KRWAWY ŻYDOWSKI KAT SALOMON MOREL

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj
KACI

 

                          KRWAWY ŻYDOWSKI KAT

SALOMON MOREL PUŁKOWNIK SŁUŻBY BEZPIECZEŃSTWA

 

Salomon Morel - krwawy szlak urodzonego kata zwieńczony został  emeryturą 5 tys. złotych.

 

Jak można było z wykształceniem podstawowym i urodzonym katem  zrobić błyskotliwą karierę w PRL?

 

Wydaje się, że duży wpływ na późniejsze postępowanie Salomona Morela miały wydarzenia, jakie w czasie wojny rozegrały się w jego rodzinnym Garbowie. Z zeznań sąsiada Morela, Józefa Tkaczyka, wiemy, że w 1942 r. usłużna  Niemcom policja granatowa aresztowała jego rodzinę.

 

Jeden z posterunkowych miał pojedynczo wyprowadzać zatrzymanych z aresztu i strzelać do nich z karabinu. Egzekucji uniknęli Salomon i jego brat Icchak. Tego samego dnia późnym wieczorem przyszli do Tkaczyka, który tak wspomina tę sytuację:

 

„Prosili nas, żeby ich ukryć. Mój ojciec Walenty wrócił z Majdanka i był bardzo chory. Postanowiłem w jakiś sposób im pomóc, co się mogło zrobić, to się zrobiło. Umieściło się ich w oborze lub w stodole, w zależności, jaka pogoda była na zewnątrz. Nie przebywali cały czas w ukryciu, czasami wychodzili, oczywiście głównie w nocy. Czasami matka podała im coś do jedzenia”.

 

Przy okazji Tkaczyk nadmienił, że w jego domu mieszkał posterunkowy, który zamordował rodzinę Morelów !

 

Salomon Morel więźniom świętochłowickiego obozu kazał śpiewać nazistowskie pieśni i bił na umór za nieznajomość tekstu. Urządzał specjalne akcje znęcania się nad więźniami np. w dniu urodzin Hitlera oraz zakończenia II wojny światowej. Nowo przybyłych więźniów miał witać słowami, że poznają, co to Oświęcim.  Nosił pseudonim „Wariat”.

 

Mieszkający niedaleko Puław Morel swoją przygodę z komunizmem rozpoczął prawdopodobnie w listopadzie 1942 rpku, kiedy to z bratem wstąpił do partyzantki (choć Tkaczyk wspomina, że Morel dopiero na przełomie 1943/1944 r. dołączył do dwudziestoosobowej żydowskiej grupy partyzanckiej, to być może rzeczywiście działał już w partyzantce przed egzekucją jego rodziny).

 

Początkowo należał prawdopodobnie do oddziału, który miał raczej charakter bandy rabunkowej, i dopiero po jego rozbiciu przez Gwardię Ludową niektórzy członkowie, w tym Morel, zostali wcieleni do partyzantki komunistycznej.

 

    W życiorysie pisanym w 1947 r. wspomina:

 

„rozbijaliśmy mleczarnie i paliliśmy urzędy gminne” na polecenie komórki PPR. W oddziałach partyzanckich Armii Ludowej walczył pod kierunkiem kpt. Chila, który stwierdził, że „wywiązał się z powierzonych zadań bardzo dobrze”. Jego były dowódca Mieczysław Moczar wystawił mu zaświadczenie, że „służył w oddziałach partyzanckich na terenach Armii Ludowej Lubelszczyzny i brał czynny udział w walce z Niemcami”.

 

Nie używał oficjalnie żadnego pseudonimu, ale jak przyznał w 1947 roku w partyzantce nazywano go „wariatem”, ponieważ „byłem bardzo wesoły i wszystkich bawił”.

 

Grał też na mandolinie, umilając partyzanckie życie swoim towarzyszom. Po zajęciu Lubelszczyzny przez Armię Czerwoną w lecie 1944 r. zamieszkał wraz z grupą żydowskich partyzantów w kwaterach przy ulicy Ogrodowej w Lublinie. Wkrótce (prawdopodobnie od 1 sierpnia) wszyscy znaleźli pracę w milicji lub UB.

 

Morel trafił do pracy jako strażnik w osławionym więzieniu na Zamku w Lublinie, w którym katowano m.in. członków Armii Krajowej. Formalnie został mianowany strażnikiem dopiero 9 listopada 1944 r. Szansa na szybką karierę wydawała się pogrzebana po raporcie ppor. Antoniego Stolarza – naczelnika więzienia w Lublinie z 30 listopada 1944 r.

