Zimna wojna generałów

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Kto stoi na czele służb wywiadowczych ten faktycznie decyduje o losach kraju bo dostęp do informacji wywiadowczych to „twarda waluta”.

Może reżyserować koalicje rządowe, wielomiliardowe kontrakty oraz stosunki dyplomatyczne między państwami. Pozyskuje wiedzę niebezpieczną, z którą nikt tak naprawdę nie odchodzi na emeryturę. W gąszczu politycznych powiązań racja stanu często nie odgrywa żadnej roli, a priorytet obejmują partykularne interesy.

Niebiescy kontra zieloni
Zagadkowa śmierć gen. Petelickiego wzbudziła falę spekulacji. Czy doszło do samobójstwa, nieszczęśliwego wypadku, czy też, jak podnosi część polityków oraz oficerów służb wywiadowczych i wojska, okoliczności takie zostały upozorowane? To jest mniej istotne od powodów wywołujących te wątpliwości. Wspomniana „zimna wojna” w minionych dekadach nie przekładała się na fizyczną konfrontację. Rozgrywki pomiędzy zwaśnionymi obozami ograniczały się do intryg, poszukiwania krajowych i zagranicznych protektorów oraz szantażu. Równowaga sił zostawała zachowana, a pakt o nieagresji obowiązywał. W ostatnich paru latach teatr operowania generalicji uległ jednak gwałtownym zmianom.

Pierwotny podział wytworzył się na linii indywidualnych poglądów politycznych, sympatii mocarstwowych w podziale na prozachodnią i prorosyjską, a także wedle koloru munduru. Niebiescy wywodzili się z resortu spraw wewnętrznych, a zieloni z wojska. Pierwsi w III RP podlegają pod zwierzchników władzy cywilnej, czyli początkowo szefa MSW a obecnie premiera, a drudzy pod obóz prezydencki, czyli konstytucyjnego najwyższego zwierzchnika Sił Zbrojnych RP. W PRL oznaczało to podział na Służbę Bezpieczeństwa (SB) oraz wywiad wojskowy i Wojskową Służbę Wewnętrzną (WSW). Pierwsza rozbita została transformacją ustrojową na sektor komercyjny (ochrona, detektywistyka i windykacja wchłonęły negatywnie zweryfikowanych funkcjonariuszy tzw. policji politycznej) oraz państwowy (Policja i Urząd Ochrony Państwa). Drugie, niemal nienaruszone, co do stanu kadry połączono i przemianowano na Wojskowe Służby Informacyjne (WSI). Tym samym ugruntowano podział na częściowo skłócone, a częściowo współpracujące ze sobą obozy. Medialne twarze głównym frontom przydzielono po stronie „pro-rosyjskich” gen. Markowi Dukaczewskiemu, a „pro-zachodnich” gen. Gromosławowi Czempińskiemu i gen. Sławomirowi Petelickiemu.

Zieloni
W latach PRL-u Dukaczewski pracował dla II Zarządu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli wywiadu zagranicznego. Operował m.in. na terenie Izraela oraz Stanów Zjednoczonych. Po zmianie ustroju stał się głównym specjalistą WSI – służby wywiadowczej uważanej za skrajnie prorosyjską, gdyż w początkowej fazie utworzonej z absolwentów radzieckich uczelni wojskowych i tamtejszych szkoleń o charakterze szpiegowskim. Gen. Dukaczewski już po pierwszych w Polsce wolnych wyborach w 1989 roku przeszedł w Związku Radzieckim specjalistyczne szkolenie sztabowo-dowódcze, organizowane przez GRU (radziecki wywiad wojskowy). Później dwukrotnie obejmował szefostwo WSI. Zarząd Kontrwywiadu UOP-u wykrył w szeregach polskiego wywiadu wojskowego aż pięciu agentów rosyjskich służb specjalnych. W późniejszych latach również ABW zidentyfikowało rosyjskich wywiadowców, także takich działających na terenie Polski od lat 90-tych. Wraz z likwidacją WSI wykonaną przez Lecha Kaczyńskiego ujawniono też powiązania oficerów tej formacji z przestępczością zorganizowaną ukierunkowaną na nielegalny import rosyjskich paliw, handel bronią oraz przemyt spirytusu. Wydarzenia te przykryły wiele pozytywnych aspektów działalności służb wojskowych i ugruntowały ich prorosyjską legendę.

Przez wiele lat czołowym politykiem związanym ze środowiskiem wojskowym pozostawał Bronisław Komorowski. Jako wiceminister MON nadzorował na polecenie premiera Mazowieckiego reformę WSW. Gdy zaś objął tekę Ministra Obrony Narodowej przejął pełne zwierzchnictwo nad WSI. Choć sam wywodził się z kręgów prawicowych, szybko nawiązał serdeczne relacje z lewicowymi wojskowymi, w tym protegowanym Aleksandra Kwaśniewskiego Markiem Dukaczewskim. Szybko też skonfliktował się z prozachodnimi żołnierzami jednostki kontrterrorystycznej GROM, obniżając ich pensje. W wyniku tej decyzji ze służby odeszła połowa przeszkolonego przez Amerykanów trzonu uderzeniowego.

