POSTMONARCHIA - OBALMY W KOŃCU, KUŹWA, TEN USTRÓJ!

Obrazek użytkownika Dariusz Grudziecki
Kraj

Widmo rewolucji krąży w Europie.

I po całym świecie.

Coraz więcej ludzi odrzuca panujący porządek polityczno-społeczno-ekonomiczny.

Coraz więcej ludzi dostrzega, że jest on oszustwem.

Wmawia się ludziom, że to oni decydują – bo, na przykład, wrzucają kartki do urny wyborczej.

A my przecież widzimy, że faktyczne decyzje podejmuje kto inny: wąskie oligarchiczne „grupy” (czyli de facto mafie), dla których ten porządek został - przy użyciu mniej lub bardziej różnych „narzędzi” w każdym kraju - skonstruowany.

I jednocześnie widzimy, że uprzedmiotowienie coraz większej części z nas oraz podatkowy/fiskalny drenaż większości z nas - narasta.

I widzimy też, że narasta coraz bardziej bezczelne, bo coraz bardziej jawne, złodziejstwo, dokonywane przez tych, którzy „w praktyce” okradli nas najpierw z NASZYCH praw politycznych – z praw do faktycznego i ciągłego decydowania o NASZYM państwie: bezpośrednio oraz przy użyciu NASZYCH faktycznych posłańców.

 

Dwa pierwsze zdania tego tekstu, są w pewnym sensie prowokacją.

Faktem jest, że coraz więcej ludzi w Europie i na świecie dochodzi do powyżej opisanych przekonań.

I faktem są przecież najróżniejszego typu „wybuchy społeczne”, dokonywane na ulicy lub przy urnie wyborczej, które zmieniają nagle panujący w tym, czy w innym kraju „porządek” (system polityczny i – ewentualnie, w jakiejś części – także społeczny, ekonomiczny...).

Z ostatnich lat: „arabska wiosna”, „ukraiński Majdan”, partia Orbana na Węgrzech, Syriza, Podemos.

Na naszych oczach dzieje się „rewolucja” w systemie politycznym w naszym kraju.

 

Rzecz w tym, że zdarzenia te nie wypływają z chęci zastąpienia tego, co nie jest już akceptowalne, jakimś nowym, pozytywnym rozwiązaniem, a tym bardziej jakimś nowym, rewolucyjnym pozytywnym rozwiązaniem.

I nie zmieniają one – w istocie rzeczy – panującego ustroju.

 

Jedyne, co się, co najwyżej, zmienia, to „grupa”, której dany system polityczno-społeczno-ekonomiczny odtąd zaczyna służyć.

Inne zmiany mają, z reguły, charakter werbalny. A jeśli są rzeczywiste - to wcale często wychodzą one obywatelom „bokiem”.

Świetnym tego dowodem są te kraje arabskie, w których zagościła „arabska wiosna”.

Niezłym przykładem – „przemiany” na Ukrainie po „pomarańczowej rewolucji”.

(Ciekawe, jakie będą „efekty” obecnej „rewolucji” na Ukrainie?)

 

Paradoks polega na tym, że wtedy, kiedy wydawało się, że cały panujący system uległ przemianie, bo „demokracja ludowa” została zastąpiona „demokracją burżuazyjną” (lub „kapistalistyczną” - jak kto woli), to faktyczni decydenci, w całości lub w dużej części, pozostali ci sami.

Z perspektywy czasu widać jednoznacznie, że wprowadzane zmiany były zmianą „witryny”; właściciele „sklepu” pozostali - w dużej części – ci sami.

 

Paradoks ten jest jednak pozorny. Jeżeli spojrzymy na te wszystkie przetasowania, które obserwujemy nie tylko w ostatnim dziesiącioleciu, ale co najmniej w ostatnim wieku, z odpowiedniej perspektywy, to zobaczymy, że – w istocie rzeczy – przez cały czas dokonywały się one w ramach TEGO SAMEGO USTROJU.

 

Mieliśmy totalitaryzmy: komunistyczny i faszystowski, mieliśmy i mamy nadal „demokracje”: ludowe i burżuazyjne, mieliśmy i mamy nadal różnego typu dyktatury i rządy autorytarne... itd.

Jeżeli odrzucimy ideologiczny bełkot, przypisany do każdego z tych systemów, jeżeli odrzemy każdy z tych systemów z wszelkich „wtórności”, to w każdym przypadku zobaczymy w końcu ten sam rdzeń: mniejszą lub większą bandę cwaniaczków, którzy tak „urządzili” sobie dane państwo, aby to oni faktycznie rządzili i aby to oni czerpali dla siebie z tego państwa maksymalne korzyści.