 

Wnosił o zwolnienie sześciu funkcjonariuszy straży więziennej (w tym Morela), gdyż nie wykonują oni sumiennie nałożonych na nich obowiązków, nie starają się podporządkować do regulaminu więziennego, zachowują się arogancko przy czym rozsiewają plotki co do jego osoby  ( naczelnika Stolarza), przez co utrudniają mu pracę i podrywają autorytet.

 

Naczelnik Stolarz dodał ponadto, że prosi o zwolnienie wymienionych osób „jako elementu szkodliwego w administracji więziennej”. Już 2 grudnia o godzinie 8.30 strażnicy mieli się stawić do działu personalnego Wydziału Więziennictwa i Obozów.

 

Szybko podjęto decyzję. Nie była to, wbrew przypuszczeniom, decyzja o zwolnieniu ze służby. Niesforni strażnicy zasilili kadrę innych więzień i tak pracownicy żydowscy więziennictwa - strażnik Bernard Szwarc przeszedł do więzienia w Białymstoku, sierż. Salomon  Morel  –  do więzienia w Tarnobrzegu, Plut, Franciszek Lewin – do więzienia w Siedlcach, sierżant Józef Ruchelsman  – do więzienia w Białej Podlaskiej, strażnik Giterman Leon – do więzienia w Białej Podlaskiej oraz  sierż. Władysław Wolsztajn do więzienia w Białymstoku.

 

Jak 18 grudnia 1944 r. donosił Walenty Warchoł, naczelnik więzienia w Tarnobrzegu, Morel zgłosił się do pełnienia służby w tamtejszym więzieniu. Niecałe dwa miesiące później, 15 lutego 1945 r. Morel wyjechał z grupą operacyjną Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na Górny Śląsk.

 

Niemal natychmiast powierzono mu kierownictwo obozu w Świętochłowicach; początkowo pełnił funkcję zastępcy naczelnika obozu.

 

Zastanawiające jest, że Morel, mimo ciążącej na nim opinii „elementu szkodliwego w więziennictwie”, obejmował tak odpowiedzialną funkcję (miał wówczas 26 lat).

 

Sam przyznawał, że nie był do tego przygotowany, nie był przeszkolony „ani na szkołach, ani na kursach”. W ankiecie socjalnej w rubryce: kwalifikacje szczerze odpowiedział – „żadne”.

 

W zamkniętym kręgu Morelowi przyszło pełnić służbę na terenach zupełnie mu obcych. Wojenne dzieje Górnego Śląska różniły się znacznie od tego, co działo się w Lubelskiem. Skomplikowane problemy narodowościowe na Śląsku były dla Morela czymś niezrozumiałym. Z czasem zaczął nabierać doświadczenia.

 

Jak sam pisał, szczególnie cenne były dla niego kontakty z miejscową ludnością oraz z działaczami i piłkarzami klubu „Ruch Chorzów” (swoją słabość do sportu okazał jeszcze w 1965 roku, gdy prosił o zezwolenie na wyjazd w ramach Federacji KS „Gwardia” Warszawa do NRD na mistrzostwa Europy w boksie).

 

Morel nie znalazł jednak odpowiedniego towarzystwa wśród miejscowej ludności, a partnerami dla niego byli jedynie odpowiednio wysoko postawieni funkcjonariusze UB.

 

W ankiecie z 1949 r. przyznał, że z nikim nie utrzymuje stosunków towarzyskich i ma tylko trzech dobrych kolegów: Aleksego Kruta (naczelnika więzienia

w Koronowie), Tadeusza Skowyrę (naczelnika więzienia w Strzelcach) oraz Sewera Rozena (naczelnika więzienia w Barczewie).

 

We wcześniejszej ankiecie oprócz Kruta wymienił jeszcze naczelnika więzienia w Katowicach oraz sekretarza komórki PPR przy Wojewódzkim Komitecie Żydowskim w Katowicach.

 

W życiu rodzinnym Morel również nie wyszedł poza krąg funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa. Żonę Wiesławę (pochodzącą ze wsi Łagisza pod Będzinem) poznał w obozie, gdzie pracowała jako sekretarka (miał się nawet wyrazić: „więźniowie w Świętochłowicach uwielbiali mnie. Jedna strażniczka nawet za mnie wyszła”).

 

Jeżeli chodzi o krewnych ze strony żony, to w ankiecie odpowiedział, że kontakty utrzymywał jedynie z kuzynką żony i jej bratem, którzy pracowali w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego  w Katowicach.

