Homo homini lupus est? Tak jest!

Obrazek użytkownika Piotr Franciszek Świder
Idee

Co robią lemingi, gdy widzą niekorzystne słupki w sondażach dla matki partii, którą popierają? Jedne wyją, inne gryzą wroga, a jeszcze inne z podkulonym ogonem zmykają do stajni silniejszego przewodnika stada. Co robią lemingi, gdy słupki ich idoli pną się po stromiznach łaski ludu do góry? Już tylko wyją - do księżyca, bo czas rui się zbliża.

Zaraz, zaraz? Leming to nie wilk, to świniowaty szczurek, który chomikuje w swoim mózgu brylanty hedonizmu typu maso i ogonkiem chwyta wirtualnego partnera sado, by spełniał jego pragnienie bycia niewolnikiem. (Dobra definicja?)

Ma jednak (leming) jedną cechę wspólną z wilkiem: lubi przynależeć do watahy i stać jak najbliżej przewodnika stada, któremu pchły gotów iskać ze skóry.

Zastanawiacie się, dlaczego napisałem te bzdurne zdania?

Nie kombinujcie - sam wyłożę. Rzecz dotyczy sondażu Homo Homini dla Polskiego Radia i myśli spłodzonych w głowach dwóch zacnych luminarzy nauki i publicystyki polskiej, Norberta Maliszewskiego i Tomasza Sakiewicza. Myśli na temat różnych implikacji oraz konsekwencji politycznych tego sondażu.

Najpierw sondaż Homo Homini. A następnie uzasadnienie tezy, że człowiek człowiekowi wilkiem jest!

Sondaż z końca stycznia 2011 r. wykłada, że PO spadło (do 33,1 proc.) a PiS urosło (do 27,3 proc.). Urosło i wszystkim innym (SLD - 16,1 proc., wzrost o 2,1 proc., PSL - 8,5 proc. wzrost o 1,9 proc., PJN - 6,6 proc., wzrost o 2,4 proc.), w tym urosło kawalerowi gumowego atrybutu męskości (2,2 proc., wzrost o 0,6 proc.). Najnowszy sondaż z 7. lutego 2001 r. potwierdza tylko spadek (?) notowań PO do 34,1 proc. i wzrost dla PiS (do 27, 7 proc.).

Uf... rośnie, wszystkim rośnie, a jednemu tylko spada. Nadchodzą zmiany.

A teraz pozwólcie, że rzeknę słowo od siebie. Mój stosunek do sondaży jest mniej więcej taki jak do kondomów Janusza P. Nie używam. Bo sondaże są z gumy balonowej ściemnionej. Dmucha się z nie jak w baloniki i one rosną, a pękają dopiero wówczas, gdy u bukmacherów zaczyna spadać.

A dla osiągnięcia efektu, pęknięcia i rozpadu partii w polskiej polityce, zazwyczaj wystarczyła niełaska ludu. Przekłuwał on balonik szpileczką niezadowolenia i znów pogrążał się w letargu. Czy zdecyduje się przekłuć balonik PO?

Tak na oko, jeśli PO zjedzie w sondażach do 20 proc, to i ten balonik pęknie.Ale guma zostanie i zostanie zużyta przez starych członków do produkcji nowego balonika. Stare członki starych partii, w przeciwieństwie do starych baloników, nie zużywają się i wskakują na nowe platformy, już jako nowe członki nowej partii. Taka jest nasza klasa polityczna. Potrafi tworzyć i przepoczwarzać siebie w gumie.

Jak robi się baloniki? I dla kogo? Raz dla partyjnych bojowników ze wszelkich stad (się robi), dwa dla bezpartyjnych lemingów ze wszystkich stad (się robi). I jakby po to (się robi), żeby sobie trochę posterować reakcjami publiczności. Tak nada! Wielka geopolityka nie może być oddana demokracji. Ktoś starszy i mądrzejszy musi stery trzymać, by Polska nie zjechała z kursu i ścieżki.

I baloniki robi się nie dla błahych powodów - z konieczności. Są one produktem racji stanu - to pewne. Jedyna wątpliwość pojawia się, gdy zaczniemy myśleć, czy na pewno polskiej. Sondaże są produkowane zasadniczo dla dwóch celów. Pierwszy, by sondować mózgi obywateli i drugi, by sterować osądami. I zasadniczo to działa. Lemingi dają się układać w stada, a wolny od kieratu pracy czas lubią pędzić przy okładaniu osądami lemingów z wrogiej grupy. Albo idą grillować do sąsiada.

