Pomiar hałasu wiatraka - nudno będzie.

Obrazek użytkownika Bwana Kubwa
Kraj

W przepadłym tymczasowo projekcie ustawy wiatrakowej były podane normy hałasu wiatraków, stanowiące podstawę obliczania minimalnej odległości od zabudowań. Normy były wyrażone w dBA. A ponieważ żaden z urzędowych piewców czy oponentów, czy też krytycznych komentatorów nie zwrócił na to uwagi, to przedstawiam definicję.

Otóż miara poziomu hałasu wyrażona w decybelach [dB]  jest równa 10log [(moc akustyczna wiatraka) / (moc akustyczna tła)]. Ukośnik oznacza "podzielić".  Czyli poziom hałasu jest miarą względną zależną od tła. Inny wynik otrzymamy odnosząc hałas do idealnej ciszy, a inny, jeśli tłem będzie traktor pracujący w polu.  Naturalnie projekt nie określa przezornie warunków pomiaru, co już pozwala na dowolność interpretacji wyniku.

Ale haczyk jest gdzie indziej. Wartości podane w projekcie wyrażone były w dBA. Co oznacza ta dodatkowa literka?

Otóż jest to pomiar z filtrem fizjologicznym odpowiadającym charakterystyce ludzkiego statystycznego ucha. A człowiek słyszy najlepiej częstotliwości z przedziału 500-2000 Hz. Częstotliwości wysokie i niskie są z tego pomiaru wycinane.  Nie byłoby to nic złego, gdyby nie fakt, że wiatraki wytwarzają największe moce akustyczne (60-80%)  w przedziale 2-10Hz czyli w paśmie infradźwięków, na które ludzkie ucho nie reaguje. Za to reszta człowieka i owszem - reaguje i to nader negatywnie.

Reasumując pomiar hałasu jest dokonywany tam, gdzie tego hałasu nie ma, żeby było na pewno cicho. I na tym polega manipulacja cwaniaczków spod znaku koalicji neotargowickiej.

            A teraz pytanie, po co o tym piszę skoro projekt został wycofany. Otóż wcale nie. To na początku przyszłego roku wróci do sejmu w innej ustawie, np. o zielonej energii albocóś. Z tymi samymi kryteriami. Wszak KE uruchomiła już 5mld Euro na zakup wiatraków i Niemiaszki już nóżkami przebierają, żeby tę kasę chapnąć. I teraz chodzi o to, żeby sejmowa neoopozycja nie dała się wydudkać na strychu przez neorząd, a da się wydudkać, jak ten temat będzie pomijany w dyskusji tak jak dotąd.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

Polska jest oficjalnie zakwalifikowana jako obszar "ciszy wietrznej" ze swoją średnią prędkością wiatru na lądzie poniżej 4 m/s.

Stawianie wiatraków na lądzie powinno być karalne ponieważ przy 4 m/s wiatrak o mocy nominalnej 1MW (inaczej zwanej zainstalowaną), daje moc 64 kW. Mniej niż silnik małego samochodu. Otóż moc zainstalowaną podaje się dla prędkości wiatru 10 m/s. Moc jaką niesie w sobie wiatra wzrasta (i spada) z trzecią potęgą prędkości wiatru. Nie proporcjonalnie, nie do kwadratu - do SZEŚCIANU! Stąd przy 4 m/s daje jedno wielkie gówno.

Jedyny sposób by tę moc troszkę zwiększyć to stawiać tak wysokie wiatraki jak to tylko możliwe. Mniej zakłócony przepływ powietrza wysoko nad ziemią zwiększa tę prędkość do ok. 5 m/s średnio. A ta prędkość daje już 125 kW mocy z 1 MW wiatraka.

Więc jaki jest plan? Stawiać najpierw kurduplaste wiatraki by spełniać wymogi odległości, by je zaraz szybko zamienić wielkimi. Takimi 100m+.  Najnowsze wiatraki mają już 160 i więcej metrów. Ponieważ będzie to traktowane jako udoskonalenie techniczne zainstalowanego już badziewia, nie będzie trzeba zwiększać jego odległości od zabudowań.

I tak jak w Niemczech stu metrowy wiatrak musiał by stanąć 10x100 = 1000 m od zabudowań, w Polsce będzie stał 300 a co najwyżej 500 metrów od.

W Niemczech 160-metrowiec stanął by ponad półtora kilometra od zabudowania, w Polsce w ramach "modernizacji" postawią go... 300 do 500 metrów od.

O ekonomicznym idiotyźmie wiatraków na lądzie, w warunkach polskich, nie chce mi się nawet dyskutować. 

Siemens potrzebuje naszej kasy i tyle w temcie. Nie wiem tylko jak zmienić system by była możliwość dotkliwie karać polityków. JOWy?

Vote up!
1
Vote down!
0
#1657294