 

„Resortowe przyjaźnie” okazały się bardzo trwałe. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy Morel wrócił na krótko z Izraela, zamieszkał w Opolu u Franciszka Piątkowskiego, byłego zastępcy naczelnika obozu w Jaworznie.

 

 

Morel okazał się cennym nabytkiem dla więziennictwa. Nawet jego dokonania w świętochłowickim obozie spotkały się z aprobatą przełożonych, skoro w listopadzie 1945 r. uznano, że jako naczelnik „wywiązuje się sumiennie ze swoich obowiązków”.

 

W 1950 r. uważano go już za jednego z najlepszych naczelników więziennych, który „pracę po linii więziennictwa opanował całkowicie”.

 

Ceniono go za zdolności organizacyjne, zwłaszcza „na odcinku produkcji”. Po reorganizacji obozu w Jaworznie i utworzeniu tam w maju 1951 r. tzw. więzienia progresywnego dla młodocianych przestępców Morel był przez kilka miesięcy jego pierwszym naczelnikiem.

 

W listopadzie przeniesiono go do „jednostki produkcyjnej więzienia w Iławie”, głównie dlatego, że w Jaworznie poza pracą fizyczną więźniowie mieli być poddani intensywnemu szkoleniu ideologicznemu, a uważano, iż Morel nie może tego zadania dobrze wykonać.

 

Referent personalny uznał ponadto, że należy go przenieść, ponieważ Morel „jest narodowości żydowskiej, co mogłoby powodować antagonizmy pomiędzy nim a młodocianymi więźniami”.

 

Miał opinię politycznie pewnego. Nie zawsze jednak zachowanie Morela zasługiwało na pochwałę – w jednej z opinii napisano:

 

„…W stosunku do podwładnych posiada zasadniczo dobre podejście, potrafi podwładnych sobie zjednać, jednak czasem zapomina się i wówczas przemawiają przez niego „nawyczki partyzanckie”, co nie jest objawem pozytywnym i niegodnym pepeerowca.

 

Do końca pracy w więziennictwie cieszył się wszakże opinią dobrego fachowca, i to pomimo trzykrotnego ukarania aresztem (w 1945 r. w Świętochłowicach – 3 dni aresztu domowego, w 1949 r. – 3 dni aresztu domowego i w 1953 r. – 3 dni aresztu domowego) oraz trzech nagan. Nie przeszkodziło mu to w otrzymaniu w 1960 r. „Odznaki Wzorowego Funkcjonariusza Służby Więziennej”.

 

Wstępując w szeregi aparatu bezpieczeństwa, Morel legitymował się wykształceniem podstawowym. Po wojnie ponownie podjął naukę – w lipcu 1949 r. zdał maturę w Liceum Prywatnym Związku Młodzieży Polskiej dla dorosłych (z wszystkich przedmiotów otrzymał zgodnie tę samą ocenę – dostateczny).

 

Jego pęd do wiedzy był na tyle silny, że, jak napisano w charakterystyce z 1951 roku „czas wolny od pracy poświęca czytaniu literatury marksistowskiej i samokształceniu z zakresu szkolenia  ideologicznego”.

 

Rozpoczął też studiowanie literatury „z dziedziny pedagogiki kryminalnej”. W 1953 r. podjął naukę na wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu w Stalinogrodzie (tj. Katowicach), a w 1958 r. zgłosił się na studia na Studium Zaocznym Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego im. Bolesława Bieruta.

 

Pracę magisterską poświęcił tematyce, na której znał się naprawdę dobrze – nosiła ona tytuł „Praca więźniów i jej znaczenie”.

 

12 września 1964 r. stanął przed komisją egzaminacyjną, która zadała mu trzy pytania dotyczące pracy więźniów. I tak został magistrem praw. Wcześniej jako specjalista w tej dziedzinie opublikował, z dwoma innymi autorami, w „Przeglądzie Więziennictwa” (nr 2/17 z 1961 r.) tekst  „Ośrodki pracy więźniów w województwie katowickim w latach 1950–1957”.

 

Nieprzerwanie od 1945 r. do 1968 r. Morel zajmował stanowiska kierownicze – naczelnika więzienia, obozu lub wydziału więziennictwa. Ostatnie 10 lat służby przepracował jako naczelnik Centralnego Więzienia w Katowicach. Jak pisał w kwietniu 1968 r. naczelnik Wydziału Kadr i Szkolenia Centralnego Zarządu Więziennictwa:

 

„…praca na stanowisku naczelnika więzienia jest bardzo odpowiedzialna i uciążliwa ze względu na ciągłą styczność z różnym elementem przestępczym. Wymaga dużego napięcia nerwowego i nie ogranicza się do ośmiogodzinnego dnia pracy…”

 

Jego zdaniem Morel, w związku z kłopotami zdrowotnymi, miał trudności „w wykonywaniu obowiązków służbowych na tak poważnym stanowisku”. Po orzeczeniu trwałej niezdolności do służby został zwolniony z dniem 31 maja 1968 r.