Kosztem ogółu obywateli. Czasami także kosztem ich życia.

 

Dzisiaj wmawiają nam, że żyjemy w demokracji. Na uniwerytetach utrzymywane są całe katedry, aby udowadniać „naukowo”, że tak jest. Słowo „demokracja” i słowa pochodne, jak np. „demokratyzacja”, są swoistym zaklęciem, które ma udowodnić, że żyjemy w „najlepszym z ustrojów”.

I tym samym ma ono obezwładnić każdego, kto chciałby czegoś innego.

Ten, któremu się panujący ustrój - „sprzedawany” jako demokracja – nie podoba, ma myśleć, że ten ustrój można, co najwyżej, poprawiać, ale że nie można go niczym zastapić. Bo ma być on – według zapewnień - „szczytowym osiagnięciem ludzkości”.

 

Najśmieszniejsze z „demokracją” jest to, że kiedy zapytamy jakiegoś polityka, czy jakiś „autorytet”, także „naukowy”, który ma „pełną gębę” „demokracji”, co to jest ta „demokracja”, to... pojawia się konsternacja. A potem jakiś slogan, dawno w nauce zdyskredytowany:

  1. że „demokracja” to „władza ludu”;

  2. że „demokracja” jest wtedy, gdy w danym kraju są wybory itp.

 

Jeśli trafi się ktoś „profesjonalnie zajmujący się demokracją”, to przypomni sobie on jeszcze jakieś proceduralne koncepcje demokracji, wykraczające poza wybory, lub odwoła się do koncepcji procesualnych, „królujących” obecnie w nauce. Z którymi są, co najmniej, trzy podstawowe problemy:

  1. pierwszy polega na tym, że każdy kolejny „naukowiec” z tego nurtu odrzuca dotychczas stworzone katalogi proceduralnych i/lub procesualnych wyznaczników demokracji – które mają rzekomo „opisywać”/definiować demokrację – i tworzy własny;

  2. wszystkie te koncepcje, nawet te najbardziej aktualne, nijak nie przystają do rzeczywistości współczesnych państw, nazywanych „demokratycznymi”;

  3. tworzone przez nie katalogi „wyznaczników demokracji”, odniesione do rzeczywistości tych antycznych greckich polis, gdzie demokracja faktycznie zaistniała, wymuszają logiczny wniosek, że... w antycznej Grecji demokracji nigdy nie było.

    (Wiecej na ten temat w książce autora tekstu: „Demokracja”, 2013 r. ,a także np. w artykułach: 1. ]]>http://naszeblogi.pl/47072-tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci]]>;

    2.]]>http://grudziecki.salon24.pl/529636,mity-niby-demokracji-demokracja-wladza-ludu]]> )

 

Każde polityczno-społeczno-ekonomiczne ukształtowanie rzeczywistości można nazwać tak lub inaczej. Można nazywać je także „demokracją”. Bo kto zabroni?

Jeśli jednak przyjmiemy, że ustrój nazywany „demokracją”, ma być w swej istocie tym samym ustrojem, który zaistniał w niektórych starożytnych greckich polis, to w żadnym współcześnie istniejącym państwie demokracji nie ma. Bo istotą antycznej demokracji greckiej były:

  1. WOLNOŚĆ osobista obywateli;

  2. możliwość decydowania o sprawach polis przez KAŻDEGO obywatela TAK SAMO – czyli RÓWNO (równość materialna i formalna).

 

Skoro ustrój, w którym żyjemy – od dziesięcioleci, czasami od wieku lub dwóch (USA, kraje latynoamerykańskie) – DEMOKRACJĄ faktycznie NIE JEST, to powstaje pytanie: czym on jest?.

Prawidłową nazwę stworzą pewnie ci, którzy kiedyś będą mogli spojrzeć na naszą rzeczywistość z odpowiedniej perspektywy czasowej.

Ja ten „okres przejściowy” do nowego ustroju (a może tylko do jakiejś kolejnej mutacji poprzedniego ustroju - monarchii?) nazywam POSTMONARCHIĄ.

 

Pierwszą wielką postmonarchią był Starożytny republikański Rzym.

Rzym, który nigdy - w odróżnieniu od greckich polis i pomimo 5 wieków swego republikańskiego trwania - nie przekształcił się w demokrację.

