Święte prawo własności ukradzionej
Święte prawo własności ukradzionej
...wykup za grosze cudzych mieszkań trwał w najlepsze dopóki czerwoni i ich potomkowie nie wykupili zrabowanych prawowitym właścicielom wspaniałych mieszkań na Szucha i w Alei Przyjaciół
Izabela Falzmannowa 16.12.2011
Mitologia liberalna I
Istnieje proste kryterium pozwalające odróżnić utopię od programu społecznego. Otóż twórcy wszelkich utopii nigdy nie widzieli się i nie widzą w roli szeregowego członka opisywanej prze siebie idealnej społeczności. Zamierzali i zamierzają być przywódcami duchowymi lub w najgorszym wypadku doradcami. Nie wyobrażają sobie, że mogą ich dotyczyć prawa, które z całą surowością chcieliby egzekwować od innych.
Najlepszym współczesnym tego przykładem byli i są twórcy i realizatorzy utopii socjalistycznej. Do mitów należy zaliczyć przekonanie, że wierzyli oni w głoszone przez siebie hasła, że uwiodła ich idea sprawiedliwości społecznej, że pokąsał ich Hegel (szkoda że nie znalazł się wtedy jakiś Pasteur). Nikt nie traktował z większą pogardą ludzi, w imieniu których wprowadzali swój terror, czyli chłopów i robotników. Nikt nie odnosił się gorzej do służby niż panie ministrowe z socjalistycznego nadania. Byli najlepszą egzemplifikacją ludowego powiedzenia, że najgorszy jest z chama pan.
Zwolennicy liberalnej utopii, najpierw twierdzą, że należy oddać wszystko byle komu choćby za darmo, a własność i niewidzialna ręka rynku rozwiążą wszystkie społeczne, ekonomiczne i nawet ekologiczne problemy, ale gdyby tym „byle kim” miał okazać się nie daj Boże jakiś rolnik albo najemca mieszkania kwaterunkowego, krzyczą, że rozdawnictwo demoralizuje.
Musimy zrozumieć, że „byle komu” oznacza zawsze „wiadomo komu” i wtedy nie ma w ich stanowisku żadnej sprzeczności. Ci którzy po doświadczeniach ekipy Lewandowskiego i praktykach HGW nadal twierdzą, że wszystko trzeba sprzedać po cenie równowagi, a cena równowagi to cena, jaką ktoś (wiadomo kto) daje za daną nieruchomość, to albo „cwane gapy” jak pewna pani, o której piszę dalej, albo naiwniacy, przeświadczeni, że na swoje wysokie pensje w bankach i korporacjach mają dożywotnie gwarancje.
Pamiętam, że młodzi liberałowie ze spółdzielni Świetlik przemianowanej potem na Gdańsk, którzy zarabiali na linie w miesiąc więcej, niż nauczyciel przez dwa lata, buńczucznie twierdzili, że system emerytalny nie jest im do niczego potrzebny. Ci z którymi się nadal przyjaźnię (to znaczy odwirowani na margines przez tych, którzy doszli do władzy) złagodzili już swoje poglądy.
Gdybym napisała „byt określa świadomość” ułatwiłabym robotę tym, którzy zamiast myśleć wolą etykietować i posługiwać się hasłami. Dlatego napiszę: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. I tylko to zapewne miał na myśli jeden z dyskutantów życzący wszystkiego co najgorsze innemu dyskutantowi, w komentarzach do mojego poprzedniego tekstu. Tyle, że wyraził to nieporadnie, we właściwym sobie języku. Ale nie zaszkodzi pamiętać, że punkt siedzenia bywa zmienny.
A najgorsze są utopijne teorie tych, którzy swój punkt siedzenia mają mocno ugruntowany i zachowują się jak Eskimos, który doradza mieszkańcom Afryki.
Pewien mój znajomy, bogaty Francuz, jak wielu Francuzów liberał, ale tylko w gębie, wystartował u mnie w domu, przy obiedzie, z entuzjastycznym objaśnieniem złodziejskiej prywatyzacji, którą przeprowadzano właśnie w Polsce po pierwszych sfałszowanych, „częściowo demokratycznych” wyborach. ( jajeczko częściowo nieświeże).
„ Własność to odpowiedzialność, własność to dobre zarządzanie , a kto jest właścicielem jest zupełnie obojętne”- tokował jak głuszec na gałęzi.
„ To powiedz mi Jean Paul, dlaczego bierzesz czynsz od swoich lokatorów? Od jutra zacznij ty im płacić, jeżeli to wszystko jedno, kto jest właścicielem twego pięknego domu w Wersalu”.- powiedziałam.
Nie ma wolności bez własności. To też tylko hasło, ale nośne. Nie pamiętam w którym roku UPR rządził w Kamieniu Pomorskim i radni sprzedali za symboliczną złotówkę mieszkańcom zajmowane przez nich gminne mieszkania. Byłam wtedy w Kamieniu Pomorskim- z każdego mieszkania było słychać odgłosy remontu. Ludzie rzucili się do pracy na swoim. To nie jest prawda, że zaniedbanie komunalnych mieszkań wypływa wyłącznie z lenistwa zajmujących je przysłowiowych meneli.
Lokatorzy domków fińskich na warszawskim Jazdowie, („spadek” po budowniczych pałacu kultury) mają być teraz karani za to, że założyli sobie ubikacje i łazienki. Otrzymują wymówienia pod pretekstem samowolnej przeróbki lokali ( a co, mieli przez 50 lat korzystać ze sławojek?) szantażuje się ich naliczeniem karnego czynszu za kilkadziesiąt lat, a gmina chce odzyskać teren żeby sprzedać go deweloperowi i przeputać na swoje pensje, nagrody i różne idiotyczne imprezy w rodzaju Sylwestra na MDM. A może na następny stadion dla ITI?
Co to znaczy, że gmina jest właścicielem? Czy właścicielem tych domków są urzędnicy?
Nie, gmina to my, drodzy obywatele. Czy rzeczywiście uważamy, że mieszkańcy fińskich domków mają być wyrzuceni na bruk?
Pamiętajmy, że na tych, którzy cieszą się teraz „ prawdziwą” własnością też może przyjść pora. Jest wiele instrumentów za pomocą których urzędnicy są w stanie każdego tej własności pozbawić. Jest podatek katastralny, jest opłata adiacencka. Cóż szkodzi kazać właścicielom nieruchomości sąsiadujących z metrem kazać dopłacać za teoretyczny wzrost wartości tych nieruchomości.?
Pisałam o podatku katastralnym i opłacie adiacenckiej w „Naszym Dzienniku”, „Ładnym Domu” i miałam na ten temat kilka audycji w RM. Było to kilkanaście lat temu. (Coraz częściej czuję się jak nieznośna teściowa, która zatruwa młodym życie swoim: „a mówiłam”)
Wtedy rządzący nie odważyli się tego podatku wprowadzić. (nie przypisuję bynajmniej zasługi sobie). Obecni na pewno się odważą.
Odważyli się ukraść zgromadzone w OFE pieniądze, a w sprawie poddania nas bez referendum pod dyktat państwa europejskiego, przekroczyli uprawnienia zwykłego zarządu państwem, do którego zostali najęci.
Zachowują się jak rządca, który zamiast pilnować żniw, sprzedaje lasy.
To my podobno jesteśmy suwerenem i powinniśmy ich wywalić na bruk, jak ziemianin wyrzucający rządcę, który go okradał i poniewierał poddanymi.
Była okazja do upowszechnienia własności gdy Sejm uchwalił ustawę o powszechnym uwłaszczeniu. Nie podpisał jej Kwaśniewski. Argumenty były śmieszne. Że pijacy sprzedadzą i przepiją swoje mieszkania. Sprzedać mieszkanie można tylko raz . Za te pieniądze ubodzy mieszkańcy mieszkań komunalnych mogliby się wyprowadzić pod Warszawę, być może założyć jakiś biznes. Przestaliby być komunalkae adscripti.
A do mieszkań w Śródmieściu wprowadzili by się ludzie zamożni i zadbali o nie, stosownie do arystokratycznych wymagań pani HGW, która nie ukrywa że chciałaby się pozbyć ze Śródmieścia biedoty (najlepiej na bruk) i utworzyć tam enklawę bogaczy (ostatnio nagminnie wykupują mieszkania nowi ruscy).
Ustawa o powszechnym uwłaszczeniu miała poważną wadę. Naruszała prawa przedwojennych właścicieli. Czy zauważyli jednak państwo, że wykup za grosze cudzych mieszkań trwał w najlepsze dopóki czerwoni i ich potomkowie nie wykupili zrabowanych prawowitym właścicielom wspaniałych mieszkań na Szucha i w Alei Przyjaciół?
Potem nagle gwałtownie zaczęło przeszkadzać im( komuchom przerobionym na liberałów) rozdawnictwo. Ale rozdawnictwo majątku narodowego, banków, hut, cukrowni, stoczni jakoś im nie przeszkadza. Natomiast odszkodowania prawowitym właścicielom zapłacimy my drodzy podatnicy. Pan i Pani i ja.
Święte prawo własności realizuje się w naszym kraju jako święte prawo własności ukradzionej.
W Śródmieściu chodziła kiedyś staruszka ( już nie żyje) wlokąc na powrózku obrzydliwe, srające kundle (cytuję po prostu to, co kiedyś napisano o mnie na NE - ale ja to przyjmuję w chrześcijańskiej pokorze).
Była potomkinią wielkiego rodu i właścicielką wielu nieruchomości. Nie udawało się jej nic uzyskać u władz. Wreszcie mocno już nieobecna duchem sprzedała roszczenia do jednej z kamienic za 50 tysięcy złotych. Nowy właściciel natychmiast, jakimś cudem, uzyskał zwrot nieruchomości, wyrzucił lokatorów na bruk i wybudował rezydencję. Sprzedawał mieszkania po 50 tysięcy ale za metr kwadratowy.
