Dla siebie samego

Obrazek użytkownika Bielinski
Kultura

Dziś, na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, w tym dziwnym roku 2022, pozwolę sobie na raczej niezwykły tekst. Rodzaj autoreklamy. W jednym z wydawnictw internetowych w formie ebooka ukazała się moja książka, pt. „Einstein pokazuje język”. Ci, którzy często bywają na mojej stronie, mogli czytać już te teksty, bowiem pierwotnie opublikowałem je na swoim blogu. Korzyści z pisania bloga, o ile traktuje się to poważnie i z szacunkiem odnosi do czytelnika. Działalność, która w zamierzeniu kiedyś była marginalna, mało ważnym przyczynkiem, swego rodzaju hobby, stała się nader istotna. Tak powstały teksty o Albercie Einsteinie, Marku Aureliuszu, i Janie Sebastianie Bachu. Teksty te zostały przejrzane, poprawione, uzupełnione i zebrane w całość. Ci, którzy je czytali, myślę, odniosą korzyść z tej lektury, a jeszcze większą ci, którzy ich nie znają. Muszę się tu pochwalić, ale cóż zrobić? Mogę tylko powtórzyć za postępowym pisarzem Gombrowiczem Witoldem, który kiedyś napisał był coś takiego: „Chwał swoje g…no! Bo jeśli ty nie pochwalisz, to kto ci pochwali?”. Gombrowicza ani nie lubię, ani nie cenię, jako pisarza, ale miał tutaj trochę, nieco brutalnej, racji. Ale też życie w społeczeństwie, w gromadzie, pośród ludzi, polega na wymiennie, niekoniecznie g…na. Choć dla wielu to nader cenny produkt. Są i inne środki wymiany: myśli, idee, towary… Książka wydana jako self-publishing, Takie czasy.

Link do strony publikacji w wydawnictwie ebookowo.pl:

]]>https://www.e-bookowo.pl/publicystyka/einstein-pokazuje-jezyk.html]]>

 Dostępna również w innych wydawnictwach internetowych, jak myślę. Tytułem zachęty do zakupu książki i lektury, zamieszam poniżej przedmowę do mojej książki. Pisanie, czytanie, czy jedno i drugie, czy jako zawód, czy jako działalność dodatkowa, wykonywana w wolnych chwilach, w każdym przypadku robimy to dla siebie samego. Mój wybór, wolna wola. Każdy robi, co chce, ze swoim życiem, i swoim wolnym czasem. Z długimi, czarnymi nocami, szczególnie teraz, podczas tej ciężkiej, śnieżnej i mroźnej zimy.

Na koniec dołączam dla moich czytelników, często dyskutantów, życzenia zdrowych, spokojnych świąt Bożego Narodzenia. W miarę upływu lat coraz mniej szuka się szczęścia, a coraz bardziej pragnie spokoju. Nowy tekst będzie na Nowy Rok, już 2023. Nowy rok, nowy tekst. Tak jak się należy.

 

