Rok 2010 - wersja odpolityczniona

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Poza wszystkimi katastrofami i tragediami, które nas spotkały w tym roku; poza wyborami prezydenckimi i samorządowymi; ofensywami legislacyjnymi i zagranicznymi rządu, a także poza intensywną budową zgody narodowej przez prezydenta, rok ten stał pod znakiem odpolitycznienia. Mało kto w podsumowaniach mijającego roku podkreślił niesłychany nacisk, jaki na odpolitycznienie polityki i w ogóle wszelkiej działalności publicznej położył premier Donald Tusk.

Ja też bym pewnie tej refleksji nie podchwycił, gdybym nie wysłuchał rozmowy Jana Pospieszalskiego z Piotrem Semką w tv.rp.pl. Rozmowa jak rozmowa, wiele takich wysłuchałem, ale był tam moment, który „rzucił snop światła” (moja ulubiona fraza) na odpolitycznioną telewizję publiczną. Otóż Pospieszalski, którego program „Warto rozmawiać” właśnie wyrzucają z ramówki, ujawnił, że dowiedział się od szefowej Programu I TVP Iwony Schymalli, iż ona nie ma nic do tego i jest to decyzja polityczna. W związku z tym ona nic nie może i Pospieszalski z kolei może napisać już tylko na Berdyczów, czyli porozmawiać z prezesem zarządu. Ot, tak po prostu, dosłownie, otwarcie i bez obłudnego obcyndalania się, Schymalla rzuciła snop światła na odpolitycznienie mediów w wykonaniu Donalda Tuska.

Niby nic nowego ten fakt nie wnosi do wizerunku premiera, ale jakby symbolizuje cały rok, gdyż cała batalia o telewizję publiczną również toczyła się pod znakiem jej odpolitycznienia. A to właśnie Tusk nadał debacie ten znak i sam miał zawsze na końcu języka odpolitycznienie i używał tego grepsu bez miary. I mamy efekt – decyzją polityczną usuwa się program publicystyczny i nikt nawet nie usiłuje tego ukrywać. To też o czymś świadczy.

Ta rezygnacja nawet z pozorów bezstronności jest bowiem widomym znakiem pogardy Tuska wobec wyborców. Pogarda Tuska musi mieć jakieś podstawy i nie ma dwóch zdań, że wynika z licznych doświadczeń z jego własnym elektoratem. Niezliczone złamane obietnice i przyrzeczenia, afery w najbliższym otoczeniu i z udziałem samego Tuska, oczywiste machinacje ze śledztwem smoleńskim oraz brak jakichkolwiek działań modernizacyjnych w kraju nie skutkował spadkiem poparcia. Szef rządu ma zatem prawo się spodziewać, że nie będzie się mu pamiętać tak drobnych incydentów, jak przejęcie mediów publicznych pod hasłem odpolitycznienia. I prawdę mówiąc, jeżeli w ogóle może istnieć jakieś uzasadnienie dla pogardy wobec ludzi, to niewątpliwie może nim być notoryczna głupota wyborców.

Trudno w tym miejscu nie wspomnieć kampanii bilbordowej premiera z wyborów samorządowych. Wówczas to (zresztą u mnie w Gdyni do tej pory wisi podobizna premiera z czasów licealnych) nawoływał do rezygnacji z polityki i budowy dróg, orlików, mostów i szkół. Tych samych dróg, których kontrakty na ich wykonanie hurtowo anuluje teraz minister Grabarczyk – kilka tygodni po tym, jak premier apelował o ich budowę. Do kogo w takim razie apelował premier? Kto miał budować te drogi? Pytania retoryczne. Szef rządu w trakcie kampanii wyborczej na setkach bilbordów sugeruje rezygnację z polityki – to mógłby właściwie spuentować jedynie Jan Pietrzak.

Zresztą, powiedzmy sobie szczerze – nie dziwota, że premier drży przed skojarzeniami politycznymi w polityce – trzy lata rządzenia przeleciały, jak z bicza strzelił, a efektów ani na lekarstwo. Do annałów kabaretu przejdą zapewne osławione jesienne ofensywy legislacyjne Platformy, a już na pewno tegoroczna, gdy premier nawet przeprowadził się do Sejmu, żeby przypilnować biegu spraw.

"Codziennie będę w Sejmie, także będziecie mogli (dziennikarze-PAP) monitorować moje działania na rzecz pracy nad tym pakietem ustaw, bo to jest dla mnie naprawdę śmiertelnie poważne zadanie i do Gwiazdki zdążymy z większością projektów" - podkreślił premier.