 

Sam Morel przyznał, że tyle lat pracy z elementem przestępczym „zupełnie rozkołatało moje nerwy”. Wyliczono, że w więziennictwie przepracował 23 lata, 6 miesięcy i 22 dni. Do końca życia otrzymywał za to emeryturę w wysokości 4968 zł brutto.

 

Salomon Morel funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa w PRL, oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości, urodził się 15 listopada 1919 r. w Garbowie, zm. 14 lutego 2007 r. w Tel Awiwie.

 

Pochodził z rodziny żydowskiej. Wraz z trzema braćmi pomagał prowadzić ojcu niewielką piekarnię, jednak ze względu na złe warunki materialne wyjechał do Łodzi, gdzie podjął pracę w firmie konfekcyjnej jako ekspedient.

 

Po wybuchu wojny wrócił do rodziców do Garbowa. Chcąc uniknąć pobytu w getcie, rodzina Morelów musiała się ukrywać.

 

W czasie wojny Salomon wraz z bratem ukrywał się w gospodarstwie Józefa Tkaczyka, w Garbowie.

 

Józef Tkaczyk został w 1983 r. uhonorowany medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

 

Organizował wraz z bratem Izaakiem i grupą innych napady rabunkowe na mieszkańców wiosek. Grupa została schwytana przez GL.

 

 Morel całą odpowiedzialność zrzucił na swojego brata i uniknął w ten sposób ukarania. W 1943 r. Salomon wstąpił do batalionu im. Hołody w lasach parczewskich, w którym wykonywał głównie prace gospodarcze.

 

W 1944 po zajęciu Lublina przez Armię Czerwoną został strażnikiem więziennym na Zamku w Lublinie, formalnie mianowanie go strażnikiem nastąpiło  9 listopada 1944 r.

 

Naczelnik więzienia Antoni Stolarz w raporcie z 30 listopada 1944 r. wnosił o zwolnienie Morela oraz pięciu innych strażników ponieważ "nie wykonują sumiennie nałożonych na nich obowiązków, nie starają się podporządkować do regulaminu więziennego, zachowują się arogancko, przy czym rozsiewają plotki co do mojej osoby, przez co utrudniają mi pracę i podrywają mój autorytet”.

 

Stolarz prosił w raporcie o zwolnienie tych strażników jako "elementu szkodliwego służbie więziennej".

 

Morel został przeniesiony do pełnienia funkcji strażnika w więzieniu w Tarnobrzegu gdzie rozpoczął pracę 15 grudnia 1944 r. 15 lutego 1945 r. Morel wraz z grupą operacyjną Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wyjechał na Górny Śląsk.

Obejmując od lutego 1945 r. funkcję komendanta obozu „Zgoda” w Świętochłowicach.

gdzie, w całym okresie istnienia obozu zginęło 1855 osób (przypadki udokumentowane przez IPN), domniemana liczba ofiar jest większa.

 

Powodem była głównie epidemia czerwonki, tyfusu plamistego i tyfusu brzusznego, które powstały i rozprzestrzeniły się w wyniku głodu oraz trudnych warunków sanitarnych i higienicznych, dochodziło również do tortur, gwałtów oraz morderstw na terenie obozu.

 

Do obozu kierowano osoby bez żadnych sankcji prokuratorskich, na podstawie decyzji władz bezpieczeństwa.

W większości więźniami obozu byli Ślązacy oraz obywatele III Rzeszy, część więźniów stanowili również Polacy z tzw. "Centralnej Polski" oraz co najmniej 38 obcokrajowców (Austriacy, Belg, Czesi, Francuzi, Jugosłowianie, Rumuni).

 

Występowały przypadki, że do obozu wraz z rodzicami kierowano dzieci. Władze starały się przekonać mieszkańców Śląska, że do obozu trafiają wyłącznie Niemcy oraz kolaboranci.

 

Teodor Duda, dyrektor Departamentu Więziennictwa i Obozów, ukarał Morela 3-dniowym aresztem domowym oraz potrąceniem 50% z pensji za to, że Morel dopuścił do rozwinięcia się epidemii tyfusu oraz nie poinformował o tym na czas zwierzchników a także, za inne uchybienia w prowadzeniu obozu.

