Rocznica, 10 kwietnia. I wnioski
Rocznica, 10 kwietnia. I wnioski
Mirosław Dakowski
Rano jadę na ósmą, na Mszę św. do kościoła Karmelitów, obok pałacu, zwanego znów, jak za Kwacha, namiestnikowskim. Autobus pełen warszawiaków, Polaków. Inteligentów. Wrzaskliwych prymitywów i chamów nie ma. Śpią. Jaka ulga. Krakowskim, już zamkniętym przez Bufetową dla autobusów, idziemy właściwie jak procesja. Z flagami, kwiatami, zniczami. Ja podpieram me kroki laską. Spora, akacjowa, trochę sęczków przy końcu. Rzemienna pętla przeciw wyrwaniu. O, to pan przewidujący! Cieszą się uczestnicy tego marszu. Jestem człowiekiem dialogu – tłumaczę. Jako doświadczony wykładowca wiem jednak, że należy mówić językiem zrozumiałym dla interlokutora i dobierać argumenty doń przemawiające. Radość idących ze mną rośnie. Przedzieramy się koło częstokołów ustawionych w kilka rzędów przed Wirtualnym Krzyżem. Tu już tłum gęsty. Na wysokości kościoła karmelitów niespodzianka: Z wielu pojazdów, suki, ciężarówki zagradzają placyk przed kościołem. Obronny tabor jak kozacki z „Ogniem i mieczem”. Za żelaznym płotem, czy zasiekami. Rząd ludzi poubieranych w czarne, plastikowe pancerze, jak żołdacy lorda Vadera z Gwiezdnych wojen. Stoją w „pozycji MOCY”, na szeroko rozkraczonych tylnych kończynach. Czemu nas nie puszczacie na Mszę świętą? Tu jest logistyczne zabezpieczenie akcji, nie wolno wchodzić - szczeka bojowo ich SZEF. Chłopiec koło mnie dostrzega pod którymś z czarnych hełmów ładną twarzyczkę. Niech pani się uśmiechnie, zrobię zdjęcie. Ona naburmuszona. Dziewczyno, ładny chłopak cię prosi! No, uśmiechnij się - mówię. Zerka na niego - i promiennie się uśmiecha. Sądzę, że będzie miał ciekawe zdjęcie. Ze stanu wojny władzy przeciw narodowi. Tfy, coś ci się pomyliło! Jaka wojna? To dialog i miłość!
Przeciskamy się do kościoła wąskim przejściem między zasiekami Bufetowej a skwerkiem. Parę osób przyniosło naręcza krzyży zbitych z listewek. Rozdają. Z flagami i kwiatami ten las krzyży wygląda wstrząsająco.
Ktoś pod naporem tłumu przestawił jedną z barierek. Pchnęliśmy ją dalej, parę osób weszło na broniony teren. Odstawiliśmy drugą barierę i dla pewności wynieśli daleko, pod mur. Wyrwa już nie do zatamowania, wlały się setki osób, obrońcy „taboru” są bezsilni. Ale animuszu obronnego w nich nie widać. Wyrywamy więc, już w dwudziestu, barierki od strony kościoła. Podbiega do mnie dwóch „funkcjonariuszy”, tych w plastikowych zbrojach. Najeżam się . „Niech Pan pozwoli, my odniesiemy pod ścianę, niech Pan się nie męczy”. Uśmiechy. Cały tabor kozacki od strony kościoła zdobyty, zdjęty, usunięty.
Msza św. W skupieniu, choć na zewnątrz niewiele słychać. Pod koniec, gdy już z tysięcy piersi wyrwało się w pieśni wołanie „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!!” - dławi za gardło.
Powstaje szpaler z porządkowych (jak „za Niemca” - powstańcy z biało-czerwonymi opaskami) i krzepkich wiernych. Przechodzą nim politycy i oficjele, którzy byli na Mszy. Idą pod Wirtualny Krzyż. Oklaski. Potem - z dziesięć metrów pustki. Idzie jakaś pańcia, jakby bokiem. Ściska parę kwiatków. Dwóch panów przemyka się za nią. Pytam, kto to? Kluzik- Rostkowska - uświadamiają mnie oglądacze tiwi. Potem znów z 20 metrów przerwy i reszta oficjeli. Smutno.
Pod Wirtualnym Krzyżem tłok. Ludzie podają kwiaty i znicze za pośrednictwem paru posłów, którym HGW pozwoliła chodzić wewnątrz zasieków. Największe wrażenie robi pieśń religijna i modlitwa. I na pewno odniesie największy skutek. „Tarasów” i innych zboczeńców nie widać. Twarze polskie, rozmodlone, inteligenckie. Na pewno ponad dziesięć tysięcy osób.
W popołudniowych pochodach i zgromadzeniach nie uczestniczyłem. Znajomi mówili, że też były podniosłe.
