Ostatnia walka 5. Brygady - część 3/5

Obrazek użytkownika Żołnierze Wyklęci
Historia

Jesteśmy niedaleko Lubichowa, czy pamięta Pani drugie w historii 5. Brygady opanowanie w tej miejscowości m.in. posterunku MO, Nadleśnictwa, "Samopomocy Chłopskiej"  przez połączone szwadrony "Zeusa" i "Leszka" pod koniec października 1946 roku?
- Nie, nie pamiętam. Tych akcji i miejsc było tyle, że niektóre zatarły się w pamięci. Było wiele "zrobionych" posterunków. Inna rzecz, że jak ktoś pochodził z tych terenów, to pamięta nazwy miejscowości, a my jednak byliśmy na tym terenie obcy.

Chciałbym abyśmy teraz porozmawiali o ostatniej walce 5. Wileńskiej Brygady AK, a właściwie dwóch jej szwadronów, dowodzonych przez "Zeusa" i "Leszka", z tak dużymi siłami Urzędu Bezpieczeństwa na Pomorzu. Ta ostatnia większa potyczka (bo innych, ale zdecydowanie mniejszych później było jeszcze kilkanaście) miała miejsce w miejscowości Budy niedaleko Brus 24 września 1946 roku, gdzie pomimo ponad dwukrotnej przewagi sił reżimowych - funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chojnicach - zdołaliście odskoczyć od wroga. Czy pamięta Pani jak do niej doszło?
- Noc spędziliśmy w jakiejś leśniczówce. Rano przyszliśmy na kwaterę do kolonii Budy. Razem z nami jechała na wozach żywność zarekwirowana chyba przez "Morskiego" (sierż. Wacława Cejko). Szwadron "Leszka" stanął na kwaterze w zabudowaniach położonych pod lasem na stoku, a nasz, "Zeusa", zakwaterował około dwustu metrów dalej, w innym gospodarstwie, w samej dolince. Wokoło były pola i łąki - do lasu było od kilkudziesięciu z jednej strony, do dwustu-trzystu metrów z drugiej. Niedługo po naszym przybyciu został zatrzymany podejrzany człowiek, który zbyt natarczywie przyglądał się okolicy. Gdy go chłopcy przyprowadzili i przeszukali, okazało się, że ma przy sobie spis okolicznych konfidentów Urzędu Bezpieczeństwa. „Zeus” zaczął go przesłuchiwać i jednocześnie wysłał gońca po "Leszka". Gdy "Leszek" przyszedł, oni ("Zeus" i "Leszek" - przyp. G.P.) z tym UB-owcem rozmawiali.

Przez taki mostek prowadziła droga na kwatery w Budach .

W jaki sposób UB Was zlokalizowało?
- Po śladach naszych wozów wiozących zaopatrzenie.

Co było dalej?
- Gdy po przesłuchaniu "Leszek" wyszedł, zobaczył jakiegoś żołnierza, który stał tyłem do nas i dawał znaki rękami innym, którzy byli na górze. Wtedy spokojnie wrócił i powiedział: Z eus! Wojsko! Powiedział to takim bardzo spokojnym głosem. Dopiero wtedy wyskoczył z naszej chałupy i biegł do swojej kwatery. Jak później mówił, to całą drogę biegł z papierosem w ustach, którego akurat zaczął palić. Wtedy rozpoczął się ogień z otaczających nas zalesionych wzgórz. Nasz wartownik, który nie zauważył UB-eckiej obławy, został od razu zastrzelony.

Co stało się z konfidentem, który był przesłuchiwany?
- Jak UB zaczęło "grzać" po drzwiach, po oknach, my musieliśmy natychmiast wyskakiwać, a on schował się pod stół i spod tego stołu wołał: Chłopcy! Niech Was Bóg prowadzi! Nie wiem czy zrobił to z serca czy dlatego, żeby go nie rozstrzelać. Gdy my wyskoczyliśmy, on tam został.

Jaki był dalszy przebieg tej potyczki?
- Gdy "Leszek" biegł do swojego szwadronu, "Okoń" (sierż. Robert Nakwas-Pugaczewski), celowniczy rkm-u, który akurat miał wartę na wysokiej skarpie nad ich kwaterą, zaczął osłaniać nas swoim ogniem. My, nasz szwadron, biegliśmy przez pole pod górkę.
Byliśmy jak na "patelni". Jak się biegnie w takich okolicznościach, to wydaje się, że biegnie się bardzo długo. Do lasu i stoku było bardzo daleko. Biegliśmy i padaliśmy. Znowu biegliśmy i znowu padaliśmy. Do dziś pamiętam, że jak się padnie, to te kule wpadają w piasek koło głowy z tym charakterystycznym fiuuu, fiuuu,... Wtedy też zostali ranni w nogi "Morski" i "Lot" (NN). Przy naszej pomocy dostali się do lasu. Następnie musieliśmy wspiąć się na zalesiony wysoki stok góry, który nie był obsadzony przez Urząd Bezpieczeństwa. Na górze była mała droga i pamiętam, jak chłopcy krzyczeli do mnie: Siostro! Hoop!, aby przez nią przeskoczyć jak najszybciej.