Bo obywatele republikańskiego Rzymu byli osobiście wolni, ale – o czym wie, lub powinien wiedzieć, każdy student prawa – NIE BYLI RÓWNI w możliwości decydowania o sprawach swojego państwa.

Tak samo, jak ma to miejsce we współczesnych państwach, nazywanych – na wyrost - „demokratycznymi”.

Zresztą, znajomość historii i ustroju Starożytnego Rzymu pozwala dostrzec zaskakująco wiele podobieństw do rzeczywistości współczesnych państw, „demokratycznymi” nazywanych : do ich rozwiązań ustrojowych, do panujących w nich stosunków polityczno-społecznych, do dokonujących się w nich procesów itd.

(Więcej na ten temat w książce autora tekstu: „Postmonarchia czy demokracja?”, 2013 r.)

 

Widmo rewolucji krąży w Europie.

I po całym świecie.

Coraz więcej ludzi odrzuca panujący porządek polityczno-społeczno-ekonomiczny.

Coraz więcej ludzi dostrzega, że jest on oszustwem.

I nie wie, czym go zastąpić.

A nie wie także dlatego, bo ulega złudzeniu, że żyje w demokracji i nie dostrzega, że żyje de facto w postmonarchii.

Gdzie o wszystkim, co prawda, już nie decyduje (jeden) król, ale gdzie o wszystkim decyduje – mniej lub bardziej rozrośnięta – banda „królików”. „Królików” uzurpatorów.

 

Wymiana jednej bandy „królików”- uzurpatorów na inną bandę „królików”- uzurpatorów, nawet jeśli przy tym zmieniają się systemowe „fasady” i „dekoracje”, nic w istocie nie zmienia, bo pozostaje ciągle ten sam ustrój - postmonarchia.

A obywatel dalej, tak samo, jest oszukiwany i okradany – najpierw z możliwości faktycznego decydowania o swoim państwie, potem z innych praw.

I oczywiście z KASY.

Bo każda banda „królików” jest wysoce kosztowna w utrzymaniu.

 

Dzisiaj w Polsce, podobnie jak 26 lat temu, żyjemy w „rewolucyjnym napięciu”.

Jak pokazały wybory z 10 maja b.r, coraz więcej z nas odrzuca panujący, skostniały (zabetonowany) system polityczny i coraz więcej z nas chce jakiejś zmiany.

Dzięki temu Paweł Kukiz zdobył prawie 21% poparcia.

I dzięki temu Andrzej Duda został wybrany prezydentem.

 

Cwierć wieku temu niby wszystko się zmieniło.

Kiedy jednak spojrzymy na te zmiany przez pryzmat naszych – obywateli - możliwości faktycznego decydowania o swoim kraju, to widzimy, jak niewiele się zmieniło.

Ostatnie wybory prezydeckie - wydawałoby się przecież, że dużo bardziej „wolne” niż wybory parlamentarne, bo nie wypaczone wysokim progiem wyborczym - także doskonale to udokumentowały.

O realnej możliwości wygranej decydowały: (niebezinteresowna) przychylność mediów, KASA (z budżetu państwa, czyli ukradziona nam, obywatelom) na kampanię i rozbudowane (dzięki KASIE) partyjne struktury.

Pytanie: jakie byłoby paparcie Bronisława Komorowskiego, gdyby nie dysponował on powyższym zapleczem? Przekroczyłby 1%? Wątpię. Najpewniej nie zebrałby wymaganych 100 tys. podpisów.

 

Dzisiaj Paweł Kukiz krytykuje panujący system polityczny i nawołuje do jego zmiany. Podobnie jak wiele innych osób.

(Vide: ]]>http://naszeblogi.pl/user/5461/wpisy]]>

]]>http://grudziecki.salon24.pl/]]>)

Jeżeli naprawdę chcemy faktycznej, istotnej zmiany otaczającej nas rzeczywistości, to zmieńmy nie panujący system, ale panujący ustrój.

Obalmy wreszcie, kuźwa, otaczającą nas patologię – postmonarchię!

Odbierzmy wreszcie to, co nasze!

Naszą podmiotowość i nasze prawa polityczne.

Stańmy się suwerenami w SWOIM kraju.

(Więcej w książce autora tekstu: „W poszukiwaniu suwerena. Czy każdy z nas jest suwerenem?, 2009 r.)

Prosta zamiana jednego zbankrutowanego systemu politycznego na inny, nie mniej zbankrutowany – jak pokazują ostatnie wybory w UK – tego nam nie zapewni.

