Sam sobie bankiem, klientem i rewidentem

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

W ramach rezerwy celowej na upowszechnianie piłki siatkowej wśród młodzieży oraz promocji mistrzostw piłki nożnej Ministerstwo Sportu przeznaczyło prawie 6 milionów złotych na koncert szansonistki Madonny oraz paru innych wygibusów. To samo Ministerstwo Sportu za pośrednictwem podległego sobie Narodowego Centrum Sportu zakupiło za 1mln 625 tys. złotych bilety na występ tejże szansonistki, który był organizowany na stadionie leżącym w gestii tegoż ministerstwa.

Ministerstwo tłumaczy, że zarówno sam koncert jak i bilety miały rozsławić dobre imię stadionu na cały świat i okolice. Bilety mianowicie były „elementem oferty skierowanej przez Narodowe Centrum Sportu Sp. z o.o. do potencjalnych najemców lóż i miejsc biznesowych na stadionie”. Natomiast sam koncert został zasilony kasą państwową, żeby stadion nie stał zamknięty: - „Gdybyśmy przyjęli inne założenie, oznaczałoby to, że po Euro 2012 powinniśmy zgasić światło i zamknąć Stadion Narodowy na cztery spusty” - wyjaśniła przeurocza szefowa ministerstwa sportu Joanna Mucha, która lubi, gdy się o niej mówi ministra.

No i faktycznie stadion nie stał pusty, wiele się działo i dzięki temu ruchowi w interesie kasa państwowa stała się lżejsza o jakieś 4,6 miliona złotych, bo tyle wyniosły straty poniesione na koncercie szansonistki oraz tych innych wygibusów. Sprawa jest powszechnie znana, lecz nie na tyle, żeby ludzie wiedziały, gdzie pieniądze się podziały. Do tej pory nie wiadomo kto bilety dzielił, do kogo trafiły, dlaczego nie targowano hurtowego upustu, a zapłacono natychmiast, czyli 4 miesiące przed imprezą. Smaku całości dodaje fakt, że ministerstwo nabyło za 600 tys. euro także prawa marketingowe od organizatora koncertu. Wszystko to jest bardzo dziwne, coś jak ciemna materia w kosmosie, o której wiemy, że jest, ale ponieważ jest ciemna niczym noc kosmiczna, to nie wiemy gdzie jej szukać.

Faktem kompatybilnym to powyższego faktu jest akcja Urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu, który wpadł w tych ciężkich kryzysowych czasach na świetny pomysł, żeby stworzyć regionalny portal internetowy za marne 65 milionów złotych. A także ortofotomapę województwa, cokolwiek miałoby to znaczyć. Bo w dzisiejszych ciężkich czasach każde szanujące się województwo powinno sobie kupić ortofotomapę, cokolwiek to jest. Ortofotomapa zostanie zintegrowana z treścią portalu, o czym od dawna marzyli dolnoślązacy.

Oczywiście, uogólniając, wszystko to się robi po to, żeby żyło się lepiej. Przetarg na budowę portalu i jego prowadzenie przez 5 lat wygrała warszawska firma, bo też, kto może wiedzieć więcej o regionie dolnośląskim niż warszawiacy z dziada pradziada? A ponieważ jak wiadomo, nie masz cwaniaka nad warszawiaka, więc warszawiacy zajmą się także promocją, reklamą i informacją, a także infrastrukturą teleinformatyczną oraz popularyzacją portalu, ortofotomapy, regionu i w ogóle wszystkiego na Dolnym Śląsku, co da się wepchnąć do portalu. Jak z tego wynika, włodarze województwa dolnośląskiego mają na kryzys ludową receptę – pić, wydawać, nie żałować, bida musi pofolgować! A może to wcale nie chodzi o kryzys?

Dlatego ja od razu pomyślałem sobie o trzecim fakcie, który moim skromnym zdaniem może być do poprzednich także doskonale kompatybilny. Premier Tusk nie bacząc na przestrogi, iż partia nie utrzyma się ze składek ani darowizn podjął śmiałą decyzję o likwidacji finansowania partii z budżetu. Nic to, że zasilanie partii z budżetu to standard europejski (gdzie się podziało uwielbienie Platformy dla europejskich standardów?!); nic to, że eksperci konstytucjonaliści są wyjątkowo zgodni w sprzeciwie przeciwko likwidacji tego systemu; nic to wreszcie, że nawet czerscy grzmią, iż to będzie atrapa demokracji i otwarcie szerokiej drogi do przekrętów z szemranym biznesem.

Parafrazując znane powiedzenie, Donald Tusk z jakiegoś powodu pragnie być sam sobie bankiem, klientem i rewidentem. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o kompatybilne fakty w dniu dzisiejszym.

Brak głosów