Od lewej: sierż. Robert Nakwas-Pugaczewski "Okoń", kpr. Bogdan Obuchowski "Zbyszek", ppor.  Olgierd Christa "Leszek".

Więc zostawili Wam drogę odwrotu, a przecież mogli, w tej kotlince, całkowicie Was otoczyć. Czyżby popełnili ewidentny błąd?
- Wytłukliby nas jak kaczki. My na dole, oni na górze. Ale to chyba dlatego, że "Leszek" zauważył tego dającego znaki żołnierza i nie zdążyli całkowicie nas okrążyć. Gdy się od obławy oderwaliśmy na dwa-trzy kilometry, to schowaliśmy się wraz z naszymi rannymi w środku zagajnika, w takim kwadracie młodego lasu. Siedzieliśmy tam zachowując całkowitą ciszę, a oni chodzili wszystkimi duktami wkoło obok nas i nic nie zauważyli. Tam przeczekaliśmy do zmroku i dopiero gdy było ciemno, odmaszerowaliśmy z tego miejsca. Poszliśmy pod Kartuzy.

Ostatecznie bilans potyczki nie był zbyt optymistyczny - jeden zabity (NN "Szczygieł"), dwóch rannych (sierż. Władysław Cejko ps. "Morski" i NN ps. "Lod") oraz jeden wzięty do niewoli (Stanisław Szybut "Wir"). Chociaż biorąc pod uwagę dysproporcję sił i fakt, że zostaliście zaskoczeni, można uznać, iż nie była to klęska?
- Jak już powiedziałam, mogło być o wiele gorzej. Mogli nas wszystkich powystrzelać.

Później, po tej walce, działalność Brygady sprowadzała się w zasadzie do zdobywania pożywienia oraz funduszy na odprawy dla kolejno demobilizowanych żołnierzy. Czy to Budy wpłynęły na decyzję o przyspieszeniu demobilizacji?
- Ostatecznie rozwiązaliśmy się dwa miesiące później, w końcu listopada. Ja wyszłam z lasu 21 listopada 1946 roku. Zdecydowanie muszę zaznaczyć, że to nie potyczka w Budach wpłynęła na tę decyzję. Przecież było wiele akcji takich jak Budy, gdzie został ktoś zabity czy ranny. To nie Budy nas "wykończyły". Gdyby tak było, to byśmy się zaraz po tej potyczce rozwiązywali, a my przecież jeszcze dwa miesiące chodziliśmy w terenie. Jeżeli ktoś chciał odejść, to go nie trzymano. Teza o tym, że walka w Budach miała wpływ na rozwiązanie naszych szwadronów, wzięła się z niektórych publikacji, które oparte były na czyichś, nie wiem czyich, relacjach. Ja ówczesne wydarzenia, ich przebieg, chronologię i następstwa zapamiętałam właśnie tak. Podobnie zapisał je bezpośredni uczestnik tej potyczki ppor. Olgierd Christa "Leszek" w swojej książce pt. U "Szczerbca" i "Łupaszki", wydanej w 1999 roku, a inaczej jest ona i jej następstwa przedstawiana w niektórych książkach i opracowaniach historycznych mówiących o tym okresie działań Brygady na Pomorzu. Nie mogliśmy utrzymać się w terenie przy nieustających obławach w czasie zimy. Wytropiono by nas chociażby po śladach na śniegu.

Maj 2007 - Budy k/Brus. W tym gospodarstwie zakwaterował szwadron
„Zeusa”.

