Relacja Kościoła i totalitaryzmów starciem dobra i zła

Obrazek użytkownika Andy-aandy
Nazwa serwisu: 
tygodnik.tvp.pl
Cytat: 

Nazizm był mniej szkodliwy niż komunizm

Po przeczytaniu pańskiej książki „Kościół wobec totalitaryzmów 1917-1989” mam takie wrażenie, że postrzega pan wzajemną relację Kościoła i totalitaryzmów jako starcie dobra i zła. Słusznie?

(...) Druga sprawa to kwestia totalitaryzmów. W moim przekonaniu to nie są normalne ustroje, w których ocenie można doszukiwać się rozmaitych niuansów i nad nimi dyskutować. Nie rozmawiamy o problemie typu rozważań o przewadze republiki nad monarchią, czy odwrotnie. Rozmawiamy o zjawisku historycznym, które ma swoje konsekwencje do dzisiejszego dnia, które odcisnęło ogromne piętno prawdopodobnie na całej ludzkości w XX wieku i które to zjawisko pociąga za sobą konsekwencje etycznie nieakceptowane. I w tym znaczeniu rzeczywiście nie widzę możliwości innej etycznie oceny totalitaryzmów jako całości niż jako zła. (...)

To znakomicie ujął Hitler, którego pan cytuje: „Niemieckie chrześcijaństwo to zawracanie głowy. Albo jest się chrześcijaninem, albo Niemcem.”

Paradoksalnie, to jest podejście, które znamy od czasów Locke’a. Oczywiście doprowadzone ad absurdum. Znamy je z wcześniejszych od totalitaryzmu ideologii sekularyzacyjnych, tylko totalitaryści naprawdę się tym przejęli i zrealizowali do końca. Stąd postrzegam momenty współpracy katolików z systemami totalnymi, na przykład naszych koncesjonowanych katolików z czasów PRL z komunistami, czy współpracę katolików na Bałkanach, czy na Węgrzech w Holokauście, jako degradację własnej wiary. 

Kiedy katolik wchodzi do Yad Vashem, to od razu doznaje pewnego wstrząsu, bo na początku ekspozycji jest cytat ze św. Augustyna skierowany przeciwko Żydom. I w tej narracji – nie chcę wchodzić w jej przyczyny, bo to osobny problem – jest z tego wyprowadzany wniosek o ciągłości antysemityzmu chrześcijańskiego, który kulminuje się w Holokauście. Jak pan to postrzega?

Takie ujęcie zagadnienia postrzegam jako kłamstwo i nie dlatego, że uważam, iż antysemityzm chrześcijański nie istniał, lub że jest czynnikiem pozytywnym, tylko dlatego, że nie ma związku między tą formą antysemityzmu a zagładą Żydów. (...)

Spójrzmy na słynny „Protest” Zofii Kossak-Szczuckiej. Przecież to jest dramatyczny tekst, napisany przez kobietę, która stoi na stanowisku antyżydowskim. Politycznie, kulturowo i religijnie z Żydami się nie zgadza. A jednocześnie jest głęboko przekonana, że jej obowiązkiem moralnym jest ratowanie tych ludzi, z którymi się nie zgadza wobec groźby Zagłady. Dyskurs Kossak-Szczuckiej to nie jest dyskurs obowiązujący w tzw. religii Holokaustu. To jest dyskurs katolika podejmującego poważne wyzwanie moralne.

W książce opowiadam też o innych ludziach, którzy wychodząc z podobnego, krytycznego lub nawet niechętnego w stosunku do Żydów punktu, uczestniczyli w ratowaniu osób narodowości żydowskiej przed eksterminacją. (...)

Żeby skonkludować ten wątek. Nie może nie pojawić się pytanie o Piusa XII, zwanego przez wielu „papieżem Hitlera” i o jego „milczenie” wobec Holokaustu. O narrację, że Kościół mógł coś zrobić i nie zrobił, a jedynie ratował pojedyncze istnienia ludzkie.

Proszę postawić to pytanie ludziom, którzy tak twierdzą. Ja uważam, że Kościół niewiele mógł zrobić. W tej narracji jest dokonywana pewna manipulacja intelektualna polegająca na tym, że się żąda pewnych zachowań, ale nie precyzuje się, czego byśmy właściwie oczekiwali? (...)

