Weekendowa(?) opowieść filmowa o katastrofie smoleńskiej?
Przepraszam, ale nie umiem się powstrzymać od tego wpisu i muszę podzielić się z Wami moimi wrażeniami na temat filmu wyświetlanego w Polsce w roku 1997 lub 1998. Czas w tym przypadku jest ważny!
[…] Zbliża się Boże Narodzenie. Dlatego postanowili pójść do kaplicy. Nagle podeszła do nich kobieta, która poprosiła o potrzymanie jej dziecka. Wkrótce wszyscy zorientowali się, że kobieta wsiadła do autobusu Sky High Plaza. […] Dowiedzieli się, że Sky High Plaza to wielkie centrum handlowe w Los Angeles. Byli w szoku kiedy dotarli na miejsce. Centrum handlowe było zawieszone wysoko w chmurach. […] Okazało się, że w tutejszym świecie konsumpcja była na tak wysokim poziomie, że właściciele sklepów postanowili stworzyć wielkie centra ze wszystkim: szkołami, szpitalami, mieszkaniami. Wszystko tylko po to, by klienci jak najdłużej przebywali w centrum handlowym. Gdy już wjechali ruchomymi schodami do zawieszonego w chmurach kompleksu, zobaczyli, że niektórzy pracownicy noszą dziwne bransolety na ręku. Byli głodni, więc zamówili sobie duże dania. Niestety okazało się, że centrum Sky High Plaza nie przyjmuje gotówki tylko pieniądze ze specjalnej karty. Podróżnicy zostali zmuszeni podjąć się więc jakiejś pracy. Właściciel centrum pokazał im, gdzie będą pracować. Jeden z podróżników przebrał się za Świętego Mikołaja, a reszta bohaterów za elfy. Ich zadaniem było rozdawanie darmowych cukierków i zachęcanie klientów do zakupienia jak największej ilości towarów. Okazało się też, że większą część pensji trzeba wydać w Sky High Plaza. Nie można oszczędzać i sobie niczego odkładać na później. Mikołaj otrzymywał od dzieci mnóstwo próśb o prezenty. Zrozumiał, że w tym świecie wszyscy są chciwi, także dzieci. Zaczął więc opowiadać maluchom bajki. Dzieciaki były w siódmym niebie. Śpiewał kolędy i rozdawał słodycze. Nagle zauważył kobietę, która wcześniej dała mu dziecko. Podszedł do niej i kazał jej natychmiast iść do kaplicy i zabrać swojego niemowlaka. Matka dziecka pokazała wtedy bransoletę i powiedziała, że nie może tego zrobić, bo jest niewolnicą centrum handlowego. […] Wytłumaczyła, że wydawała tak dużo pieniędzy w centrum, że pojawiły się spore długi. Kiedy osoba nie może ich spłacić, staje się własnością centrum i zakłada się jej bransoletę. To dlatego pozbyła się dziecka. Chciała by jej syn był wolny, a nie mieszkał z matką niewolnicą. Podróżnik opowiedział wtedy kobiecie, że w trakcie II wojny światowej jego matka ukryła go u cioci na wsi. Niestety wkrótce potem na dom spadła bomba i on jako jedyny przeżył. Był mały, więc nie potrafił powiedzieć kim jest, kim są jego rodzice. Modlił się w sierocińcu, chciał znów zobaczyć mamę i tatę. Dopiero gdy jego ojciec wrócił z wojny zabrał swego syna. Kobieta zrozumiała, że nie może pozwolić by jej syn nie dowiedział się nigdy kim jest jego matka. […] W międzyczasie inny podróżnik nałogowo oglądał reklamy telewizyjne. Kupił za swoją całą pensję wielkie prezenty dla wszystkich przyjaciół. Kolejny podróżnik zrozumiał, że coś jest nie tak z reklamami – prawdopodobnie zawierają ukryte napisy, zachęcające ludzi do ciągłego kupowania. […] W komputerze znaleźli dowód, że właściciel Sky High Plaza wykorzystywał reklamy do hipnotyzowania ludzi. To dlatego klienci popadali w długi i nawet nie zdawali sobie sprawy dlaczego kupują więcej niż tego chcą. Prawda wyszła na jaw. Policja zajęła się dyskietką z dowodem przeciw biznesmenowi.
