„Pamięć buntu" 729 fotografii Powstańców Styczniowych: „podejrzanych", „poszukiwanych", „zesłanych", „straconych" cz.1

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

„Pamięć buntu" – tak zatytułował swój album warszawski policmajster baron pułkownik Platon Frederiks. Zebrał w nim 729 fotografii uczestników Powstania Styczniowego: „podejrzanych", „poszukiwanych", „zesłanych", „straconych". Nie przypuszczał, że tym samym nie tylko uhonorował te osoby – znalezienie się jako „buntownik" w rosyjskiej policyjnej kartotece jest niczym otrzymanie orderu od wolnej Polski – ale w ten sposób pozostawił po nich często jedyną materialną pamiątkę. Tak jest z historią Malwiny Gasztoft z Otrembskich.

Przepadła tak, jak w ciągu ponad dwóch ostatnich stuleci setki tysięcy naszych rodaków, gdzieś na bezkresach nieludzkiej ziemi… Rodzinę Otrembskich zawiadomił „obywatel Płocka", który powrócił z Syberii, a wcześniej miał być na katordze razem z Malwiną i świadkiem jej śmierci, gdy „po 12 latach zakuta przy taczkach umarła z wycieńczenia". Tam też została pochowana… Żyjący potomkowie nie zapalą świecy i nie pomodlą się nad jej mogiłą.

Pozostała po niej jedna fotografia i okruchy wiadomości, dzięki którym możemy spróbować przywrócić jej pamięć. Nie jesteśmy w tym dziele osamotnieni, gdyż Stowarzyszenie Na Pograniczu z Lubowidza przygotowało wystawę: „Powstanie Styczniowe. Historia na wyciągnięcie ręki". Na jednej z plansz zamieściło fotografię Malwiny (w niektórych źródłach występuje jako Balbina), która od kilku miesięcy pokazywana jest w jej rodzinnej wiosce – Zieluniu w powiecie żuromińskim między Sierpcem a Mławą, na północnym Mazowszu.

Dzięki Stowarzyszeniu przed kilkunastu dniami, w 150. rocznicę powstańczych walk, grupy rekonstrukcyjne odtworzyły jedną z miejscowych potyczek poprzedzoną uroczystą mszą św. w intencji poległych. To tylko jedna z wielu ilustracji, jak lokalne społeczności potrafią skutecznie dbać o pamięć o historii naszego narodu. W przeciwieństwie do władz centralnych, które – nie ma tygodnia – aby nie dowiodły swojej, delikatnie ujmując, obojętności wobec polskiej tożsamości.

Fotografie jak relikwie

Z fotografii spogląda na nas młoda dziewczyna. Dotąd nie udało się odnaleźć jej metryki. Ileż może mieć lat? Osiemnaście, dwadzieścia… Na zdjęciu jest w czerni, tak jak nosiły się polskie kobiety od początku polskich miesięcy 1861 r. Fotografia mogła zostać zrobiona wtedy lub nieco później, ale z dużym prawdopodobieństwem tylko w odległej o blisko 150 km Warszawie. Bliżej wtedy fotografa nie było.

Przełom lat 50 i 60. XIX w. to czas popularyzacji fotografii, co było efektem pojawienia się wtedy nowych rozwiązań technicznych. W okresie przedpowstaniowym fotografia zaczęła odgrywać duże znaczenie również polityczne. Obok najsłynniejszego i eksperymentującego już od lat atelier Karola Bayera, w Warszawie pojawia się ponad 30 nowych zakładów. Wprowadzenie nowych technologii pozwoliło na szybkie wykonywanie tysięcy odbitek. Po całym Królestwie Polskim krążyły wykonane przez Bayera zdjęcia obwiązanej głowy policmajstra Fiodora Trepowa, gdy został obity przez warszawską młodzież, czemu towarzyszył wierszyk „Na Starym Mieście, przy wodotrysku, pan policmajster dostał po pysku", czy pięciu zabitych przez Rosjan podczas manifestacji w lutym 1861 r., jako ilustracja bestialstwa Moskali.

W Krakowie, przed wyruszeniem w pole, młodzież fotografowała się u Walerego Rzewuskiego w jego zakładzie przy ul. Kopernika. On wykonał zdjęcia słynnych francuskich żuawów śmierci walczących w powstaniu, na czele z ich dowódcą Franciszkiem de Rochebrune'em. Jego fotografia również znalazła się w policyjnym albumie „Pamięć buntu", tym samym, w którym płk Frederiks umieścił Malwinę.

Uwiecznianie na fotografiach stało się wtedy modne, a wiele ze zrobionych wówczas zdjęć było przechowywanych niczym relikwie, przypominając poległych bliskich. Niektóre powędrowały z zesłańcami na Syberię jako jedyne rodzinne pamiątki.

Z powstańczym rozkazem

Wiemy, że Malwina była kurierką. Profesor Ryszard Juszkiewicz, badacz Powstania Styczniowego na północnym Mazowszu, wymienia ją obok Anieli Moszczyńskiej, Aleksandry Janiszewskiej, Anieli Radzieckiej, (nieznanej z imienia) Kocięckiej – wśród mających największy „udział w pracy łączności". Być może Malwina, przewożąc tajne rozkazy, wiadomości, „bibułę" podczas wizyty w Warszawie zaszła do jednego z fotograficznych atelier.

