I człowiek stworzył bogów

Obrazek użytkownika wyrus
Kultura

W jednej z gaduł o moralności powołałem się na książkę Pascala Boyera I człowiek stworzył bogów... Boyer pisze o religii, więc zrozumiałe, że wiele uwagi poświęcił moralności, boć przecie wielu ludzi uważa, iż moralność musi być ufundowana na fundamencie religii.

 Boyer, stwierdza, iż – mówiąc w skrócie – religia nie jest źródłem moralności; wręcz przeciwnie - religia na intuicjach moralnych pasożytuje.

Nie trzeba zrażać się dość radykalnymi twierdzeniami Boyera, jak to o pasożytowaniu religii na intuicjach moralnych, tylko trzeba rzetelnie czytać książkę. Już na początku autor przywołuje najczęściej spotykane scenariusze na temat tego, czym jest religia – ma ona mianowicie być wyjaśnieniem świata, dziwnych zjawisk natury, zła i cierpienia. Ma też być dla człowieka wsparciem, zwłaszcza w obliczu nieuchronności śmierci (przy okazji – jest taki dość duży tekst Bogusława Wolniewicza [O istocie religii. w: B. Wolniewicz. Filozofia i wartości. Rozprawy i wypowiedzi. Wydział Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Warszawa 1993. ss. 160-198.], w którym Wolniewicz utrzymuje, iż korzeniem religii jest śmierć oraz że religia jest najbardziej adekwatnym stosunkiem człowieka do śmierci, na jaki ludzkość potrafiła się zdobyć.). Następnie ma religia być fundamentem ładu społecznego i wreszcie iluzją. Według Boyera żaden z tych scenariuszy nie jest wystarczający, żaden nie wyjaśnia, dlaczego religia istnieje i dlaczego jest jaka jest. O tym, że religia nie powstała jako wyjaśnienie świata i nie jest wyjaśnieniem świata, Boyer pisze tak:

Religia raczej tworzy niewątpliwe tajemnice, niż wyjaśnia zjawiska. Prowadzi to do dobrze znanego antropologom paradoksu: kiedy mówimy, że ludzie posługują się ideami religijnymi, aby tłumaczyć świat, zdajemy się sugerować, że nie wiedzą, czym jest wyjaśnienie. Ale to absurd. Doskonale zdają sobie z tego sprawę, na co mamy dowód: powszechnie stosują strategię, która polega na sprowadzaniu wszelkich odnośnych faktów do najprostszego mianownika. A zatem to, co robią ludzie ze swymi ideami religijnymi, nie jest wyjaśnianiem świata, tylko...

Tak właśnie kończy się ten fragment – trzema kropkami :-)

W kwestii scenariusza polegającego na tym, że religia jest iluzją, autor nawiązuje do poglądów głoszonych przez różnych quasi-racjonalistów sikających ze szczęścia, że mogą napisać na blogu, iż religia to pożywka dla debili, a wiara w boskość Jezusa jest tak samo śmieszna jak wiara w latający czajniczek Bertranda Russella:

Ostatni typ scenariusza pozostaje wierny długiej i szacownej tradycji, która religie postrzega jako skutek funkcjonalnego upośledzenia mózgu. Zgodnie z tymi teoriami ludzie, myśląc mało lub byle jak, pozwalają, aby rozmaite pozbawione podstaw wierzenie zaśmiecały i krępowały ich umysły. (…) Religia nie jest dziedziną, w której wszystko jest dozwolone, gdzie zrodzić się może najdziwaczniejsze przekonanie, które będzie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przeciwnie, lista możliwych wyobrażeń na temat świata nadprzyrodzonego jest ograniczona.

Oto kilka z przykładowych twierdzeń, z których jedne są dobrym, a inne złym materiałem na idee religijne:

 - Ludzie się starzeją; pewnego dnia każdy przestaje oddychać i umiera; to koniec.
 - Istnieje jeden bóg! Lecz nie może wiedzieć, co dzieje się na ziemi.
 - Ten zegar jest niezwykły, bije, kiedy wrogowie spiskują przeciwko tobie.
 - Niektórzy zmarli nadal chodzą, nie mogą jednak mówić i nie wiedzą co robią.
 - Niektórzy ludzie znikają, gdy bardzo chce im się pić.
 - Istnieje tylko jeden bóg! Jest wszechmogący. Ale istnieje tylko w środy.
 - Niektóre drzewa pamiętają rozmowy, jakie toczono w ich cieniu.
 
Boyerowi idzie o to, że wyobrażenia religijne nie mogą być budowane w dowolny
sposób; mówiąc inaczej – jakkolwiek wyobrażenia religijne polegają na niezgodności z oczekiwaniami ontologicznymi człowieka, to jednak oczekiwania te można podważać tylko w pewnych granicach.

Boyer pisze:

I tak oto powróciliśmy do zasadniczego pytania: dlaczego niektórzy ludzie wierzą, a inni są niewierzący? Opisałem religię w kategoriach procesu poznawczego, właściwego wszystkim umysłom ludzkim i stanowiącego ich specyficzną cechę funkcjonalną. Czy to znaczy, że niewierzący są nienormalni? A może, przyjmując bardziej pozytywne nastawienie, trzeba uznać, że zdołali uwolnić się z okowów schematyzmu poznawczego? Chcielibyśmy znać odpowiedź na to pytanie.

i dalej jakoś tam na postawione pytanie odpowiada :-) Między innymi stwierdzając, ale znowu zaczepnie:

W świecie zachodnim pytanie „Jak można być wierzącym?” często formułowane jest w taki oto sposób: „Jak można wierzyć w istoty nadprzyrodzone, skoro istnieje nauka”?

Kusi mnie, żeby szczegółowiej zreferować wywód Boyera, żeby dać parę smakowitych cytatów. I zakończyć tekst jakimś akapitem odpowiadającym na pytanie: - No dobra, wyrus, i co z tego wszystkiego wynika?  Kusi mnie, ale się powstrzymam. Bo popsułbym zabawę tym, którzy książkę będą czytać. Oraz dlatego, że jeszcze masa roboty przed nami :-)

 

Brak głosów