Niczego dziwnego w tym tekście nie widzicie? A pamiętacie o informacji, kiedy film był wyświetlany? Czy komuś się wtedy wydawało, że rzeczywiście istnieją reklamy, które „hipnotyzują” ludzi? Czy ktoś w ogóle podejrzewał, że można tylko kupować i kupować tak bez opamiętania? Czy ktoś mógłby – co prawda ten mord odbył się wcześniej – ale czy ktoś mógłby pomyśleć, że nie można mówić o tak głośnej przecież śmierci ks. Jerzego Popiełuszki? Że nie można rozliczyć winnych? Nawet „władza” wiedziała, że coś z tym trzeba zrobić, bo po prostu – nie można tego tak zostawić! (Jak to zrobiła – to już inna rzecz).
Pamiętam jak bardzo przerażała mnie taka wizja świata. A mimo to była we mnie nadzieja, że ludzie nie dadzą się tak zmanipulować, żeby stać się automatami do kupowania „więcej niż tego chcą”, żeby nie widzieć spraw ważniejszych: nie tylko własne życie, wolność, ale i wolność i życie innych...
Nagle łomot w głowie! Czas pomiędzy obejrzeniem tego filmu a momentem, kiedy dotarła do mnie wiadomość o tragedii smoleńskiej zmalał. Właściwie to nie zmalał. To było tak, jakby ten świat z filmu stał się moim udziałem. Jakby nagle ktoś spowodował, że jestem jednym z bohaterów tego filmu, ale nie będącym mieszkańcem tego wymiaru a jednym ze „ślizgających” pomiędzy wymiarami. (Domyślacie się już chyba, że chodzi o film Sliders). Dlatego jestem „ślizgającym”, bo świadomym totalnego masowego podporządkowania, a wręcz zniewolenia tubylców...
Przez długi czas po katastrofie moje odczucie było takie: tylko ja widzę podporządkowanie i zniewolenie innych? No, może poza nielicznymi wyjątkami w rodzinie. Ale nawet na rodzinnych uroczystościach nikt nie podejmował tematu katastrofy. Jakby na zasadzie: nie widać jej, to jej nie było?, nie ma? Ta cisza wokół tragedii była nie do zniesienia. Co prawda pokazywano nam te tłumy pod pałacem, ale znowu były takie nierzeczywiste. Ich po prostu nie można było dotknąć. Nawet wyjazd z rodziną na Błonia do Krakowa (bo straszono w samochodowym radiu, że już o ósmej nie ma miejsca na rynku) nie pomógł, bo nikt o tym nie mówił, nie wykrzyczał. Na dodatek tvn-owskie „komentarze” do czegoś czego nie da się w „ich" sposób komentować, momentami nie dawały się skupić.
Dopiero, o zgrozo!, w wirtualnej przestrzeni Internetu można było odnaleźć „rzeczywistość namacalną”. To tu czuć było ruch w tej sprawie. Wręcz zgiełk! Tu wreszcie można było nabrać odwagi. Poczuć się pewniej. Poczuć, że jednak jest nas więcej „ślizgających”, „mających świadomość”, ale jednocześnie chcących wyłączyć te zgubne „reklamy” hipnotyzujące masowo ludzi.
Wreszcie wstąpiła we mnie jakaś taka nowa energia, nowa wiara, że możemy to zrobić. Jednak warunkiem pełnego powodzenia „odhipnotyzowania" jest, aby odpowiednie służby, najlepiej te prawdziwie niezależne, zajęły się „hipnotyzerem”. Inaczej znowu prawda zostanie zamknięta na kilkadziesiąt lat...
Właśnie któraś telewizja nadała mniej więcej coś takiego „…już sam nie wie, w którym kupić…, a wystarczy wejść…”
Wyłączmy to wreszcie! Wyłączmy to wreszcie w naszych głowach!
Wykorzystano streszczenie ze strony: http://www.sliders.tcz.pl/summary3_12.php
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2524 odsłony
Komentarze
@SuperKasiołek
3 Lipca, 2010 - 11:48
Wnioski jak najbardziej słuszne, tyle że mocno zawężone "miejsce akcji".