 

Obóz został zlikwidowany 16 listopada 1945 roku, zaś Salomon Morel został przeniesiony na stanowisko komendanta do innego obozu.

 

17 września 1946 władze PRL odznaczyły go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

W lutym 1949 r. Morelowi powierzono stanowisko komendanta Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, który po zakończeniu Akcji "Wisła" został przekształcony w Więzienie Progresywne dla Młodocianych Przestępców.

 

W 1954 r. Salomon Morel został ponownie odznaczony – Złotym Krzyżem Zasługi. Do 1956 r. nadzorował jako komendant obozy pracy dla więźniów.

 

Po 1956 roku pracował w różnych zakładach karnych na terenie Śląska. W 1960 otrzymał odznakę Wzorowego Funkcjonariusza Służby Więziennej.

 

W 1964 na Wydziale Prawa i Administracji UW obronił pracę magisterską "Praca więźniów i jej znaczenie”. Był m.in. naczelnikiem Wojewódzkiego Aresztu Śledczego w Katowicach, skąd odszedł na emeryturę w 1968 r. Miał stopień pułkownika służby więziennej.

 

W lutym 1990 r., oddział w Katowicach Głównej Komisji Badań Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, rozpoczął badanie tematu obozu pracy w Świętochłowicach - Zgodzie.

 

W lutym 1991r. Morel został przesłuchany w charakterze świadka przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

 

10 lipca 1992 komisja wszczęła oficjalne śledztwo w tej sprawie. W tym samym roku Morel wyjechał z Polski do Izraela.

 

W maju 1995 OKBZpNP przekazała akta sprawy ówczesnej Prokuraturze Wojewódzkiej w Katowicach,

 

30 września 1996 Salomonowi Morelowi postawiono dziewięć zarzutów, w tym ludobójstwa – pobicia, znęcania się fizycznego i moralnego, sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego dla życia i zdrowia więźniów.

 

Oskarżony m.in. o stosowanie wyszukanej metody tortur tzw. "piramidy", na polecenie Morela wg świadków strażnicy mieli rzucać więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi.

Zarzuty wobec Morela oparto przede wszystkim na zeznaniach ponad 100 świadków, spośród których pięćdziesięciu ośmiu było więźniami obozu w Świętochłowicach Zgodzie.

 

Morel po latach swoje zachowanie uzasadniał wcześniejszymi przeżyciami z obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie miał przebywać jako więzień, co jednak nie znajduje oparcia w faktach.

 

19 grudnia 2003 Sąd Rejonowy w Katowicach wydał w sprawie Morela postanowienie o tymczasowym aresztowaniu na okres 7 dni od daty zatrzymania.

 

Nastąpiło to na wniosek Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach.

 

W postanowieniu mówi się o tym, że w okresie od lutego do listopada 1945 roku w Świętochłowicach, będąc funkcjonariuszem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – Departamentu Więziennictwa, jako Naczelnik Obozu Zgoda, dopuścił się zbrodni przeciwko ludzkości, stanowiącej zbrodnię komunistyczną na umieszczonych w tym obozie (ze względów narodowościowych i politycznych) więźniach.

 

W lipcu 2005 Izrael odmówił wydania Morela polskim władzom, gdyż prawo izraelskie nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli.

 

Ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas zapowiedział wtedy, że nie będzie kolejnych starań o jego wydanie.

 

Za Salomonem Morelem wystosowano list gończy.

 

W lutym 2006 r. na kilka miesięcy zawieszono wypłacanie mu emerytury z Biura Emerytalnego Służby Więziennej – podstawą do tego był brak kilku dokumentów, które jednak Morel dosłał pocztą.

 

Salomon Morel zwykł był osobiście "witać" młodych skazańców

Po obozie śmierci w Świętochłowicach pozostały już tylko słupy z czerwonej cegły. Reszta porosła chwastami zapomnienia. Ale to właśnie tu, zaledwie w ciągu 7 miesięcy 1945 roku zamordowano około 2500 dzieci, kobiet i mężczyzn. Większość ofiar pochodziła ze Śląska i została oskarżona o "narodowość niemiecką" lub o "niechęć do nowej władzy". Dziś też wiadomo, że z nieznanych przyczyn za drutami obozu znaleźli się także Holendrzy i Szwajcarzy. Do tej pory prokuratura w Katowicach udokumentowała śmierć 1538 więźniów. Za każdą z tych ofiar odpowiedzialny jest Salomon Morel - komendant obozu koncentracyjnego.