W takim razie jak wyglądało rozformowanie oddziału?
- Byliśmy pozostawieni niejako sobie samym. Byliśmy w naprawdę strasznej sytuacji. Nie mieliśmy żadnych wskazówek, nie wiedzieliśmy co dalej robić. Nie mieliśmy żadnych wiadomości ani kontaktu z dowództwem. "Lufa" (ppor. Henryk Wieliczko) szedł do nas, ale nie doszedł. Kolejny łącznik "Odyniec" (ppor. Antoni Wodyński) zjawił się na początku listopada i niedługo potem został aresztowany. Gdy zapadła decyzja o rozpuszczeniu szwadronów, wyraźnie zaznaczono, że to tylko na okres zimy, a potem dostaniemy nowe instrukcje. Dlatego też zostało na styczeń 1947 roku wyznaczone spotkanie w Inowrocławiu. Tam mieliśmy się spotkać, aby ustalić co dalej robić. Mieliśmy nadzieję, że zostanie nawiązany kontakt z mjr. "Łupaszką".

Czyli nie było to ostateczne rozwiązanie oddziału?
- Skąd! Przecież np. u "Leszka" znaleziono notes ze wszystkimi adresami jego ludzi. Miał je po to, aby nawiązać na nowo kontakty. Działalność miała być wznowiona na wiosnę. To przecież byli chłopcy ("Zeus" i "Leszek" - przyp. G.P.) mający po dwadzieścia trzy-cztery lata, odpowiedzialni za podległych sobie ludzi, a sami jeszcze "dzieciacy". Co innego jak byliśmy przy "Łupaszce". Jest dowódca, jest rozkaz, a tutaj musieli sami podejmować decyzje.

Jeżeli dobrze interpretuję Pani słowa, to tak Pani, jak i nieżyjący już Olgierd Christa ("Leszek") macie zastrzeżenia do publikacji książkowych, które opisują działania 5. Brygady na terenie Pomorza, Warmii i Mazur?
- Oczywiście. Niektóre książki mają szereg błędów, przeinaczeń czy nadinterpretacji faktów.

A dokładniej?
- Na przykład opisy niektórych zdarzeń niewiele mają wspólnego z tym jak zapamiętali je bezpośredni ich uczestnicy. Są mylnie podawane imiona i nazwiska, pseudonimy, składy poszczególnych patroli, szarże niektórych dowódców i żołnierzy, adresy, miejsca poszczególnych wydarzeń. Całkiem inną sprawą jest fakt, że niektórzy autorzy tendencyjnie i subiektywnie, nie biorąc pod uwagę ówczesnych możliwości, jak też faktów i okoliczności, oceniają nasze działania.

Maj 2007 - Budy k/Brus. Janina Smoleńska na tle zabudowań, w których kwaterował 3. Szwadron 24 września 1946 roku.

To prawda. Kilka miesięcy temu, oglądając z Józefem Bandzo (pseudonim "Jastrząb"), zresztą bardzo interesującą pozycję pt. Żołnierze wyklęci, znaleźliśmy zdjęcie, na którym jest właśnie Pan Bandzo, ale podpis wskazywał, że jest to ktoś inny. Takie rzeczy się zdarzają. A ma Pani na myśli jakąś konkretną publikację?
- Błędy trafiają się wszędzie, jak to w opracowaniach historycznych. Tym bardziej, że dzieje 5. Brygady były przez wiele lat zafałszowywane i manipulowane. Ale uważam, że przy braku rzetelnych źródeł ich autorzy w większym stopniu powinni opierać się na wspomnieniach uczestników tych wydarzeń. Najbardziej cenną publikacją jest znana praca panów doktorów Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego pt. "Łupaszka", "Młot", "Huzar". Działalność 5. i 6. Brygady Wileńskiej AK (1944 - 1952) , w której jednak też nie ustrzegli się oni od kilkunastu błędów faktograficznych, jak też krzywdzących nas ocen. Za przykład może służyć choćby opis potyczki stoczonej w miejscowości Budy, gdzie kilka faktów, jak i konkluzje są niezupełnie zgodne z rzeczywistością. Przynajmniej inaczej, jak zapamiętał je "Leszek" i ja. Jestem w posiadaniu pisemnych uwag "Leszka" do tej publikacji, sama też spisałam swoje wątpliwości i myślę, że przy przygotowywaniu do kolejnego, drugiego wydania "Łupaszki"... autorzy mogliby wziąć pod uwagę nasze zastrzeżenia. Tym bardziej, że jest to najsolidniejsze opracowanie tego tematu. Inne pozycje, obejmujące tylko niektóre okresy działalności 5. Brygady, czy też będące pracami magisterskimi lub doktoranckimi, chyba raczej nie będą wznawiane, a w związku z tym szansa na poprawienie zawartych w nich błędów jest znikoma. Poza tym wiele kwestii jest wyjaśnionych w napisanej przez "Leszka" książce pt. U "Szczerbca" i "Łupaszki", wydanej w 1999 roku.

Ostatnia walka 5. Brygady - część 4/5>
Strona główna>

Brak głosów