Kilka dni temu marszałek Schetyna na łamach Gazety Wyborczej również śmiertelnie poważnie stwierdził, że jesienna ofensywa "była mniej intensywna niż zapowiadano". I to by było na tyle o powadze Tuska i jego ekipy. Cóż, Schetyna wzniósł się na szczyty swojej lojalności wobec swojego szefa, tyle można powiedzieć.

Odpolityczniono według patentu Tuska także prywatyzację – państwowe firmy wykupują inne państwowe firmy i w ten sposób państwo samo z sobą robi kokosowe interesy. Polska Grupa Energetyczna kontrolowana przez skarb państwa wykupiła za ponad 3 miliardy złotych udziały w spółkach zależnych od siebie, czyli od skarbu państwa. Zatem nasza energetyka, która niczym kania dżdżu pragnie inwestycji, pożerać musi własny ogon, bo premierowi prześwieca dno w kasie i to już nie da się ukryć. Tragikomedia budżetowa zamiast polityki prywatyzacyjnej. Ten skecz Tuska też powinien trafić do kabaretów.

Z kolei prezydent Bronisław Komorowski w roku 2010 zapatrzył się na swojego dobrodzieja i też odpolitycznia co tylko może, na swoją miarę i możliwości. Przede wszystkim odpolitycznił generała Jaruzelskiego, który tym sposobem z sowieckiego namiestnika stał się bezpartyjnym specjalistą od pojednania z Putinem, który teraz w Rosji postsowieckiej wprowadza na nowo sowieckie porządki. Po co Komorowskiemu taki fachowiec, tylko on sam wie, a my się jedynie domyślamy. Zgoda narodowa w rozumieniu prezydenta szerzy się w kraju jak pożar już od czasów słynnej zapowiedzi przeniesienia krzyża, a dodatkowo nabrała rozmachu dzięki odpolitycznieniu kancelarii, w której teraz prym wiedzie środowisko BGK(Bardzo Grubej Kreski).

Paradoksalnie premier i prezydent mogą już liczyć tylko na swój odpolityczniony elektorat, którym zresztą, jak wspomniałem, gardzą. Ale coraz trudniej przychodzi im to ukrywać. A przecież to nie wszystkie kwiatki z tej odpolitycznionej łączki 2010. Nie wypadało w tym roku robić polityki w samorządach; jeden profesor historyk od idei (i siedmiu boleści) domagał się Trybunału Stanu dla robiących politykę poza parlamentem; liczne autorytety moralne nie dają zgody, żeby ją uprawiać w mediach publicznych. Sam Tusk daje przykład i jego rząd zamiast polityki uprawia jedynie propagandę. Prezydent Komorowski jako ponadpartyjny fachowiec w ogóle odżegnuje się od polityki, buduje tylko zgodę i podpisuje ustawy jak leci.

Wychodzi na to, że politykę w sensie politycznym - czyli taką, w której o coś chodzi poza trwaniem na stołkach - uprawia już tylko Gazeta Wyborcza i Jarosław Kaczyński. Bardzo egzotyczna koalicja.

http://www.rp.pl/artykul/585420.html

http://wyborcza.pl/1,75478,8873734,Za_zdrowie_i_prezydencje.html#ixzz19UmZqhnJ

http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=depesza&dz=tematdnia&dep=25410&data=depeszadepeszadepesza&_CheckSum=-515058074

Brak głosów

Komentarze

Wyrzucenie programu Pospieszalskiego było kwestią czasu. Skoro media są tak "odpolitycznione", to powiem wprost; stało się bardzo dobrze, bo program ten w jakiś sposób legitymizował "odpolitycznienie". Schodzimy do podziemia z informacją, a im zostaje propaganda jak za czasów Urbana. Ciekawe, kiedy się zorientują, że tylko swoi ich oglądają ;-)

Natomiast zupełnie zbaraniałam jeśli chodzi o Schymallę. Aż tak zatraciła poczucie własnej wartości i honoru, że stała się tępym narzędziem? Jest w takim razie głupia, bardzo głupia.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#119726

a już na pewno nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Definicja odpolityczniania wg Tuska to nic poza zamianą np. tv publicznej w stricte platformerską opokę, a odpolitycznienie IPN-u prawdopodobnie zakończy jego istnienie.
Pozdrawiam.
contessa

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#119757

Witaj hrabino!

A kto to bierze dosłownie oprócz najbardziej zaślepionych lemingów? Tyle, że jest ich dużo...
Pozdrawiam:)
seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#119796

"stało się bardzo dobrze, bo program ten w jakiś sposób legitymizował "odpolitycznienie"

Miałem identyczne wrażenie -program Pospieszalskiego dawał alibi obiektywizmu tępej propagandzie eseldowsko-peowskiej.
Pozdrawiam

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#119794