Problemem dla producentów baloników są zasadniczo ludzie samodzielnie myślący. Bo jak tym sterować z ekranu? Są jednak inne metody - bardziej dosadne i bolesne. Można takiemu pracy odmówić. Ba, nawet trzeba, bo zacznie mieszać wśród samych swoich.

Nie opuszcza mnie myśl przy tym, że taką Polskę zgodził się budować Tusk. I odniósł wiele sukcesów na tym polu. Ale również na tym polu polegnie.

Sondaże przestają mu już służyć. Jeszcze tu i ówdzie zaprzyjaźnione media zalepiają medialną ściemą dziury w państwie, w budżecie, w emeryturach, w służbie zdrowia, w energetyce, w przedsiębiorstwach, które nasz Premier wybił bez głowy. Zalepiają jednak bez przekonania. Balonika, z taką liczbą dziur, z takim ciężarem długu, nie da się już bowiem poskładać do kupy. Przestał trzymać powietrze iluzji. Trzeba zacząć produkcję baloników nowych. Kto wie, może jeden z nich elektorat zechce nadmuchać.

Oto nadchodzi czas, gdy znów musi być zastosowana strategia lisia. Jak ukraść kury z kurnika i winę zwalić na psa, który go pilnował? Oto nowe zadanie dla elit. I zaczynają ruch w kotle, by je wypełnić - każdy członek staje na swoim odcinku frontu i do nas strzela amunicją obietnic, analiz, uczonych pouczeń.

Sondaże mają moc kruszenia serc polityków. Potrafią ich złamać lub wzruszyć. Skłonić do wypowiedzenia każdych słów, które dają poklask. Gra zawsze toczy się na wzrost słupków. A słupki ostatnio wariują.

Pierwszemu prymusowi stada opadają, co doprowadza go do wściekłości i ruchów niemiłych dla kumpli (Donald Tusk), drugiemu, z tego samego stada, nakazują myśleć o szalupie ratunkowej (Grzegorz Schetyna), trzeciemu przypominają, że czas powrotu do polityki się zbliża (Jan Rokita), czwartemu podsuwają fatamorganę o wymoszczonych ławach na Wiejskiej, by drużyna rozłamowców mocniej wiosłować zaczęła (Joanna Kluzik-Rostowska)), piątemu przypominają, że pstry koń łaski nie odwrócił się od lewicy i znów chce ponieść towarzyszy do koryta (Grzegorz Napieralski), szóstemu dodają otuchy, że chłop nie spamiętał smuty współrządzenia i pozostanie wierny (Waldemar Pawlak), siódmemu przemycają, że pozostaje wciąż w grze (Janusz Palikot), ósmemu dają kupę dobrych rad i instrukcji (Jarosław Kaczyński.)

Dziewiąty (Bronisław Komorowski), póki co poza konkursem wyborczym, postara się ulepić nowy obóz ze starych członków.

Po dziesiąte kończą mi się palce u rąk. Zakończę wyliczankę, bo w potylicy pojawiają się kolejne permutacje rzeczy tu niewyliczonych a możliwych.

I do meritum. (Najczęściej się mylę. Oczywiście, że życie ułoży to inaczej niż tu piszę.)

Tak nie jest, jak głosi Norbert Maliszewski. Oczywiście, że PO i PiS idą łeb w łeb, bo 6 proc. różnicy, to żadna różnica, gdyż w przeszłości PiS zawsze był w sondażach pomniejszany (poniżany).Oczywiście, że PiS ma szansę być liderem sondaży już w lutym a nie dopiero w maju. Oczywiście, że naród idzie przez żołądek do urny, czyli wyniki kolejnych sondaży najmocniej zależą od czynników ekonomicznych. Oczywiście, że tak jest! I co z tego?

Ano nic. Nic to zero absolutne. Całe rozumowanie doktora nic nie jest warte z punktu widzenia egzystencjalnego interesu Polaka. Chleb podrożeje i żywność podrożeje (wiele się na to składa czynników). Podrożeje życie (by nie umrzeć bez opieki lekarskiej i w poniżeniu) dla wielu rodzin. Podrożeje też cena honoru i odwagi, gdyż wielu udowodni, że nie potrafi oderwać się od nikczemności bycia hipokrytą w polityce.