 

Dzisiaj Paweł Kukiz jest w podobnej sytuacji, jak Wałęsa w 1989 roku.

Dzięki różnym zdarzeniom – w dużej mierze niezależnym od niego oraz pewnie w jakiejś (dużej) części mających inny przebieg, niż zaplanowany przez ich animatorów – stał się on personifikacją buntu wobec rzeczywistości „republiczki okrągłostołowej”, uzgodnionej za plecami Polaków w Magdalence.

 

Bunt ten może dać jego ugrupowaniu (?) (ruchowi?) możliwość współrządzenia lub rządzenia w Polsce.

Pytanie - co Paweł Kukiz chce zmieniać: system, czy ustrój?

 

Paradoks polega na tym, że jeżeli Paweł Kukiz pozostanie przy tych propozycjach zmian, które głosi - czyli wprowadzenia ordynacji wyborczej opartej o jednomandatowe okręgi wyborcze - to:

  1. duża część osób zbuntowanych wobec rzeczywistości „republiczki okrągłostołowej” go nie poprze; paradoks polega na tym, że będą to różnego typu działacze społeczni, działacze ruchów obywatelskich, działacze ruchów miejskich itd., dla których możliwość wyrażania swoich poglądów jest wartością podstawową;

  2. z powyższego względu jego wynik wyborczy na pewno nie będzie wystarczający do samodzielnego rządzenia, co oznacza, że będzie musiał wejść w koalicję; paradoks polega na tym, że jedyną partią, która nie jest wprost przeciw „jow-om” jest Platforma Obywatelska;

    (Czyżby koalicja: PO-Kukiz-Petru plus ewentualnie PSL?

    Bo inna -widoczna dzisiaj - możliwość to: niechętny, jak na razie, wobec „jow-ów” PIS + Kukiz i ewentualnie, w zależności od wyników wyborów, wrogie wobec „jow-ów” PSL )

  3. nawet jeśli uda mu się w pełni zrealizować swój postulat, to efektem będzie zastąpienie jednego patologicznego systemu politycznego (który jednak – jak widać – nie był aż tak zabetonowany, aby nie zacząć się sypać), na dużo bardziej patologiczny system polityczny, którego nie da się tak łatwo skruszyć, jak naszego; w Wielkiej Brytanii „partia buntowników” UKIP wygrała eurowybory, w wyborach parlamentarnych zdobyła 3 miejsce i w efekcie ma 1 posła, a system trwa niezmiennie, jak trwał przez ponad 100 lat (2 partie wymieniają się w tym okresie władzą).

    (Więcej na ten temat: ]]>http://naszeblogi.pl/54947-jow-y-czyli-jawne-oszustwo-wyborcze]]> )

  4. skończy tak jak L. Wałęsa i tzw. „Solidarność” (bo Solidarność to 10 milionowy ruch, a nie Wałęsa i jego „doradcy”), które po jednej kadencji skończyły się rządami postkomuny i 10-latami prezydentury A. Kwaśniewskiego; paradoks polega na tym, że ewntualne wprowadzenie ordynacji opartej na „jow-ach” (szczególnie w wersji brytyjskiej) może bardzo ułatwić realizację tego scenariusza.

 

Jak widać, jeśli Paweł Kukiz zechce zmienić (jedynie) system to „cała para pójdzie w gwizdek” i w efekcie wymienimy sobie tylko jedną obecną bandę „króliczków” – uzurpatorów, na inną grupę, zdominowaną przez „króliczków” - uzurpatorów, która szybko zostanie powiększona przez „ludzi Kukiza”.

Dlaczego?

Proste – czy my, obywatele, będziemy mieć na nich jakikowlwiek wpływ?

Czy będziemy mogli ich kontrolować?

Czym będą się oni różnić od całej reszty?

 

Dzisiaj, po raz pierwszy od ponad ćwierć wieku, tak się ukształtowała rzeczywistość w naszym kraju, że mamy realną szansę odrzucić patologię, w której musimy żyć.

(Więcej o obecnej patologii ustrojowej np. w:

  1. ]]>http://naszeblogi.pl/50847-25-70-lat-bandytyzmu-pod-szyldem-i-w-majestacie-panstwa]]>

  2. ]]>http://naszeblogi.pl/47571-czy-w-polsce-rzadzi-mafia]]> )

Możemy zmienić ustrój naszego państwa.

Pytanie tylko, czy mamy do tego odwagę?

A właściwie, czy Paweł Kukiz ma odwagę iść w tym kierunku.

