pomagała drukować wrocławską solidarnościową gazetkę Z dnia na dzień, biegała z "bibułą", nosiła znaczek Solidarności, dyskutowała na tematy polityczne z nauczycielem historii - gdy przedstawiała klasie referat z nieprawomyślnymi poglądami. Miała wiele szczęścia i rewelacyjną wychowawczynię - cudowną Panią - Agnieszkę Marcinów. I, niestety, wkrótce po doprowadzeniu "swojej" klasy do abiturium - Pani zmarła.
A Córa - została żeglarzem, pływała jeszcze w Anglii...
A potem, potem - uwierzyła "michnikoidom". Znacznie bardziej trzeźwy politycznie jest Jej irlandzki Mąż - nie wierzy w "polski brak demokracji". Toteż mam nadzieję, że Córa odnajdzie jeszcze zagubioną busolę i "dopłynie" do prawdziwego portu.
Najserdeczniej pozdrawiam,
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska