Dziewczyny jak maliny, chłopaki jak pokraki

Obrazek użytkownika seaman
Humor i satyra

To jest co prawda post wakacyjny, ale niestety w tonacji troszkę minorowej, bo takie jest życie, że się w nim różne badziewie przeplata ze słonecznym szczęściem, nawet w czasie wakacji nie ma wyjątku. Najlepiej to ujął w swoim "Dzienniku 1954" Leopod Tyrmand, który też odkrył tę fundamentalną prawdę: „Olśniło mnie, że pośród wszelkich mądrości narodów, pomiędzy nieprzebranymi skarbami przysłów, brylantami wszechwiedzy, diamentami ostatecznego zrozumienia, nic nie da się porównać ze skromnym polskim zdaniem, które brzmi: Życie jest jak gówno na kole – raz jest w górze, raz jest w dole”.

Po tym filozoficznym zagajeniu w stylu profesora Hartmana przechodzę do rzeczy, czyli do rzeczywistości III RP, chociaż jeszcze z rozpędu posłużę się parafrazą z Jana Kochanowskiego. Wielkieś mi uczynił pustki w mieście moim, mój ty Tusku, tym rządzeniem swoim! - nie wątpię, że tak by to ujął Mistrz z Czarnolasu, gdyby dzisiaj zamieszkał nad prastarym polskim Bałtykiem. Nie mam pojęcia, jak jest na całym wybrzeżu, ale ja jeszcze w życiu nie widziałem takich pustek w Gdyni w środku sezonu letniego. Nie potrafię tego wiarygodnie ocenić, ale na moje oko to jest połowa ludzi z tej standardowej ilości, jaka zwykle zapełnia moje miasto w lipcu. A może nawet mniejsza połowa, że się tak popularnie wyrażę.

Dopiero kilka dni temu sobie uświadomiłem i w pierwszej chwili kombinowałem, że całe przyjezdne towarzystwo wyległo na plażę, gdyż, jak napisał poeta, "dzień był cały ze złota, wykładany niebieską emalią". Jednak nazajutrz był dzień o podobnej urodzie, więc przeszedłem się brzegiem morza od Sopotu do śródmieścia Gdyni i na plaży też pustki! Co jest, myślę sobie, jakieś nowe formy spędzania czasu nad morzem wymyślili, a ja się tak zestarzałem, że nawet nie zauważyłem?!

Jednak ponieważ ja z turystów nie żyję, więc nie bardzo mnie to uwiera, ale tak widoczny spadek zainteresowania musi mieć konkretną przyczynę. Czytam, że w Sopocie średnia cena noclegu w sezonie jest wyższa niż w Barcelonie, co chyba ma niebagatelny wpływ na zjawisko opustoszenia polskiego wybrzeża. W Sopocie w ogóle jest paranoiczna sytuacja, zwłaszcza z mieszkaniami. Mam znajomą, która swoje mieszkanie w starej kamienicy, 90 metrów, żaden luksus, wyceniła na 1 milion 200 tysięcy polskich złotych(słownie jeden milion dwieście tysięcy). Popatrzyłem na nią jak na wariatkę, ale ona podała mi jeden miażdżący argument, a mianowicie: - „To jest Sopot!”

Dla mnie oczywiście żaden argument, bo to jedno trójmiasto i w Sopocie jestem w ciągu 15 minut, jeśli mam taki kaprys. Zatem ja osobiście nie mogę znaleźć żadnego usprawiedliwienia dla faktu, że jedna stara buda odległa o przysłowiowy rzut kamieniem od drugiej starej budy, jest od niej trzy razy droższa. No, ale rozumiem, że na kimś innym może Sopot wywierać takie wrażenie, że gotów jest zapłacić każde pieniądze. Ludzka rzecz, a nawet można powiedzieć, że głupsze rzeczy ludzie robią, zwłaszcza po pijanemu, gdy chcą zaimponować płci przeciwnej.

W każdym razie tak się u nas porobiło, że pobyt za granicą jest tańszy, słońce pewniejsze, morze cieplejsze, a chociaż dziewczyny na pewno nie mogą się równać (no, może z wyjątkiem Brazylii i Erytrei) z naszymi, to ludziska tak zostały już wydrenowane z forsy przez ekipę premiera Tuska (z Sopotu zresztą), że kierują się najpierw koniecznością przeżycia, a nie względami romantycznymi.

No i właśnie a propos dziewczyn. Lazłem tak tym brzegiem niespiesznie, trochę bulwarem, więcej plażą, a czasem po klifie i chcąc nie chcąc przyglądałem się naszemu gatunkowi, a spektrum było obfite i reprezentatywne. I tu muszę z prawdziwym przygnębieniem stwierdzić, że nasza połowa, czyli chłopaki, niesłychanie odstaje od drugiej połowy rodzaju ludzkiego. A mam na względzie kryteria przede wszystkim estetyczne, bo przecież innymi podczas spaceru nie mogłem się posłużyć.

Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że pod względem estetycznym zawsze byliśmy daleko w tyle za dziewczynami, natura nas postanowiła odróżnić na naszą niekorzyść, ale sprawy zaszły już tak daleko, że trzeba dzwonić na trwogę.

To co się widzi teraz, woła o pomstę do nieba. Niby narzekamy, że świat się feminizuje, ale jak ma być inaczej, skoro na to patrzą dzieci?! I co te dzieci widzą? Otóż one widzą matkę zadbaną, wymuskaną, ubraną i przysposobioną perfekcyjnie, w dodatku z natury rzeczy urodziwą. Nieliczne niedostatki proporcji czy skrzywienia linii zakamuflowane z wielką biegłością, że wręcz dodają uroku. Po prostu jedna w drugą miód malina. "Cacuszka takie", jak mówił bohater „Ożenku” Gogola, śliniąc się przy tym obficie. To jest reguła, a przecież wyjątki nie mają znaczenia.

I powiedzcie mi teraz, jak w takim zestawie te dzieci mają ocenić to coś, co towarzyszy tej bliskiej doskonałości istocie? To coś jest zarośnięte trzydniową sierścią, wiecznie zziajane pod ciężarem własnego tłuszczu albo dla odmiany wysuszone na wiór. Pokraczne kończyny sterczą z jakichś niemożliwych galotów, z których dałoby radę wykroić żagiel na niewielką łódkę. Krok ma to coś na wysokości kolan, na wygolonej czaszce nadymają się fałdy skóry. Spod gumki wylewa się fałda piwna. To jest jakiś horror, kiedyś takie typy występowały jedynie w disneyowskich kreskówkach, dzisiaj masowo grasują w realu i to na wolności.

W takim razie, jaki wzór estetyczny zakonotują sobie w podświadomości te dzieci? Pytanie jest oczywiście retoryczne. To jest bowiem jasne, że malutki człowieczek rodzaju męskiego, mając w genach zapisane jakieś wrodzone poczucie estetyki, wybierze wzór matki. Może ja tutaj bredzę trochę, bo mimo wszystko jestem w nastroju wakacyjnym, ale mam wrażenie, że to tak działa. Nic tak nie wychowuje jak przykład, a nasze biedne dziatki na co dzień mają przed oczami ten przerażający kontrast pomiędzy mamą i tatą. Wcale im się nie dziwię, że wolą wyglądać jak mama.

Niestety, w tym stanie rzeczy, czarno widzę przyszłość rodzaju męskiego. Cóż bowiem może mieć w głowie brzuchaty i włochaty kurdupel z nogami jak trzeci gatunek rabarbaru, z guzowatym łbem ostrzyżonym do gołej skóry, który do tego wszystkiego zakłada monstrualnego rozmiaru galoty oraz podobnej wielkości brązowy t-shirt w żółte cętki? I nikt mu nawet nie powie, że wygląda jak pokraczna krzyżówka żółwia z pająkiem. A dzieci uważnie obserwują. I to przesądza całą kwestię na niekorzyść rodzaju męskiego.

Brak głosów