Ekscesy strerowane - rozmowa z Przemysławem Czyżewskim, szefem Straży Marszu Niepodległości

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Dlaczego w centrum stolicy jest nielegalny squat?

– Nie wiem. Można wnioskować, że policja to miejsce w stu procentach kontroluje i uznała, że nie musi go w żaden sposób zabezpieczać, choćby dlatego, by lewaccy ekstremiści nie mieli tam swojej bazy. Policja tymczasem 11 listopada była tam dwa razy i nie reaguje na fakt, że są tam gromadzone butelki z benzyną.
Widziałem ludzi z procami do miotania kamieni i stalowych kulek.

– Oni mieli bardzo różny sprzęt. To bojówkarze, którzy posiadają własne instrukcje walki z policją i przeciwnikami politycznymi, więc do tego typu konfrontacji są dobrze przygotowani. Gdyby służby porządkowe chciały być tak skuteczne, jak były skuteczne wobec środowisk narodowych czy kibicowskich, to problemu by nie było. Może zrobiono to specjalnie, by wybuchło to zamieszanie, a ci bojówkarze są na tyle kontrolowani przez policję, że ona sama uznała, że nie będzie musiała reagować.
Do awantury przy ul. ks. Skorupki doszło wtedy, gdy na pl. Defilad odbywał się wiec. Marsz miał dopiero wyruszyć. Wiedzieliście o niej?

– Tak, byliśmy przez policję poinformowani, że jest tam na dachu jakaś grupa ludzi. Dlatego jako straż marszu, by zabezpieczyć kolumnę marszową, mogliśmy tylko zablokować wlot na ul. Wilczą. Przyznam, że nie byliśmy pewni, czy przypadkiem z dachów nie nastąpi jakiś atak na ludzi. Wiedzieliśmy jednak, że jeśli nie odetniemy wlotu z tej ulicy, to uczestnicy marszu, widząc atakujących lewaków, dadzą się sprowokować.
W pewnym momencie to straż marszu tworząca kordon została zaatakowana przez zamaskowanych uczestników marszu.

– Staraliśmy się wlot na ulicę zabezpieczyć, by nie zaczęło się tam duże zamieszanie. Pochłonęło to jednak tyle naszych sił, że poza zabezpieczeniem kolumny marszowej i stworzeniem czoła marszu, które przeszło do samego końca manifestacji, nie byliśmy w stanie zabezpieczyć kolejnych punktów na trasie marszu. Zresztą było to właśnie nasze zadanie ustalone z policją. Bardzo długo tworzyliśmy ten kordon na ul. Wilczej, zanim jeszcze marsz wyruszył z ronda Dmowskiego. Skoro policja wiedziała, że jest tam zagrożenie, że jest możliwość prowokacji uczestników marszu, to dlaczego nie interweniowała w squacie?
Z drugiej strony, czoło marszu zostało uformowane za późno i tysiące ludzi w bezładzie podążało trasą już wcześniej. W tym grupy kibiców w kominiarkach.

– Nie da się ot tak zatrzymać wielkiego tłumu. Nikt nie spodziewał się, że nie będzie przy ul. ks. Skorupki wcześniejszej interwencji policji. Zakładaliśmy, że odcinając ulicę Wilczą od kolumny marszowej, ochronimy ludzi, a reszty dokona policja, bo to była jej sprawa. Tymczasem wybuchła awantura, a na miejscu – jak się potem dowiedzieliśmy – były kamery TVN.
Od godz. 13.30 byłem na pl. Defilad, widziałem gromadzących się uczestników marszu i widziałem również kiboli w kominiarkach. Było jasne, że czekają na awanturę.
(...)

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/60000,ekscesy-sterowane.html

Brak głosów