W obronie polityki Becka. "Historie trudnych alternatyw. Dylematy polityczne czasów zaborów i II RP"

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Może niektóre rzeczy w 1939 roku mogliśmy zrobić lepiej. Ale co do spraw zasadniczych, podjęliśmy decyzje najlepsze z możliwych. Aleternatywne rozwiązania były. Jak sądzę - w każdym wariancie - gorsze - pisze Maciej Korkuć.

"Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor."

To przemówienie sejmowe ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka przeszło do historii jako najdobitniejszy wyraz naszej postawy w przededniu wojny 1939 r.[1]

Traumatyczne przeżycia, jakie przyniosło Polsce pięćdziesięciolecie 1939-1989, czyniły z tych słów punkt odniesienia do różnych, z reguły gorzkich, dywagacji krążących wokół pytania: czy można było inaczej? Czy twarde non possumus, choć zgodne z poczuciem naszej dumy i godności narodowej, rzeczywiście było dobrym wyjściem dla Polski, skoro finalnie nie przyniosło nam zwycięstwa, bez którego zostaliśmy skazani na gehennę następnych lat i dekad? Spojrzenie na nieodległą historię z perspektywy komunistycznego zniewolenia, przez lata nie sprzyjało wnioskom opartym o rzeczową analizę stanu rzeczy AD 1939. Wprawdzie zwiększający się dystans czasowy coraz wyraźniej pokazywał proporcje i bilans tej historii, ale zakłócała ją konieczność nieustannej polemiki z propagandowymi jej wizjami narzucanymi przez władze PRL.

Jednym z efektów tej polemiki była próba traktowania jako racjonalnej tezy, że lepszym wyjściem było związanie się z jednym z totalitarnych sąsiadów, którzy na nas napadli w 1939 r. Z którym? Propagandowa odpowiedź komunistów oczywiście głosiła jednoznacznie, że Polska zrobiła źle, bo nie związała się w 1939 roku sojuszem i przyjaźnią z „zawsze miłującym pokój” ZSRR. Krążąca między ludźmi teza biegunowo przeciwna w skrócie rzecz ujmując mówiła, że powinniśmy „iść z Niemcami na bolszewików”. Ta druga przed 1989 r. oczywiście nie mogła zaistnieć w PRL w dyskursie oficjalnym.

W dyskusjach o 1939 roku głosy przekonanych obrońców takiej polityki RP, jaką ona była w rzeczywistości, mogły się jawić jako najmniej wyraziste. To w pewnym sensie zrozumiałe: przesłaniała je świadomość ostatecznej klęski, niewypełnionych zobowiązań sojuszników itd. Wszak 1939 r., a potem kolejne, przyniosły tragiczny upadek polskiej suwerennej państwowości. Z reguły trudno wychwalać politykę, która mimo wszystko nie uchroniła nas przed upadkiem. W opisie historycznym tamtego czasu z różnych przyczyn dominował krytycyzm – często nawet nie było tu miejsca na afirmację postępowania władz polskich. Dyskusję wypełniała licytacja o ilość popełnionych błędów, które doprowadziły do katastrofy.

Wydaje się, że koniec PRL i jeszcze większe wydłużenie perspektywy czasowej powinno sprzyjać nowemu spojrzeniu na historię zamkniętego już XX wieku. Nowej optyce powinien służyć fakt odbudowy wolnej Polski po 1989 r. Dzisiaj już nie mamy emocjonalnej perspektywy kraju wciąż podporządkowanego Sowietom. Świeżości myślenia powinno sprzyjać również spojrzenie na całą 50-letnią epokę zniewolenia jako na czas przeszły dokonany. A brak propagandowych nacisków tym bardziej powinien wyzwolić nas z tej prostej dychotomii: przyjaźń z Sowietami czy, traktowany jako jej antyteza, sojusz z Niemcami.

Najwyższy czas zadać pytanie, czy tak pojmowana alternatywa dawała nam szanse na scenariusz bardziej pozytywny? A może był możliwy scenariusz o wiele bardziej negatywny, jeszcze bardziej tragiczny? Dlaczego w dyskusjach z reguły pomijane są pytania o to, przed czym nas uchroniła taka a nie inna postawa Rządu RP i społeczeństwa? (...)

http://rebelya.pl/post/3476/korkuc-w-obronie-polityki-becka-ani-hitler-ani--4

Brak głosów