Wiemy, że tak uważał, czy przypuszczamy?

Znamy czyny papieża. Z jednej strony rzeczywiście nie wygłosił protestu przeciwko Holokaustowi, a jednocześnie czynami przeczył zarzutowi obojętności. Przynajmniej dwie konkretne rzeczy trzeba zapisać na jego konto. Pierwsza to jest inspirowanie dyplomacji watykańskiej do angażowania się w realną pomoc Żydom, w wyprowadzanie ich z obszarów objętych Holokaustem, mówimy o Węgrzech, o Grecji, o Bułgarii. Druga: postawa papieża wobec ludności żydowskiej we Włoszech: ocenia się, że ponad 50.000 ludzi zostało uratowanych w wyniku otwarcia się instytucji katolickich na przechowywanie uchodzących przed Zagładą. Także instytucji watykańskich. W samym Castel Gandolfo ukrywało się kilka tysięcy Żydów. Na całe miesiące zamieniło się ono w jedno wielkie koczowisko ludności żydowskiej. To była osobista decyzja papieża.

Pamiętajmy również o tym, że to nie tylko Pius XII był inspirowany katolicyzmem w swojej postawie wobec Holokaustu. Mamy casus znacznie mniej znany w Polsce, to znaczy przywódcę Hiszpanii – generała Francisco Franco, który zdecydował wykorzystać obowiązującą w Hiszpanii ustawę pozwalającą na automatyczne nadanie obywatelstwa hiszpańskiego Żydom sefardyjskim, aby wyciągnąć dziesiątki tysięcy ludzi z krajów bałkańskich. (...)

Muszę powiedzieć, że zafascynował mnie tytuł rozdziału pańskiej książki o pontyfikacie Jana Pawła II: „Egzorcyzm dla świata”.

Jest coś fascynującego w tym, jak się zachował Jan Paweł II wobec komunizmu, co miało oczywiście konsekwencje polityczne, ale głównie moralno-intelektualne. On w znacznej mierze zdezawuował moralnie komunizm, nie atakując go wprost. Nie mamy takiego dokumentu do roku 1991, w którym Jan Paweł II wprost potępia komunizm. Później encyklice „Centesimus Annus” nazywa reżimy totalitarne, w tym komunizm, złem. Wcześniej papież aż tak prosto tego nie formułuje, a jednocześnie rozbiera całą rzeczywistość komunistyczną, zarówno ideologiczną, jak i faktyczną, ustrojową na czynniki pierwsze. Każdy z tych czynników analizuje i pokazuje, że chrześcijaństwo nie może się na te rozwiązania zgodzić, a jednocześnie ma coś innego w zamian do zaproponowania. Na przykład w tym duchu czytam „Laborem exercens” z roku 1981, encyklikę o pracy. Przecież to jest moment, w którym Jan Paweł II zabiera komunistom monopol na reprezentowanie świata pracy, którzy sobie na całe dekady uzurpowali.

Co papież uznał za największe zagrożenie dla Kościoła?

Ciekawe jest to, że on nie uważał komunizmu za największe zagrożenie. Uważał komunizm za zagrożenie realne, istotne, ale takie, które się kiedyś skończy. Największym zagrożeniem była egzystencjalna degradacja człowieka. Między innymi przez komunizm, ale nie tylko. I stąd jest pewna ciągłość tego pontyfikatu między wczesnym okresem, kiedy komunizm kwitł i tym późniejszym, kiedy już został poważnie osłabiony, bo nie można powiedzieć, że znikł zupełnie. (...)

Kończy pan książkę na roku 1989, bo jakąś granicę należało wyznaczyć, taka jest natura opracowań historycznych, ale kiedy ją czytałem, cisnęło mi się na usta pytanie: czy to starcie Kościoła z totalitaryzmem jest skończone?

Jan Paweł II pokazywał, że nie jest. Jego słynne zdanie o demokracji, która może się przekształcić w „ukryty lub otwarty totalitaryzm”, pozostaje takim memento dla współczesnego Zachodu. A pamiętajmy też o tym, że komunizm jako ustrój istnieje.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)