Fachowcy od moralności

Obrazek użytkownika wyrus
Blog

Pleoneksia napisał, że prestiżowe brytyjskie pismo medyczne The Lancet we wstępniaku redakcyjnym oskarżyło papieża Benedykta XVI o publiczne przeinaczanie ustaleń naukowych. Idzie o to, że papież stwierdził, iż stosowanie kondomów nie tylko nie rozwiązuje problemu AIDS ale nawet problem ten zwiększa. Domyślam się, że zdaniem redaktorów The Lancet stosowanie kondomów nie tylko zmniejsza problem AIDS ale nawet problem ten likwiduje. Podkreślam jednak, że tylko się domyślam, gdyż nie czytuję The Lancet i nie znam poglądów redakcji.

W ogóle ten mój tekst będzie trochę takim rzeźbieniem w gównie, bo będę pisać o rzeczach, na których za bardzo się nie znam i może być tak, iż za chwilę wbije tu, dajmy na to, ks. Artur Stopka i zrobi ze mnie wiatrak.

W seminariach duchownych wykładają teologię moralną. Nie całkiem wiem, co to jest teologia moralna. Może się okazać, że to coś podobnego do filozofii sprzedaży, filozofii drużyny piłkarskiej czy filozofii żywienia. Namnożyło się teraz tych filozofii, więc może i z teologią jest podobnie, niemniej jednak może być i tak, że teologia moralna to coś mądrzejszego niż filozofia marketingu. Wyobrażam sobie, że na teologii moralnej, a być może i na innych wykładach, uczą moralności. W końcu chłopaki wyjdą kiedyś z seminarium, wlezą do konfesjonałów, wdrapią się na ambony, będą prowadzić katechezę - jednym słowem, poza wszystkim innym, będą ludziom mówić o moralności, a żeby o moralności mówić, trzeba coś o niej wiedzieć.

Czytam, co napisałem dotąd i nie jestem zadowolony ze sformułowań uczyć moralności i wiedzieć o moralności ale lepszych terminów nie znajduję. Tak czy owak Kościół kształci fachowców od moralności (pewnie różne kościoły kształcą fachowców od moralności, ale dla przejrzystości będę stosować termin Kościół).

Z terminu fachowiec od moralności  jak najbardziej można się nalewać. Dlaczego można? Ano dlatego, że nalewać można się ze wszystkiego. Upieram się jednak przy tym terminie, bowiem lepszego nie mam. O co mi jednak chodzi, tak w ogóle? Otóż chodzi mi o to, że np. The Lancet jest prestiżowym pismem medycznym, chessbase.com jest prestiżową stroną szachową - w każdej dziedzinie są prestiżowe pisma i prestiżowe strony internetowe. A kto może prowadzić prestiżowe pismo o tematyce moralnościowej? Albo inaczej - kto może zasadnie nalewać się z fachowców od moralności, których produkuje Kościół? Jacyś inni, niekościołowi fachowcy od moralności? Czyli kto? Gdzie, poza seminariami, produkują fachowców od moralności?

To jest jedna sprawa, a druga jest z nią w sposób istotny powiązana. Oto dzisiejsze państwo, państwo, w jakim żyjemy, wzięło na siebie mnóstwo obowiązków. Najpierw państwo chce nas obronić przed napaścią ze strony Ruskich i Niemców. Do tego dba o dzieci, młodzież, dorosłych i starców. Na różne sposoby dba. Pilnuje, żeby dzieci chodziły do szkoły, żeby sprzątały świat, parę miesięcy temu państwo chciało dawać dzieciom mleko w szkole i zrobiło o tym konferencję prasową. Państwo troszczy się o to, żeby nikt nie został na starość bez środków do życia, żeby reżyserzy mogli kręcić filmy fabularne, żeby bezrobotni stoczniowcy otrzymali stosowną pomoc ze strony firmy Work Service, żeby Roman Kluska nie mógł produkować i sprzedawać serów po uważaniu, żeby nierolnicy nie mieli tak małych obciążeń finansowych, jakie mają rolnicy itd. Mnóstwem rzeczy zajmuje się państwo, tym samym biorąc na siebie wielką odpowiedzialność. Mam nadzieję, że nie trzeba tłumaczyć dokładnie, o co chodzi z tą odpowiedzialnością - wystarczy wyobrazić sobie, co stałoby się z Polską, gdyby tak Roman Kluska zaczął produkować i sprzedawać sery.

