Tusk bez władzy czyli rzecz o wciskaniu kitu

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Gdyby premier poświęcał rządzeniu tyle energii, ile wkłada jej w walkę z rywalami i utrzymanie się przy władzy, to być może nie musiałby się dziś obawiać ani spadających notowań, ani niczyjej konkurencji – pisze publicysta.

Wciskanie kitu to uprawiana od dawien dawna metoda zdobywania klienteli. Metoda ta, która przetrwała w niezmienionej postaci na arabskich bazarach, króluje także, choć w udoskonalonej formie, w nowoczesnym marketingu i akwizycji. Komu z nas nie oferowano bubla po zawyżonej cenie albo nie usiłowano sprzedać dwukrotnie tej samej rzeczy?

Oczywiście wciskanie kitu może być skuteczne tylko do czasu. W końcu potencjalny klient uodporni się na oszustwa i nie da się więcej naciągnąć.

Wciskanie kitu to nie tylko ulubiona taktyka speców od sprzedaży. Docenili ją także politycy. Kiedyś, gdy władza była przywilejem wybranych, wciskanie kitu służyło wyłącznie autorytetowi władcy, powiększaniu jego zasług i nadawaniu mu szczególnych przymiotów. Teraz, gdy władza pochodzi z demokratycznego wyboru, kit służy zdobyciu elektoratu i potem – po zwycięstwie – utrzymaniu rządów, jak długo się da.

Oczywiście nie wszyscy politycy wciskają kit, ale generalnie jest to metoda dość powszechna w świecie. I pomimo to wyborcy wciąż dają się nabierać, zupełnie jak na arabskim suku, gdzie wszyscy wiedzą, że ceny są zawyżone, a towary niewiele warte, ale chętnych do ich kupowania nigdy nie brakuje.

Polska nie jest tu wyjątkiem od reguły. Politycy zwykle obiecywali dużo i zwykle nie przejmowali się realizacją złożonych przyrzeczeń. Choć, prawdę powiedziawszy, trudno jest określić, ile w tym wiarołomstwie było cynizmu, a ile zbiegu okoliczności. W końcu większość szefów rządów nie zdołała przetrwać na stanowisku dłużej niż dwa lata, a zatem nie sposób określić, kto z nich chciał wywiązać się z obietnic, ale nie zdążył, a kto od samego początku nie miał takiego zamiaru.

Pęknięta bańka

W przypadku Donalda Tuska sprawa wydaje się bardziej przejrzysta. Rządzi sześć lat, a zatem wystarczająco długo, aby móc rozeznać się w jego intencjach. Nie, nie chcę twierdzić, że Donald Tusk z premedytacją wciskał wyborcom kit, aby dwukrotnie wygrać i jak najdłużej utrzymać się przy władzy. Skłonny jestem raczej uważać, że bardzo chciał spełnić złożone obietnice, ale nie za bardzo mu wyszło.

Wszyscy pamiętamy rok 2007, gdy Tusk, po wygranej w przedterminowych wyborach, ogłosił wielki plan modernizacji, dzięki któremu Polska miała stać się zieloną wyspą, drugą Irlandią. Nikt w otoczeniu Tuska, ani nikt spośród jego wyborców, nie mógł wtedy przypuszczać, że Irlandia, do której aspirowaliśmy, jest tylko nadętą bańką, która za niespełna dwa lata pęknie z wielkim hukiem po nastaniu pierwszych oznak kryzysu gospodarczego. Można powiedzieć, całe szczęście, że nie staliśmy się drugą Irlandią. Ale aspiracje wyborców zostały już rozdmuchane. Głęboko chcieli wierzyć, że to dzięki polityce rządu pierwsza fala kryzysu obeszła się z nami łagodniej niż z innymi państwami Europy. Tusk starał się utrzymywać opinię publiczną w tym przekonaniu, w wierze, że to jego osobiste kompetencje i profesjonalizm uratowały kraj od nieszczęścia. I stał się w końcu zakładnikiem tej wiary.

Wyborcy mają to do siebie, że lubią wierzyć w cuda. Wyborcy Platformy nie są w tej kwestii wyjątkowi. Tym bardziej że dla wielu z nich te cuda materializowały się. W pierwszych latach rządów Platformy Obywatelskiej gospodarka siłą rozpędu wciąż szła do przodu, a pieniędzy przybywało – zwłaszcza w największych miastach. Można było uwierzyć, że Tusk naprawdę posiadł magiczną moc i jako jedyny spośród polityków gwarantuje nie tylko stabilizację, ale i rozwój.

W rzeczywistości rozpoczął się zjazd w dół. Wskaźniki gospodarcze spadały, zadłużenie niebezpiecznie rosło. W Peerelu – jak głosił znany dowcip – wszelkie niepowodzenia tłumaczono czterema klęskami żywiołowymi: zimą, wiosną, latem i jesienią. Dwadzieścia lat później, za rządów Platformy, oficjalne przyczyny niepowodzeń były tylko dwie: pierwszą był oczywiście PiS, drugą – gdy Platforma po Smoleńsku objęła pełnię władzy – globalny kryzys gospodarczy.

Fajny gość

Kiedyś Tusk zapytany przez Tomasza Lisa, jak chciałby zostać zapamiętany przez następne pokolenia odpowiedział: „Chciałbym być zapamiętany jako fajny gość”(...)

http://www.rp.pl/artykul/9157,1027219-Donald-Tusk-bez-wladzy.html

Brak głosów