Kilka lat później, jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej, Komorowski głosował przeciwko likwidacji WSI, a później nie krył, że jego nazwisko najpewniej znajduje się w aneksie do raportu z likwidacji tej służby wywiadowczej. Osławiony aneks miał stać się głównym politycznym orężem Prawa i Sprawiedliwości w walce o reelekcję Lecha Kaczyńskiego. Odtajniona treść ujawniać miała bliżej nieskonkretyzowane informacje rzekomo kompromitujące tak służby specjalne, jak i wielu polityków. Media spekulowały o zarzutach handlu bronią, narkotykami, paliwami lub działalności szpiegowskiej. Spekulacje na ten temat zakończyła katastrofa smoleńska, a zaufanie generalicji WSI do Komorowskiego okazane zostało w czasie przeprowadzonych po niej wyborach prezydenckich. Wtedy to gen. Dukaczewski ogłosił, że „żołnierze WSI nie będą głosować czwórkami, ale Komorowski ma mój głos i środowiska WSI [...] Otworzę szampana, gdy wygra”. Prezydent Komorowski aneksu nie odtajnił, zyskał jednak wrogość prawicy wcześniejszymi publicznymi dywagacjami o wylocie prezydenta Kaczyńskiego, który wszystko może zmienić.

Niebiescy
Wiodącymi graczami cywilnych, często utożsamianych z prozachodnimi, formacji stali się generałowie Czempiński i Petelicki. Znajomość nawiązali w Stanach Zjednoczonych, gdzie w latach 70-tych pełnili funkcje oficerów wywiadu Służby Bezpieczeństwa. Ich współpraca szybko przeobraziła się w przyjaźń, a rozkwit karier przypadł na czas transformacji ustrojowej. Wtedy to Gromosław Czempiński uczestniczył w słynnej „Operacji Samum”, podczas której Polacy ewakuowali z Iraku szpiegów CIA. W nagrodę za wykonanie zadania, któremu nie podołali Francuzi i Rosjanie, USA umorzyło 20 miliardów dolarów polskiego długu, a także sfinansowało i wsparło szkoleniowo utworzenie jednostki specjalnej GROM. Jej powołanie i dowodzenie powierzono Sławomirowi Petelickiemu, zaś nazwa stanowiła hołd względem głównego wykonawcy operacji irackiej. Sam Czempiński wkrótce potem został szefem UOP-u, a GROM pod wodzą Petelickiego odpowiadał za ochronę antyterrorystyczną wspieranego przez CIA masowego przerzutu Żydów z ZSRR do Izraela.

W drugiej połowie lat 90-tych Czempiński i Petelicki przeszli na emerytury, po czym podjęli prace w firmach consultingowych tzw. Wielkiej Czwórki. Nie zerwali jednak kontaktu ani z polityką, ani ze służbami, nadal pozostając czołowymi specjalistami od zagadnień bezpieczeństwa i wywiadu. O ile były szef UOP-u zachował neutralność względem władz, tak Petlicki nie zrezygnował z opieki nad swym ukochanym dzieckiem – jednostką GROM. Nadal też żywo angażował się w kwestie bezpieczeństwa Polski, przy czym krytykował błędne posunięcia każdego kolejnego rządu. Nie dbał o silne związki z żadnym środowiskiem partyjnym, interesowała go głównie uczciwość względem żołnierzy.

Petelicki ma „sobie strzelić w łeb”
Po katastrofie smoleńskiej generał, choć był nieformalnym doradcą ministra Klicha, ostro skrytykował działania władz. Wyśmiał błędy kontrwywiadu i Żandarmerii Wojskowej, obciążanie załogi winą za katastrofę i interpretację lotu organizowanego przez kancelarię premiera jako cywilnego i pozostającego w wyłącznej gestii pasażera a zarazem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pozostawienie śledztwa w rękach Rosjan określał kompromitacją Polski w oczach dowódców NATO, z którymi utrzymywał stały kontakt. Już wcześniej krytykował marnotrawienie środków i faktyczną likwidację polskiej armii.

Bezkompromisowa krytyka rządu skutkowała ostracyzmem ze strony władz. Prof. Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego, komentując działania Petelickiego stwierdził, że w II RP emerytowany generał na jego miejscu „strzeliłby sobie w łeb”. Tak się też stało niedługo po tym, jak uważany za nietykalnego gen. Czempiński został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA pod zarzutem korupcji. Ta sama służba wcześniej nawiedziła GROM, zarzucając dwóm jej byłym dowódcom nieprawidłowości przy przetargach. W środowisku zawrzało. Wielu uznało atak na byłego szefa UOP-u za prowokację o charakterze politycznym lub próbę pierwszej jawnej konfrontacji w zimnej wojnie generałów. Padały pytania – kto będzie następny?

Równowaga sił w świecie polityki i mundurów została na zawsze zburzona. Czas na nowy porządek, kreację nowych liderów i głębokie zmiany w zakulisowym salonie służb wywiadowczych.

http://www.radiownet.pl/czytaj#/publikacje/zimna-wojna-generalow

Brak głosów