Gdy opowiedziałam o tym pewnej, nieżyjącej już pani z kręgu UPR odpowiedziała, że roszczenia to taki sam papier wartościowy jak każdy inny i tylko dzięki handlowi roszczeniami zwiększa się ilość mieszkań na rynku, a rynek sam wyeliminuje słabszych i gorszych. Oczywiście najgorsi z najgorszych okazali się lokatorzy.
Potem okazało się, że miła pani donosiła na Michalkiewicza. Kiedy powiedziałam o tym innemu młodemu liberałowi z UPR zlekceważył to: „oj tam oj tam- musiała się jakoś wypłacić za chody w urzędzie mieszkalnictwa.. Ale dzięki niej wiele osób coś uzyskało czy odzyskało”. [Anna S., to w latach 80-tych, co najmniej 64 donosy na tę rodzinę. A na mnie donosiła, ściślej - naszeptywała oszczerstwa później, do Ojca Dyrektora, bo po zmianach „reżimu” wdrapała się - z trudem - na konia „katolickiego”. Mirosław Dakowski ]
Interesuje mnie właśnie proporcja między uzyskanym i odzyskanym. W Warszawie i wszystkich wielkich miastach kwitnie proceder wydawania nieruchomości w ręce fałszywych właścicieli.
Poszkodowani są bezpośrednio lokatorzy traktowani jak mierzwa, którą wyrzuca się ze stajni do gnojownika, a pośrednio prawdziwi właściciele i Ty drogi podatniku. Nabywcę „odzyskanej” przez oszusta nieruchomości chroni rękojmia zaufania do ksiąg wieczystych, lokatora nie chroni już nic, a Ty drogi podatniku- Pan i Pani i ja- zapłacimy odszkodowanie prawdziwemu właścicielowi jeżeli kiedyś udowodni swe racje przed sądem. A tak coraz częściej bywa.
Polska posiada ogromny areał ugorowanej ziemi. Ziemi zrabowanej ziemianom i poniemieckiej. Można było oddać ziemię nieużywaną ( po PGR) właścicielom w naturze, a ziemię poniemiecką według jakiegoś przelicznika ziemianom zza Bugu. A najlepiej sprzedać ją tanio okolicznym rolnikom, licząc się z odszkodowaniami dla ziemian. Przynajmniej nie zostałaby zmarnowana. Uwierzcie –znam się na tym dobrze. Ziemia ugorowana 20 lat wymaga kosztownej rekultywacji, a w wielu miejscach nie będzie się już nigdy nadawała do uprawy.
Stało się coś najgorszego. Trafiła ona w ręce ustosunkowanych „rolników z Marszałkowskiej” za psi pieniądz, po 10 groszy za metr (często spłacany po komercyjnej sprzedaży jej części). Jest podkładką pod gigantyczne dopłaty z UE. A prawowici właściciele i ziemianie kresowi dostają i będą dostawać odszkodowania od Ciebie drogi podatniku. Zapłacimy wszyscy- Pan i Pani i ja.
Zostało tej ziemi sporo - czeka na uwolnienie handlu ziemią i na nabywców zagranicznych. Kapitał podobno nie zna pojęcia narodowości. A ziemia pod naszymi nogami też nie?.
Zrozumiemy to gdy nie będziemy mieli wstępu do lasu, ani nad jezioro, ani w góry, bo wszystko będzie privee. A dawnym, prawowitym właścicielom zapłacimy odszkodowania z własnej kieszeni.
To wszystko udaje się uzyskać rządzącej nami szajce oszustów dzięki złamaniu naszej solidarności. Skutecznie udaje się im napuszczać ludzi na siebie. Miasto na wieś. Wieś na miasto. Inteligentów na meneli. Meneli na inteligentów.
Gdy za rządów Kaczyńskich umożliwiono lokatorom mieszkań lokatorskich przejęcie za grosze ich dawno spłaconych przecież, kiepskich lokali, najgłośniej przeciwko „rozdawnictwu” krzyczeli ci którzy wykupili podobne lokale też za grosze w poprzedniej iteracji. Działając w ten sposób nie na korzyść ogółu, lecz prezesów spółdzielni.
Kapitał ma taką własność, że się koncentruje. Im ktoś więcej ma, tym większą ma łatwość choćby w kupowaniu ustaw. I większe możliwości udowodnienia przed sądem, że jest właścicielem kamienicy, którą jego przodkowie może widzieli kiedyś z daleka, albo na obrazku.
Sąd też człowiek i ma dzieci, które chce zaopatrzyć, najlepiej na kilka pokoleń.
Państwo w tym układzie jest aparatem przemocy działającym nie na rzecz obywateli, lecz na rzecz tego koncentrującego się kapitału.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1339 odsłon