Salomon Morel, polski Żyd, urodził się w 1919 roku w miasteczku Grabowo. Tak więc w czasie wybuchu wojny miał 20 lat. Przez długi czas nie bardzo było wiadomo, jak przetrwał piekło Holokaustu choć sam zainteresowany zawsze utrzymywał, że był więźniem Oświęcimia i tylko "cudem" przeżył. Dziś wiadomo, że Salomon Morel kłamał bowiem nigdy nie znajdował się w czasie wojny w żadnym z niemieckich obozów koncentracyjnych.

Kiedy Niemcy rozkazali Żydom przenieść się do getta, rodzina Morelów zaczęła się ukrywać. Pierwsze lata przetrwania zawdzięczali polskiej rodzinie Tkaczyków, na jednej z lubelskich wsi. Zresztą w 1983 roku Józef Tkaczyk, za uratowanie Morelów został odznaczony medalem "Sprawiedliwy wśród narodów świata". Ukrywanie się w podziemnym bunkrze nie odpowiadało jednak Salomonowi i jego bratu. Ponieważ czasy były burzliwe a i o broń stosunkowo łatwo, wkrótce zorganizowali bandę przestępczą, rabującą już nie tylko żywność ale także kosztowności przy okazji gwałcąc kobiety. Banda była na tyle brutalna i aktywna, że zwróciła na siebie uwagę polskiego podziemia. Skończyło się to rozbiciem gangu, zastrzeleniem brata choć sam Salomon zdołał umknąć. Po niedługim czasie wypłynął ponownie, tym razem jako "partyzant" komunistycznej grupy Armii Ludowej Grzegorza Korczyńskiego (Kilianowicza).

W 1943 roku Salomon Morel przedostał się do Związku Sowieckiego. Co tam robił, nie wiadomo. Jedno jest pewne, wrócił do Polski jako pracownik Urzędu Bezpieczeństwa i rozpoczął swą krwawa "karierę" jako funkcjonariusz więzienny na Zamku Lubelskim, gdzie przetrzymywano i mordowano żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wolności i Niepodległości itd. Musiał nieźle przysłużyć się sowieckim mocodawcom bowiem wkrótce został mianowany komendantem obozu koncentracyjnego w Świętochłowicach.

Sam obóz teoretycznie był przeznaczony dla volksdeutschów i "faszystów niemieckich" a w rzeczywistości znajdowali się tam głównie mieszkańcy Śląska i cywile niemieccy, jako że obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa. Metody eksterminacji były typowe: potworny głód (125 g chleba - [dwie kromki] na cały dzień i chochla cienkiej zupy stanowiło całe pożywienie). Do reguły należało przetrzymywanie więźniów na placu apelowym -12 godzin stania na mrozie, deszczu lub upale. Wskutek świadomych działań nie zabezpieczono odpowiednich warunków sanitarnych, w związku z czym wkrótce w obozie wybuchła epidemia tyfusu i dyzenterii. Według zeznań świadków, dziennie umierało 20 - 30 osób. Sam Morel też był aktywny wbezpośrednim procesie mordowania. Jego ulubioną "zabawą" było masakrowanie głowy ofiary przy pomocy drewnianej pałki. Jak sam często mawiał, amunicja była zbyt kosztowna do pozbawiania życia. Nagie zwłoki ofiar posypywano wapnem i zakopywano w okolicznych cmentarzach w nie oznakowanych zbiorowych mogiłach. Potem mogiły równano z ziemią.

Nowa władza komunistyczna szybko zorientowała się w możliwościach Salomona Morela. Powierzono mu nowe zadanie, tym razem komendanturę obozu koncentracyjnego w Jaworznie. Był to obóz pohitlerowski, gdzie po 1945 roku mordowano Niemców, Ślązaków, Ukraińców i Polaków. Tych ostatnich za najmniejsze uchybienia wobec reżymu komunistycznego - zwykle wystarczało zwykłe pomówienie. Nie chodziło przecież o znalezienie winnego - chodziło o rozprzestrzenianie terroru i w ten sposób zastraszenie całego społeczeństwa.

Pod koniec lat czterdziestych w Moskwie zapadła decyzja o skierowaniu do obozu koncentracyjnego w Jaworznie polskich dzieci. I tak, chyba po raz pierwszy w historii ludzkości powstał obóz koncentracyjny dla nieletnich.