Einstein pokazuje język

Przedmowa

W książęce tej zawarte są teksty o trzech wielkich ludziach, którzy zapisali się w dziejach nauki, sztuki, czy dziejach powszechnych. Są to Albert Einstein – naukowiec, Marek Aureliusz – cesarz, władca imperium rzymskiego, oraz muzyk i kompozytor – Jan Sebastian Bach. Zaczęło się od artykułu, w zamierzenia artykułu naukowego z historii nauki, o Albercie Einsteinie (1879 - 1955) i zadziwiających okolicznościach odkrycia, czy stworzenia, Szczególnej Teorii Względności w 1905 roku pt. „Narodziny geniusza”. Czy naukowcy odkrywają, czy tworzą nowe teorie, to rzecz dyskusyjna. Można by rzec oględnie, że słabi tworzą, zaś ci wielcy odkrywają. Dlatego tak wiele naukowych teorii ląduje w koszu na śmieci. Potem powstał drugi artykuł o równie ciekawych okolicznościach powstania Ogólnej Teorii Względności pt. „Geniusz”. Konsekwencją i zamknięciem, oraz podsumowaniem, był trzeci artykuł pt. „Einstein pokazuje język”, którego już bezpośrednim bohaterem jest Albert Einstein – podobno najgenialniejszy człowiek w historii ludzkiej rasy, a przynajmniej nauki. Niestety, napisanie artykułów to był jedynie początek moich perypetii. Przykre przygody związane z próbami publikacji tych artykułów opisałem we Wstępie, niespodziewanej, czwartej i jednocześnie pierwszej części. Niby nie miałem wielkich złudzeń, ale okazałem się być bardzo… naiwny. Teksty o Marku Aureliuszu (121 – 180 r. n.e., panował w latach 161 – 180 n.e.) powstały z powodu jego niezwykłej książki, rodzaju duchowego przewodnika, czy pamiętnika, pt. „Rozmyślania”. Oryginalnie Marek Aureliusz, z zawodu cesarz i władca imperium rzymskiego, swą jedyną książkę zatytułował „Do siebie samego” (org. Τὰ εἰς ἑαυτόν, Ta eis heauton). Marek Aureliusz napisał ją dla siebie i nie miał zamiaru jej publikować. Tak mówił. Pozwolę sobie nie uwierzyć imperatorowi. Nikt kto pisze, nie pisze dla siebie samego, nawet jeśli jakimś dziwnym trafem pełni obowiązki cesarza. Marek Aureliusz to ulubiony władca historyków, zazwyczaj akademickich profesorów i innych tzw. myślicieli. Przypisują mu z lubością same dobro, same pozytywne cechy, gdyż to jakby jeden z nich: myśliciel, filozof, intelektualista na tronie. Przeciwnie traktują syna i następcę Marka Aureliusza - Kommodusa (161 - 192) który panował w latach 180 – 192 n.e. W powszechnej opinii Marek Aureliusz to biel, Kommodus to czerń, samo zło. Nie chcę brać w obronę Kommodusa, nie był to człowiek bez wad, dyplomatycznie rzecz ujmując. By być sprawiedliwym wydaje się jednak, że sporo tzw. win Kommodusa to przeniesiony w czasie skutek panowania Marka Aureliusza. Rządy Marka Aureliusza to koszmar dla imperium, dla armii, dla Rzymian i mieszkańców prowincji. Suma nieszczęść, jaka spadla za jego rządów złamała kręgosłup imperium. Głowna z nich to pandemia tajemniczej choroby, być może ospy, która zdziesiątkowała ludność imperium rzymskiego. Pandemia to kaprys losu, czy natury, ale nie wszystko da się zwalić na pandemię. Marek Aureliusz był mądrym człowiekiem, rozmowa z nim byłaby fascynująca, ale był fatalnym władcą, okropnym mężem i toksycznym ojcem. Kommodus był może i podłym człowiekiem, ale władcą, politykiem był znacznie lepszym niźli jego ojciec. Kommodus został zamordowany 31 grudnia 192 roku. Śmierć od trucizny, miecza czy powroza to zwyczajny los cesarzy, tak tych marnych jak wybitnych. Kommodusowi panować przyszło w tragicznych okolicznościach, gdy musiał sprzątać po rządach swego „wielkiego” ojca. Przypadek Marka Aureliusza dowodzi, że świetnie wykształceni, piszący głębokie teksty filozoficzne, czy moralne myśliciele, niekoniecznie sprawdzają się jako władcy. To, że rządy „filozofów” prowadzą do tragedii, powszechnych nieszczęść i/lub masowych zbrodni dobrze wiemy po wydarzeniach XX wieku. Ale Marek Aureliusz jest także autorem książki nieprzemijającej urody. Nie jest to mała rzecz i nie jest to błahe dziedzictwo. Teksty o Bachu powstały z miłości do jego muzyki. Jan Sebastian Bach (1685 - 1750) miał nudne życie, zmora biografów: praca, dom, praca, żona, praca, dzieci, praca, praca… Mnóstwo codziennych kłopotów, wieczna pogoń za każdym groszem, i kompromisy. Nieuniknione kompromisy. Schylanie głowy i zaciskanie zębów, gdy ci gorsi, mniej zdolni, wręcz słabi wygrywają, zdobywają sławę i majątek. Ale w muzyce Jan Sebastian Bach nie szedł na żadne kompromisy. I to po sobie zostawił – cudowną muzykę. Jako tytuł całego zbioru wybrałem tytuł ostatniego artykułu o A. Einsteinie: „Einstein pokazuje język”. Wydaje mi się, że dobrze pasuje do tych tekstów. Albert Einstein, Marek Aureliusz, Jan Sebastian Bach. Trzech gigantów, geniusze nauki, polityki czy sztuki. Wielcy i mali. Wielcy w małości i mali w wielkości. Oszust, i geniusz, i ten, co był i wielki i mały zarazem. Kto jest kim? A kim ja jestem? Wszyscy bowiem, i ci co piszą, i ci co czytają, zgodni w swoim egotyzmie, piszą i czytają o tym, co ich interesuje, ubogaca, poszerza wiedzę, czy horyzonty, czy zabija czas – zatem… czynią to dla sobie samego. Marek Aureliusz miał tutaj całkowitą rację.

 

  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)