Gdy spojrzeć na to szerzej w kontekście współczesnej światowej rzeczywistości dopiero wówczas ta wiedza nabiera znaczenia zmuszając do refleksji i przemyśleń. A co niektórych do działania by innym nie świadomym tego ludziom pomóc dojrzeć to co tak naprawdę tworzy i kreuje ich rzeczywistość. Rzecz jasna nie spowoduje tu euforii entuzjazmu bo nikt nie chce dopuścić do siebie myśli że tak naprawdę żyje w matrixowej rzeczywistości. Uwarunkowany do tego stopnia że nie dopuszcza nawet do świadomości faktu, że jest....niewolnikiem i więźniem w "więzieniu bez murów i krat". Patrząc z tej perspektywy zyskuje się świadomość której ceną jest wyrzucenie Cię na margines z odpowiednio przyklejoną "łatką" której tak wielu się obawia bo może w istotny sposób skomplikować ich życie.Każdy chce żyć wygodnie, lekko, łatwo i przyjemnie w symbiozie z innymi.Więc nie można się dziwić że nawet pomimo dojrzenia tej zależności tak niewiele osób zechce się do tego przyznać nie tylko przed innymi. Ale często nawet przed samym sobą.
pozdrawiam
W. red
W. red
dziś mamy karty z chipem
4 Lipca, 2010 - 18:26
Dziś mamy karty z chipem i mamy również chipowanie psów. Karty można zgubić albo ktoś może je ukraść. Jakie fajnie i o wiele wygodniej dla wszystkich będzie chipowanie ludzi, wszędzie wprowadzi się czytniki i cały świat będzie pod kontrolą. Wchodzisz do kina, autobusu lub pociągu a czytnik sam ściąga należność, przenosisz towar nad kasą w sklepie i już masz zapłacone, Pobory wpływają na konto i nie potrzebne są tradycyjne pieniądze bo masz chip zawsze ze sobą. Ogólnoświatowy dobrobyt i powszechny komunizm.
Ten co ma kody dostępu jest Twoim panem i władcą bo wystarczy niepokornemu zablokować konto i już jest wyrzutkiem społecznym. Nikt by się nie odważył głosować inaczej niż mu każe ogólnoświatowa partia miłości. Spróbuj coś napisać na niepoprawnych i już trafiasz do kanałów. Spełnią się sny Bolka o demokracji w której każdy głosuje tak jak trzeba a władza nareszcie wie wszystko o wszystkich.
Ale nam się to podoba
6 Lipca, 2010 - 00:47
Bardzo chętnie zgadzamy się na zbieranie dodatkowych informacji o nas: na co i gdzie wydajemy nasze pieniądze poprzez karty punktowe, które można wykorzystywać w wielu sklepach, ale i stacjach benzynowych, itp. I dlatego wcale nie jest już potrzebna "ludzka" pomoc służb. Robią to "automaty". Zresztą każdy o dowolnej porze może sprawdzić ile punktów już zgromadził. To dopiero wolność. Wolność kontrolowana.
Lepiej by się tego nie dało ująć
6 Lipca, 2010 - 00:48
Zgadzam się z W.redem, że mało kto zdaje sobie sprawę z tej "nadrzeczywistości". A jeżeli ktoś to czuje, to mu albo wygodnie i nie "opłaca" mu się z tym dzielić, albo uważa, że to obciach i nie warto tracić przyjaciół dla takiej "mało ważnej" sprawy.
Natomiast co do miejsca akcji zostało ono świadomie zawężone, bo chodziło głównie o przemianę naszego donka-słonka, którą można było zaobserwować z chwilą przejęcia władzy przez PO, kiedy oczarował wszystkich - podobnie jak zresztą wcześniej premier Marcinkiewicz - swoim sposobem "sprawowania urzędu premiera". Szczególnie zaś media wydały się być zachwycone tym, jak rozmawia z nimi premier - zawsze otwarcie, dopóki nie pojawiały się pytania niewygodne (zazwyczaj wtedy wyraźnie podkreślał jakie to media: że to tv Trwam, czy Nasz Dziennik). Nigdy nie odnosił się za to z kpiną do innych mediów... Ale ten temat to może kiedyś przy okazji warto rozwinąć i poprzeć przykładami. (Właśnie słyszę jak pan Rostowski u pani Moniki, podobnie jak szef, przypomina "Naszemu Dziennikowi", że kampania wyborcza się skończyła...).