 

Wydawałoby się, że zmiana systemu politycznego jest łatwiejsza do realizacji niż zmiana ustroju.

Dzisiaj „rzeczy tak się ułożyły”, że paradoksalnie są większe szanse na zmianę ustroju, niż na zmianę systemu politycznego!

Jeżeli, bowiem, Paweł Kukiz będzie się upierał przy swoich „jow-ach”, to liczba jego przeciwników będzie się powiększać proporcjonalnie do jego szans na udział we współrządzeniu.

I wbrew pozorom, ludzie będą przeciwko niemu, nie dlatego, że nie chcą zmian lub, na przykład, że nie lubią Pawła Kukiza i jego krytyki obecnego systemu, ale dlatego, że nie chcą zamiany jednej patologii politycznej na inną patologię polityczną.

Bo to żadna zmiana.

Co więcej, „jow-ów” ( w czystej postaci) racjonalnie nie da obronić.

I nie da się ich obronić empirycznie.

Obserwacja działania „jow-ów” w praktyce - dyskredytuje każdy system wyborczy oparty na nich.

To także znacznie ogranicza potencjalny elektorat „ruchu Kukiza” w wyborach parlamentarnych. Bo jednak – wbrew twierdzeniom tzw. „politologów” - program ma znaczenie. A przynajmniej dla niektórych.

 

Jaki nowy ustrój mógłby zastąpić obecną ustrojową patologię – postmonarchię?

Proste – taki, który KAŻDEMU z nas, obywateli tego kraju, zapewni PODMIOTOWOŚĆ.

Ja taki status, polegający na prawdziwej, pełnej podmiotowości jednostki - każdego z nas – nazywam suwerennością jednostki, bo człowiek (każda „jednostka” ludzka) jest jedynym podmiotem, który ma określone „możliwości”, które możemy opisać i nazwać też jako „prawa” - sam z siebie.

 

Co to znaczy?

Po pierwsze, musi być to taki ustrój, który każdemu z nas odda i zagwarantuje to, co jego, czyli prawa podmiotowe – prawa jednostki , które wyznaczają naszą „sferę suwrenności”.

(Nie mylić z „workiem” z zawartością nazywaną „prawami człowieka”).

 

Czasami pojawia się określenie „sfera autonomiczności jednostki ludzkiej”, jednak istnieje fundamentalna różnica pomiędzy tymi określeniami.

„Sfera autonomiczności jednostki ludzkiej” ma wynikać z obowiązujących przepisów.

Zgodnie z tzw. pozytywistyczną koncepcją prawa jest ona ludziom przyznawana przez ustanowione przepisy.

 

„Sfera suwerenności jednostki ludzkiej” nie pochodzi z żadnego nadania.

Jest wyznaczana przez prawa, które KAŻDY Z NAS ma TAK SAMO ZAWSZE I WSZĘDZIE.

Tych praw nikt nam nie nadaje i tych praw nikt nie może nam odebrać.

(Poza, czasami, nami samymi - swoim działaniem).

Możemy być jedynie pozbawieni możliwości wykonywania tych praw.

Czyli okradzeni.

Częścią tych praw, są nasze prawa, które możemy określić (nazwać) jako „polityczne”.

 

Po drugie, musi być to taki ustrój, który KAŻDEMU Z NAS zapewni TAKĄ SAMĄ (czyli RÓWNĄ) możliwość decydowania o wszystkich sprawach wspólnych: w gminie, w powiecie, w województwie, w państwie.

 

A jak mamy decydować?

W antycznych greckich polis ludzie zbierali się na agorze, debatowali i głosowali.

BEZPOŚREDNIE decydowanie o wszystkich sprawach wspólnych w państwie

(a więc nie o tym, co jest nasze „prywatne”, każdej jednostki ludzkiej - co należy do naszej jednostkowej sfery suwerenności) jest naszym podstawowym fundamentalnym prawem „politycznym”.

Ten, kto nas okrada z tego prawa jest przestępcą, bez względu na to, co mówią ustanowione przepisy karne.

I powinien ponieść za to stosowną karę – bez względu na to, do jakiego stołka był wcześniej przyspawany.

 

We współczesnym świecie z wielu względów: wielkość państw, ilość koniecznych unormowań i uregulowań oraz ich skomplikowanie itd. nie jest możliwe BEZPOŚREDNIE decydowanie przez nas,obywateli, zawsze i o wszystkim.

Istnieje konieczność posłużenia się przez nas - obywateli NASZYMI pełnomocnikami – posłańcami – posłami.