Młodzieżowe organizacje antykomunistyczne powstawały zwykle w oparciu o, rozwiązane przez nową władzę, struktury przedwojennego harcerstwa. Należeli do nich mali patrioci ze szkół średnich choć nie brakowało także uczniów podstawówek. W ramach tzw. "Małej dywersji" były nawet zastępy dziewczęce, zwykle zajmujące się redakcją i kolportażem antykomunistycznych ulotek. Chłopcy zbierali broń, malowali na murach patriotyczne hasła a przede wszystkim organizowali się w grupy, które w niedalekiej przyszłości miały prowadzić zbrojną walkę z okupantem. Na skutek słabej znajomości zasad konspiracji oraz braku możliwości kontrwywiadu, organizacje młodzieżowe zwykle "wpadały" już po roku a najdalej dwóch latach działalności. Niemniej, jak stwierdza tajny dokument Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 1964 roku, w latach 1944 - 56 w Polsce istniało 475 nielegalnych organizacji młodzieżowych.

W tej sytuacji Urząd Bezpieczeństwa, wtedy jeszcze obsadzony sowieckimi oficerami, postanowił przeznaczyć obóz w Jaworznie dla małych, polskich patriotów. Zgodnie bowiem z nowym kodeksem karnym kara śmierci mogła być wykonana na dziecku, które skończyło 12 lat.

Zwykle, zaraz po zatrzymaniu, młodociani przeciwnicy sowietyzacji poddawani byli wielotygodniowym torturom. Miało to na celu wymuszenie zeznań ale także psychiczne załamanie. Do typowych metod należało bicie, kopanie buciorami po całym ciele, kneblowanie ust i wlewanie wody do nosa, wbijanie nogi od stołka w odbytnicę itd. Bodajże jednym znajbardziej powszechnych sposobów tortur było zamykanie więźniów w piwnicach, wypełnionych po pas wodą. Zostawiano ich tam na kilka dni. Zaśnięcie groziło utopieniem. Zachowały się relacje, opisujące ten sposób znęcania się nad, jakby nie było, małymi dziećmi. Po kilkutygodniowych badaniach zapadał wyrok - za namalowanie antybolszewickiego hasła można było dostać 10 lat, za ulotki 6 lat itd. Co charakterystyczne, młodocianych więźniów transportowano do obozu w Jaworznie w .....niemieckich mundurach. Obstawa wszem i wobec rozgłaszała, że oto konwojują niedobitki Hitlerjugend a samym więźniom, pod karą śmierci, zabraniano odzywać się w języku polskim.

Salomon Morel zwykł był osobiście "witać" młodych skazańców. Do repertuaru należało odmieniane na wszelkie możliwe sposoby słowo "bandyci", kazał też spoglądać w niebo, bo jak twierdził "czynią to ostatni raz, jako, że on, Salomon Morel osobiście dopilnuje, żebyście tu zdychali wolno na suchoty". Zapowiadał egzekucje za najdrobniejsze uchybienia wobec regulaminu obozowego a wszystko to gęsto było przetykane wulgarnościami rodem wprost z rynsztoka.

Jak wiemy dzisiaj, obóz miał spełniać dwa podstawowe zadania. Najbardziej upartych, a więc tych o niezachwianym patriotyzmie, trzeba było zlikwidować fizycznie zaś resztę złamać, wydrzeć duszę i wpoić zwierzęcy strach przed batem. Jak wyznał raz jeden z byłych oficerów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zaangażowany w pracę w Jaworznie:

"Mieli być naszymi poddanymi, donosicielami, gotowymi pod wpływem strachu sprzedawać najbliższych i przyjaciół. Po latach "ćwiczeń" w obozie, rozesłani do miast, mieli tworzyć legiony kapusiów, wzmacniając w ten sposób urzędy bezpieczeństwa." I to właśnie takie szatańskie zadanie wykonywał Salomon Morel. Często wzywał dzieci na przesłuchania i osobiście je bił kiedy na pytanie : kto ty jesteś? odpowiadały: więzień polityczny. Darł się przy tym, że polityczni więźniowie to byli przed wojną a tu, w Jaworznie, są tylko bandyci.

Dziś wiadomo, że przez obóz koncentracyjny w Jaworznie przeszło około 10 tysięcy polskich dzieci.

Sam Morel po około dwóch latach został odwołany ze stanowiska komendanta choć do roku 1956 nadzorował Ośrodki Pracy dla Więźniów.