Wieczorem znów - do archikatedry. Autobusy pętlą, Krakowskie Przedmieście omijają. Trochę się więc spóźniłem. Już muszę pozostać na placu Zamkowym, taki tłum. Z trudem słyszymy Mszę świętą. Na Podniesienie cały plac klęka. Szpicle też muszą, by się nie wyróżniać. Jak w stanie wojennym - przemyka mi przez głowę.
Łapię za szoty przy wielkim transparencie „Grupy OPORU Solidarni”. Szarpie wiatr, więc utrzymać transparent bez tych sznurków byłoby ciężko. Koledzy nie widziani od prawie dwóch dziesięcioleci, znów się spotykamy... Przed nami kordon otaczający miejsce przeznaczone dla Jarosława Kaczyńskiego i posłów, sprawnie organizowany. Jesteśmy tylną ścianą tej bariery.
Po Mszy ruszamy. Cała Polska, Las Smoleński. Śpiewamy Rotę, Boże coś Polskę. Święty Boże, Święty mocny , Święty a Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami!
Księża rozpoczynają Różaniec. Tajemnicę Bolesną. Po każdej dziesiątce modlitwa św. Maksymiliana: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a szczególnie za masonami i poleconymi Tobie. Radujemy się, że w wersji prawdziwej, nie sfałszowanej przez „postępowców”. Modli się na Różańcu nieprzeliczona rzesza wiernych. Nieprzeliczona, niepoliczona - ale z pewnością większa niż piętnaście tysięcy, może dwadzieścia?
Dopiero teraz, po jakże bolesnej dla Polaków Zbrodni Smoleńskiej - co miesiąc uczestniczymy w masowych Krucjatach Ulicznych o Polskę, o które apelowaliśmy od paru lat, głównie z księdzem St. Małkowskim. Por. : O krucjaty uliczne, miejskie . I sąsiednie z działu Drogi wyjścia na mej stronie.
Obyśmy tę tradycję zdołali utrwalić, przenieść na wszystkie miasta i wsie Polski- to zwyciężymy. Jak Austriacy na apel Ojca Pavlička w latach 1948-54. Zob.: O beznadziejności i nadziei. Krucjaty Różańcowe
Pod koniec placu Zamkowego natykamy się na barykadę z wozów transmisyjnych, megafonów, estrad itp. Na szczęście milczą. Ale przecisnąć się trudno. Boczkiem, boczkiem...
Gdy przechodzimy przed kościołem św. Anny, ksiądz prowadzący prosi o modlitwę i pieśń pod Krzyżem uwięzionym w kościele. Ludzi coraz więcej, wypływają z sąsiednich ulic. Kilkadziesiąt tysięcy, precyzyjniej ocenić nie potrafię. Tysiące flag, sztandarów, transparentów, pochodni. Z całej Polski.
Pod Krzyżem (wirtualnym, oczywiście, ale obecnym) przemówienia. Telebim, dobre nagłośnienie. Tylko, gdy przemawiał Jarosław Kaczyński, nieznani sprawcy zdołali transmisję na głośniki zerwać. Potem, gdy mówił jakiś mydłek z dużymi wąsami (same patriotyczne komunały), nagłośnienie świetnie działało. Brawo chłopaki, premia się należy!
Po wielu „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” wracam do domu. Przy kościele św. Anny ta przeszkoda - barykada już znikła. Swoje zrobiła, więcej nie trza.
Tego dnia Warszawa była nasza, polska, katolicka. Oby tak częściej, a wreszcie - na stałe.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1551 odsłon
Komentarze
Z N A K O M I T E !
14 Kwietnia, 2011 - 00:26
Dziękuję i pozdrawiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
Szanowny Panie Profesorze
14 Kwietnia, 2011 - 00:29
Tekst bardzo dobry, widzę że ma Pan ciety język. Ciekawy opis tych wydarzeń których także byłem naocznym świadkiem.
Tylko proszę nie pisać o "jakimś mydłku z dużymi wąsami" bo był to wspaniały Pan Janusz Śniadek, poprzedni przewodniczący "NSZZ Solidarność". Katolik i patriota.
Swoją drogą to klapa,że nagłośnienie nie działało jak Jarek przemawiał
Natomiast skandalem jest fakt, żenikt nie podziękował Obrońcom Krzyża , którzy walczyli przez te 12 m-cy pod Pałacem Namiestnikowskim o pamięć dla poległych. Rozmawiałem z Paniami które są Obrończyniami Krzyża i były rozżalone że nikt o nich nawet nie wspomniał w rocznicę...
Smutne to...
Pozdrawiam
Re: Szanowny Panie Profesorze
14 Kwietnia, 2011 - 21:30
"z dużymi wąsami"... Przepraszam, nie znam tego Pana.
Byłem członkiem tej pierwszej Solidarności .Wałęsa (nie wiedzieliśmy jeszcze na pewno, że to BOLEK) mówił słusznie, że Związek jest, statut MA. Więc do nowego "związku", ze spieprzonym przez agenturę statutem, już się nie pchałem..
A slogany nie mogą być w jakże gęstej atmosferze obecnej dobrze przyjmowane.