Poseł PO o "bezprawiu seksedukacji"

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Polecam wypowiedź posła Platformy Ob., gdyż (poza obowiązkowymi peanami na cześć swojej partii) jest głosem rozsądnym i w pewnej mierze niezależnym, co jest zjawiskiem dość rzadkim w PO. Dlatego przyjemnie zaskakuje :-)

Program Platformy Obywatelskiej zakłada konsekwentne wsparcie rodziny. Premier Donald Tusk powiedział, iż Platforma nie będzie kroczyła w forpoczcie obyczajowej rewolucji w Polsce. Mam nadzieję, iż wezmą to sobie do serca przedstawiciele MEN – pisze poseł PO.

W ostatnich dniach opublikowano przygotowany przez środowiska lobbingowe LGBT poradnik dla nauczycieli, instruujący, jak indoktrynować dzieci i młodzież w zakresie oceny i postaw wobec zjawiska homo-, bi- i transseksualizmu. Nad wydawnictwem patronat objęła pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Na szczęście Ministerstwo Edukacji Narodowej dość szybko się od inicjatywy odcięło, zastrzegając, iż książka w żadnym wypadku nie jest podręcznikiem i nie jest zalecana przez MEN do użytku w szkołach.

Wpadka ministerstwa

Szkoda jednak, że takiej samej czujności i wrażliwości zabrakło MEN całkiem niedawno, gdy resort ten współorganizował w siedzibie Polskiej Akademii Nauk konferencję, podczas której eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) mieli się pochwalić wypracowanymi wspólnie z niemieckim Federalnym Biurem ds. Edukacji Zdrowotnej światłymi przemyśleniami na temat konieczności wprowadzenia wychowania seksualnego dzieci już od czwartego roku życia. Postulowano także m.in. dostarczenie dzieciom „fachowej" wiedzy, dzięki której „już sześciolatek powinien rozumieć pojęcie »akceptowalny seks«, a 12-latek potrafić komunikować się w celu uprawiania przyjemnego seksu". Wskazano na konieczność omawiania z dziećmi w ramach zajęć zagadnień związanych z masturbacją i antykoncepcją. Co ciekawe, według relacji mediów, przedstawiciele resortu edukacji mieli ochoczo pochwycić sztandar postępu i zdeklarować jego rychłe wprowadzenie pod strzechy zaściankowej polskiej szkoły.

O ile opisywana działalność WHO specjalnie nie zaskakuje, gdyż jest jedynie próbą konsekwentnego implementowania w kolejnych państwach ideologii lansowanej przez tę organizację od dłuższego czasu, o tyle już niefrasobliwa postawa przedstawicieli MEN musi budzić zastrzeżenia. I to co najmniej z dwóch zasadniczych powodów.

Autonomia rodziny

Po pierwsze, w przypadku wprowadzenia opisanych wyżej konferencyjnych „rewelacji" do programów nauczania polskich przedszkoli i szkół mielibyśmy do czynienia z poważnym naruszeniem porządku prawnego. Otóż art. 48 ust. 1 ustawy zasadniczej stanowi, iż to „rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami". Wyrażona w ten sposób, uznana powszechnie przez orzecznictwo i doktrynę konstytucyjna zasada prymatu rodziców w wychowaniu dzieci jest logiczną konsekwencją i uszczegółowieniem przyjętej w polskim prawie zasady autonomii rodziny, którą należy rozumieć przede wszystkim jako autonomię względem wpływów państwa. Powyższe łączy się z wyrażonym w art. 53 ust. 3 Konstytucji RP prawem rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania moralnego zgodnego z własnymi przekonaniami.

Zauważyć przy tym należy, iż konstytucyjna zasada prymatu rodziców w wychowaniu dzieci nie jest ewenementem charakteryzującym jedynie nasz system prawny, ale stanowi uszczegółowione odbicie tożsamej zasady uznanej w prawie międzynarodowym, wyrażonej m.in. w uchwalonej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, a ratyfikowanej przez Polskę, konwencji o prawach dziecka. Oparcie dla zasady autonomii rodziny względem wpływów państwa oraz prymatu rodziców w wychowaniu dzieci znajdziemy również m.in. w Protokole nr 1 do europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz w paktach praw człowieka ONZ.

W świetle powyższych argumentów nie budzi zasadniczo wątpliwości, iż narzucenie promowanego przez WHO wysoce zideologizowanego nauczania w dodatku w tak wrażliwej i intymnej dziedzinie jak ludzka seksualność byłoby nieuprawnioną i niespotykaną dotąd w demokratycznej Polsce ingerencją państwa w obszar zastrzeżony do wyłącznej kompetencji wychowawczej rodziców. Dodajmy – jak wskazano wyżej – kompetencji wychowawczej, chronionej powszechnie obowiązującymi normami prawa polskiego i międzynarodowego.

Już tylko na marginesie niniejszych rozważań warto dodać, iż ingerencja państwa w sferę wyłącznych kompetencji wychowawczych rodziców w opisywanym wyżej zakresie stanowiłaby naruszenie konstytucyjnej zasady pomocniczości.

Partia umiarkowanych wyborców

Po drugie, wprowadzenie przez MEN do polskich szkół postulatów programowych WHO stanowiłoby w istocie działanie resortu na szkodę nie tylko polskiej rodziny, lecz także rządu i Platformy Obywatelskiej. Dzięki swojej pojemnej, ale i zrównoważonej formule programowej Platforma posiadła nieosiągalną dla innych ugrupowań zdolność skutecznego rządzenia. PO jest odpowiedzią na zapotrzebowanie milionów Polaków – na przewidywalną i umiarkowaną formację zdrowego rozsądku. Tymczasem nadgorliwość MEN w żaden sposób nie wpisywałaby się w taki właśnie obraz Platformy. Wręcz przeciwnie – spychałaby Platformę na pozycje skrajnie lewicowe, narażając na utratę umiarkowanych wyborców, którzy bynajmniej nie oczekują obyczajowej rewolucji i indoktrynacji swoich dzieci. Elektorat PO nie tylko nie oczekuje, ale wręcz obawia się nieuprawnionego rozszerzania ingerencji państwa w ich życie prywatne i rodzinne. Rozszerzanie takie stanowiłoby zresztą zaprzeczenie wolnościowego ducha, który jest dla PO fundamentem.

Przypomnieć wypada również, że program PO zakłada konsekwentne wsparcie rodziny. Premier Donald Tusk powiedział, iż Platforma nie będzie kroczyła w forpoczcie obyczajowej rewolucji w Polsce. Mam nadzieję, iż wezmą to sobie do serca przedstawiciele MEN, zanim po raz kolejny przyjdzie im do głowy zadeklarowanie czegoś zgoła nierozsądnego.

http://www.rp.pl/artykul/9157,1012085-Bezprawie-seksedukacji.html

Brak głosów