Drażni mnie to, co czerwone. Mam to w genach
Zmiany, które dokonały się po 1989 roku to nie to, o co walczył mój ojciec. Przedtem nazywali Żołnierzy Wyklętych bandytami, dziś patriotów określa się mianem faszystów. Czy to się czymś różni? – mówi Marek Franczak, syn sierżanta Józefa Franczaka „Lalka”, ostatniego Żołnierza Wyklętego.
Jak toczyło się życie Pańskiego ojca przed drugą wojną światową?
- Mój ojciec, Józef Franczak, urodził się 17 marca 1918 roku w Kozicach Górnych, w rodzinie wielodzietnej. Żyli biednie. Ojciec poszedł do wojska na ochotnika w wieku siedemnastu lat. Ukończył Szkołę Podoficerską, po czym został przydzielony do plutonu żandarmerii w Równem na Wołyniu. Jeden z żyjących jeszcze kolegów ojca z lat partyzanckich – Wacław Szacoń mieszkający obecnie w Liszkach pod Krakowem – mówił mi, że ojciec służył w II oddziale, czyli w wywiadzie.
Kiedy rozpoczął działalność konspiracyjną?
- Do Związku Walki Zbrojnej przystąpił w roku 1940. Szkolił partyzantów w Żukowie w gminie Chrzczonów. Najpierw został dowódcą drużyny, później dowódcą plutonu w III Rejonie Obwodu Lublin AK.
Skąd pseudonim „Lalek” czy też „Laluś”?
- Według niektórych dlatego, że był bardzo przystojny. Szacoń z kolei mówił, że kiedy ojciec przyszedł w garniturze na kwaterę w Piaskach, to Antoni Kopaczewski „Lew” powiedział na jego widok: O, laluś przyszedł. I tak zostało. Później ojciec zmienił to na „Lalek”.
Pański ojciec wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego…
- W lipcu 1944 roku Sowieci przekroczyli Bug i weszli na Lubelszczyznę. Miesiąc później ojciec zgłosił się na ochotnika do II Armii Wojska Polskiego. Tam stał się świadkiem skazania przez sąd polowy na śmierć i rozstrzelania kilkudziesięciu żołnierzy Armii Krajowej. Bał się, że jego spotka podobny los., nie wrócił więc w rodzinne strony, lecz udał się najpierw do Łodzi, a później do Gdyni. Postanowił uciec do Szwecji. W ostatniej jednak chwili zrezygnował. Jakiś czas później na dworcu w Sopocie przez przypadek zauważyła go sąsiadka. Po powrocie do domu opowiedziała o tym wszystkim. A ojciec był już wtedy poszukiwany przez UB i NKWD. Zorientował się, że UB depcze mu po piętach. Na przełomie roku 1945 i 1946 wrócił na Lubelszczyznę…
I dostał się pod komendę majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”…
- Tak, trafił do „Zapory”. I zaczął na nowo życie partyzanckie, miał już kontakty z „Uskokiem”. 17 czerwca 1946 roku razem z kilkoma osobami został aresztowany przez lubelski Urząd Bezpieczeństwa. Było to na przyjęciu weselnym w Chmielniku. W drodze do Lublina partyzanci na sygnał „Lalka” rozbroili konwojentów i uciekli. Zginęło czterech funkcjonariuszy UB, a trzech zostało rannych.
W roku 1947 Józef Franczak dołączył do oddziału dowodzonego przez kapitana Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.
- Wiosną 1947 roku „Uskok” zreorganizował oddział, podzielił go na trzy kilkuosobowe patrole. Do zadań należało wykonywanie kar chłosty lub śmierci na tajnych współpracownikach UB i członkach PPR. Jedną z akcji, którą przygotował mój ojciec, była egzekucja komendanta MO z Piask w Gardzienicach. Milicjant ten był szczególnie aktywny w zwalczaniu podziemia niepodległościowego. Wyrok na nim wykonał syn Władysława Grabskiego, ministra z czasów dwudziestolecia międzywojennego, który nosił pseudonim „Pomian”. Uczestniczył w powstaniu warszawskim, po czym zaangażował się w konspirację na Lubelszczyźnie.
W tym czasie został wytropiony „Uskok”, który zginął 21 maja 1949 roku…
- W bunkrze, w którym ukrywał się „Uskok”, w ręce UB trafiła dokumentacja oddziału, pamiętnik „Uskoka” oraz zdjęcia partyzantów. Na kilku z nich był Józef Franczak, który został na nich przez UB oznaczony numerem 1. „Lalek” razem z „Wiktorem” zlikwidował zdrajcę Franciszka Kasperka „Hardego”, który przyczynił się do śmierci „Uskoka”.
Do lutego 1953 roku działali ostatni żołnierze „Uskoka”. W lipcu tego roku UB zabiło pod Mławą siedmioosobowy patrol porucznika Wacława Grabowskiego „Puszczyka”. Później, w nocy z 2 na 3 marca 1957 roku we wsi Jeziorko koło Łomży grupa operacyjna SB-KBW zabiła podporucznika Stanisława Marchewkę „Rybę” – ostatniego partyzanta na Białostocczyźnie. W lutym 1959 roku koło Leżajska został aresztowany Michał Krupa „Pułkownik”, a 30 grudnia 1961 roku w powiecie biłgorajskim w ręce SB dostał się Andrzej Kiszka „Dąb”. Pana ojciec jest ostatnim z Żołnierzy Wyklętych. Czy próbował się ujawnić?
(...)
Read more: http://www.pch24.pl/drazni-mnie-to--co-czerwone--mam-to-w-genach,18537,i.html#ixzz2iY8KwJK8
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 290 odsłon