Nie znamy nawet jej daty urodzenia, dotychczasowe poszukiwania w księgach parafialnych okazały się nieskuteczne. Ojciec był rzemieślnikiem, krawcem. Rodzice zadbali o patriotyczne wychowanie dzieci, skoro nie tylko Malwina, ale również jej brat Gracjan Szymon Otrembski – urodzony w 1842 r. i pracujący jako dworski oficjalista – też poszedł do powstania i walczył jako kosynier.

Na początku 1863 r. do Zielunia przybył Bronisław Gasztoft (Gasztowtt). Jego rodzina pochodziła z Kowieńszczyzny, a ojciec był powstańcem listopadowym i po jego klęsce osiadł na emigracji we Francji, gdzie założył rodzinę, poślubiając Francuzkę. Bronisław był ich synem, który – gdy dorósł – zaciągnął się do francuskich żuawów. Na wieść o wybuchu powstania porzucił służbę wojskową i przybył do Królestwa, właśnie do Zielunia, gdzie jeden z jego krewnych pracował jako poborca w komorze celnej. Okazał się doskonałym oficerem, jakich brakowało powstańczym partiom. Tworzył je na terenie powiatów w Mławie, Sierpcu i Rypinie. W kolejnych potyczkach jest zawsze wymieniany obok innych jako ten, który odznaczył się męstwem. Wtedy poznał Malwinę. Jej matka, z domu Liberadzka, również pochodziła z Kowieńszczyzny, była też krewną jednego z poborców zieluńskiej komory celnej. Malwina wraz ze swoim bratem Gracjanem stali się jednymi z pierwszych podwładnych w oddziale kapitana Gasztofta.

„Dano ten jeden dzień nam…"

Najprawdopodobniej już wcześniej musiała być zaangażowana w powstańcze struktury i oddana sprawie, gdyż trudno sobie wyobrazić, aby oficer, który porzuca służbę wojskową we Francji i przybywa do Polski, w której nigdy wcześniej nie był, aby walczyć o jej niepodległość, zwrócił uwagę na młodą panienkę, gdyby jej jedyną zaletą miała być tylko uroda. Tymczasem połączyło ich uczucie. Pobrali się latem 1863 r. Była to jedna z tych miłości, tak częstych w naszych dziejach, o których śpiewano za Włodzimierzem Sokołowskim: „Nasza miłość wojenna/Do innych jest niepodobna/Naszą miłość wojenną/Trzeba szybko wykochać do dna/Nasza miłość wojenna/Jest pośpieszna i smutna/Dano ten jeden dzień nam/Nie przyrzeczono jutra…".

Młodzi dostali tych dni kilkadziesiąt… Malwina walczyła u boku Bronisława. W październiku Moskale zaatakowali obóz powstańczy pod Galuminem. Zgrupowanie dowodzone przez Włocha majora Kamila Leneizo (Lencisa) składało się z kilku oddziałów, jednym dowodził Gasztoft, innym Władysław Cielecki „Orlik". Obaj wobec przeważających sił „odznaczyli się bohaterstwem". Wśród kilkunastu poległych, pogrzebanych na cmentarzu w Lubowidzu, udało się ustalić zaledwie dwa nazwiska: 23-letniego Bonikowskiego, faktycznie Bońkowskiego z Gulbin i Ignacego Wasiaka z Osówki. Część wziętych do niewoli Rosjanie spalili w stodole w majątku Dziwy (w sierpniu podobnej zbrodni dopuścili się wobec powstańców otoczonych w stodole w pobliskim Chromakowie).

Cztery dni później – 14 października 1863 r. – półtora tysiąca Rosjan dopadło 300 powstańców dowodzonych przez majora Leneizo i kapitana Gasztofta na lewym brzegu Wkry pod Osówką. Polacy zaczęli ustępować dopiero, gdy poległ major Leneizo i kpt. Gasztoft. Syn Gracjana Otrembskiego Rajmund napisał na podstawie wspomnień ojca, że pod Osówką zginął kpt. Gasztoft, „przeprawiając się przez rzekę Wkrę-Działdówkę konno po klęsce". Dzisiaj uważa się, że stało się to jednak 20 października – w bitwie pod Dziwami i opis dotyczy tej potyczki. Dalej czytamy: „…a żonę jego Balbinę Gasztoftową z Otrembskich, pojmali Kozacy, ponieważ koń jej nie chciał skoczyć do rzeki. […] Ciało Gasztofta wyłowiono z rzeki i pochowano razem z innymi we wspólnej mogile na cmentarzu w Zieluniu".

Malwina widziała śmierć swojego męża, sama znalazła się w rękach Moskali. Być może wiedziała, że do niewoli trafił też jej brat Gracjan. Jemu jednak szczęśliwie udało się zbiec i przedostać do Prus, gdzie trafił do więzienia, ale po amnestii i wykupieniu przez ojca wrócił do domu. Doczekał wolnej Polski – zmarł w 1921 r.

Być może marzyła o losie, jaki spotkał pojmanego wtedy przez Rosjan dzielnego Władysława Cieleckiego „Orlika". Niespełna miesiąc później – 14 listopada 1863 r. – z twierdzy w Modlinie przewieziony został do Przasnysza pod strażą w otwartym wozie, „odziany w długą białą koszulę". Nie pozwolił przywiązać się do wkopanego w ziemię pala. Miejsce jego pochówku stratowali kozacy, ale już w następną noc udało się wykopać jego ciało i pogrzebać na miejscowym cmentarzu. Jej przyszło umierać dwanaście lat…

http://niezalezna.pl/47499-dziewczyna-z-albumu-policmajstra-i

Brak głosów