Czy coś potanieje? Tak, potanieje głupota Polaków, którzy powinni koniecznie pozostać ogłupionymi lemingami (i publicystów, których nikt nie zechce już czytać, bo agitka stanie kością w gardle kolejnym milionom). Mnie to już mierzi, całe to polskie bagno. Cały ten system ustroju III RP prowadzący wprost do braku odpowiedzialności polityków za własne słowa i czyny.

I pozwolę sobie zacytować mały fragment z proroctw doktora N. M.:
"PiS ma szansę, aby już w maju zostać liderem sondaży. Głównym powodem przewidywanego wzrostu poparcia nie jest kwietniowa rocznica tragedii Smoleńskiej. Owszem, wspomnienie ofiar, zwłaszcza pary prezydenckiej, smutek, mogą na zasadzie empatii przysporzyć nieco głosów PiS. Oczywiście, jeśli poltycy tej partii nie będą organizować marszów z pochodniami, tworzyć mitów akceptowalnych jedynie dla ludzi o radykalnych poglądach."

A skomentuję to tak. Dlaczego piernik ma udawać wiatrak?

Po pierwsze. Wymiar tragedii smoleńskiej przekracza zdolności do tworzenia mitów przez kogokolwiek. Mit ten rośnie miesiące i będzie rósł przez kolejne lata, by zasiąść w panteonie największych polskich mitów, a jedyną powinnością Polaków, niezależnie od orientacji politycznej, mogłaby być staranność, by wyrastał on na glebie faktów a nie teorii spiskowych. Czy władze rosyjskie nam w tym pomagają? Czy rząd Donalda Tuska wykonał swoje zadanie wobec tego mitu, wobec polskiej historii i przyszłości Polski? Ulepił gówno prawdę z własnych fobii i żądz - na razie tyle.

I po drugie. Gospodarka, głupcze, nie znosi wojny - nawet tej prowadzonej przez partyjnych bojowników, którzy na medialnych frontach wspólnie z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami miotają wirtualne kule nienawiści w kierunku swego wroga, pomimo że ten od lat siedzi w okopach dla opozycji. I stamtąd, z tych okopów, wspólnie z mediami na spokojnie powinien pracować nad konstruktywną krytyką niedoróbek legislacyjnych ekipy rządzącej. Gospodarka lubi współpracę, zdrowe koalicje, spokój i strategie długofalowe, mądre, przemyślane w detalach i nakreślone na lata dłuższe niż byt jednej kadencji Sejmu. Niech ktoś to wreszcie zrozumie w moim kraju i puknie się w głowę. Gospodarka, głupcze, ma wreszcie swój wymiar narodowy i państwowy, jeśli naród chce trwać.

Mam w nosie dobre rady i sugestie dotyczące poprawnych politycznie zachowań Jarosława Kaczyńskiego. Każdy gra na własny rachunek. Moja sugestia dla PiS byłaby zupełnie inna.

Dlaczego nie potraficie mądrzej zagospodarować przestrzeni tego mitu? Dlaczego staliście się zakładnikami gry obozu przeciwnego i pozostajecie wciąż w defensywie? Nie macie sił, by zaufać letnim, czyli również myślącym, poza schematami kilkuletniej wojenki politycznej Tuska, obywatelom. Nie macie sił, by wykrzesać z siebie coś więcej niż stagnacja i trwanie w okopach? Nie chce się wam wyjść do ludzi, bo wolicie wypasione studia i pojedynki (j)elit? Rozumiem. Taki czas, ale i on się wkrótce skończy. Co stanie się potem? Nie z wami, bo mam to w nosie - z Polską.

Doktor Maliszewski ostrzega z troską:
"Jeśli PiS także zamierza wyprowadzić ludzi na ulicę, to paradoksalnie osiągnie odwrotny efekt". Odwrotny efekt to ponowne zjednoczenie skłóconych działaczy PO wokół jej lidera, Donalda Tuska.

A jeśli ludzie sami z siebie zechcą wyjść na ulicę, bo są niezadowoleni z wielu rzeczy dotyczących efektów rządów Donalda Tuska, zaś rocznica tragedii smoleńskiej ustanawia tylko w ich sercach i umysłach taki symboliczny zwornik dla tego niezadowolenia? To wówczas co? - panie doktorze. PiS ma ich powstrzymywać, czy może się pojawić pod Pałacem Namiestnikowskim?

