Co dalej z oświatą?

Obrazek użytkownika Roman Kowalczyk
Kraj

3 stycznia w Wiadomościach w TVP 1 ukazał się materiał poświęcony sytuacji w oświacie. Pani minister Krystyna Szumilas (posłanka PO, w poprzedniej kadencji wiceminister edukacji) oświadczyła, że szkoły są zamykane z uwagi na niż demograficzny, zaś „gospodarzem oświaty na swoim terenie jest samorząd”. Pokazano malutką szkółkę w Skomacku Wielkim, z 8 małymi dziećmi i 9 zatrudnionymi nauczycielami, w tym nauczycielem fizyki. Samorząd nie zdążył jej w terminie zlikwidować, więc teraz musi wydawać na utrzymanie olbrzymie środki. W świat poszedł komunikat, że to samorząd odpowiada za oświatę (i to do niego należy kierować ewentualne pretensje), jedynym powodem zamykania szkół jest niż demograficzny, a nauczycieli jest za dużo.

Niż demograficzny jest faktem. Ale czy klasy w wielu szkołach muszą być dalej zatłoczone? Wypowiedź minister K. Szumilas zilustrowano widokiem kilkorga dzieci w całej szkole - czemu nie pokazano np. klas pierwszych w liceach wrocławskich, gdzie do klasy uczęszcza przeciętnie 32 uczniów? I dlaczego w klasach nie miałoby uczyć się np. po 25 osób? Lepsze byłyby relacje i lepsze wyniki.

Z Ministerstwa Edukacji Narodowej samorządy otrzymują na prowadzenie podległych sobie placówek subwencję oświatową, która jest zdecydowanie za niska i pokrywa ok. 60 -70% potrzeb. Same, jeśli mają, dopłacają resztę. Dodatkowym źródłem środków finansowych są działanie gospodarcze (głównie wynajmy) prowadzone przez szkoły oraz dobrowolne wpłaty na Rady Rodziców.

Istota rzeczy oraz spór między rządem, a samorządami polega na wysokości subwencji oświatowej przekazywanej rzez rząd Donalda Tuska. Samorządy, na które w ostatnich 5 latach władza centralna zrzuciła wiele zadań bez zagwarantowania środków finansowych, robią bokami, są zadłużone i doszły do przysłowiowej ściany. Pani minister K. Szumilas pokazała palcem samorządy, ale powinna przede wszystkim wskazać siebie i D. Tuska. Materiał telewizyjny winien podawać, jakie kwoty idą na rozbuchaną biurokrację, na premie i nagrody, na wynagrodzenia partyjnych działaczy zatrudnionych w tzw. gabinetach politycznych. Wtedy telewidzowie dowiedzieliby się, skąd można pozyskać dodatkowe środki na utrzymanie i modernizację szkół.

Brak głosów