Agitacja pod mięsnym

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- Wejdziemy tutaj - zdecydowała mama Łukaszka i razem z synem i córką przekroczyła próg sklepu mięsnego. Zakupili co nieco ze sklepowego asortymentu i zamierzali wyjść ze sklepu. Niestety, nie było to proste. W drzwiach sklepu kłębił się bowiem spory tłumek objuczonych siatkami pań.
- Kupę! Muszę kupę! - zaczął się drzeć Łukaszek i tym oto prostym fortelem wyprowadził swoją mamę i siostrę ze sklepu. Nie na wiele się to zdało, bowiem na chodniku, pod sklepem, tłum był jeszcze większy. Źródłem zbiegowiska była grupka kilku osób z transparentami rozdająca ulotki.
- Ulotki! - zastrzygła czujnie uszami mama Łukaszka, przytomnie przekazała siatki z zakupami w ręce syna i runęła w tłum.
Okazało się, że grupa osób agituje za mięsem. Na transparentach widniały hasła: "Jedzcie kiełbasy, to będziecie asy", "Mięso co dzień (oprócz postu)!", "Żeby życie miało smaczek, raz golonka a raz boczek", "Chcecie mieć duże cyce, to wsuwajcie polędwicę" i tak dalej.
- Porąbało ich! Faszyści! Antysemici! Nędzni prowokatorzy! - piała część zgromadzonych. - Wstydu nie macie!
- Ale o co chodzi? - pytali zdumieni agitujący. - Lubimy mięso. Walczymy z przekonania o to, aby jak najwięcej społeczeństwa go jadło. Dysponujemy naukowymi badaniami na szkodliwość niejedzenia mięsa. No to o co chodzi?
- Ja wam wytłumaczę o co chodzi - przebiła się przez tłum mama Łukaszka. - Chodzi o to, że demonstrujecie za mięsem pod mięsnym!
- To chyba dobrze?
- Nie! To źle! To faszyzm i antysemityzm! Tak nie wolno!
- Ale dlaczego!
- W imię tolerancji! - mama Łukaszka miała łzy w oczach. - Przecież może urazić czyjeś uczucia kulinarne!
- Pani daruje - zirytował się pan z transparentem "Mowy powinny być krótkie a kiełbasy długie". - Specjalnie wybraliśmy sklep mięsny na miejsce naszej akcji. chcemy dotrzeć tylko i wyłącznie do osób kupujących mięso, aby kupowały go więcej i jadły częściej. Nie mamy zamiaru wywierać żadnej presji na amięsożercach!
- Ale wywieracie! - tłumaczyła mu mama Łukaszka. - Co z tego, że sklep mięsny? Przecież tu mogą być wegetarianie!
- Pani żartuje! - zagrzmiał pan z transparentem. - Amięsożercy w sklepie mięsnym? Bzdura!
- Przepraszam bardzo - wtrąciła się jakaś pani z serem "Mazur" w siatce. - Ja co prawda chadzam do mięsnego, ale mięsa nie kupuję, ani nie jem.
- To po co pani chodzi?
- Chodzę popatrzeć co mięsożercy wymyślili nowego. Jaki nowy repertuar bezeceństw serwują w tych... W tych... - pani wskazała drżącym palcem ulotkę i oświadczyła:
- Ja co prawda nie jestem wegetarianką... Ale mięsa do ust nie wezmę! To jedyny, logiczny wybór!
- I dlatego nie wolno reklamować mięsa pod sklepem mięsnym - tłumaczyła mama Łukaszka. - Butów pod sklepem obuwniczym! Alkoholu pod monopolowym! Pasty do zębów pod gabinetem dentysty! Katolika pod kościołem! Bo można urazić tych, którzy tam przychodzą, a nie wyznają! Przecież do szewca może przyjść ktoś bosy i od razu ciach - urażenie! Do monopolowego przecież może przyjść abstynent! Do dentysty bezzębny! A do kościoła ateista!
Nagle nad tłum przebił się głos Łukaszka:
- Jedzie nasz tramwaj!!!
Mama Łukaszka porzuciła dyskusję (z ogromną niechęcią), razem z Łukaszkiem i jego siostrą podbiegli na znajdujący się tuż obok przystanek i wsiedli do tramwaju.
- Czy aby na pewno dobrze wsiedliśmy? - mama Łukaszka wysnuła spóźnioną refleksję. - Czy to na pewno nasz tramwaj?
- Nasz - uspokoił ją Łukaszek. - Jak przyjechał to sprawdziłem numer na pierwszym wagonie.
- Ale my jedziemy drugim wagonem - zmiażdżyła go siostra Łukaszka. - A na drugim pewnie nie sprawdziłeś...

Brak głosów