"Nie można o tym zapominać, że premier już niejednokrotnie był w sytuacji kryzysowej i potrafił przeprowadzić skuteczną kontrofensywę. Jak na razie jej nie ma.Premier zapowiada, że będzie „robił swoje”, a więc kontynuował politykę „małych kroków”. Nie jest to jednak dobra strategia.Głównym problemem PO jest to, że wyborcy stali się pesymistami co do przyszłej sytuacji państwa, np. czy rząd poradzi sobie z długiem publicznym. Premier musi opowiedzieć Polakom, po co chce władzy na kolejne lata, a więc jakie ma cele i konkretne sposoby ich realizacji."

To znów obszerniejszy cytat. Zapisałem go tu, bo mnie poraził logiką. Otóż radzi Maliszewski Premierowi, żeby obiecał Polakom, że poradzi sobie z długiem, za który jest odpowiedzialny. Zamiast obiecanych autostrad, modernizacji państwa i gospodarki, spokojnych reform budżetu i instytucji, służby zdrowia i emerytur mamy cholerny dług i rozpad państwa polskiego. Ale co tam: niech Premier wyjdzie ze swoją laską i uderzy raz jeszcze w skałę cudów. Na pewno popłynie woda. A kto tam wie, może z niektórych łepetyn popłyną łzy wybaczenia za wszystkie poprzednie kłamstwa i całą tą hucpę w medialnych teatrach piaru.

A szef "Gazety Polskiej", Tomasz Sakiewicz krytykuje retorykę Maliszewskiego jakby w moim stylu:
"Do tej pory, jeżeli ktoś z okolic mainstreamu mówił o dobrym wyniku PiS, to raczej w kontekście straszenia wszystkimi możliwymi kataklizmami. Tymczasem prawdziwe plagi trapią nas za obecnych rządów."

A jednak jakby i nie. Nie, gdy przekreśla chleb nasz powszedni jako powód do niepokoju solidarnego narodu i elity. Naród musi rozpocząć bolesny proces wymiany elit, bo co to za naród, którego elita na nim żeruje? I to bezkarnie.

Mam wątpliwości panie Tomaszu S. Może czegoś nie rozumiem, ale mam wątpliwości m.in. co do tych zdań:
"Dla elektoratu, który popiera Prawo i Sprawiedliwość, to, co dzieje się wokół katastrofy, jest ważniejsze niż cena chleba. (...) Tym też różniła się elita od reszty w II RP, Polsce rozbiorowej, a także w I RP. Elita je chleb tak jak inni, ale od chleba ceni bardziej wolność, godność i honor."

Ubiera Pan nagą rzeczywistość w szaty ułudy pobożnych życzeń i tyle - tak to skomentuję. I uzasadnię. Naga rzeczywistość jest taka, że dla znikomej części elektoratu PiS, polski patriotyzm, zakorzeniony głęboko w kulturze i tradycji, faktycznie niesie powołanie do heroizmu. Sam znam wielu Polaków, dla których od ceny chleba ważniejsza jest wolność, godność i honor.

Ale nie mam złudzeń co do całej klasy polityków. Mechanizmy negatywnej selekcji do politycznej sekty III RP poczyniły tak wielkie spustoszenia w sumieniach polityków, prawie niezależnie od barw partyjnych, że tylko naiwny da się nabrać na narrację: tylko PiS jest szlachetnie czysty, nieskalany.

Postawię inną tezę. Nikt nie jest, a jeśli jest, niech nadal rzuca kamienie na jawnogrzesznice z konkurencyjnych stajni. Jakoś to przeżyjemy - z niesmakiem i bólem.

Alternatywa dla przemocy jawnej i ukrytej jest niemożliwa zresztą na tym świecie. Obrzucanie kamieniami rozkwitnie tylko mocniej w roku wyborczym. Jedyne co się nie zmieni to prowodyrzy rzucania i plucia. Królową balu nadal pozostanie siostra nienawiść i jej siostrzenica, pogarda.

Bywa, że i Freud ma rację. Nienawiść do bydła i ciemnogrodu to tylko projekcja stanu własnego wnętrza na przeciwnika. Gdyby tylko to. System bezlitośnie niszczy lemingów - niezależnie od stajni, którą wybrali by być parobkami. On ich lepi prawie z absurdu, wciąga w gry elit, które nie mają litości nad Polską, nad nikim, kto zagra z nim w pokera. On, ten system, musi zdechnąć, żebyśmy my zaczęli normalnie żyć.
Znów cytat z Tomasza Sakiewicza:
"Biorąc do ręki „Gazetę Polską”, wybierają państwo środowisko, które mało przejmuje się w swojej twórczości tym, co powiedzą o nas guru salonów i celebryci dominujących mediów."