Na początku lat 90-tych Główna Komisja Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu wszczęła śledztwo wobec niego. Zdążono go raz przesłuchać ale zanim postawiono konkretne zarzuty opuścił on Polskę. Widziano go w Szwecji gdzie starał się o azyl, przedstawiając się jako ofiara ......polskiego antysemityzmu. Azylu politycznego nie otrzymał, głównie dzięki zainteresowaniu jego osobą prasy niemieckiej, która chciała się dowiedzieć kilku szczegółów z jego pracy w obozie w Świętochłowicach. Zmuszony do kolejnej ucieczki zatrzymał się dopiero w Izraelu, gdzie zresztą mieszka do dziś.

Fakt, że Salomon Morel jest Żydem nic jeszcze nie znaczy. Każdy naród ma swoich zwyrodnialców i jak to zawsze mówiłem, wina może być tylko indywidualna. Nie mniej odmowa ekstradycji Morela z Izraela do Polski jest już inną sprawą. Co prawda, odmowa wydania zbrodniarza jest całkowi ie zgodna z konstytucją Izraela, która zabrania ekstradycji swoich obywateli. Po drugie, zgodnie z kodeksem karnym Izraela, za ludobójcę może być uznany tylko ten, który zabijał Żydów. Poza tym, prawnicy izraelscy powołują się na 20 letni okres, po którym następuje przedawnienie. Problem tylko w tym, że to właśnie światowe organizacje żydowskie nie dopuściły do przedawnienia, i słusznie, zbrodni hitlerowskich. Tak więc, jak sądzę, czas najwyższy na rewizję pewnych założeń prawnych, szczególnie teraz, w dobie szalejącej Politycznej Poprawności. Krzywda ludzka bowiem ma wymiar ponad narodowy czy rasowy. A zacząć by trzeba od zaocznego procesu karnego przeciwko zbrodniarzowi w Polsce i przynajmniej pozbawieniu go na razie wszystkich praw obywatelskich. Pozwoliło by to przynajmniej na odebranie Morelowi emerytury. Taka bowiem do dnia dzisiejszego, w wysokości 2,5 tysiąca złotych, jest mu wypłacana przez katowicki Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Poza tym, Morel w Świętochłowicach i Jaworznie nie działał sam. Miał do dyspozycji spora grupę funkcjonariuszy MBP z czego część żyje do dzisiaj i też pobiera wysokie emerytury. Jest coś odrażającego w tym, że wielu żołnierzy Armii Krajowej dziś ledwo wiąże koniec z końcem a ich prześladowcy żyją dostatnio.

14 lutego 2007 Salomon Morel zmarł w Tel Awiwie.

 

Dokumenty, cytaty, źródła:

 

]]>http://www.oboz.w.of.pl/jaworzno2.html]]>

 

]]>http://pl.wikipedia.org/wiki/Salomon_Morel]]>

 

]]>http://niezlomni.com/?p=3311]]>

 

 

 

 

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)

Komentarze

Sprowadzeni do mojej wsi w XVII wieku przez Niemców Żydzi zajęli się natychmiast wywłaszczaniem miejscowej ludności, uprzemysłowieniem, urbanizacją, eksploatacją i alkoholizacją - tylko nieliczni zajmowali się uczciwym handlem, usługami lub kulturą. 

Tuż przy XIII wiecznym kościele ufundowanym przez Władysława Łokietka wybudowano żydowską szkołę a synagogę wzniesiono na ruinach piastowskiego zamku w sąsiadującym Bytomiu. 

Szczyt bezwzględnych zniszczeń stanowiła druga połowa XIX wieku i początek XX wieku, aż do kompletnego przejęcia zagarniętych przez Żydów śląskich majątków przez hitlerowców i posłania Żydów do komór gazowych w 1941 roku. 

W 1945 roku Żydzi, tacy jak Salomon Morel (lub działający do dziś Aleksander Kwaśniewski vel Stolzman, Adam Michnik vel Szechter czy Jerzy Kucharek) powrócili z sowieckimi okupantami i kradną i mordują do dziś kontynuując nawet bezpośrednio działalność Friedländera i Giesche

Obozy koncentracyjne znajdowały się nie tylko w Świętochłowicach i Jaworznie, ale w każdej niemal kopalni czy większym zakładzie przemysłowym i wiele z nich funkcjonuje do dziś. Głównie ukraińscy sowieci nadzorujący te obozy (Zdzisław Tuczapski, Konrad Kuczyński, Krawczyk…) zdążyli zapewnić swym potomkom luksusy w ciepłych krajach (n.p. Izraelu czy południowej Francji)

Po nieco szczegółów zapraszam na: 

http://sbb-music.jimdo.com

Vote up!
1
Vote down!
0
#1480101