Gdzie spoczną nasze serca

Obrazek użytkownika Aleksander Rybczyński
Świat

Dzień Wszystkich Świętych zawsze będzie mi się kojarzył z Cmentarzem Rakowickim w Krakowie. To tam były najbliższe groby i przed powrotem do rodzinnego miasta, pielgrzymowaliśmy do nich co roku z Katowic. Chodziłem na cmentarz z rodzicami, z ukochaną babcią. Teraz, za oceanem, mogą sobie tylko przypominać aleje pełne ludzi, tysiące zniczy poruszających rozgrzane powietrze i zbierającą się nad drzewami łunę. W miarę upływu lat cmentarz odsłaniał swoje tajemnice i rozpoznawałem dziesiątki grobowców, stojących przy alejach, prowadzących do rodzinnego grobu. Były i takie, na które już nikt nie przychodził, mimo tego. że pamięć o leżących w niej zmarłych wieńczyła ponad stuletnia, wyrafinowana architektura. Przez cmentarz szło się w refleksyjnym milczeniu, czasami zatrzymując się przy grobach opuszczonych, miejscach pochówku ludzi znanych, kwaterach poległych w obronie ojczyzny. Tam, gdzie wkradała się niepamięć i śmierć zdawała się przykrywać nagrobne tabliczki ciemnością, zapalałem zabrane dodatkowo świeczki. Zanim dochodziliśmy do własnych grobów, szybko okazywało się, że o wszystkich pamiętać się nie da.

W powrotnej drodze, pod figurą przy wejściu głównym zapalało się znicze za bliskich, pochowanych na innych cmentarzach. Płonęło tam zawsze tysiące świateł, robiących największe wrażenie z nastaniem zmierzchu. Po wyjściu z nekropolii, trzeba się było przedzierać w tłumie obok szeregu straganów z kwiatami, zniczami, całą masą akcesoriów i miodem tureckim, który - łupany z wielkiej bryły - kupował mi zwykle ojciec.

Te barwne i poruszające wspomnienia stoją w pamięci, jak żywe, kiedy obchodzę Wszystkich Świętych w Kanadzie. Jeśli święto to wypada w dniu roboczym, można co najwyżej wyrwać się na chwilę z pracy i zapalić świeczkę na pustym cmentarzu, gdzie sporadycznie palące się światełka, świadczą zazwyczaj o obecności Polaków. Zapalałem świeczkę przy obelisku, poświęconym lotnikom, poległym w I i II wojnie światowej. Byli przecież wśród nich nasi żołnierze. Ci, którzy mają więcej czasu, mogą wybrać się do licznych polskich parafii, gdzie pod krzyżami i pomnikami gromadzą się rodacy, palący znicze.

W niedziele przed 1 listopada polskie parafie zapraszają na modlitwy na kilku wybranych cmentarzach. W tym roku po raz pierwszy uczestniczyłem w takiej podzielonej na sześć stacji modlitwie, którą prowadził emerytowany ksiądz z parafii św. Stanisława w Toronto, ksiądz Ryszard Kosian. Na cmentarzu Mount Hope, gdzie lubił chodzić na spacery poeta Wacław Iwaniuk, zebrało się kilkanaście, może dwadzieścia osób, modlących się za dusze zmarłych duchownych, rodziców, krewnych, bliskich i dobroczyńców, poległych w wojnach i w obronie ojczyzny, za Wszystkich Świętych. Przenikliwy wiatr potęgował wrażenie osamotnienia naszej grupy w tym kanadyjskim, cmentarnym pejzażu. Polskie modlitwy wznosiły się do Boga, z nadzieją, że ich głos dotrze także za morze tam, skąd przyszliśmy i gdzie kiedyś spoczną nasze serca.

www.marszpolonia.com

Brak głosów