Jak funkcjonuje państwo? W bardzo prosty sposób - bierze pieniądze od ludzi i za te pieniądze realizuje swoje pomysły; płaci pensje żołnierzom i kupuje im strzelby, najmuje agencje ochroniarskie do pilnowania żołnierzy w koszarach, wypłaca wysokie emerytury ubekom, czasami zapewnia pomoc socjalną ofiarom ubeków, funduje stypendia lekkoatletom. Co państwo musi mieć, żeby móc zabierać ludziom pieniądze? Otóż musi mieć policję, która w ostatecznym rozrachunku jest jedynym argumentem państwa. Czy policja jest wystarczającym narzędziem? Nie jest, bo - jak tłumaczył Napoleonowi Talleyrand - przy pomocy bagnetów można zrobić wiele, można nawet zdobyć władzę, ale nie można na nich siedzieć. Czego zatem jeszcze, poza policją, potrzebuje państwo? Paru rzeczy, z których najważniejsze są prawo i intelektualiści. Intelektualiści są państwu potrzebni do tego, żeby ludzie będący w stanie zrozumieć intelektualistów, czyli młodzi, wykształceni, z wielkich miast, uzależnili się od państwa. Mentalnie i nie tylko. A po co państwu prawo? A po to, żeby usprawiedliwić w oczach ludzi działania policji.

Nie znam się na tym wystarczająco, więc boję się napisać, iż prawo musi w sposób bezpośredni wynikać z moralności, ale spokojnie mogę stwierdzić, że prawo w jakiś tam sposób z moralnością jest związane. Prosty przykład - całkiem niedawno wszyscy ludzie, poza paroma zboczeńcami, których mniejsza lub większa reprezentacja występuje w każdym społeczeństwie, uważali, że opodatkowanie dochodów z pracy jest rzeczą obrzydliwą. Ludzie, poza wszystkimi innymi argumentami przeciwko podatkowi dochodowemu, mieli i ten argument, że nie do pomyślenia jest, aby człowiek wolny musiał opowiadać się urzędnikowi i ujawniać, ile zarabia. Dzisiaj, po iluś tam latach konsekwentnie prowadzonej przez państwo polityki fiskalnej, jest mnóstwo ludzi, którzy uważają wręcz, że miganie się od płacenia podatku dochodowego jest czynem niepatriotycznym.

Mówiąc najogólniej, związek prawa i moralności polega na tym, że z jednej strony prawo w jakiś sposób z moralności wynika, a z drugiej strony prawo w pewnym stopniu na moralność wpływa.

Stwierdziłem, że państwo bierze pieniądze od ludzi i za te pieniądze realizuje swoje pomysły. Można to powiedzieć ładniej - państwo realizuje określone cele. Gdy państwo uznaje, że jego jedynym celem jest zapewnienie warunków do tego, aby wszyscy ludzie w sposób uczciwy mogli realizować swoje indywidualne cele, to jest fajnie. Kiedy jednak państwo wytycza sobie cele inne, wchodząc w rolę Pana Boga, Ewolucji czy Natury, fajnie być przestaje. O państwie - stróżu nocnym nie mówię w tym tekście, mówię o państwie, w jakim żyjemy. To państwo, zanim zacznie realizować swoje cele, musi te cele wytyczyć. I państwo cele te wytycza. Państwo chce tak zrobić, żeby nie było biednych, żeby nie było bezrobotnych, żeby wszyscy ludzie mogli się leczyć, żeby każde dziecko w stosownym czasie przyjęło właściwą dawkę indoktrynacji i żeby ludzie nie mogli kupować serów od Romana Kluski. Oczywiście efekt jest taki, że ze wszystkich wytyczonych sobie celów państwu udaje się zrealizować zaledwie dwa, te mianowicie, że ludzie nie mogą od Romana Kluski kupić serów i że dzieci w stosownym czasie przyjmują właściwą dawkę indoktrynacji, a za chwilę będą tę dawkę przyjmować w czasie jeszcze właściwszym, ale za to działalność państwa kosztuje ludzi kilkaset miliardów zyli rocznie, a do tego trzeba dodać kwotę długu, w jaki państwo wpędza swoich obywateli i koszty tegoż długu obsługi. Dzisiaj jednak nie o tym - dzisiaj o czym innym.

Niezależnie od tego, jakie cele stawia sobie państwo, zawsze kieruje się dobrem społeczeństwa. Żeby móc kierować się dobrem społeczeństwa, państwo musi wiedzieć, co jest dobre - państwo musi wiedzieć, że np. dawanie dzieciom mleka jest dobre, a głodzenie dzieci jest złe, że dobre jest kiedy ludzie nie mogą kupić serów od Romana Kluski, a złe jest kiedy mogą. Państwo, aby wiedzieć, co jest dobre, musi kierować się jakąś moralnością. Moje pytanie jest proste - jakich fachowców od moralności, jakich ekspertów, państwo pyta o to, co jest dobre?

Brak głosów