Boks na Marsie

Obrazek użytkownika nieliniowy
Blog

No więc zaproponowano nam układ w stylu boks. Gongi, trzy rundy, ring.

Zawodnicy wychodzą z szatni i nie bez niepokoju siadaja na deskach. Sędzia główny wygłasza krótką mowę przedstawiając zasady pojedynku. Mamy tu surowe reguły, sami jesteśmy nieubłagani, jak ktoś złamie regulamin itd.

Dzwoni gong. Pierwszy cios zadaje zawodnikowi z wąsami sędzia nr1. Zawodnik broni się trzy minuty, drugi zaś siedzi w tym czasie i uważnie obserwuje rozwój sytuacji. Trwa pojedynek. Pierwszy zawodnik ledwie żywy kończy jakimś nieudanym blokiem i zdyszany opada pupą na deski.

Kolej na zawodnika B. Skupiony obserwuje zbierającego się do ciosu sędziego, którym jest mały, lecz okrutny blondyn. Blondyn atakuje nogą. Uderza silnie w kierunku korpusu. Zawodnik w ostatnim momencie blokuje cios i nieporadnie odskakuje. W zwolnionym tempie, na telebimie, widać jak noga lekko trafia miękką część ciała zawodnika. To chyba straszna walka. Wreszcie słychać gong.

Teraz, jak się okazuje, obaj zawodnicy kolejno przemówią do publiczności dlaczego są fajni.

Pierwszy zabiera głos zawodnik z wąsikiem. Opowiada wdzięcznie, że czas przestać się kopać i jak badzo mu zależy aby wszyscy mieli równe prawa i nikt nie musiął być bity. Przez moment dostrzegam u niego lekki szczękościsk ale ogólnie jest przekonujący. Kończy deklaracją, że on sam dopilnuje żeby zlikwidować boks.

Czas na zawodnika nr 2. To mały, krępy i niezwykle skupiony osobnik. Opowiada nieco składniej, że boks zawsze był i będzie, ale on postara się dopilnować aby złagodzić chociaż skutki tej okrutnej domeny.

Tu rozglądam się na boki. Publiczność w okolicy mojego miejsca aż zagryza wargi z emocji. Pytam się jednego osobnika obok mnie jak ocenia rozgrywkę. Ten dysząc silnie - wychrapuje

- mały to głupi ch...

A wąsaty? - pytam dalej.

Wąsaty będzie mistrzem świata - wykrzykuje zapalczywie.

Ponieważ trochę mi się nudzi zadaję kolejne pytanie.

- A czemu ci zawodnicy tacy niepoobijani?

Widzę, że pan nietutejszy - odpowiada osobnik- reguły są takie, że oni znają ciosy które zadadzą sędziowie już przed walką.

- Acha... - tu robię chyba głupią minę i ratując się przed wstydem dodaję - bo wiem pan, panie Marsjaninie na mojej planecie to się tak napierdalają, że aż krew się leje.

No, no - odpowiada machinalnie mój sąsiad.

W tym momencie zauważam, że wogóle już go nie interesuję. Osobnik jak zahipnotyzowany wodzi po oświetlonym ringu. Rozglądam się zatem jeszcze dookoła, i zostawiając za sobą gwar hali sportowej i rozpalonych do białości marsjan ruszam ku drzwiom wyjściowym.

Na zewnątrz dopada mnie melancholia. Tęsknie bowiem za swoim domem gdzie na ringu może dojść do ciosu w szczenę nie wspominając o knock - oucie.

Ach ziemia!

Brak głosów