A ja przejmuję się potworkami mentalnymi, które jeszcze spłodzą w wylęgarniach mediów. Wprawdzie sam prawie już nie oglądam klownów z cyrku mainstreamu, ale martwi mnie nasączanie neuronów widzów wężowymi narracjami. Odciąłem się od szklanego ekranu, gdy zauważyłem, że kręcą w kółko te same numery. Nudne toto i żałosne jakoś.

Ale jeśli ktoś lubi żyć w podłączeniu do matriksu - wolna wola. Ani "Gazeta Polska" ani Matka Boska nie oderwie leminga od guzika, który daje mu przyjemność pogardy dla innych. To jest chleb Tuska, którym karmił miliony swoich niewolników przez minione pięć lat. I mógł karmić, bo karmieni mieli chleb nasz powszedni na stole, a wielu z nich również i lody.

"Dzisiaj coraz więcej publicystów i analityków godzi się z możliwym powrotem PiS do władzy. Godzą się pod warunkiem, że PiS się całkiem zmieni. Na mojego nosa to jedyna możliwość, by PiS obecnie do władzy nie wrócił. Jeżeli nastąpi zmiana, nie dokona się na pewno w imię wykreowania nowego Tuska." - pisze Tomasz Sakiewicz.

I przyszedł moment, żeby się zgodzić - z analitykami i z Tomaszem Sakiewiczem, który się z nimi nie zgadza. Tak, ja też uważam, że PiS musi się totalnie zmienić, by wrócić do władzy - i tu zgadzam się z analitykami. Tak, zgadzam się z nimi, ale moje wołanie o zmianę idzie w zupełnie przeciwnym kierunku.

PiS ma wreszcie zacząć pracować nad budową ruchu społecznego. Dokładnie ma czas do 10 kwietnia 2011 roku. Potem ten czas przeminie z wiatrem i rację zaczną mieć analitycy podobni do dr Maliszewskiego. A Pana racja, panie Tomaszu leży dokładnie w tym miejscu, gdzie przewiduje pan prace nad wykreowaniem nowego Tuska.

Wszystko ma swój czas - i żeby nie cytować tu mądrości Koheleta, napiszę, że ten czas lubi przeminąć wcześniej niż potrafią zauważyć to analitycy. PO zacznie spadać szybciej i szybciej - na dno sondaży.

PiS ma być wyraźny i zarazem elastyczny, pragmatyczny, otwarty na nowe środowiska oraz zasadniczy w sferze programu i wartości. Grożą mu bowiem naraz dwie plagi egipskie: raz, może wygrać nieznacznie, i dwa, będzie sobie na scenie ku chwale swoich posłów i pracowników ich biur poselskich. Dla wielu bojowników tej partii ten drugi scenariusz jest nawet bardziej pożądany, wymarzony. Diety brać, za nic nie odpowiadać, czuć własną wagę i powagę. A któż by nie chciał?

Upadek PO nic jednak nie zmieni na polskiej scenie politycznej. Klasa polityczna podzieli tort inaczej między siebie - tylko tyle. I w rezultacie, po wyborach parlamentarnych na ekranach pojawią się te same gęby.

Spustoszenie w otchłaniach umysłu wielu naszych rodaków jest dziś tak wielkie, że nie poskładają sobie tego, co się dzieje z Polską do kupy. Będą trwać przy swoich guru z mainstreamu i cieszyć się, że są karmieni wykwintnym pokarmem wprost z ust Moniki O. Tomasza L., Grzegorza M. i innych guru, których nie będę tu zliczał, bo wstyd. Założy się Pan?

To jaka droga przed Polską? Ano marna. Znów zmarnowana pośród szans, od których się odwracamy. Na wykładanie niektórych idei za wcześnie. Niech sobie spokojnie dojrzewają. Ja tymczasem oddalam się stąd, by spokojnie poczytać Koheleta. Mądrzejszy on od tych wszystkich współczesnych głupków.

Homo politicus homini lupus est! Tak bym to zapisał. Tak w Polsce jest!

Brak głosów

Komentarze

Vote up!
0
Vote down!
0
#133597

Albo chyba lepszy dziś jest Komorowski.

Pozdrawiam
Piotr Franciszek

Vote up!
0
Vote down!
0

Piotr Franciszek

#133694