Smoleńsk: jak powinien wyglądać raport o katastrofie

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

„Gazeta Polska” porównała raporty MAK i komisji Millera z raportami wysyłanymi do Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Wniosek: zarówno rosyjskiemu, jak i polskiemu dokumentowi bliżej do politycznych, pseudonaukowych agitek niż do rzetelnych raportów.

Przeczytaliśmy dokładnie kilkanaście raportów dotyczących znanych katastrof lotniczych. Wszystkie te dokumenty – przygotowane w tak różnych krajach jak Korea Płd., Francja, Indie czy Wielka Brytania – łączy profesjonalizm opisywanych badań i rzetelne podejście do sposobu prezentacji treści. Porównaliśmy też raport MAK z innymi rosyjskimi raportami (wysłanymi do ICAO) opisującymi katastrofy lotnicze – nawet przy nich dokument w sprawie Smoleńska wygląda jak meldunek propagandowy.

Tysiące zdjęć, setki badań

Najbardziej uderza skala i forma działań podejmowanych przy wyjaśnianiu katastrof na świecie oraz precyzyjny opis tych czynności zawarty w raportach. Dokument dotyczący tragicznego wypadku francuskiego airbusa lecącego w czerwcu 2009 r. z Rio de Janeiro do Paryża (zginęło 228 osób) dokładnie ukazuje skomplikowany proces wydobywania części samolotu z dna Oceanu Atlantyckiego, w którego wody spadła maszyna, i rekonstrukcji wraku. Użyto do tego specjalnych machin podwodnych i zaawansowanego sprzętu radiolokacyjnego. Z raportu dowiadujemy się, że pod wodą wykonano aż 85 tys. zdjęć – po to, jak czytamy, „aby przyjrzeć się kilkakrotnie każdemu kawałkowi szczątków z różnych kierunków”. Przypomnijmy, że zdjęcia do raportu Millera wzięto z internetu, od prokremlowskiego rosyjskiego dziennikarza Siergieja Amielina, a polscy i rosyjscy eksperci nie potrafili nawet dokładnie zmierzyć fragmentu oderwanego skrzydła Tu-154 (Rosjanie w pierwotnej wersji raportu MAK twierdzili, że jest to 4,7 m, a Polacy – od 6,1 do 6,7 m). Nie mówiąc o tym, że w przypadku francuskiego samolotu wydobyto z dna oceanu czarne skrzynki, przy czym ich poszukiwania dokładnie opisano, podczas gdy w raportach MAK i Millera znajduje się lakoniczna informacja, że rejestrator lotu K3–63 polskiego tupolewa nie został w Smoleńsku odnaleziony. Nie podano nawet, czy podjęto próbę odszukania urządzenia i jakie mogły być powody jego zniknięcia...(...)

Jeden z najbardziej znanych, a przy okazji najbardziej lapidarnych fragmentów raportu MAK brzmi następująco: „Dodatkowo w opinii eksperta Nr 37 zawarta jest informacja o wykryciu u Dowódcy SP Rzeczpospolitej Polskiej [gen. Andrzeja Błasika – przyp. »GP«] alkoholu etylowego »we krwi w stężeniu – 0,6‰, co odpowiada lekkiemu zatruciu alkoholowemu, w nerce alkoholu etylowego nie wykryto«. Stąd też wynika, że najprawdopodobniej alkohol został spożyty w czasie lotu”.

Nie dodano oczywiście – z przyczyn propagandowych – że ta niewielka ilość alkoholu etylowego (etanolu) została najprawdopodobniej wytworzona po śmierci gen. Błasika w wyniku procesów gnilnych. O czymś takim jak alkohol endogeniczny, bo tak nazywa się alkohol powstały z powodu rozkładu ciała, w ogóle się zresztą w smoleńskim raporcie MAK nie mówi.(...)

http://niezalezna.pl/37439-smolensk-jak-powinien-wygladac-raport-o-katastrofie

Brak głosów