Muszą to być jednak NASI, obywateli, posłańcy.

Bo to my jesteśmy suwerenami, a nie partyjni kacykowie lub inni oligarchowie.

I rzecz oczywista, ordynacja, według której ci posłańcy są wyłaniani, musi być zatwierdzona przez nas, obywateli.

BEZPOŚREDNIO.

Nie jest to jedyne kryterium jej „legalności” (zgodności z prawem, oczywiście prawem innym niż absurdalne i anachroniczne prawo pozytywne), jednak bez spełnienia tego wymogu zawsze jest ona nielegalna.

 

Ale o POŚREDNIM decydowaniu przez nas, obywateli, o naszych sprawach wspólnych – w następnym artykule.

 

….................

Inne artykuły autora na:

  1. ]]>http://grudziecki.salon24.pl/]]>

  2. ]]>http://naszeblogi.pl/blog/5461]]>

  3. http://niepoprawni.pl/blogi/dariusz-grudziecki

  4. ]]>http://www.mpolska24.pl/blog/demokracja-czy-postmonarchia]]>

     

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)

Komentarze

Widzę na każdym kroku, że jak Pan mówi o stanie docelowym, to jesteśmy zgodni, jednak na każdym kroku różnimy się w ocenie stanu wyjściowego, a więc i kroków koniecznych do podjęcia, aby nasz cel osiągać.

Pan twierdzi że rewolucja jest potrzebna, a trwa “panujący porządek polityczno-społeczno-ekonomiczny”. Ja  inaczej - że trwa cały czas rewolucja faszystowska, a stan obecny, to ani “porządek”, ani “ład”, tylko ich nieustanne niszczenie tak w kwestiach politycznych, jak społecznych i ekonomicznych. To nieustanne przechodzenie od demokracji pozorowanej już, fasadowej tylko do faszyzmu coraz czarniejszego, coraz bardziej skojarzonego z satanizmem w ramach ideologii lewackiej, faszyzmu jako związku korporacji prywatnych i państwa, który już coraz bardziej staje się dominacją korporacji nad władzami państwowymi, coraz bardziej korporacjonizmem-syjonizmem-globalizmem.

Jesteśmy zgodni, że

“narasta coraz bardziej bezczelne, bo coraz bardziej jawne, złodziejstwo, dokonywane przez tych, którzy „w praktyce” okradli nas najpierw z NASZYCH praw politycznych – z praw do faktycznego iciągłego decydowania o NASZYM państwie: bezpośrednio oraz przy użyciu NASZYCH faktycznych posłańców.

... tylko że ja to widzę nie jako przyczynę zła, tylko już jako skutek funkcjonowania faszystowskiego układu, zwłaszcza w formie zasady „prywatyzacji zysków, a uspołeczniania strat”, piramidą Ponziego i tajnymi klauzulami do Konsensusu Waszyngtońskiego przy kolejnych kredytach. Do tego to wszystko jeszcze kryte pzez wciągnięte do związku media nadające na rynek publiczny sądy i tajne służby oraz odwiecznych spiskowców: masonerie i iluminatów. Do tego jeszcze ideologie lewackie i coraz bardziej ujawniany zamiar powołania Rządu Światowego – nawet montowane są w tym celu ruchy „oddolne”. Jego cel, to oczywiście niewolnictwo grupy „nadludzi nad ludobójczo zdepopulowaną ludnością świata i totalną kontrolą nad tymi, co przeżyją.

Z wymienionych: „arabska wiosna”, „ukraiński Majdan”, partia Orbana na Węgrzech, Syriza, Podemos, wyłączyłbym partię Orbana bo to jednak kontrrewolucjoniści w porównaniu z pozostałymi – elementami rewolucji faszystowskiej, do których tylko dodałbym ISIS.

Widzę małą nieścisłość (efekt propagandy Stalina i Michnika): “Mieliśmy totalitaryzmy: komunistyczny i faszystowski”.

Otóż tylko faszystowski jako nadrzędny nad komunizmem i narodowym socjalizme, nad  innymi socjalizmami, czy liberalizmem, a teraz już i korporacjonizmem-syjonizmem-globalizmem – w planach instalacji przez “rewolucjonistów”.

To Stalin w pewnym momencie wyrzekł się oficjalnie swojego związku z faszyzmem i braterstwa z Hitlerem, i kazał się tytułować antyfaszystą, a wszystkich przeciwników komunizmu faszystami.

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
0
Vote down!
0
#1483584